piątek, 14 lutego 2014

Przed debiutem

Rodzaj: yaoi, oneshot, fluff
Pairing: JiKook
Ostrzeżenia: brak

Od autorki: Wesołych Walentynek! Ja nie obchodzę co prawda tego święta, ale wiem, że większość ma jakąś ważną osobę, z którą poświętuje dzisiaj. Ja też zatem wstawiam słodkiego fluffa, żeby uczcić jakoś ten dzień w imieniu tych, którzy mają, co świętować. Na początku ten shot miał być mocnym angstem, ale przerwałam, a potem zmieniłam to w to. To nawet właściwie nie jest tak do końca yaoi, bo nie ma jednoznacznych odniesień, ale... Kocham was i proszę o komentarze. <3


Jeongguk siedział w pustej sali i wpatrywał si w swoje odbicie, które widać było w lustrze rozciągającym się na całej ścianie przed nim. Spuścił wzrok na swoje podniszczone trampki i westchnął z rozrzewnieniem. Tak dużo w nich przeżył, tak wiele dni w nich tańczył, że podeszwy były zdarte, a po bokach widniały liczne dziury. Przeniósł wzrok na nowe buty stojące obok niego. Kupił je dziś przed przyjściem tutaj. Wahał się, czy je założyć, jednak wiedział, że nie da rady już tańczyć w swoich starych.
Zdjął stare trampki i założył nowe. Kiedy je zawiązał, poczuł jakieś ukłucie w sercu, jednak zignorował je. Żeby spełnić swoje marzenie, by zostać trainee i stać się członkiem boysbandu, musiał wyjechać z rodzinnego miasta i zostawić tam całą swoją rodzinę i wszystkich przyjaciół. Najgorsze było to, że jego rodzice byli zbyt biedni, by opłacić mu jakieś mieszkanie, czy pokój, więc chłopak skłamał im, że ma tu znajomego, który się nim zaopiekuje. Gdyby nie skłamał, nie mógłby tu przyjechać. Miał co prawda oszczędności, ale nie wziął czegoś pod uwagę. Sadził, że jest na tyle dobry, by przejść dalej już za pierwszym razem. Tymczasem okazało się, że brakowało mu dobrej techniki. Mężczyzna, który oceniał go, doradził mu, by przyszedł następnym razem, a w między czasie niech weźmie lekcje, żeby zniwelować chaotyczność kroków. Jeong nie zamierzał się poddawać, postanowił zostać trainee, a potem stać się sławny na całą Koreę i zarobić pieniądze. Zrobi to, osiągnie więcej niż ktokolwiek wcześniej, pomoże rodzinie. Na razie jest w stanie poświęcić wszystkie swoje nastoletnie lata.
Miał w sobie wiele zapału, wiedział, że jest bardzo młody. Miał ledwie czternaście lat. Zaczął interesować się tańcem, kiedy był dzieckiem, jednak idolem zechciał zostać rok temu, kiedy przeglądał gazety i natknął się na artykuł o zarobkach gwiazd k-popu. Poczuł w tamtym momencie, że musi zostać idolem, zarobić pieniądze i dać je rodzicom, którzy ich bardzo potrzebowali. Wtedy zaczął trenować na poważnie. Był samoukiem i uczył się z programów telewizyjnych albo filmików na Internecie.
Teraz znalazł się w Seulu i stał się bezdomnym, który ostatnie pieniądze stracił na dodatkowe lekcje tańca. Czekał, więc w sali na swojego nauczyciela ze zniecierpliwieniem, był zły, że ten się spóźnia. Włożył stare buty do plecaka i nie chcąc już dłużej czekać, zaczął się rozgrzewać. Czy został oszukany przez tego gościa od tańca?
Nie widział go jeszcze, pieniądze oddał na konto nauczyciela. Mężczyzna rozmawiał z nim jedynie przez telefon i przyznał, że będzie jego pierwszym uczniem. Jeong obawiał się, że zbyt mało się od niego nauczy, ale nie miał wyboru, bo inni brali spore sumki, a on nie posiadał wiele. Zdał się na swój los, nie był jednak gotowy na porażkę i nie zamierzał patrzeć na świat pesymistycznie.
Wtedy do środka wbiegł zdyszany chłopak. Jeong odwrócił głowę i spojrzał na niego. Był młody, może nieco starszy od niego. Jego twarz była chłopięca, a uśmiech zakwitający na twarzy był niezwykle słodki. Chłopak był również drobny i niższy od Jeonga. Zasapany zrzucił torbę na ziemię.
 - Bardzo przepraszam za spóźnienie, ważne sprawy osobiste – oznajmił – Jestem Park Jimin – wyciągnął dłoń, którą nastolatek uścisnął, kłaniając się – To ciebie mam uczyć? Inaczej sobie ciebie wyobrażałem. Ile masz lat? – mówił szybko.
 - Tak, to ja – potwierdził chłopak – Jestem Jeon Jeong Guk i mam piętnaście lat. Miło mi cię poznać, hyung – ukłonił się  i spojrzał na nieco zdziwionego chłopaka przed sobą.
 -Piętnaście? – spytał.
 - Tak – potwierdził Jeong.
 - Czemu chcesz się uczyć tańca? – zadał kolejne pytania, wpatrując się w niego.
 - Chcę zostać trainee w Big Hit Entertainment, byłem na przesłuchaniu, ale powiedziano mi, że muszą poćwiczyć nad techniką, bo jestem zbyt chaotyczny, mam pójść na jakieś lekcje i wrócić za pół roku. Postanowiłem tak zrobić – wyjaśnił Jeong.
 - Chcesz zostać idolem? – spytał trochę ze zniechęceniem Jimin.
 - Tak – odparł pewny swego chłopak.
 - Dlaczego?
 - Potrzebuję pieniędzy – przyznał nastolatek.
 - Pieniędzy? – zadrwił Jimin.
 - Nie dla mnie -  dodał od razu chłopak.
 - A dla kogo? – zaciekawił się Jimin.
Jeong wzruszył ramionami, nie chcąc być zbyt wylewnym. Nie miał tego w naturze.
Jimin cicho prychnął pod nosem, odwracając się do chłopaka plecami i zdejmując kurtkę. Jeśli to nie pieniądze dla niego, to pewnie ma próżną dziewczynę, której chce zaimponować. W takiej sytuacji, pewnie nie jest bystry, a do tego jeszcze smarkaty, więc jego umiejętności muszą być równe zeru, a ludzie z jury po prostu nie chcieli robić mu przykrości, mówiąc, że brak mu jedynie techniki.
 - Pokaż, co umiesz – powiedział starszy, kiedy zdjął już kurtkę.
Chłopak stał przez chwilę w miejscu, by zebrać siły i ruszył. Był niezwykle naturalny w tym co robił, poruszał się z lekkością i gracją. Rzeczywiście brak mu było techniki, czasem był nieco chaotyczny, ale nadrabiał to sercem włożonym w taniec. Miał zamknięte oczy, a jego ciało wiło się po parkiecie.
Jimin stał jak wryty. Jak mógł, tak źle go ocenić? Chłopak był genialny, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego młody wiek. Boże, broń każdego, kto pomyśli, że ten chłopak nie potrafi tańczyć.
Jeong skończył i stanął przed nim, chcąc znać jego opinię. Jimin nie odzywał się, jedynie patrzył na niego w skupieniu.
 - Brak ci techniki – powiedział w końcu, a Jeong drgnął  - Jednak masz wszystko inne – dodał po chwili, na co młodszy się rozchmurzył – Nauczę cię, jak być bardziej precyzyjnym, a wtedy na pewno staniesz się sławny.
Nastolatek uśmiechnął się szeroko i rzucił się na szyję Jimina. Starszy drgnął zdziwiony tym nagłym bliskim kontaktem, ale nim zareagował jakoś, chłopak już odsunął się od niego.
 - Zaczynajmy lekcję – oznajmił wesoło.
Jimin stał nadal w tym samym miejscu, a jego serce biło jak oszalałe, czuł dokładnie dotyk chłopaka na swoim ciele i miał wrażenie, że będzie go czuł już na wieczność. Coś się z nim działo, jednak nie miał pojęcia co to takiego.
 - Hyung – przywołał go młodszy- Zaczynamy? – spytał niepewny.
* * *
Opadli na podłogę, tracąc oddechy, cali zlani potem.
 - Jestem wykończony – powiedział Jeong- Nigdy nie tańczyłem tak długo.
 - Przyzwyczajaj się, jeśli rzeczywiście przejdziesz dalej i zostaniesz trainee, to będzie twój chleb powszedni – stwierdził Jimin.
 - Wiem, ale jestem gotowy na to poświęcenie – odparł pewnie chłopak – Ty nigdy nie myślałaś o dołączeniu do jakiejś wytwórni, hyung? Jesteś niesamowity – spytał młodszy.
 - Kiedyś o tym myślałem – przyznał.
 - Dlaczego tego nie zrobiłeś? – zadał kolejne pytanie Jiminowi.
 - Przez mojego brata, nie pozwolił mi, to on jest moim opiekunem – opowiedział szczerze.
 - Ile masz lat, hyung? – spytał chłopak.
 - Siedemnaście – powiedział, a Jeong usiadł prosto.
 - Siedemnaście? –zdziwił się – Tylko dwa lata więcej niż ja – stwierdził zszokowany.
 - Zgadza się – potwierdził starszy.
 - Jej, nie powiedziałbym – z powrotem opadł na plecy.
 - Niby czemu? – spytał – Nie jestem zbyt wysoki, a moja twarz nie wygląda dorośle – powiedział Jimin.
 - No bo… - przerwał zawstydzony – Masz takie mięśnie – spojrzał na ramiona starszego i zawstydził się jeszcze bardziej, serce Jimina przyspieszyło, uznał to za komplement.
 - No… cóż – westchnął – Dzięki – dodał, wstając.
 - Hej, hyung – młodszy chłopak stanął obok niego i spojrzał w ziemię – Nie wiesz może, gdzie jest jakieś dobre miejsce, gdzie można się przespać – spytał nieśmiało.
 - Nie wiem, gdzie mieszkałeś wcześniej, Jeong, ale to Seul i jest tu pełno hoteli – zaśmiał się.
 - Ale ja…  - chłopak urwał, czując się niezręcznie – Nie mam pieniędzy – przyznał, a Jimin spojrzał na niego zdzwiony.
 - Jak to nie masz pieniędzy? – zdawał się być zszokowany – Rodzice ci ni nie dali?
 - Nie mają, myśleli, że zatrzymam się u znajomego, ale ja tu nikogo nie znam, poza tym myślałem, że przejdę ten casting – wytłumaczył, nie patrząc na Jimina.
 - Boże, młody – westchnął zrezygnowany nieznajomością życia młodszego.
Trochę zazdrościł mu tej całkowitej beztroski i podążania za swoimi marzeniami, on sam nigdy nie mógł taki być. Brat skutecznie podcinał mu skrzydła. Mawiał, że taniec nie może być planem na przyszłość, bo za to się nie naje.
 - Właściwie to mógł być zostać tutaj – wpadł na pomysł Jimin – Mam klucze do tej sali, tylko zmyj się przed ósmą, bo przyjdzie tu instruktor – wytłumaczył, a Jeong rozradowany znów go uścisnął.
Jimin znów stracił możliwość oddychania i to nie przez siłę uścisku. Chyba powinien się przyzwyczaić do tej spontaniczności młodszego.
 - Spotkamy się jutro wieczorem – powiedział Jimin i ubierając kurtkę, zostawił Jeonga samego.
Chłopak spojrzał po sali i zdał sobie sprawę, że został tu sam. Całkiem sam. Nigdy nie był nigdzie sam na noc. Zawsze był z rodziną lub przyjaciółmi, a teraz został w Seulu sam, bez pieniędzy, noclegu, jedzenia. Mimo to nie porzucił marzeń, gnał za nimi. Powinien wrócić, lecz nie zamierzał tego zrobić. Tylko skąd wziąć jedzenie? Jak na zwołanie zaburczało mu w brzuchu. Na razie nie mógł nic poradzić na to.
Nie miał żadnego koca, więc po prostu przykrył się kurtką i ułożył się pod ścianą, kładąc pod głowę torbę. Jutro o wszystkim pomyśli, dziś wystarczy, że jest cholernie zmęczony.
* * *
Jimin wszedł do sali, w której czekał na niego Jeong. Położył torbę w kącie i zdjął bluzę.
 - Hej – przywitał się z młodszym – Ćwiczyłeś jeszcze ten układ? – spytał chłopak.
 - Tak, ale niewiele – odparł młodszy.
 - Przyniosłem ci jedzenie – powiedział Jimin, przypominając sobie o tym, podszedł do torby, wyjmując z niej pudełko z kimchi.
 - Nie trzeba było – uśmiechnął się z wdzięcznością młodszy  - Naprawdę dziękuję – spojrzenie jakie posłał Jiminowi, roztopiło jego serce i pobudziło je do szybszego bicia.
 - Emm.. . – zająknął się bezsensownie chłopak – Nie ma za co – mruknął, a Jeong odwrócił się, by odłożyć je do swojej torby.
Jimin uderzył się w czoło, przeklinając swoje głupie serce. Niech przestanie tak szybko bić, a jego umysł niech się trochę rozjaśni. Musiał wychodzić na głupka przed tym chłopakiem. Zawsze to samo.
Jeong wrócił i rozpoczęli ćwiczenia. Chłopakowi szło coraz lepiej. Wystarczyło poprawić maleńkie niedociągnięcia i można było go już puścić na ten casting, żeby wszystkim opadła szczęka. Trenowali już od kilku tygodni. W tym czasie Jeong łapał się jakiś prostych zarobków, jak wyprowadzanie psów starszym paniom, czy noszenie ciężkich towarów wątłym kobietom, które miały małe sklepy, by zarobić na jedzenie. Nie zawsze mu się to udawało, więc Jimin starał się jakoś pomagać. Przynosił jakieś jedzenie, tak jak dzisiaj, czy ciepły koc, żeby młody nie przemarzł w te coraz zimniejsze noce. Chłopak dużo ćwiczył, więc nie powinien mieć problemów z przejściem dalej i zostanie trainee.
Jimin obserwował, jak chłopak płynnie przesuwa się po parkiecie. Robiło mu się przykro, że to już koniec ich znajomości. Nauczył go już wszystkiego, co potrafił. Jeong miał ogromne umiejętności, zwłaszcza jeśli uwzględnić wiek nastolatka. Jimin chciałby go zatrzymać na zawsze, ale od castingu chłopaka dzielił ledwie tydzień, a później zostanie trainee i już więcej się nie zobaczą.
* * *
 - Jimin hyung? – spytał Jeong, kiedy leżeli, wykończeni treningiem, na podłodze.
Starszy spojrzał na niego, ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Czuł na policzkach jego ciepły oddech, który drażnił jego delikatną skórę. Nastolatek wyglądał naprawdę wspaniale, mimo potu, zmęczenia i nadmiernie buchającego z jego ciała gorąca.
 - Tak? – chciał go wysłuchać, bo czuł, że chce powiedzieć coś ważnego.
 - Chcę byś poszedł jutro ze mną – oznajmił.
Dziś była ich ostatnia próba. Jutro Jeong miał w końcu iść na casting i pokazać, na co go stać. Jimin nauczył go wszystkiego, co umiał. Wydawało mi się, że pójdzie mu dobrze. Był tego pewien. Był w końcu jego uczniem, no i był absolutnie niesamowity.
Bardzo smuciła go myśl, że muszą się rozstać. Polubił tego chłopaka, nie tak dawno temu, sam myślał podobnie, a teraz spotykał Jeonga i wszystko powróciło, cała ta młodzieńczość i bunt, który powinien w sobie mieć w tym wieku.
 - Dobrze, pójdę z tobą – Jimin uśmiechnął się do chłopaka, leżącego obok i stykającego swoje ramiona z jego ramionami.
 - Chciałem powiedzieć, żebyś poszedł na przesłuchanie – wyjaśnił czarnowłosy, spuszczając wzrok – Nie ze mną, tylko żebyś spróbował. Na pewno ci się uda, jesteś lepszy ode mnie i sam mówiłeś, że o tym marzysz – powiedział.
 - Nie mogę, przecież już ci tłumaczyłem – westchnął Jimin.
 - Czemu się nie sprzeciwisz? – spytał zdezorientowany – Nikt nie powinien ci rozkazywać – powiedział pewnie.
 - Jeong, nie rozumiesz… - zaczął, ale chłopak usiadł gwałtownie, przerywając mu wpół zdania.
 - To mi wytłumacz – niemalże krzyknął młodszy.
 - Nie mam zamiaru – mruknął zirytowany już trochę  - Jesteś jeszcze dzieckiem i…- znów przerwał mu Jeong.
 - Ty też. Oboje jesteśmy dziećmi. Dziećmi z marzeniem, by zostać sławnym.
 - Każde dziecko ma takie marzenie – zironizował.
 - Czemu, więc nie spełnimy go właśnie my. Odważmy się zrobić coś, o czym wszyscy marzą – powiedział rozmarzony Jeongguk.
 - Jeong, czemu chcesz zostać kimś sławnym? – spytał twardo Jimin.
 - Jak to czemu? – zdziwił się chłopak.
 - Powiedziałeś mi pierwszego dnia, że potrzebujesz pieniędzy. Dla kogo? Bo twierdziłeś, że nie dla siebie. Jaki masz w tym cel?  - Jeong skulił się nieco i westchnął.
 - To prawda, pieniądze nie są dla mnie – przyznał.
 - A dla kogo? Chcesz komuś zaimponować? Jeśli tak, nie wiem po co cię uczyłem tego wszystkiego. Kolejny rozpieszczony dzieciak – zadrwił Jimin, a Jeong tylko skulił się bardziej – Yah! – wykrzyknął starszy, wstając na równe nogi – Odpowiedz. Po co, to robisz? Po co namawiasz mnie? Masz snobistyczną dziewczynę? – chłopak podniósł głos.
 - Nie, hyung. Mam chorą siostrę – odpowiedział cicho, a Jimin zamilknął i usiadł gwałtownie na podłodze, patrząc z zakłopotaniem w swoje stopy.
 - Ja… - zaczął zawstydzony swoim zachowaniem – Przepraszam – odczekał chwilę i wstał, idąc po swoje rzeczy, które porzucił w kącie sali – Pójdę już – oznajmił i wyszedł, zostawiając Jeonga całkiem samego.
* * *
Jeong siedział na wyściełanym, miękkim, brązowym krześle i okropnie się denerwował. Razem z nim siedziało kilku chłopaków, których nie znał, a którzy stresowali się równie mocno co on. Jego niepewność dodatkowo pogłębiał fakt, że z Jiminem rozstał się w niezgodzie. Strasznie lubił swojego nauczyciela tańca. Starszy był niesamowity, poruszał się tak lekkością, z taką gracją i pasją. Wszystkie jego ruchy były pewne i dopracowane. Wkładał w taniec całe serce i ogrom pracy, jednak nie oczekiwał niczego w zamian. Nie chciał iść naprzód, spełniać swoich marzeń, tak jak to robił Jeong. Dziwiło to nastolatka, ponieważ on sam pomimo tak wielu przeciwności losu, nadal chciał robić to co kochał. Wiedział, że przed nim długa droga, ale zauważał również to, jak wiele już przeszedł. Miał jasny cel, który próbował zrealizować. W momencie, w którym inni by się poddali, szedł dalej. Nie wahał się, kiedy stanął przed wyborem jedzenie i dach nad głową albo dodatkowe lekcje tańca, i przejście w następnym castingu. Teraz się nie wycofa.
Brak mu było obok uśmiechniętego Jimina, który by go wspierał. Miał przez jakiś czas wrażenie, że jego nauczyciel też chciałby pójść z nim, był dużo lepszy niż on, miał też bardzo ładny głos, powiedział, że kiedyś marzył o tym samym. Nie mógł sobie wyobrazić, jaki jest jego brat. Jimin tak strasznie się go boi, że nie ma szans, aby mu się sprzeciwił.
Ich relacja była jakaś dziwna. Jeong nie potrafił określić, co czuje, będąc blisko starszego. Nie można było tego określić mianem przyjaźni, bo zbyt krótko się znali. Jimin nie był dla młodszego jedynie mentorem albo sposobem na wspięcie się po szczeblach sławy i opłacenia operacji dla siostry. Wydawało się, że łączy ich specjalna więź. Przeznaczona jedynie dla tych, którzy rozumieją się od pierwszych wypowiedzianych do siebie słów. Znali się kilka tygodni, a potrafili rozmawiać ze sobą godzinami, jakby byli kumplami z tej samej ławki. Było to intrygujące. Jeong był zafascynowany tajemniczym nauczycielem tańca. Chciał poznać tajemnicę tego chłopaka i móc zbliżyć się do niego jeszcze bardziej.
Jednak wyglądało na to, że już się więcej nie spotkają. Dość smutna wizja, jednak taki jest właśnie prawdziwy świat. Ludzie w nim przychodzą i odchodzą, to nie jest teraz dla Jeonga ważne, przynajmniej tak próbował sobie wmawiać.
Kolejne nazwiska były wyczytywane, a on siedział nieruchomo, skubiąc lekko rąbek bluzy. Niecierpliwość i rozmyślania niszczyły go od środka. Stres się powiększał.
 - Nie denerwuj się tak – powiedział ktoś koło niego, klepiąc go po ramieniu.
Na dźwięk tego głosu, chłopak drgnął i spojrzał prosto w twarz Jimina, który usadowił się na krześle obok. Jeong nie dowierzał swojemu szczęściu. Czy możliwe jest, że starszy przyszedł go wesprzeć? A może wziął sobie do serca jego słowa i przyszedł spróbować swoich sił.
 - Hyung? – spytał zdzwiony Jeong – Co ty tu robisz?
 - Chyba nie po to cię uczyłem przez cały ten czas, żebyś teraz tak po prostu samotnie się denerwował – powiedział z olśniewającym uśmiechem na ustach – Musiałem zobaczyć, jak zmiatasz innych z parkietu, a poza tym przemyślałem sobie kilka spraw – oznajmił.
 - Och, dziękuję za wsparcie, Jimin hyung – odparł z uśmiechem Jeong- Co to za sprawy, nad którymi tak dużo myślałeś? – spytał.
 - Postanowiłem, że moje życie będzie tylko moim życiem i pójdę na casting. To jest drugi powód, że się tu znalazłem – wyjaśnił.
 - To znaczy, że też chcesz zostać trainee? – zapytał młodszy, a Jimin skinął głową –Yay, to świetnie. Może obaj przejdziemy. Bardzo cierpiałem z tego powodu, że wczoraj rozstaliśmy się i raczej się już nie zobaczymy, bo bardzo cię lubię, hyung – przyznał nieco zawstydzony Jeong, rumieniąc się uroczo.
Na te słowa Jimina przeszedł gorący dreszcz. Czuł, że jego uczucia różnią się znacznie od tych, które żywił do niego młodszy. Był sfrustrowany swoimi odczuciami, ale nic nie mógł poradzić na to, że chłopak go okropnie zmienił. Jego podejście do życia stało się bardziej agresywne i zaczął chcieć posiadać znacznie więcej, niż mu pozwalano. Wiedział, że jeśli mu się uda, to brat go zabije. Był niepoczytalny, siedząc na miękkim krześle. Pełen emocji, które przelewały się w jego sercu. Strach mieszał się ze słodkim zauroczeniem, była to ohydna i gorzka mieszanka, jednak postanowił ją przełknąć teraz, by później zbierać słodkie nagrody.
Nadszedł czas, by zadecydować i dojrzeć. Jimin stawał się mężczyzną w nadzwyczaj młodym wieku. Podobnie było z Jeongiem, którego imię właśnie wyczytano, co oznaczało, że czas na show.

piątek, 7 lutego 2014

Mroźny powiew pt 1

Od autorki: Oto pierwsza część tego opo, jest dosyć krótkie, ale całkiem mi się podoba, mam nadzieję, że wam też się spodoba. ;> Kocham was i proszę o komentarze. <3


Usiadłem przy stole w jadalni i przymykając oczy, odetchnąłem. Byłem bardzo zmęczony. Kocham moich przyjaciół i są dla mnie bardzo ważni, nie są jedynie przyjaciółmi, ale też rodziną. Sęk w tym, że oni są wykańczający, więc mimo że byłem niepocieszony tym, że zostałem sam, to trochę się cieszyłem z tego, że w końcu zapadła cisza. Napawałem się tą chwilą. W końcu poskromienie dziesiątki ludzi nie jest łatwe. Następnym razem idziemy do Suho, nie mam zamiaru znowu chować swoich ciastek przed Chanyeolem i godzić Sehuna oraz Kaia, namawiając ich przy okazji, by nie rzucali w siebie zabytkowymi wazonami mojej mamy. To naprawdę potrafi stać się uciążliwe, zwłaszcza, że reszta (może prócz Suho) wcale nie pomaga.
Relaksowałem się więc w najlepsze, jednak przerwał mi głuchy łoskot dochodzący z tarasu. Podskoczyłem na swoim krześle przestraszony i spojrzałem w przeszklone drzwi. Nasz dom stał tuż obok lasu, więc nie raz spotykałem na naszym podwórku zbłąkane dzikie zwierzęta. Jednak to nie mogła być wiewiórka albo zając, to zdecydowanie było o wiele większe, na to wskazywał potężny huk. Możliwe, że coś po prostu spadło, na przykład ta wielka doniczka, ale jestem niestety typem osoby, która pesymistycznie zakłada zawsze te gorsze dla mnie sytuacje. To mógł być wilk albo nawet niedźwiedź. Brr. Wolałem nie spotykać takich zwierząt.
Mimo ogromnego strachu dzielnie wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi tarasowych, by zerknąć przez nie na zewnątrz i rozeznać się w sytuacji. Czemu muszę być akurat teraz całkiem sam, zdany jedynie na siebie? Przecież wiadome jest to, że jeśli to będzie rzeczywiście jakieś dzikie zwierzę, to nie mam najmniejszych szans na wyjście z tej sytuacji bez szwanku, nie z moim niskim wzrostem, nawet siła moich mięśni, które wyrobiłem podczas tańca z Kaiem i Sehunem, nic mi nie da.
Spojrzałem w cichą i głuchą przestrzeń za szybą, ale nie zauważyłem niczego podejrzanego. Co prawda nie widziałem znacznej części tarasu, więc nie mogłem być tak do końca pewien. Spojrzałem z przestrachem w gąszcz naprzeciw mnie, jednak nie potrafiłem dostrzec nic prócz ciemności.
Pomału otworzyłem drzwi i wychyliłem się, by zerknąć w bok. Wtedy właśnie ujrzałem ciemny, poruszający się z wolna kształt w kącie tarasu, tuż obok bujanego krzesła, na którym w rzadkich wolnych chwilach siadywał mój ojciec. Przestraszyłem się i znów wszedłem do środka, zatrzaskując za sobą szybko drzwi. Byłem przerażony. Coś tam jest i ja niekoniecznie chcę wiedzieć co.
Chciałem zadzwonić od razu na policję albo uciec stąd czym prędzej, ale wtedy rzuciło mi się coś w oczy. To była ciemna smuga na drewnianych deskach, która w blasku księżyca połyskiwała czerwonawo. Zamrugałem kilkukrotnie, by upewnić się, że to prawda. Krew. Czy to zwierzę jest ranne? Trzeba mu pomóc. Odezwało się we mnie w tamtej chwili moje nadzwyczaj miękkie serce. Nie mogę porzucić potrzebującego zranionego, może nawet umierającego zwierzęcia. Nieludzkie. Jestem osobą pesymistyczną, lecz również posiadającą syndrom miłosiernego samarytanina i kiedy ktoś potrzebuje pomocy, a ja nie mogę nic zrobić, czuję się naprawdę podle.
Lekkomyślnie wyszedłem znów na taras. Od razu owionął mnie mroźny wiatr, a ja byłem cienko ubrany, więc zacząłem drżeć. Trochę z zimna, trochę ze strachu. Spojrzałem znowu w to samo miejsce, lecz zwierzę się nie poruszyło. Nie byłem pewien co to może być, ale było dość duże. Zostawiłem otwarte drzwi, by mieć drogę ucieczki. Coś jednak zapamiętałem z przydługiego wykładu mojego taty na temat bezpieczeństwa w postępowaniu z dzikimi zwierzętami.
Nie zauważyłem, by to coś się poruszyło, więc już trochę pewniej postąpiłem do przodu. Kiedy znalazłem się na kilka kroków od niezidentyfikowanego kształtu obok fotela ojca, rozpoznałem czym jest owo coś. Moje bezbrzeżne zdziwienie wymieszało się z napływającymi coraz to większymi falami przerażenia.
To nie było zwierzę. To człowiek.
Nagi człowiek, który nie poruszał się i ściskał obiema rękoma swój brzuch, a z pomiędzy jego palców lała się ciemna krew, która tylko dzięki domysłom mogła być rozpoznana w tym mroku.
Z początku odskoczyłem, nie do końca wiedząc, co w tej sytuacji mam zrobić. Jednak już po chwili przypomniały mi się te wszystkie słowa rodziców i nauczycieli, które pouczały, co uczynić, gdy znajdziemy osobę ranną.
Szybko wbiegłem do domu i chwyciłem za telefon, wykręcając numer na pogotowie.
* * *
 - Przepraszam – zaczepiłem pielęgniarkę, która wychodziła z sali, w której leżał nieznajomy znaleziony przeze mnie na werandzie.
Kobieta w białym fartuchu odwróciła się do mnie i spojrzała na mnie pytająco.
 - Czy mogę wejść i z nim porozmawiać? – spytałem.
Pielęgniarka, której platynowa plakietka głosiła, że nazywa się Sung Sang Rim, zmierzyła mnie nieprzyjemnym wzrokiem i podeszła do mnie.
 -Czy jesteś kimś z rodziny?  - spytała niezbyt uprzejmie.
Pokręciłem głową.
 - Więc nie możesz wejść, poza tym nie ma teraz pory odwiedzin, a pacjent lada chwila zostanie przewieziony na prześwietlenie – oznajmiła gładko – Coś jeszcze? – zadała pytanie poirytowana.
 - Ja… ja go znalazłem na swojej werandzie i nic o nim nie wiem, więc sądziłem… - nie dokończyłem, ponieważ kobieta ucięła tą rozmowę szybko.
 - To niczego nie zmienia, proszę czekać, jeśli pan tak bardzo chce się czegoś więcej dowiedzieć, a teraz przepraszam, ale mam huk roboty z innymi pacjentami – rzekła i odwróciła się na pięcie, odchodząc.
Co za wredna… Yhm. Nieważne, pokręciłem głową i usiadłem na krześle.
Kim jest ten nieznajomy? Lekarz, który tu był jakieś pół godziny temu powiedział mi, ze chłopak się obudził, więc mógłbym z nim porozmawiać, a on wyjaśniłby mi skąd się wziął na moim tarasie. Było grubo po północy, a nadal tkwiłem w tym szpitalu. Przecież nie mogę tu siedzieć przez całą wieczność.
Właściwie to nikogo w tej chwili nie było w środku oprócz tego chłopaka. Kusiło mnie, by po prostu tam wejść, ale przecież ta pielęgniarka ostro mi zabroniła odwiedzin. To nie w moim stylu, by łamać zasady.
„Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” – mawiał mój przyjaciel Chen. Co prawda on mówił to w sytuacjach zgoła odmiennych, na przykład kiedy oblizywał łyżeczkę Suho w kawiarni, kiedy starszy się odwracał. Jednak czy to przysłowie nie pasuje do tej sytuacji? Jeśli pielęgniarka tego nie widzi, to przecież się nie dowie, bo jej tu nie ma.
Wstałem i stanąłem przy drzwiach, rozglądając się po korytarzu. Kiedy nie zauważyłem nikogo prócz pacjentów i oczekujących takich jak ja, wśliznąłem się do środka.
Na łóżku siedział ten chłopak. Kiedy tylko wszedłem spojrzał na mnie i przeszył wzrokiem. Poczułem się co najmniej dziwnie, jednak zacisnąłem pięści i uśmiechnąłem się ciepło.
W świetle wyglądał inaczej, z pewnością przystojniej. Miał blond włosy i pociągłą twarz, jego oczy były trochę przerażające i jarzyły się niemal na żółto. Był też wysoki, dużo wyższy niż ja, no i trochę umięśniony, ubrany w szpitalną, prowizoryczną piżamę. Był strasznie atrakcyjny, a ja na swoje nieszczęście jestem gejem. Co za niefart.
 - Kim jesteś? – warknął swoim dosyć niskim głosem.
Zmieszałem przez to i spojrzałem na swoje stopy.
 - Jestem… Ekhm – mój głos odmawiał mi posłuszeństwa – Jestem L-Lay – zająknąłem się.
 Uniósł brwi, dając mi znak, bym jakoś to rozwinął.
 - To ja… cię znalazłem i… na swoim tarasie – oznajmiłem kulawo.
 - Ach – odetchnął i wyraz jego twarzy się zmienił – To ty mi pomogłeś? – spytał mnie milszym już tonem.
 - Tak – burknąłem cicho.
 - Dziękuję i przepraszam za kłopot – powiedział – Właściwie to… - zaczął, spoglądając na mnie niepewnie – Wiem, że i tak się już naprzykrzyłem i zrozumiem, jeśli odmówisz, ale potrzebuję pomocy jeszcze raz.
Spojrzałem na niego zdziwiony i oczywiście odezwało się we mnie poczucie, że muszę pomóc. To był jedynie po części mój kompleks pomagania, ta druga cześć to całkiem egoistyczna pobudka. Ten chłopak niesamowicie mnie pociągał, tak jak nikt wcześniej. Właściwie to jeszcze nigdy się w nikim nie zauroczyłem i bardzo zazdrościłem Luhanowi i Xiuminowi, gdy dwa lata temu zaczęli ze sobą chodzić. Sam chciałem się w kimś zakochać i znalazłem potencjalną ofiarę.
 - Nie, nie ma sprawy. Jasne, że ci pomogę – zapewniłem i machnąłem ręką – Tylko w czym? – spytałem już poważniej.
 - Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale ja muszę stąd uciekać. Po prostu nie może dojść do prześwietlenia, rozumiesz? – zapytał, a ja pokręciłem głową zdezorientowany – Chodzi o to… Eh, to nie jest odpowiednie miejsce na tego typu rozmowy, możesz mnie przez to wziąć za wariata. Obiecuję, że ci wszystko wytłumaczę, tylko błagam, pomóż mi w wydostaniu się stąd –powiedział trochę nieskładnie.
Nie wiedziałem, czemu pomogłem mu w zrealizowaniu tego planu, ale czułem, że postępuję dobrze. Nie robiłem czegoś wbrew sobie, wręcz przeciwnie. Czułem nieznany dreszczyk emocji, spowodowany robieniem czegoś zakazanego. To nie jest mój styl, ale coś w tym chłopaku mnie przekonywało, bym to zrobił.
 - Czekaj – powiedział – Jest jeszcze coś, ja… nie mogę wyjść tak na ten mróz i zmarznąć, bo… no mniejsza z tym, nie mogę – powiedział, a ja zmierzyłem go zdziwiony.
 -Ok, więc… - rozejrzałem się po gołych ścianach i nie za bardzo wiedziałem, co mam zrobić.
Zdjąłem kurtkę i podsunąłem mu ją.
 - Załóż to. Moje auto stoi tuż obok wejścia, pójdę je zagrzać i wrócę za chwilę – powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi.
 - Czekaj – jego dłoń owinęła się wokół mojego nadgarstka, przeszły mnie dreszcze, wywołane jego dotykiem.
Spojrzał na mnie spanikowany.
 - Nie martw się, wrócę – powiedziałem pewnie – W końcu są tu moje rzeczy – zażartowałem, a on spojrzał na mnie jeszcze przeciągle i mnie puścił – Po prostu mi zaufaj – rzekłem i wyszedłem.
* * *
Siedzieliśmy naprzeciw siebie na moim łóżku i patrzyliśmy na siebie niepewnie. Skubałem rąbek swojej bluzki, nie wiedziałem, co właściwie mógłbym powiedzieć. Nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej sytuacji. Siedział przede mną boski facet, którego ciało i twarz krzyczały „przeleć mnie!”, a ja milczałem jak zaklęty.
 - Więc… - zacząłem w końcu, przerywając tą nieznośną ciszę – Miałeś mi powiedzieć… to znaczy… wytłumaczyć… o co chodzi… z tym… wszystkim – jąkałem się.
 - Nie wiem, czy mnie przez to nie weźmiesz za wariata, ale ja… - zawiesił głos, a mnie zżerała ciekawość co powie, spodziewałem się wielu rzeczy, ale nie tego – … jestem wilkołakiem – powiedział, a ja uniosłem brwi w górę i parsknąłem śmiechem.
 - Serio? – spytałem rozbawiony.
 - Wiem, że to brzmi dość… dziwnie. Jednak nie kłamię. Lay, jestem wilkołakiem. Zamieniam się w wilka. Jest wiele takich osób jak ja, które przybierają postać wilka w każdą zimę. Całe watahy wilkołaków żyją w tych lasach. Jest to dość…  - pokręcił głową – Kiedy robi się zimno, wilkołaki czują zew i zmieniają się w wilki na całą zimę, a wraz z nadejściem wiosny i ciepła, znów stają się ludźmi. Ujemne temperatury tak na nas działają. Jednak z każdą przemianą to się wydłuża, co roku coraz dłużej jesteśmy wilkami, aż w końcu nie przemieniamy się z powrotem w ludzi i jesteśmy wilkami póki nie umrzemy. U każdego to wygląda inaczej, trwa dłużej lub krócej, nim w końcu zostanie się wilkiem na zawsze. Ja tego roku miałem się już nie przemienić – jego ton w tym momencie był przepełniony goryczą -  Jednak dziś postrzelił mnie myśliwy i nie wiem dlaczego przemieniłem się znów w człowieka. Doczołgałem się jakoś do twojego domu. Dziękuję za pomoc, ale to swoją drogą. Nie mogłem zostać w szpitalu, bo kiedy tylko zrobiliby mi prześwietlenie dowiedzieliby się, że nie jestem człowiekiem. Mój układ kostny jest zgoła inny, może nie jakoś radykalnie, ale mimo wszystko są pewne anomalie. Wiem, jak to brzmi, ale spróbuj mi uwierzyć – zakończył.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Czy on sobie ze mnie żartuje? Czy to jakiś kawał moich znajomych? Co to ma być? Jeśli to sprawka Kaia i Sehuna to ich uduszę. Nie wierze mu, ale jednocześnie to brzmi sensownie.
 - Masz jakieś dowody? Możesz to jakoś… zaprezentować? To że jesteś wilkiem – spytałem sceptycznie.
 - Emm…  - zastanowił się  - Tak, ja…posiadam nadludzką siłę i mogę ci to pokazać. Czy wtedy mi uwierzysz? – spytał.
 - Jak właściwie masz na imię? – spytałem, olewając jego pytanie.
 - Kris – powiedział, a ja skinąłem głową.
 - Kris… - rozejrzałem się za czymś ciężkim – Podnieś to łóżko jedną ręką – oznajmiłem i wstałem, stając obok biurka i czekając, aż to zrobi.
 - Ok – powiedział i wstał.
Nachylił się i złapał za ramę mojego łóżka, po czym podniósł je z taką lekkością, że zachłysnąłem się powietrzem. Spojrzał na mnie cwaniacko i uśmiechnął się. Niemożliwe, to łóżko jest… rama jest dębowa i… jest strasznie ciężkie. Co to za sztuczki?
 - A jednym palcem? – rzuciłem zszokowany, nadal niedowierzając.
Kris od razu spełnił moją prośbę i ustawił łóżko na jednym palcu. Potrzymał je chwilę, a kiedy zauważył, że nie mrugam, położył je z powrotem.
 - A… a… a biurko? Jest strasznie ciężkie – powiedziałem, a on podszedł do biurka i podniósł je, jakby nic nie ważyło.
 - Co tu się, do cholery, dzieje? - spytałem i podbiegłem do biurka, próbując je podnieść, jednak nadaremnie.
Spojrzałem na niego, a on jedynie stał i uśmiechał się.
 - Mogę podnieść, co tylko zechcesz – zapewnił – Oczywiście w granicach rozsądku – dodał dla ścisłości.
 Oparłem się plecami o ścianę i wgapiłem w niego.
 - O, mój Boże – wyszeptałem na skraju wytrzymałości.
 - Czy mogę tu dziś zostać? – spytał.
 Zerwałem się na równe nogi i złapałem jego dłoń, nie kontrolując swoich odruchów.
 - Możesz zostać, ile chcesz – zapewniłem, a on spojrzał na mnie zdziwiony, zaraz przenosząc wzrok na nasze złączone dłonie.
Spłoszyłem się i puściłem jego rękę pospiesznie.
 - P-Przepraszam- bąknąłem.
 - Nic się nie stało – uśmiechnął się ciepło, a moje serce załomotało, wyrywając się z piersi – Masz bardzo delikatne dłonie – skomplementował mnie, a ja omal nie zemdlałem z nadmiaru wrażeń.
Oficjalnie zabujałem się w Krisie. Nic już tego nie powstrzyma.
Kris skrzywił się i złapał za przedramię. Spojrzałem na niego z niepokojem.
 - Co jest? – spytałem.
 - Mam chyba złamaną rękę – rzekł, a ja jęknąłem przerażony.
- Naprawdę? Musimy to opatrzyć, wsadzić w gips – powiedziałem przejęty.
 - Nie mogę wrócić do szpitala – warknął od razu zły.
 - A kto mówi o szpitalu – żachnąłem się, przez co Kris trochę się zawstydził, że na mnie naskoczył – Mam przyjaciela, który studiuje medycynę – powiedziałem, a on uniósł brew.
* * *

Luhan usiadł na kanapie w salonie i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Spłoszyłem się przez to trochę i zarumieniły mi się policzki. Starszy nadal wbijał we mnie pełen wyrzutów wzrok. Nie mogłem wytrzymać tego, bo Luhan nieczęsto robi coś takiego.
 - Czemu tak na mnie patrzysz? – spytałem trochę przestraszony.
 - Kim on jest? – chyba nie zamierzał odpowiedzieć mi na pytanie.
Kiedy Kris mi powiedział, że chyba ma złamaną rękę, od razu pomyślałem o Luhanie. W końcu studiował medycynę i chyba potrafił już założyć gips lub nastawić kość. Oczywiście lepiej by było, gdybyśmy pojechali do szpitala, ale to było wykluczone, bo przed chwilą z niego uciekliśmy, by ochronić Krisa przed poznaniem prawdy przez lekarzy. Zadzwoniłem do przyjaciela, a ten zjawił się natychmiast zaalarmowany. Myślał, że to mi coś się stało, a nie mogę ukrywać, że w naszej paczce jestem najgorszą fajtłapą, gorszą od Tao i Chena. Wytłumaczyłem mu całą sytuację, z początku pomijając fakt wilkołactwa. Luhan opatrzył go i stwierdził, że coś mu nie pasuje w tym chłopaku. Wyznałem mu, że Kris jest wilkołakiem, a kiedy ten, podobnie jak ja wcześniej, nie chciał uwierzyć, nowo poznany zrobił pokaz swoich nadludzkich sił.
 - Co to ma być, Lay? – zadał kolejne pytanie, podczas gdy ja jedynie milczałem – Skąd ty go wytrzasnąłeś? To jest… niesamowite i przerażające – powiedział zszokowany – Myślałem, że wilkołaki żyją jedynie w głowach ludzi z zza dużą wyobraźnią, a on… To podważa wszelkie prawa natury albo wręcz odwrotnie i jest jej esencją, której my nie potrafimy pojąć. Och, co to za sytuacja…  - westchnął i poczochrał swoje blond włosy  - Czuję się, jakbym śnił – wyznał.
 - Odczuwam to podobnie – zapewniłem.
 - Zamierzasz go zostawić  w tym domu? – spytał zaniepokojony.
Potarłem kark, czując się niezręcznie.
 - Tak. Przecież on nie może wyjść na ten mróz, bo zamieni się znowu w wilka. Powiedział, że to był jego ostatni rok, że nie stanie się z powrotem człowiekiem, ale ten postrzał odmienił jego los. To szansa, nie sądzisz? – spojrzałem mu w oczy z nadzieją, że to zrozumie.
 -  Czy on ci się podoba, Lay? – spytał Luhan delikatnie, by mnie zbytnio nie zawstydzić.
 - Nie – zaprzeczyłem od razu – No co ty… Oszalałeś? – udawałem chyba mało przekonująco.
 - Zakochanie się w nim to czyste szaleństwo – oznajmił mój przyjaciel i oparł się plecami o dużą poduszkę.
 - Przecież nie zakochałem się w nim – powiedziałem.
 - Lay – rzekł poważnie – Ja wiem, że jeszcze nigdy ci się nikt nie podobał i jesteś niedoświadczony, ale Kris to nie jest bezpieczny obiekt westchnień. W każdej chwili on może zniknąć na zawsze, pozostawi ci tylko tęsknotę – wyjaśnił spokojnie, jakby mówił do dziecka.
To mnie irytowało. Zawsze to robili. Nie jestem dzieckiem, mam prawo jazdy i dowód osobisty, chodzę na studia, mogę pić alkohol. Jestem starszy od niektórych moich przyjaciół, ale nawet oni mówią do mnie, jakbym był w przedszkolu. Jestem miły, prostoduszny i niezdarny, może nawet nieco uroczy i mało męski, ale przecież to nie zmienia daty urodzenia w mojej metryce. Wiem czego chcę, jestem dorosły.
 - Luhan – zacząłem twardo, a on spojrzał na mnie zatroskany – Wiesz, że jestem tylko rok młodszy i naprawdę jestem już na tyle dorosły, by wiedzieć z czym się wiąże związek z nim. Zresztą o czym my mówimy, on nawet by się mną nie zainteresował, pewnie woli dziewczyny. Poza tym nie oszukujmy się nie jestem interesującą osobą. Jestem zbyt przeciętny, by ktoś jego pokroju zainteresował się mną. Ciepła klucha ze mnie – westchnąłem.
Luhan uśmiechnął się ironicznie, co nie pasuje do niego, bo jest niesamowicie miłym człowiekiem, zawsze gotowym pomóc. Ostatnio jednak zauważyłem, że zrobił się zgorzkniały. Chyba nie układa mu się z Xiuminem, kłócą się sporo, nie są już taką cukierkową parą jak wcześniej. Nie wiem jednak, co jest tego powodem.
 - Lay, chyba pora, by uświadomić cię – powiedział  - Jesteś nadzwyczaj niewinnym i uroczym facetem o ładnym wyglądzie i nie zauważasz wielu rzeczy. Razem z resztą rozmawiałem nawet o tym ostatnio i doszliśmy do wniosku, że ty naprawdę tego nie widzisz. Naprawdę wiele dziewczyn, a nawet kilku chłopaków, uważa cię za przystojnego i gdyby ci wszyscy ludzie mogliby z tobą spędzić trochę czasu, to zapewniam, że zabiliby, aby tylko móc to zrobić. Nie jeden raz widziałem, jak ktoś patrzy ci się na tyłek albo wgapia się w ciebie, ale ty to ignorujesz. Ostatnio moja znajoma powiedziała, że strasznie chciała z tobą spędzić trochę czasu, bo jesteś uroczy, ale nie ma jak to ciebie podejść, bo ty trzymasz się tylko z nami. Kiedy zapytałem się, co w tobie jej się podoba, to porównała cię do anioła, którego ma ochotę zbrukać – zaśmiał się przy tym, a ja wpatrywałem się w niego, nie dowierzając – To słodkie i przerażające w jednej chwili. Tak więc Lay, masz ogromne powodzenie, ale tego nie zauważasz.
 - To co powiedziałeś to nieprawda – zaprzeczyłem od razu.
 - Lay, zapewniam cię… - jednak ja mu przerwałem.
 - Nie, na pewno nie – naburmuszyłem się, zapominając, żeby nie być dziecinnym.
 - Co najmniej połowa naszej paczki  chciałaby spędzić z tobą choć jedną noc – rzucił, a mnie zatkało.
 - To znaczy… p-przespać się ze mną? – spytałem zszokowany.
Posłał mi mały uśmieszek.
 - A-ale kto?
 - Wiesz nie zdziwiłem się wyznaniem tej zboczonej trójki, Kaia, Sehuna i Chena, Tao mnie trochę zaintrygował, ale Suho… To mnie wbiło w podłogę – przyznał.
 - S-Suho hyung? – spytałem – Dlatego Kai i Sehun pakują mi się pod prysznic, kiedy do mnie przychodzą rano? Czuję się co najmniej zgwałcony – zapewniłem.
 - W każdym razie, pamiętaj, by nie ufać za bardzo Krisowi, bo to typ chłopaka, z którym nic nie jest pewne. Możesz to boleśnie odczuć, jeśli się przywiążesz.

czwartek, 6 lutego 2014

Postacie

Lay; 22 lata

Kris; 23 lata

Xiumin; 23 lata

Luhan; 23 lata

Sehun; 21 lat

Kai; 21 lat

Suho; 24 lata

Kyunsoo; 22 lata

Chanyeol; 22 lata

Baekhyun; 22 lata

Chen; 22 lata

Tao; 21 lat

poniedziałek, 3 lutego 2014

Mroźny powiew



Tytuł: Mroźny powiew
Rodzaj : AU, smut, angst, yaoi, fluff
Pairing: Kray; pobocznie: XiuHan, SuLay, SeKai
Fandom: EXO
Ostrzeżenia: sceny erotyczne, fantastyka
Status: zakończone

Chłód wkradający się do twojego umysłu.
Lay prowadził dotychczas zwyczajne życie, dzieląc je ze swoimi przyjaciółmi. Co stanie się, gdy spotka tajemniczego nieznajomego, który nie jest zwyczajnym człowiekiem? Czy pozna w końcu smak miłości?

Uwaga! Opowiadanie stworzone na podstawie powieści Maggie Stiefvater "Drżenie".

"Miłość - jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po."

~ Lauren Oliver "Delirium"

_________________________________________________________________

  0. 

  1.  2. 

  3.  4. 

#