piątek, 28 marca 2014

Epilog

Od autorki: Jeszcze tylko epilog, który jest naprawdę krótki. Kocham was i proszę o komentarze. <3


 - Proszę, oto twoje lody – powiedziałem uprzejmie, podając kubełek lodów waniliowych jakiejś nastolatce.
Uśmiechnęła się, dziękując, a ja odwzajemniłem gest, wydając resztę.
 - Do zobaczenia. Zapraszam ponownie do naszego lokalu – zawołałem jeszcze za nią.
Oparłem się o blat i spojrzałem w czyste, niebieskie niebo za oknem. Taki piękny dzień, a ja muszę pracować. Beznadzieja. Moja ręka bez udziału mojego mózgu powędrowała na łańcuszek, który miałem zawieszony na szyi. Skrzydło anioła. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę, niedługo kończę. Spojrzałem na tapetę. Wilk z żółtymi oczami, którego spotkałem na swoim podwórku dwa miesiące temu, jeszcze przed wakacjami. Miałem wrażenie, ze ma oczy Krisa.
Nagle dzwoneczek nad drzwiami oznajmił przybycie moich przyjaciół, którzy w jednej sekundzie dopadli do lady.
 - Kiedy kończysz? – spytał Baekhyun.
 - Za pół godziny. Poczekacie? – spytałem.
 - Jasne – odparł Kyunsoo i wszyscy zaczęli kierować się do stolika.
 - Kup mi coś – poprosił Sehun Kaia.
 - Spadaj- odparł brunet – Nie mam kasy.
 - Sknera – burknął młodszy.
 Kai uśmiechnął się promiennie.
 - Ale twój – powiedział i zgarnął za to po głowie.
Uśmiechnąłem się na ten widok. Naprawdę byli słodcy.
 - Gdzie Xiumin? – spytałem.
 - Na badaniach kontrolnych. Lekarz powiedział, że to ostatnie i nie ma najmniejszych szans na żadne przerzuty, wycięli wszystko – wytłumaczył Luhan, uśmiechając się szczęśliwie.
 - Hej, Lay – powiedział Suho, który jako jedyny został przy ladzie – Nie zapomniałeś o dzisiejszym kinie? –spytał.
 - Skąd. Zamówiłem już nam dwa bilety na ten świetny film akcji – zapewniłem i pocałowałem Suho w policzek.

piątek, 21 marca 2014

Mroźny powiew pt 4

Od autorki: Oto ostatni rozdział opo. Proszę bardzo. Nie zamierzam teraz niczego wstawiać , prócz 'Hard rock...' i ewentualnie jakichś oneshotów. To nie tak, że zawieszam bloga, czy cokolwiek, ale nie wiem ile to potrwa. Kocham was i proszę o komentarze. <3



 - Lay?
Leżałem na kanapie, opierając głowę na udach Krisa, który wplatał swoje palce w moje włosy, przeczesując je z czułością. Byłem dzisiaj taki zmartwiony, miałem jakieś złe przeczucia. Nie wiem czemu, czułem, że stanie się coś złego. Nie miałem nigdy wcześniej takiego uczucia, nie byłem przesądny, może trochę pesymistyczny, ale nie wierzyłem w przeczucia. Tym razem było inaczej, czy to z przemęczenia? Martwił mnie Xiumin i jego choroba, Luhan, i jego cierpienie, Kris, i jego ulotność, nawet dziwny związek Kaia, i Sehuna. Wszystko napawało mnie niepewnością. Byłem już tym zmęczony. Pocieszeniem mógł być tylko Kris, ale co jeśli on zniknie. To jest takie męczące.
Podniosłem wzrok na starszego i uniosłem brwi pytająco.
 - Pojedźmy gdzieś – powiedział.
Zamarłem na chwilę, wpatrując się w niego. Co on właśnie powiedział? Przesłyszałem się?
Wstałem gwałtownie.
 - Co? – spytałem zdziwiony.
 - Pojedźmy gdzieś – powtórzył, a ja niedowierzałem.
 - Chcesz wyjść na zewnątrz? – spytałem.
Kris skinął głową i wpatrywał się we mnie wyczekująco.
 - A…ale – zająknąłem się – Jest zimno – oznajmiłem.
Wzruszył ramionami.
 - Oszalałeś? Czemu chcesz to zrobić? – spytałem.
 - Jesteś taki zmartwiony, nie służy ci przebywanie  w jednym miejscu, potrzebujesz małego oderwania od rzeczywistości – powiedział troskliwie.
 - Co jeśli się przemienisz? – byłem trochę przestraszony.
 - Pojedziemy samochodem i będziemy w ciepłych miejscach – odparł.
 Pokręciłem głową. To mi się jakoś niespecjalnie podoba.
 - Mam złe przeczucia – powiedziałem i spuściłem głowę.
 - Och, przestań. Damy radę. Nie możemy tak żyć. Muszę cię zabrać gdzieś w końcu. Nigdy nawet nie byliśmy na randce – rzekł z uśmiechem.
 - Jesteś pewien, że to bezpieczne?  - spytałem, powątpiewając.
 - No, pewnie. Nie jestem w końcu, tym kim jestem, od wczoraj, prawda?  - te słowa nieco mnie uspokoiły.
Chyba po prostu przesadzam, jestem zmęczony natłokiem dziwnych zdarzeń, które zburzyły mój światopogląd. Za dużo się wydarzyło i byłem dla siebie za surowy. Nie mogę odcinać się od świata wraz Krisem, bo się o niego boję. Musimy w końcu wyjść do ludzi. Czego bardziej się obawiam? Tego, że Kris się przemieni, czy tego, że nas nie zaakceptują?
 * * *
Weszliśmy pospiesznie do małej, przytulnej kawiarenki i usiedliśmy przy stoliku w rogu sali. Zdjąłem ośnieżoną kurtkę i czapkę, Kris zrobił to samo. Spojrzałem na niego z uśmiechem i zagryzłem wargę, biorąc do ręki menu.
To było takie dziwne. Być tu z Krisem, czuć jego zapach, widzieć go uśmiechniętego, oświetlonego przez niebieskie lampki na witrynie, które wisiały obok jego ramienia, słyszeć jego głęboki głos, który mówi o jakichś nieważnych sprawach. Nierzeczywiste. Bałem się ulotności tej chwili, więc złapałem jego rękę. Spojrzał na mnie z nad karty i jego usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Czemu się bałem? To teraz takie głupie, wydaję mi się, jakby to było dawno temu.
 - Kocham cię, Lay – powiedział.
 - Ja ciebie też, Kris – odparłem.
Takie chwile nie zdarzały nam się często, nigdy jeszcze nie wyszliśmy poza mój dom. Nie wiem, jak to się stało, ze wcześniej tego nie zrobiliśmy. Było mi ciepło gdzieś wewnątrz tuż obok serca, które biło szaleńczo.
Zamówiliśmy po kubku gorącej czekolady, którą wypiliśmy ze smakiem. Trzymaliśmy się za ręce, uśmiechaliśmy się, śmialiśmy, rozmawialiśmy, mówiliśmy o swoich uczuciach. Czas mijał tak nieubłaganie szybko. Wszystko było takie bajkowe. Czułem się jakbyśmy byli zwyczajnymi ludźmi, którzy przyszli w zimowy wieczór do kawiarni, by ze sobą porozmawiać.
Kiedy postanowiliśmy wracać, ubraliśmy się i ruszyliśmy do samochodu. Pobiegłem go nagrzać, a potem wróciłem po Krisa. Usiedliśmy w środku, pospiesznie zamykając drzwi, Kris opatulił się mocno grubym, wełnianym szalikiem. Nie wiem, czemu nie ruszyliśmy, po prostu siedzieliśmy i patrzyliśmy przed siebie. W pewnym momencie Kris nachylił się nade mną i złączył nasze wargi. Zbliżyłem się do niego, a on przyciągnął mnie blisko. Całowaliśmy i podgryzaliśmy nasze wargi w spokojnym rytmie, słuchając ciszy. Czułem się szczęśliwy, pomimo wbijającej się w moje udo dźwigni skrzyni biegów. Oszołomiony, pijany, unoszący się w powietrzu.
 - Nie wracajmy jeszcze – wyszeptałem, pomiędzy pocałunkami.
 - Dobrze – odparł cicho Kris.
Pojechaliśmy obejrzeć film do kina. Wybraliśmy jakiś film akcji.
Trzymaliśmy się za ręce i czasami całowaliśmy, sprawdzając czy nikt na nas nie patrzy. Kiedy zaczęło nam się nudzić, rzucaliśmy popcornem w ludzi przed nami, chichocząc jak pięciolatki. To było tak, jakbyśmy byli zwyczajnymi ludźmi, którzy przyszli obejrzeć film do kina. Tak się czułem.
Sądziłem w tamtym momencie, że dzięki Krisowi mogę wznieść się w powietrze, że posiadam skrzydła, że to mój chłopak mi je podarował. Zapomniałem o wszystkim, był tylko on. Nie liczyło się to, że Xiumin jest chory, a Kris jest wilkołakiem, to zeszło gdzieś na drugi plan. Kochałem tego faceta, który siedział obok mnie i ściskał moją dłoń, przy nim nic nie mogło mi się stać.
Nie wiem, kiedy przestanę być naiwny. Życie mnie chyba niczego nie nauczyło albo ja jestem wyjątkowo oporny na jego nauki. Tak trudno jest być mną.
Naszą sielankę przerwał telefon. Przeprosiłem Krisa i wyszedłem z sali, by odebrać. Dzwonił do mnie Luhan.
 - Tak? – spytałem.
 - Xiuminowi się pogorszyło – słyszałem, że płacze – Ma mieć operację. Zadzwoniłem do wszystkich, nie mogę ich dłużej oszukiwać – wyszlochał, a moje serce się zatrzymało.
* * *
Jechałem tak szybko, jakby goniła mnie śmierć. Było w tym sporo prawdy. Wydaję mi się, ze goniła nas śmierć. Śmierć Xiumina i nasza, moja i Krisa, naszej miłości. Nie sądziłem, że to się tak skończy.
Płakałem, więc prawie nic nie widziałem. Jechałem sporo za szybko, a droga była oblodzona, śliska, byliśmy w środku lasu, znikąd szukać tu pomocy, gdyby coś wydarzyło, byłem przerażony, zdenerwowany do granic możliwości. To wszystko spowodowało, ze kiedy na drogę wybiegła sarna, nie zdążyłem nawet wyhamować, jedynie pociągnąłem w ostatniej chwili kierownicę, skręcając ostro w bok i wjeżdżając do rowu. Uderzyliśmy w  jakieś drzewo, zatrzymując się w miejscu z ogromnym hukiem. Silnik zaszumiał, zacharczał i wydał ostatnie tchnienie.
Nic nam się nie stało, prócz niewielkich zadrapań. Patrzyliśmy gdzieś przed siebie w ciszy, byliśmy w sporym szoku. Zaciskałem palce mocno na kierownicy, a z moich oczu płynęły łzy. Co mam zrobić?
Z otępienia wyrwały nas poduszki powietrzne, które otworzyły się za późno i przestraszyły nas. Pospiesznie wyswobodziłem się od duszącego białego materiału i przeszedłem na tył samochodu, Kris zrobił to samo.
Złapaliśmy się za ręce i spojrzeliśmy sobie w oczy. Byliśmy sami w środku lasu, jechałem nieuczęszczaną prawie drogą na skróty, więc spotkanie kogoś graniczy z cudem. Wiedzieliśmy doskonale, co to może oznaczać.
 - Kris – wyszeptałem, a on spojrzał na mnie z łzami w oczach – Co się stanie? Powinienem po kogoś zadzwonić? – spytałem.
 - To już nic nie da – odparł, a ja wtuliłem się w niego mocno.
 - Musimy coś zrobić – zaszlochałem, ale wiedziałem, że to nie ma sensu.
 - Lay… - głos Krisa się załamał – Kocham cię – powiedział w moje włosy, a ja rozpłakałem się jeszcze bardziej.
 - To się nie może tak po prostu skończyć – powiedziałem, a on zaśmiał się cichutko.
 - Widocznie tak miało być. Szczęście w końcu musiało odejść – powiedział, gładząc moje plecy.
Zadrżał lekko, a ja uniosłem głowę.
 - Kiedy się przemienisz? – spytałem.
 - Za chwilę – powiedział, a ja z powrotem zanurzyłem twarz w zagłębieniu jego szyi.
 - Chwilę z tobą były najszczęśliwszymi w moim życiu – zacząłem, czułem jak Kris się uśmiecha – Byłeś ze mną tak krótko, ale znasz wszystkie moje sekrety, wiesz wszystko o mnie, jesteś mi najbliższy, bliższy niż wszyscy moi przyjaciele i rodzice. Nigdy przedtem nie poznałem kogoś takiego, nie chodzi o to, że jesteś wilkiem, ale o to że cię kocham. Jesteś niesamowity. Jesteś aniołem – czułem, że powinienem mu to powiedzieć.
 - To ty jesteś aniołem, Lay. Jesteś człowiekiem, jakim zawsze chciałem być. Trochę za krótko mogliśmy być razem, ale mimo to kochałem cię od pierwszej chwili – oznajmił Kris.
 - Czy ty nie sądzisz, że to wszystko jest dziwne? – spytałem.
 - Masz rację – powiedział.
 - Jak sen. Czemu tak szybko godzimy się na to, żeby się rozstać? – spytałem zdziwiony i podniosłem głowę, by na niego spojrzeć.
 - Myślę, że wiedzieliśmy, że to się tak skończy – odparł po prostu, uśmiechając się i drżąc z zimna.
Chłód przenikał nasze ciała, mierzył nasz czas i odgradzał nas od siebie. Widziałem na twarzy Krisa cały wysiłek, jaki wkładał w utrzymanie się w swoim ciele.
- Chcesz powiedzieć, że zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak to się skończy? – spytałem zszokowany.
Skinął głową, uśmiechnąłem się.
 - Masz rację. Wiedzieliśmy – wyszeptałem.
 - Lay… - Kris szczękał zębami  - To chyba… - przerwałem mu pocałunkiem.
Splataliśmy swoje języki w desperackim ostatnim pocałunku. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że nie będę się już mógł z nim spotkać. Będę co dzień wpatrywać się w puste miejsca, w których wcześniej był on. Co to ma niby znaczyć? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Co mam ze sobą zrobić? Wplatałem palce w jego włosy, a on mocno zaciskał dłonie na moim płaszczu. Tak okropnie otępieni, niezdolni już nawet płakać. Strach i zimno łączyło się w iście makabryczny sposób, tworząc mokrą, nieprzyjemną płachtę nad nami. Ta płachta nas dusiła, nie mogliśmy się spod niej wydostać. Naprawdę nie pojmowałem niczego. Liczył się tylko on i jego usta, dłonie, drżące ciało.
Oderwaliśmy się w końcu od siebie, a Kris posłał mi najsmutniejsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałem. Przepełnione najgorszym cierpieniem. Widziałem w nich swoje odbicie. Nie miałem siły płakać.
Kris odsunął się, głaszcząc mój policzek i otworzył drzwi. Wyszedł na zewnątrz. Nim zniknął między drzewami, spojrzał za siebie i uśmiechnął się, odwzajemniłem ten gest. Widziałem, jak na ziemię upada coś błyszczącego, a później nastała kompletna cisza i ciemność.
Odszedł.
Opadłem na siedzenie, nie miałem na nic siły. Czemu? Co właściwie się stało?
Kim był Kris?
Pojawił się w moim życiu tak  nagle i tak szybko zniknął. Wszystko było jak sen. Dziwne. Łzy powróciły, lały się z moich oczu litrami. Gdzieś miedzy krzykami a płaczem, zadzwoniłem do Suho.
Wyszedłem jeszcze, żeby zobaczyć, co takiego mu upadło. Przeszukałem dokładnie zaspy i znalazłem łańcuszek z małym wisiorkiem w kształcie skrzydła. To naszyjnik Krisa, widziałem go niejednokrotnie. Ścisnąłem go mocno w dłoni, a potem włożyłem do kieszeni.
Spojrzałem w nocne niebo. Spadał na mnie leciutki, biały puch, a księżyc był w pełni. Przymknąłem oczy, bo śnieg padał mi do oczu, a blask księżyca nieco oślepiał. To wszystko… Kris… wydawało się snem. Tym właśnie on był. To pewne. Nigdy nie było kogoś takiego.
Kris nie istniał.
Moja wyobraźnia go stworzyła, a teraz po prostu wróciłem do rzeczywistości. To wszystko.
Noc była mroźna,  a las cichy. Zapowiadało się na to, że wkrótce wzejdzie słońce i osuszy moje łzy.

wtorek, 18 marca 2014

To nie czas, by płakać

Rodzaj: AU, angst, yaoi, oneshot
Pairing: MinLay (Minho x Lay)
Fandom: SHINee x EXO
Ostrzeżenia: brak

Od autorki: Dziś dodaję mojego zapasowego oneshota, którego niemal zawsze posiadam. Taki oneshot jest na takie okazje, jak ta. Dokładniej to niedawno blog dobił do 10000 wyświetleń, nie jest to szalenie dużo, jak na ponad pół roku intensywnego blogowania, ale i tak cieszę się, że tak dużo ludzi tu zajrzało, bo przecież opowiadania nie są jakieś ambitne czy super napisane. Dziękuję. <3 Jesteście wspaniali. Kocham was i proszę o komentarze. <3



„Zawsze trzeba nas było dwóch, by stworzyć jedną całość.” 
 ~ „Sora o Daite Oyasumi”  Kyuugou

Od kiedy pamiętam Minho był obok mnie, był moim bratem, obrońcą, wybawcą. Zawsze go potrzebowałem, pomagał mi, a ja jedynie przeszkadzałem. Zazdrościłem mu, bo był przystojniejszy, wyższy, mądrzejszy, miał wiele talentów, był wysportowany, miły, uprzejmy, zawsze pomocny, wszyscy go lubili, miał powodzenie wśród dziewczyn. Moja zazdrość jednak nie była niczym nienaturalnym, nie była toksyczna, nie przeszkadzała mi w kochaniu go. Był dla mnie bratem, a bracia często konkurują, to całkiem normalne.
Podczas gdy on był ideałem, ja byłem beznadziejnie przeciętny. Zawsze byłem marzycielem. Nigdy nie byłem orłem w szkole, a mój charakter pozostawiał wiele do życzenia, trochę za drobny i za niski, by mówić o mnie, że jestem przystojny, za to często mówiono mi, że jestem uroczy, to nie jest dobre określenie dla chłopaka. Dziewczyny nie zwracały na mnie uwagi, a ludzie lubili mnie tylko wtedy, kiedy ich rozśmieszałem. Błazen. To odpowiednie słowo, by mnie opisać. Nie chciałem nim być i nie obchodziło mnie to, że inni mnie za to lubią. Jedyny powód, że taki byłem to Minho. Zawsze kiedy go rozśmieszałem, śmiał się swoim serdecznym śmiechem i przytulał mnie, jak małe dziecko.  Tak było kiedyś. Teraz jesteśmy dorośli i wszystko się zmieniło.
* * *
Kiedy byliśmy mali uważałem go za brata. Opiekował się mną, mimo że to ja byłem starszy. Byłem drobnym chłopcem i przez żywiołowość wpadałem w kłopoty.
Kiedyś podpadłem chłopakowi ze starszej klasy, to było w podstawówce i mocno mi przyłożył. Zagroził, że przyjdzie z kolegami, jeśli nie przeproszę, ale mój niewyparzony język nie pozwolił mi na to. Następnego dnia dopadli mnie za budynkiem szkoły i zaczęli mnie okładać pięściami. Wtedy pojawił się Minho. Wśród uczniów mój brat wyróżniał się niezwykłą charyzmą już od młodych lat. Wszyscy się z nim liczyli. Mimo że ci chłopcy byli od niego starsi, to kiedy go tylko dostrzegli, odsunęli się ode mnie.
 - Czemu go bijecie? – spytał wściekły.
Oni jedynie milczeli, patrząc na niego nieco zdezorientowani. Nie wiedzieli, czemu chłodny Minho wstawia się za jakimś dzieciakiem zza długim językiem. Uśmiechnąłem się, zaraz jednak się krzywiąc z bólu.
 - No na co czekacie? – wydawał się być naprawdę zły – Wypad stąd – powiedział, a oni wykonali jego rozkaz bez szemrania.
Siedziałem na brudnej ziemi, z łzami w oczach i z zakrwawioną twarzą, wpatrując się w mojego brata. Wyglądał jak superbohater. Spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja zawstydziłem się z powodu swojej bezbronności. Nie chciałem być przy nim słaby, ale nic nie mogłem posadzić na to, że niestety naprawdę byłem słaby. Minho podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Później otarł moje łzy z policzków wierzchem dłoni i pocałował delikatnie moje zranione czoło.
Był moim aniołem. Kochałem go dużo bardziej, niż kochać powinienem przybranego brata i robiłem to dużo wcześniej niż przypuszczałem.
* * *
Od zawsze byłem niepoprawnym marzycielem. Myślałem o rzeczach, o których w danej chwili nie powinienem myśleć. Czasem moje czyny były za mało przemyślane i strasznie przez to cierpiałem.
Będąc dzieckiem marzyłem, żeby umieć latać. Wydawało mi się, że potrafię to zrobić. Bardzo mocno w to wierzyłem i ogromnie tego pragnąłem. Niestety żaden człowiek nie ma skrzydeł, by móc latać.
Stanąłem na dachu garażu i rozłożyłem ręce. Poczułem wiatr rozwiewający moje włosy i słońce na twarzy. Zamknąłem oczy i powtarzałem sobie w myślach, że uda mi się wzbić w powietrze. Bardzo długo stałem tak po prostu, aż w końcu byłem pewien, że mi się uda. Skoczyłem.
Nie poleciałem. Ludzie nie potrafią latać. Moje marzenie odeszło. Byłem ogromnie zawiedziony. Przez kilka dni leżałem w szpitalu, bo miałem wstrząśnienie mózgu. To był naprawdę zły pomysł.
Pamiętam, że Minho przyszedł mnie odwiedzić dwa razy i siedział na moim łóżku, mocno ściskając moją dłoń. Na początku nie rozumiał, czemu to zrobiłem, a kiedy mu to wyjaśniłem, to okropnie mnie skarcił za moją lekkomyślność. Cieszyłem się, że o mnie tak dba. Wtedy nie zrobiłem tego specjalnie, nie chciałem zwrócić jego uwagi na mnie, to przyszło samo. Jednak w późniejszym czasie nie było już to tak bardzo naturalne, że się o mnie troszczy.
* * *
Nie raz w nocy spałem z Minho, kiedy oglądaliśmy jakiś straszny film i bardzo się później bałem. Wtedy Minho pozwalał mi spać z nim w jednym łóżku i przytulał mnie mocno, bym mógł usnąć spokojnie.
Jeśli zdarzyło mi się zasnąć przed telewizorem w salonie, to okrywał mnie kocem, żebym nie zmarzł podczas nocy.
Kiedy zapominałem drugiego śniadania i nie miałem co zjeść na lunch, to oddawał mi jedną ze swoich kanapek i nalegał, bym ją zjadł.
Czasem zdarzało się, że spóźniałem się na lekcje albo nie miałem pracy domowej, a wtedy on wymyślał jakąś wymówkę o tym, że wczoraj źle się czułem, bo zjadłem zepsutą rybę, którą mama przygotowała na kolację albo pojechaliśmy w odwiedziny do dziadków i wróciliśmy późno.
Razem siedzieliśmy w ławce na matematyce i dawał mi spisywać na testach, bo nie rozumiałem pierwiastkowania.
Te wszystkie rzeczy sprawiały, że czułem się wyjątkowy, bo przecież wspaniały Choi Minho się mną opiekuje. Myślałem, ze on zawsze będzie blisko, jednak bardzo się myliłem.
* * *
Kiedy poszliśmy do liceum Minho poznał swoją pierwszą miłość. Wcześniej nikogo nie nienawidziłem, jednak to szybko się zmieniło. Zauważyłem już dawno, że dziewczyny podrywają Minho, jednak nigdy wcześniej on nie okazywał im, że też mu zależy. To się zmieniło, gdy poznał Seohyun. Była w naszym wieku i była naprawdę piękna. Zazdrościłem jej tego, że może mieć go na własność. Ich związek trwał pół roku i było to naprawdę okropne pół roku.
Za każdym razem, gdy trzymali się za ręce albo całowali, gdy przyprowadzał ją do domu i szli do naszego pokoju, a Minho prosił, bym poszedł do salonu, bo chce z nią zostać sam na sam. To wszystko było nie do wytrzymania. Ich uściski i ciepłe uśmiechy, zakochane spojrzenia. Cieszyły mnie ich sprzeczki, liczyłem, że się rozstaną.
 - Powinieneś też sobie znaleźć dziewczynę, Lay – powiedział pewnego razu Minho – To wspaniałe być z kimś, kochać  kogoś– zapewnił.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie cierpię jego dziewczyny, bo go kocham. Kocham Minho. Kocham swojego brata. Chciałem, by to wszystko okazało się snem. Jednak boleśnie odczuwałem realność całej tej sytuacji.
* * *
Nigdy już nie potrafiłem być tym samym Layem co dawniej. Narastało we mnie przekonanie, że jestem beznadziejny. Odczuwałem wszystko podwójnie, niemal od urodzenia. Radość, którą miałem w sobie kiedyś, przerodziła się w bezdenny smutek.
W nocy nie mogłem zasnąć i godzinami wpatrywałem się w gwiazdy na werandzie, płacząc cicho. Brałem dużo leków nasennych, by móc odpocząć. Nauka stała się dla mnie jeszcze większym problemem, a znajomi byli już dla mnie nikim.
Zawsze byłem marzycielem, więc wierzyłem, że Minho po zerwaniu z Seohyun, nie znajdzie sobie nowej dziewczyny i będzie tylko mój. Znów będzie jak kiedyś, ale to wszystko tylko kłamstwa.
* * *
Kiedy Minho zerwał z Seohyun, wcale nic się nie zmieniło. Dalej się od siebie oddalaliśmy. Minho dostał się do drużyny piłki nożnej i poznał nowych przyjaciół. Chłopacy, którzy grali, sporo imprezowali, więc Minho wkrótce stał się taki sam.
Już się za mną nie wstawiał, nie wymyślał dla mnie wymówek, nie dawał mi swojego drugiego śniadania, nie okrywał kocem i nie spał ze mną, gdy się bałem, a przecież bałem się każdego dnia. Bałem się wszystkich swoich myśli. Tych które podsuwały mi dziwne scenariusze. Potrzebowałem go, jednak on wcale mi nie pomagał.
Nie był dla mnie niemiły, nie ubliżał mi, ale był dla mnie obcy. Nie znałem już jego myśli, a on nawet nie starał się poznać moich.
Ja też się zmieniłem.
* * *
Kilka miesięcy później Minho znów znalazł sobie dziewczynę. Sądziłem, że to wytrzymam. Jednak ten związek był inny. Nie był tak niewinny, wszystko toczyło się w innym tempie. Kiedy Minho wtaczał się do pokoju po meczowych imprezach wraz z Lizzy, uciekałem do salonu, by nie musieć słyszeć, jak uprawiają seks. To były dla mnie ciężkie czasy. Nic już nie było takie samo.
Pragnąłem przenieść się znów w tamte czasy, kiedy Minho był tylko mój. Chciałem tego nie tylko dlatego, że brakowało mi go. W tamtym czasie wszystko było prostsze. Nie pytałem siebie o to kim jestem, nie musiałem usilnie szukać odpowiedzi, po prostu to wiedziałem. Teraz nie miałem już pewności, czy Lay, którym byłem to nadal ja. Może powinienem się zastanowić, czy jestem tą samą osobą. Czy nadal potrafię przyciągnąć do siebie tyle ludzi? Czy potrafię być beztroski? Czy nie rozmyślam za wiele? Czy nie jestem zbyt przygnębiony? Czy to pasuje do mnie? Czemu stałem się taki? Czy mam depresję? Na te pytania szukałem odpowiedzi.
* * *
Czy nadal potrafię przyciągnąć do siebie ludzi?
Siedziałem na ławce w parku i czytałem książkę. Lubiłem tu czytać, zwłaszcza latem. Teraz kiedy świat pokrył się warstwą kolorowych liści też nie było wcale nieprzyjemnie. Wolałem być tutaj niż w domu z Minho i jego zbyt gadatliwą dziewczyną. Nie miałem ochoty znów wysłuchiwać o jej ojczymie, który nie pozwolił jej iść na imprezę. Jej problemy wydawały się dla mnie po prostu śmieszne, choć nie twierdziłem wcale, że ja mam gorszą sytuację. Lizzy z niewyjaśnionych dla mnie powodów bardzo mnie lubiła i ceniła. Sprawiałem widać dobre wrażenie.
Moje rozmyślania sprawiły, że przestałem czytać i książka wysunęła się z moich dłoni, upadając na ziemię. Chciałem po nią sięgnąć, ale ktoś był szybszy. Czyjaś zgrabna dłoń chwyciła moją książkę i podniosła ją. Spojrzałem w górę zdziwiony i ujrzałem wysokiego chłopaka z blond włosami. Był przystojny, nawet bardzo. Uśmiechnął się i spojrzał na okładkę.
 - Makbet? – spytał chłopak, a mnie zatkało i nie potrafiłem z siebie wydobyć słowa.
Musiałem wyglądać naprawdę idiotycznie, bo chłopak zlitował się nade mną i oddał mi książkę.
 - Jestem Sehun – oznajmił, a ja odchrząknąłem i przywołałem na usta swój najsłodszy uśmiech, którym zawsze raczę ludzi.
 - Miło mi. Lay – powiedziałem, a on zmierzył mnie w nienachalny sposób i podał dłoń, którą szybko uścisnąłem.
 - Więc czytasz w parku? – spytał, a ja spojrzałem w niebo i przytaknąłem, no co zaśmiał się dość przyjaźnie.
* * *
Czy potrafię być beztroski?
Nienawidziłem Lizzy i życzyłem tej szczęśliwej parce jak najgorzej. Lizzy była fałszywa i kłamliwa. Od jakiegoś czasu otwarcie mnie podrywała, ale naprawdę nie interesowały mnie takie dziewczyny, zwłaszcza, że chodziła z Minho.
Pewnego dnia, kiedy siedziałem w salonie z Sehunem, który swoją drogą stawał się moim przyjacielem, Lizzy przyszła do naszego domu. Minho miał tego dnia trening, ale najwidoczniej ona o tym nie wiedziała. Weszła do pokoju i spojrzała na mnie pytająco.
 - Minho nie ma – mruknąłem niezadowolony, że muszę z nią rozmawiać.
 - A kiedy będzie? – spytała.
 Wzruszyłem ramionami. Sehun dokładnie obserwował. Lizzy zrobiła smutną minkę.
 - Mieliśmy iść do kina – powiedział – Chyba zapomniał.
Jej słodki głos sprawiał, że robiło mi się niedobrze. Nie miała w sobie za grosz aegyo.
 - Lay – wykrzyknęła nagle uradowana, jej huśtawki nastroju również mnie irytowały – Pójdziesz ze mną? O ile nie jesteś teraz zajęty, rzecz jasna.
Prychnąłem, zaśmiawszy się ironicznie.
 - Nie wiem, czy nie dowidzisz, ale właśnie rozmawiam z moim kolegą. Poza tym nie mam ochoty z tobą nigdzie iść.
Lizzy tylko skrzywiła się nieznacznie, zaraz znów nakładając maskę.
 - To nic, może kiedy indziej. Pa, Lay – powiedziała cicho i wyszła.
 - Kim ona jest? – spytał Sehun zdziwiony moją opryskliwością.
 - Dziewczyną mojego brata –burknąłem.
 - Chyba jej nie lubisz, hm? – spytał z pozornym niezainteresowaniem.
 - Fakt, nie znoszę – przyznałem.
 - Chciałbyś, żeby zerwali? – zadał kolejne pytanie, a ja odwróciłem się gwałtownie.
 - No… tak – powiedziałem niepewnie.
 - Myślę, że jest pewien sposób, ale nie wiem, czy dasz radę, to zrobić – oznajmił nieco niepewnie.
 - Hm?  - zmarszczyłem brwi.
 - Widać, że jej się podobasz… - zaczął, ale mu przerwałem.
 - Nie gadaj głupot – zaprzeczyłem.
 - Lay – spojrzał na mnie znacząco – Nie oszukuj się. Ona na ciebie najzwyczajniej w świecie leci, wcale się z tym nie kryje.
 - Może – mruknąłem cicho niezbyt przekonany do tego, co mówi Sehun.
 - Umów się z nią – powiedział chłopak.
 - Sehun… - zacząłem surowym tonem, ale mi przerwał.
 - Czekaj, nie skończyłem. Umów się z nią, a wtedy ona zdradzi Minho, a tego twój brat raczej jej nie daruję, prawda? – spytał z szatańskim uśmieszkiem.
Sehun miał całkowitą rację. Jego plan był dobry. Ba. Mogę powiedzieć więcej, ten plan się powiódł i doprowadził Minho do rozpaczy. Lizzy zniknęła z mojego życia, nawet nie domyślając się, kto ją wkopał. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jeden mały szczegół. Minho znienawidził również mnie, za to, że zabrałem mu jego ukochaną. Kolejny powód, by przestać być lekkomyślnym i najpierw pomyśleć, nim coś się zrobi.
* * *
Czy za wiele rozmyślam?
Sądzę, że to akurat nie jest jakaś wielka wada. Chociaż ostatnio robiłem to zbyt często i do głowy wpadały mi dziwne myśli. Zacząłem przez to zauważać te wszystkie rzeczy. To jak mięśnie Minho pracują podczas wykonywania wszystkich zwyczajnych czynności, jak uwydatniają mu się żyły na odsłoniętych przedramionach, jak długie są jego czarne rzęsy, że jego ciemne włosy są chyba już nieco za długie, bo wpadają mu do oczu i to jak wspaniały, i powalający jest jego uśmiech.
Oczywiście siedząc przy śniadaniu też to zauważałem i przez to zagapiłem się zbytnio. Minho zmierzył mnie poirytowanym spojrzeniem i uśmiechnął się zaraz ironicznie. Nienawidziłem, gdy to robił, ostatnio działo się to niemal cały czas. Naprawdę było mi przykro, że cierpiał z powodu zdrady Lizzy, ale nic nie mogłem poradzić, że wcale nie żałowałem tego, że ją do tego popchnąłem. Należało w końcu poznać prawdę, Minho powinien mi za to dziękować.
Popadałem w obłęd przez te nawiedzające mnie, zwłaszcza wieczorami, myśli. Środki nasenne brałem w coraz większych dawkach, a mimo to nie działały za dobrze. Do tego w przy takich niezręcznych sytuacjach jak ta, cierpiałem tak mocno, że miałem ochotę coś rozwalić albo się rozpłakać. Nic nie pomagało mi w uśmierzeniu bólu.
Z zamyślenia wyrwała mnie szklanka soku, która wylądowała na mnie, zresztą za sprawą Minho.
 - Wybacz, braciszku – powiedział nieco podle i wstał – Muszę już iść, bo się spóźnię – oznajmił i wyszedł.
 - Lay, idź się szybko przebierz – powiedziała matka.
 - I tak na pewno się spóźnię – wyszeptałem nieco skołowany, wstając i ruszając do pokoju.
* * *
Czy nie jestem zbyt przygnębiony?
Siedzieliśmy na łóżku w pokoju Sehuna, lecz niestety nie mogłem się cały czas skupić na rozmowie, bo rozmyślałem o tym, co dzieje się pomiędzy mną a Minho.
 - Lay – upomniał mnie młodszy.
 - Hm? – mruknąłem wybity z rytmu.
 - Słuchasz mnie? – spytał nieco poirytowany.
 - Ja… - zająknąłem się  - Em.. – odetchnąłem – Tak, tak – potwierdziłem kulawo.
 - Co się dzieje? – zapytał Sehun.
 - Nic takiego – zapewniłem pospiesznie.
 - Lay… Nie chcę być namolny, ale czy Minho jest zły? – wydawał się być poważny, zadając to pytanie, więc postanowiłem mu odpowiedzieć.
 - Jest wściekły – przyznałem przygnębiony.
 - Czemu tak bardzo nie lubiłeś Lizzy? – spytał, a ja drgnąłem.
Znałem Sehuna już prawie pół roku i chyba właśnie nadszedł czas, kiedy trzeba mu w końcu powiedzieć prawdę o sobie i o swoich uczuciach.
 - Sehun… - zacząłem, a on spojrzał na mnie niemal wyczekująco – Pewnie się ode mnie odwrócisz, ale taka właśnie jest prawda. Minho nie jest moim prawdziwym bratem, choć właściwie sądzę, że nie więzy krwi o tym przesądzają, jednak inni tak właśnie osądzają, kim jest rodzeństwo. Nie jesteśmy, więc w oczach innych prawdziwymi braćmi. W przeszłości byliśmy wszędzie we dwóch, niektórzy sądzili, że jesteśmy bliźniakami, jednak ja nigdy nie czułem, bym kochał go jak brata. On zawsze był we wszystkim lepszy i opiekował się mną, bo nie byłem typem spokojnego dziecka niesprawiającego kłopotów.
Chłopak patrzył na mnie zdziwiony, może nawet zszokowany. Widziałem dokładnie, co czuję. Mogłem czytać z niego jak z otwartej księgi. Był przewidywalny i czułem, że gdy dotrę do sedna, będziemy mogli jedynie się pożegnać.
 - To co teraz powiem, nas podzieli, Sehun – oznajmiłem.
 - Lay…? – wyszeptał.
 - Może myślisz, że tak nie będzie, ale to co powiem, nie jest normalne. To… naprawdę…  - przerwałem niemal płacząc – Ja kocham Minho, ale nie jak brata, jak mężczyznę. Jestem gejem, który kocha swojego brata.
Sehun jęknął i odskoczył nieco ode mnie. Wiedziałem, że tak będzie. Czekałem, co powie. Chyba dochodził do siebie. W końcu się uspokoił na tyle, by spojrzeć gdzieś za mnie i powiedzieć słowa, których się bałem.
 - Lepiej będzie, jeśli przestaniemy się spotykać – powiedział, a ja skinąłem głową i wyszedłem.
Wtedy po raz ostatni widziałem Sehuna i żałowałem okropnie, ale nie potrafiłem postąpić inaczej. Nie zrobiło mi się lżej, ale świadomość, że przyznałem się na głos do tego, coś we mnie uwolniła.
* * *
Czy takie zachowanie do mnie pasuje?
Podczas kolacji nie miałem ochoty niczego jeść, więc jedynie przerzucałem makaron z jednego końca talerza na drugi. Moja przyjaźń z Sehunem okazała się kolejną klapą w moim życiu. Niczego nie potrafię zrobić dobrze. Ja chcę jedynie kochać. Czy to za wiele? Gdzie popełniłem błąd?
 - Lay, co się dzieje? – spytał tata, a ja spojrzałem na niego zdziwiony.
 - Co? – zapytałem.
 - Czemu nie jesz? – spojrzałem na Minho, który nie przerwał jedzenia i wydawał się być niezainteresowany całą tą sytuacją.
On nawet nie wie, jak bardzo mnie rani. Czemu on to robi?
 - Ja… - sam nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, właściwie wszystko było lepsze od prawdy – Po prostu źle się czuję i chyba pójdę już do siebie, spróbuję zasnąć – oznajmiłem, ze zgrzytem odsuwając krzesło od stołu i wychodząc, jak najszybciej to było możliwe.
Przed wyjściem usłyszałem, jednak słowa mamy.
 - Co się z nim dzieje? To niepodobne do niego. Jest jakiś przygnębiony.
* * *
Czemu stałem się taki?
Minho wszedł do mojego pokoju i oparł się o futrynę drzwi. Spojrzałem na niego przez łzy.
 - Płaczesz? – spytał.
Przez chwilę powróciły do mnie ciepłe uczucia, jednak on wcale się o mnie nie martwił. Nie po to zadał to pytanie. Znów chciał jedynie mnie zgnębić. Czy już nie zapłaciłem za swoje przewinienie?
 - I dobrze – warknął – Bo zabrałeś mi dziewczynę, na której naprawdę mi zależało. Czemu to zrobiłeś, Lay? – spytał, a ja jedynie głośniej zaszlochałem – Bawiło cię to? Byłeś zazdrosny? Chciałeś znów pokazać, że jesteś ode mnie lepszy? Udało ci się, udowodniłeś to wszystkim – powiedział wściekły.
 - O czym ty mówisz? – zdziwiłem się  - Przecież nigdy nie byłem w niczym od ciebie lepszy – zapewniłem.
Czemu chce mnie upokorzyć? Już chyba dosyć.
 - Teraz jesteś z kolei skromny? Czy to nie ty zawsze wygrywasz? Masz co chcesz. Wkurza mnie twoja perfekcja. Przestań być mi wrogiem, bo ja też się nim stanę – powiedział groźnie.
 - A już nim nie jesteś? – wysyczałem zły, że mną pomiata.
Miałem już dosyć jego raniących słów. Może ja też powinienem mu powiedzieć, co nieco o nim.
 Minho prychnął i spojrzał gdzieś w bok.
 - Nie próbuję wcale ci robić na złość, ale ty najwidoczniej obierasz inną taktykę – powiedziałem.
 - Nie zrobiłem nic złego – odparł butnie.
 - Że co? – spytałem, niedowierzając – Mógłbyś powtórzyć? – poprosiłem, wstając i podchodząc do niego.
 - Nic nie zrobiłem – powtórzył.
Zamknąłem oczy, wciągnąłem powietrze i uderzyłem go mocno z otwartej ręki w twarz. Mało męskie, ale nie miałem sił, by zrobić coś bardziej dosadnego. Mój brat zatoczył się i upadł na ziemię w korytarzu. Był zdziwiony i zraniony. Niczego nie rozumiałem, ani siebie, ani jego. To wszystko wydawało mi się zwyczajnie przypadkowe. Jakby ktoś na górze miał niezły ubaw przy układaniu tego planu. Spojrzałem na Minho zszokowany tym, że go uderzyłem i nim coś powiedział, zatrzasnąłem drzwi. Nie próbował nic zrobić, choć raz nie utrudniał. Po prostu odszedł.
* * *
Czy mam depresję?
Zdecydowanie tak. Nie rozumiem co się dzieje. Żyję obok swoich czynów niczym obcy. Przestało mnie obchodzić, że przez głupie zauroczenie tracę wszystko. Co się ze mną dzieje?
Usiadłem na łóżku i złapałem się za głowę, ciągnąc się za włosy. Co ja najlepszego wyprawiam? Muszę się uspokoić. Muszę przeprosić… Nie!
Upadłem na podłogę, popatrzyłem na kępkę włosów w swoich dłoniach i rozpłakałem się jak dziecko. Może powinienem uciec? Nie, to po prostu jakieś dziwne myśli wywołane chwilą. Potrząsnąłem głową, by wyrzucić z siebie te dziwaczne pomysły.
Szybko wygrzebałem z szafki nocnej tabletki nasenne. Powinienem się przespać i…
Zwykła dawka nic mi nie da, musiałem wziąć więcej. Wysypałem na rękę garść białych i okrągłych tabletek i połknąłem je szybko. Położyłem się na łóżku, uspokajając oddech i ocierając z policzków łzy.
To nie jest czas, by płakać.
* * *
Minho wszedł do jego pokoju i spojrzał na łózko. Było mu przykro, że Lay płakał przez niego. Nie dążył do tego, nie zrobił tego wszystkiego specjalnie. Podszedł do śpiącego chłopaka i przysiadł obok niego.
 - Lay – powiedział i potrząsnął nim delikatnie, lecz chłopak spał najwidoczniej mocno – Przepraszam – powiedział cicho Minho – Ja naprawdę tego nie chciałem, nie chciałem, byś płakał. Kocham cię, nie zrobiłbym ci krzywdy. Po prostu byłem zły, że zawsze jesteś lepszy – gładził głowę chłopaka delikatnie – Nawet Lizzy wolała ciebie. Przepraszam, ze byłem niemiły. Tak naprawdę… to cię bardzo kocham, może nawet trochę za bardzo i boję się, że cię stracę, bo jesteś dla mnie naprawdę ważny. Bardzo ważny, Lay.
Wtedy Minho zauważył buteleczkę środków nasennych na podłodze obok łóżka. Prawda doszła do niego powoli.
 - Lay? – spojrzał na chłopaka, którego oczy były nadal zamknięte – Lay – powtórzył i potrzasnął nim.
Skóra chłopaka była zbyt blada, a klatka piersiowa się nie poruszała.
 - Lay, błagam, obudź się –krzyczał, ale jego brat nawet się poruszył – Lay, czemu ty się nie budzisz? Lay…

piątek, 14 marca 2014

Mroźny powiew pt 3

Od autorki: Nie poddaję się , mimo braku weny, który spadł na mnie. Co za beznadzieja. ;C To chyba przez to, że rozprasza mnie ta aura na dworze, kiedy tylko wychodzi słońce nie chcę mi się kompletnie nic, prócz robienia jakichś głupot z przyjaciółmi. Tak ma praktycznie każdy, tak myślę... W każdym razie staram się coś tam naskrobać, ale słabo mi idzie. Kiedy skończy się to opowiadanie, nie zamierzam więc zaczynać przez jakiś czas nic nowego, bo to będzie bez sensu. Niczego nie zawieszam, ale po prostu notki nie będą już tak regularne. Kocham was i proszę o komentarze. <3



Nigdy jeszcze nie przeżyłem niczego piękniejszego niż dzisiejszy poranek, kiedy obudziłem się i spojrzałem wprost w zatroskane oczy Krisa, który leżał obok mnie całkiem nagi, obejmując mnie ramieniem. Uśmiechnął się i odgarnął z mojego czoła kosmyki opadających na oczy włosów.
Na początku myślałem, że to sen, ale przypomniałem sobie wydarzenia z wczorajszej nocy. Wszystko było prawdą, a Kris naprawdę leżał obok mnie i z czułością ucałował mój policzek. Byłem taki szczęśliwy.
Później pomógł mi się ubrać, bo było mi naprawdę ciężko pozbierać się do kupy, po tym wszystkim, co ze mną wczoraj robił i zeszliśmy na dół. Zrobił coś do jedzenia i usiedliśmy przed telewizorem. Na początku kręciłem się, by znaleźć jakąś wygodną pozycję, ale w końcu stwierdziłem, że ona nie istnieje, a tyłek nie przestanie boleć jeszcze przez dłuższy czas.
 - Lay, przepraszam – powtórzył Kris po raz nie wiadomo który, przyglądając mi się ze współczuciem.
 - Naprawdę już z tym skończ – uśmiechnąłem się słodko.
 - Nie powinienem wczoraj robić tego, musisz czuć się okropnie – powiedział zasmucony.
 - Rozchmurz się, Kris – przybliżyłem się do niego i oparłem brodę o jego ramię, nawet kiedy siedział był ode mnie wyższy – Nie zrobiłeś mi krzywdy – zapewniłem go – Było mi wspaniale i wcale tak bardzo nie boli.
Spojrzał na mnie niepewnie i pogładził mnie po włosach, w które po chwili mnie ucałował. Zaśmiałem się radośnie i musnąłem jego policzek ustami.
 - Jesteś zbyt uroczy – powiedział z wyrzutem – Kocham cię, Lay – wyszeptał do mojego ucha, obejmując mnie mocno.
 - Ja ciebie też- odparłem szczęśliwy.
Wcisnąłem swoje ciało bardziej w jego silne ramiona i wtuliłem głowę w zagłębienie jego szyi. Kris odsunął się nieco po chwili i spojrzał mi w oczy. Wyglądał tak pięknie przez słońce, wpadające przez okno w kuchni i malujące na jego twarzy różnorodne cienie i rozświetlające gładką skórę. Jego żółte oczy połyskiwały i niemal się jarzyły. Wydawał się być taki silny, jakby mógł ochronić mnie przed wszystkim, co na tym świecie złe. Byłem chyba największym szczęściarzem na ziemi.
Kris pochylił się i musnął moje wargi swoimi. Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się tym uczuciem ciepła ogarniającego mnie ze wszystkich stron.
 -Kris… - oderwałem się od niego, a on spojrzał na mnie pytająco – Kiedy ty… no wiesz – dokończyłem niemrawo.
 - Od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, wtedy w szpitalu. Cieszyłem się strasznie, kiedy uwierzyłeś mi, że jestem wilkołakiem i pozwoliłeś mi zostać u siebie, a kiedy zgodziłeś się, żebym z tobą spał to… Jesteś niesamowity, Lay. Wiem, że wszystko potoczyło się zbyt szybko i nie myśl, że traktuję cię źle, ja po prostu naprawdę nie chciałem tego zrobić w taki sposób. Chciałem żebyśmy mogli się lepiej poznać, ale jesteś taki piękny, że nie potrafiłem się oprzeć i… Jestem okropny – wyszeptał i schował twarz w dłoniach.
- Wcale nie – zaprzeczyłem oplotłem go ramionami, przyciskając się do niego mocno – Jesteś dla mnie najwspanialszy. To niesamowite, że czujesz do mnie to co ja do ciebie. To naprawdę… - czułem, że nie wydobędę z siebie już ani jednego słowa.
W tej chwili szczerości i wyznań zacząłem się wzruszać. Wczorajszy seks może i był wspaniały, ale to ten moment był tym, który robi z nas parę. Odsunąłem się od Krisa i schowałem twarz pomiędzy kolanami. Z moich oczu spłynęły pierwsze łzy.
 - Lay? –zaniepokoił się Kris, głaszcząc mnie po plecach – Co ci jest? – spytał.
Podniósł moją twarz i spojrzał mi w oczy pytająco. Łza spłynęła mi po policzku.
 -Co się dzieje? – przestraszył się, wycierając ją pospiesznie.
 - No bo… - pociągnąłem nosem i spojrzałem w dół – To jest takie… nierealne. Boję się, że to nieprawda, ze to sen albo że się tylko ze mnie naśmiewasz – powiedziałem.
 - Och, Lay, wiesz mi, że czuję tak samo, ale to nie jest sen, a ja mówię całkiem poważnie i mam nadzieję, że ty też – oznajmił i przycisnął mnie do siebie.
 - Jesteś moim chłopakiem? – spytałem cicho.
 - Tak – odparł z uśmiechem – A ty jesteś moim.
 - Tylko nie mówmy moim przyjaciołom, dobrze? Zaczną się mnie czepiać albo jeszcze będą chcieli mi zrobić na złość i mi ciebie zabiorą. Nie przeżyłbym tego.
 - Zgoda. Nic nikomu nie powiemy. Liczymy się tylko ty i ja – pocałował mnie delikatnie w usta, a kiedy chciał odsunąć się ode, zarzuciłem mu ręce na szyję i pogłębiłem pocałunek.
Poczułem jak unosi kąciki swoich ust w górę i zrobiłem to samo, badając niezdarnie wnętrze jego ust.
* * *
Stałem właśnie przy kuchence i gotowałem obiad, kiedy Kris objął mnie od tyłu ramionami i pocałował w szyję. Uśmiechnąłem się, odwracając się i całując go w usta. Przez chwilę podgryzaliśmy swoje wargi, aż w końcu język Krisa wśliznął się do wnętrza moich ust, zaczął trącać moje policzki, podniebienie, język. Jego dłonie wędrowały po moich plecach w dół, aż w końcu zacisnęły się na pośladkach i uniosły mnie w górę, sadzając na blacie. Oplotłem go nogami w biodrach i przycisnąłem całym ciałem do niego. Zaczął całować moją szyję, jęknąłem, kiedy przygryzł skórę za uchem. Moje ręce ściskały kraciastą koszulę na jego ramionach.
Tą chwilę przyjemności przerwał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Szybko odsunęliśmy się od siebie. Zeskoczyłem z blatu w momencie, kiedy do kuchni wszedł Chanyeol i Chen. Miałem tylko nadzieję, że Kris nie zrobił mi malinek. Przygładziłem włosy, ale na szczęście chłopacy byli czymś tak mocno zaabsorbowani, że nie zauważyli niczego podejrzanego w tym, że ja i Kris jesteśmy trochę rozczochrani i nieogarnięci.
 - Hej – powiedziałem ochrypłym głosem.
 - Nie uwierzysz, co się stało – wykrzyknął Chen.
Pokiwałem głową i spojrzałem na nich ponaglająco.
 - No więc byliśmy sobie razem z Chanyeolem w pizzerii, którą otworzyli przy tej księgarni, gdzie zawsze chodzisz z Luhanem i kiedy wracaliśmy, pomyśleliśmy, że lepiej pójść skrótem. Traf chciał, że przechodziliśmy obok tej starej fontanny, gdzie zawsze chodzą Sehun i Kai przed szkołą, jak chcą zapalić… - przerwałem mu zdenerwowany.
 - Nadal palą?- spytałem – Przecież mówili mi, że rzucą. Wiedzą doskonale, że to niebezpieczne dla ich zdrowia – oznajmiłem poirytowany.
Naprawdę nie jestem zwolennikiem żadnych używek.
 - Nie o to, w każdym razie, chodzi. Nie zauważyli nas, ale za to my zauważyliśmy ich. Zrobiliśmy im nawet zdjęcie – Chen wyciągnął komórkę i pokazał mi ową fotografię.
Rzeczywiście przedstawiała to miejsce, o którym mówili. Zamrugałem oczami, przyglądając się temu bardziej, bo nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Kai i Sehun byli połączeni w namiętnym pocałunku. O Boże, to… W końcu. Nareszcie ci ślepi idioci zauważyli swoje uczucia. Zapanuję spokój, który cały czas psuli swoimi kłótniami.
 - To z dzisiaj? – zapytałem.
 - No przecież chyba o tym ci mówiłem, no nie? – spytał Chen i spojrzał na garnki.
 - Robisz obiad?- ucieszył się Chanyeol.
Skinąłem głową.
 - No to my zostajemy, co nie Chanyeol?-wyszczerzył się Chen, a ten skinął głową uśmiechając się równie przerażająco.
Westchnąłem i wróciłem do gotowania. Nie mam co liczyć na spokojne popołudnie. Przynajmniej Kris się zmył na górę, kiedy moi przyjaciele byli zajęci tłumaczeniem mi, czego byli świadkiem.
* * *
Cała nasza jedenastka siedziała w domu Kaia. Zdziwiłem się, że wszyscy przyszli, zazwyczaj trudno jest nas zebrać, bo każdy ma jakieś zajęcia. Dziś jednak były urodziny Jongina i nie wypadało nie przyjść, skoro nas zaprosił.
W tej chwili już po oficjalnej części z tortem i życzeniami, przeszliśmy do luźnych rozmów. Kai przyniósł jakiś alkohol i puścił muzykę, powiedział, że później wpadną jakieś dziewczyny. Oczywiście ja wypiłem tylko jeden kieliszek tego mocnego alkoholu jedynie z grzeczności dla gospodarza, bo przez moją słabą głowę i ogólną niechęć do tego typu używek, nie piłem prawie w ogóle, naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio się upiłem. To chyba było na moje dwudzieste pierwsze urodziny, które wyznaczają pełnoletność. Jednak większość moich przyjaciół nie posiadała takich zasad jak ja i już teraz wydawała  się być z lekka pijana.
Chanyeol i Baekhyun tańczyli jakiś szalony taniec, Chen właśnie dolewał soju do herbaty Suho, który odwrócony niczego nie widział, a przecież najstarszy wspominał coś o tym, że nie chce dziś pić i nawet przepraszał Kaia. Sam gospodarz wyglądał na najbardziej pijanego i właśnie rozmawiał z równie pijanym Sehunem i Kyunsoo, który wyglądał jakby dzisiaj nie tknął jeszcze alkoholu, choć on akurat zawsze tak wygląda, bo mimo że jest niepozorny, to potrafi w siebie wlać ogromne jego ilości i nadal stać twardo na nogach. Sądzę, że to przez przyjaźń z Kaiem, który lubi chodzić na dyskoteki albo może po prostu ma taką umiejętność od urodzenia. Tao dyskutował żywo z Xiuminem, a Luhan siedział obok mnie z ponurą miną, spoglądając spod byka na swojego chłopaka.
Tęskniłem za Krisem, chciałbym być z nim w domu. Nie lubię alkoholowych imprez, bo nie mam z kim porozmawiać, kiedy wszyscy są pijani. Wolałbym być teraz w domu i leżeć na kanapie, oglądając powtórki dram razem z Krisem. Jestem od niego uzależniony.
Luhan wstał i wyszedł wściekły, chyba poszedł do łazienki. Chyba naprawdę jest źle między nim a Xiuminem. To smutne.
Przysiadł się do mnie Chen, Suho, Chanyeol i Baekhyun, spojrzałem po nich. Byli raczej trzeźwi.
 - Co tam, chłopaki? – spytałem z uśmiechem.
 - Ach, po staremu, słodziaku – Suho poczochrał mnie po włosach, a ja naburmuszyłem się.
 - Nie traktuj mnie jak dziecka, hyung – powiedziałem poirytowany.
 - Jak ci leci czas?  - spytał zaciekawiony Baekhyun.
 - Powolutku – odparłem.
 - A co u kuzyna?- Chanyeol zrobił chytrą minę – Kiedy ostatnio u ciebie byliśmy, szybko się zmył.
  - Możemy o tym nie gadać? – spytałem, ale nikt mnie nie słuchał.
 - To ten cały Kris nadal jest u ciebie w domu? – spytał zdziwiony Baekhyun.
 - Coś przedłuża się jego wizyta – stwierdził Chen, uśmiechając się głupkowato.
 - Nadal będziesz nam wciskać, że to tylko twój kuzyn, przecież… - przerwałem Baekhyunowi, nie chcąc słuchać jego chorych wymysłów, które właściwie są prawdą.
 - Naprawdę już sobie odpuście – powiedziałem zły.
 - Jesteś słodki, kiedy się wkurzasz – Chanyeol potargał mnie za policzki i zaśmiał się.
- A wiecie co? – Chenowi coś właśnie przypomniało – Przecież my mamy takiego newsa, co nie Chanyeol? – brunet szturchnął łokciem szczerzącego się chłopaka.
 - Mamy? - spytał skonsternowany Chan, a Chen spojrzał na niego znacząco, wtedy dopiero chłopak zrozumiał – Och, no tak – powiedział, przytakując.
 - No więc, widzieliśmy Kaia i Sehuna… - przerwał i spojrzał na Suho i Baekhyuna z perwersyjnym uśmieszkiem.
Chłopacy patrzyli na niego z niecierpliwością, czekając co powie Chen.
 - Całowali się – dokończył konspiracyjnie.
Pozostałej dwójce oczy wyszły na wierzch.
 - Całowali się… ale tak… - zdziwił się Suho.
 - Dokładnie tak – przyznał Chanyeol, a hyung pokiwał głową.
- To znaczy, że są razem? - spytał Baekhyun, a Chen zrobił zamyśloną minę.
 - To nie musi tego wcale oznaczać – powiedział po chwili zastanowienia – Ale w większości przypadków, jeśli ktoś się całuje, choć w ich przypadku to było raczej zasysanie sobie twarzy, to po prostu jest się w jako takim związku.
 - Więc mamy już czterech zajętych – wykalkulował Suho.
 - I Laya pod znakiem zapytania – dodał Baekhyun, a ja nie mając już siły zaprzeczać, przewróciłem jedynie oczami, za co znów zostałem okrzyknięty przez przyjaciół słodkim.
* * *
Luhan wpadł do mojego pokoju jak burza, nawet nie zdążyliśmy się od siebie z Krisem odsunąć. Blondyn stanął w drzwiach jak wryty i wpatrywał się w obejmujące mnie ramiona wilkołaka. Zamrugał i wycofał się na korytarz.
Przez chwilę patrzyłem na niego tępo, ale zaraz zreflektowałem się i wyśliznąłem się z ramion mojego chłopaka. Kris puścił mnie i usiadł w głębi łóżka. Podszedłem do Luhana, zamykając za sobą drzwi mojego pokoju. Widziałem w jego oczach łzy oraz malującą się na twarzy rozpacz. Przytuliłem go delikatnie, a on zarzucił mi ręce na szyję i zapłakał gorzko w moje ramię.
Sprowadziłem go na dół i posadziłem przy stole w kuchni, zrobiłem mu gorącą herbatę i poczekałem, aż się uspokoi i przestanie płakać.
 - Przepraszam, że wam przerwałem – powiedział w końcu, a ja tylko machnąłem ręką, bagatelizując jego wtargnięcie.
 - Nie ma sprawy, nie wiedziałeś. Co się stało, Luhan?- spytałem zaniepokojony.
 - To przez Xiumina – oznajmił smutny.
Westchnąłem. Już od dłuższego czasu zauważałem ich dziwne zachowania. Wyglądali na skłóconych, więc niepokoiłem się, że coś złego się stało.
 - Coś się wydarzyło między wami? – starałem się być delikatny i nie naciskać na niego, w końcu sam wszystko mi powie.
 - Ostatnio tak strasznie się od siebie oddaliliśmy, przestaliśmy się spotykać i praktycznie nie rozmawialiśmy – wytłumaczył.
 - Zauważyłem to – przyznałem.
 - Xiumin był jakiś dziwny, unikał kontaktu ze mną, w końcu zacząłem się bać, że już mnie nie chce. Byłem na niego wściekły, bo oddałem mu kilka lat swojego życia, nie chciałem, by tak po prostu mnie rzucił – przerwał i westchnął ciężko, ściskając w dłoniach biały kubek – Dzisiaj poszedłem do niego, bo miałem już dosyć. Zażądałem, by mi wytłumaczył w czym rzecz. Wyrzuciłem z siebie wszystko, powiedziałem, że jeśli chce ze mną zerwać, ma kogoś innego, niech mi to powie, a ja się jakoś  tym pogodzę. Jednak on… powiedział, że jest chory.
 Zapadła cisza przerywana jedynie tykaniem zegara i naszymi równomiernymi oddechami. Patrzyłem na Luhana pełen przerażenia, a on wbijał wzrok w swoją herbatę.
 - Xiumin ma guza – oznajmił blondyn, podnosząc na mnie swój wzrok.
* * *
Spotkanie naszej paczki odbyło się niestety w dziesiątkę, bo Xiumin leżał w szpitalu. Byłem okropnie przejęty tą sytuacją, ale Luhan zakazał mówić o tym reszcie, póki baozi nie pozwoli na to. Dziwnie było spędzać beztroski czas, kiedy wiedziałem o wszystkim. Jak miałem udawać? Naprawdę nie jestem w tym dobry.
 - Zjesz to do końca? – Kai spoglądał na kawałek czekoladowego ciasta Sehuna.
 - Tak – odparł młodszy i nawet nie spojrzał na przyjaciela.
 - Och, no, na pewno tego nie zrobisz – Kai niemal się ślinił, patrząc na to ciasto.
 - Owszem zjem, jestem głodny i mam ochotę na czekoladę – odparł, wpatrując się morderczo w ciemnowłosego.
 - Jesteś okropny – burknął Jongin i opadł ciężko na swoje miejsce.
Pozostali obserwowali z zaciekawieniem tę wymianę zdań w ciszy. Wcześniej wcale nie było inaczej, sprzeczali się o błahostki w ten sam sposób, po prostu wtedy Kai i Sehun nie zostali jeszcze przyłapani na całowaniu się oraz nie byli hipotetycznie w związku.
 - Problemy w raju – powiedział Baekhyun i chrząknął znacząco, na co kilka chłopaków się zaśmiało, a Baek przybił piątkę z Chanyeolem.
Sehun i Kai spojrzeli na nich ze zdziwieniem, nie wiedząc, o co chodzi. Zmierzyli się na spojrzenia z Baekiem, ale nie udało im się niczego wyjaśnić, więc zrezygnowali i zajęli się swoimi sprawami.
 - Co się dzieje, Lay? – spytał nagle Suho cicho, tak bym tylko ja usłyszał.
- Co? – spytałem zdziwiony.
 - Jesteś jakiś zamyślony. Coś się stało? – był widocznie zaniepokojony.
 - Po prostu… Nie zawsze jest tak, jak byśmy chcieli i czasem jest tak niesprawiedliwie – powiedziałem, nie zdradzając jednak dokładnie, o co chodzi.
Suho położył dłoń na moim kolanie i poklepał je lekko, by mnie pocieszyć. Zawsze mogłem na niego liczyć, w takich chwilach jak ta, pomagał, chociażby milcząc i nie zadając głupich pytań.

piątek, 7 marca 2014

Mroźny powiew pt 2

Od autorki: Kolejna część opo. Tadaa...Ostrzegam tylko,że jest w tym parcie scena erotyczna, nie jestem zbyt dobra w opisywaniu seksu i mogłam sobie to odpuścić, ale jakoś tak wyszło, po prostu tak to sobie wszystko wobraziłam. Kocham was i proszę o komentarze. <3



Mimo słów Luhana, które przestrzegały mnie przed zakochiwaniem się Krisie, coraz bardziej mi się on podobał. Pierwsze zauroczenie jest okropne, człowiek czuje się taki niepewny. Nie wiedziałem, jak się zachowywać w jego towarzystwie.
Kris zamieszkał w moim domu, powiedział, że chce jedynie przezimować, a później już mnie uwolni od swojej osoby. Jednak ja mógłbym z nim zostać na wieczność. Był naprawdę wspaniały – miły, uprzejmy, męski, przystojny. Zakochiwałem się coraz bardziej z każdym dniem.
Dobrze, że moi rodzice rzadko bywali w domu, bo dzięki temu nie zauważyli nieznajomego. Tata wpadał tylko, żeby się przespać i znowu wracał do pracy, a mama była na dwutygodniowej delegacji.
Wróciłem właśnie z uczelni i wykręciłem się jakoś przyjaciołom, którzy nalegali na pójście z nimi do pizzerii. Powiedziałem, że mam teraz kolokwia i nie mogę, bo muszę się uczyć. Jakoś to łyknęli, może prócz Luhana, który wbijał we mnie świdrujący wzrok.
Kris siedział na krześle w jadalni i mi się przyglądał. Krzątałem się po kuchni, robiąc sobie coś do jedzenia. Byłem okropnie głodny. Chciałem wziąć jakąś patelnię z szafki, ale nie dosięgałem do niej,  nawet podskakując i stając na palcach. Już miałem się cofnąć po krzesło, kiedy poczułem w pasie dużą, silną dłoń i ciało, które było zdecydowanie zbyt blisko mojego. Kris sięgnął do góry i z łatwością pochwycił patelnię.
Przez jego bliskość i ciepło, przeszły mnie dreszcze, które umiejscawiały się w dolnych partiach mojego ciała. Odwróciłem się przodem do niego i zadzierając głowę, spojrzałem na niego. On uśmiechnął się  i podał mi patelnię. Jego oczy mnie przeszyły, więc szybko spuściłem wzrok.
 - Dziękuję – mruknąłem cicho, a on wrócił na swoje miejsce.
Kiedy już usiadłem do stołu z talerzem parującego jedzenia, musiałem narzucić jakiś temat, by przerwać tą ciszę.
 - Jak to się stało, że jesteś wilkołakiem? – spytałem.
Kris rozsiadł się wygodniej.
 - Przez ugryzienie mojego ojca – odparł.
 - Ojca? – zdziwiłem się.
 - To nie jest mój prawdziwy tata, on mnie jedynie uczynił wilkołakiem, jednak mówię tak do niego, bo to on mnie wychowywał przez te wszystkie lata.
 - Ile więc miałeś lat, kiedy to się stało? – spojrzałem na niego zaciekawiony.
 - Pięć – powiedział po krótkim zastanowieniu.
 - Co się stało z twoimi prawdziwymi rodzicami? – byłem przejęty tą historią.
 - Kiedy zaczęła się moja przemiana myśleli, że jestem opętany lub coś w tym stylu i nie mogąc mi pomóc, a nawet sądzę, że nie chcąc tego zrobić, próbowali mnie zabić, jednak uciekłem, a wtedy pojawił się on i mnie przygarnął. Nauczył mnie, jak być wilkiem i pomógł w oswojeniu się z tym wszystkim, nie mogłem chodzić do normalnej szkoły, więc razem z resztą watahy douczali mnie w tym, czym potrafili. Wiele im zawdzięczam, ale… wiem, że gdyby wtedy ojciec  mnie nie ugryzł, to prowadziłbym normalne życie. Mam sporo żalu do niego, ale staram się nie patrzeć na to w taki sposób, cieszę się tym co mam.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Kris jest taki dojrzały i inteligentny. Różni się od wszystkich, których znam. To niesamowite, ale jednocześnie niebezpieczne, bo przez niego tracę kontakt z rzeczywistością. Wszystko inne odchodzi w niepamięć, bo jest tak fascynujący i tajemniczy. Wpadłem po uszy. Luhan miał całkowitą rację.
* * *
Wyszedłem z pod prysznica i chwyciłem za ręcznik, którym zacząłem wycierać włosy. Spojrzałem w lustro i poklepałem się po policzku. Kolejny ciężki dzień na uczelni przede mną, muszę gdzieś wyjść z przyjaciółmi, bo ostatnio ich zbyt często olewam na rzecz Krisa, nawet przeprowadziłem kolejną poważną rozmowę z Luhanem, podczas której zaczął mnie łajać. Muszę to zmienić.
Nagle drzwi łazienki się otworzyły i stanął w nich rozespany Kris. Spojrzał na mnie nieprzytomnie, a ja otworzyłem buzię i zamrugałem, nie wiedząc co robić. Przez chwilę staliśmy w ciszy, gapiąc się na siebie, ale kiedy wzrok Krisa zjechał na moje nagie ciało i zmierzył mnie elektryzującym spojrzeniem, krzyknąłem jak dziewczyna i zasłoniłem się pospiesznie ręcznikiem, uświadamiając sobie, że cały czas stałem nagi.
 - Och, prze-przepraszam – zająknął się Kris.
 Szybko odwrócił się, by wyjść, niestety trafił na ścianę i zatoczył się przez moc, z jaką uderzył w futrynę. Jęknął boleśnie i potrząsnął głową, wychodząc pospiesznie i zamykając za sobą drzwi.
Co to było? On… widział mnie nagiego i… zmierzył mnie tym wygłodniałym spojrzeniem. To było… O, mój Boże. To było takie podniecające, że musiałem sprawdzić, czy mi nie stanął. Te jego żółte oczy mknące po mojej jasnej skórze. Kris mnie zmierzył. Muszę dojść do siebie, bo zachowuję się jak jakaś małolata.
* * *
Oglądałem razem z Krisem film, leżąc wygodnie na kanapie. Ułożyłem łydki na jego udach i robiąc to, popełniłem błąd, ponieważ czułem ciepło jego ciała przy swoim i nie potrafiłem skupić się na fabule. Mimo że od łazienkowego incydentu, kiedy to Kris zobaczył mnie nagiego, minęło kilka dni, to nadal czułem jego wzrok i pamiętałem dokładnie, jak to wyglądało. Wcale jednak nie oznaczało to, że jest między nami jakoś bardzo niezręcznie. Po prostu udawaliśmy, że nic się nie stało i żyliśmy dalej.
Spokój przerwały nagłe głosy w korytarzu. Zapanował harmider, wszyscy przekrzykiwali się i zdejmowali zaśnieżone kurtki, szale, czapki, rękawiczki i buty. Wstałem i spojrzałem w stronę drzwi wejściowych. Oczywiście nie mógł to być nikt inny, jak banda moich przyjaciół, która wpadła do mnie bez uprzedzenia. Kris skulił się i posłał mi pytające spojrzenie. Nie było szans, żeby jakoś przedostał się do mojego, a raczej naszego pokoju. Schody są praktycznie na korytarzu, a moi przyjaciele już prawie skończyli rozbieranie się i wchodzą już do jadalni.
Pierwszy wpadł do salonu Kai. Uśmiechał się pogodnie, dopóki nie zauważył Krisa, który starał się jakoś wtopić w kanapę, jednak niestety takiej mocy nie posiadał. Kai uniósł brwi i na jego usta wstąpił podstępny półuśmieszek.
 - A kto taki? – spytał, mierząc go całego.
 - Masz jakiegoś gościa? – spytał Chanyeol, który właśnie wszedł do jadalni, najwidoczniej słyszał, co mówi Kai.
 - Lay ma gościa? – zza pleców wysokiego chłopaka wyłonił się Baekhyun.
 - To znaczy… - chciałem coś powiedzieć, ale przerwał mi Chen, który wleciał do pomieszczenia jak burza.
 - To pewnie jego chłopak – krzyknął.
Nie musiałem nawet się domyślać, czy Kris to usłyszał. Walnąłem się w czoło, potępiając Chena za jego głupotę. Przecież Kris nie wie, że jestem gejem. To znaczy teraz już wie, dzięki temu idiocie. Ciekawe jakie ma poglądy. Spojrzałem na niego, ale on nie wyglądał, jakby się przejął moją orientacją. Może jednak nie usłyszał albo go to nie obchodzi?
Spojrzałem po kolegach stojących w progu mojego salonu. Wszyscy szczerzyli się jak jeden mąż do Krisa, który nie wiedział, co ma zrobić i spoglądał na nich przestraszony.
 - To przedstawisz nas w końcu, czy będziemy tak stać, do cholery? – spytał poirytowany Sehun i wszedł do pokoju, odsuwając mnie na bok.
 Usiadł, a raczej rozwalił się na mojej kanapie tuż obok Krisa i zaczął go mierzyć od stóp do głów. Reszta wzięła to za sygnał do rozgoszczenia się. Chanyeol i Baekhyun zaczęli grzebać po szafkach i szukać czegoś słodkiego. Pewnie zjedzą moje cynamonowe ciastka, bo niestety nie wiedziałem, że przyjdą i ich nie schowałem. Kai usiadł obok Sehuna, a Kyunsoo tuż obok. Zaczęli rozmawiać cicho, a ich głowy były naprawdę blisko. Sehun przestał gapić się na Krisa i wbił zazdrosne spojrzenie w tą dwójkę. Jacy oni są oczywiści, już dawno ze sobą powinni być. Kai i Sehun mieli podobne (okropnie wredne, ale to swoją drogą) charaktery i rozumieli się niemal bez słów, ale i tak będą się tylko kłócić, zamiast w końcu wyznać sobie uczucia. Tymczasem Tao usiadł sobie spokojnie na fotelu i pisał z kimś na telefonie, Suho usiadł obok niego na pufce i zagadywał coś do Chena, który siedział na podłodze. Luhana i Xiumina nie było. Zmartwiłem się nieco, ale lepiej nie myśleć źle naprzód.
Kris wstał niepewnie i podszedł do mnie odprowadzany ośmioma parami oczu. Wszyscy go oceniali i wyglądało na to, że są pełni podziwu. W końcu Kris jest niesamowicie przystojny i do tego wysoki.
 - Ja… może pójdę na górę? – spytał mnie cicho, nachylając się.
 - Tak, to dobry pomysł. Nie martw się, coś im nazmyślam – zapewniłem.
Kiedy odchodził delikatnie musnął moją dłoń, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Zrobił to na tyle dyskretnie, że raczej tego nie widzieli. Gdy zniknął z pola widzenia i wszyscy usłyszeli jego kroki na schodach, zaczęły się dyskusje.
 - Słyszeliście? – spytał Kai – Kroki na schodach. Poszedł na górę. Do pokoju Laya – powiedział zdzwiony.
 - Kto to jest? – spytał Suho.
Usiadłem na miejscu Krisa i spojrzałem po wszystkich. Musiałem coś szybko wymyślić.
 - To jest mój kuzyn, który przyjechał na jakiś czas – odparłem, ale to powszechnie wiadome, że nie potrafię kłamać.
 - Kuzyn? – Sehun był sceptycznie do tego nastawiony.
- Tak – mruknąłem.
 - Ciacho z tego kuzyna – oznajmił Baekhyun uszczypliwie.
* * *
Leżałem na swoim łóżku i wpatrywałem się w ścianę. Nie potrafiłem zasnąć. Kris leżał w śpiworze na drugim końcu pokoju. To że był tak blisko sprawiało, że czułem się mało senny. Kręciłem się niespokojnie, przekładając cały czas kołdrę.
Nagle usłyszałem, jak Kris odpina śpiwór. Drgnąłem. Czy mu przeszkadzam? Nie poruszyłem się, jedynie nasłuchiwałem. Słyszałem jak stawia miękkie kroki na panelach, a zaraz potem moje łóżko ugięło się pod jego ciężarem, a on wśliznął się pod moją kołdrę i ułożył się obok mnie. Wstrzymywałem oddech i powstrzymywałem się od krzyku radości. Byłem też równocześnie zdziwiony. Czemu on to robi?
 - Lay – szepnął, a ja odetchnąłem cichutko i odwróciłem się na drugi bok, by móc spojrzeć w jego oczy, które połyskiwały na żółto.
 - Tak? – spytałem.
Widziałem, że waha się. Moje serce dudniło i miałem nadzieję, że nie słyszy tego, bo było to okropnie żenujące.
 - Mogę z tobą spać? – spytał po chwili milczenia.
Że co?! Nie mogłem nabrać wystarczającej ilości powietrza i odczuwałem duszności oraz fale gorąca.
 - Tak – odpowiedziałem po prostu.
Zbliżył się do mnie bardziej, odbierając mi resztki rozsądku.  Objął mnie swoim ramieniem, a ja zwinąłem się w małą kulkę i wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową. Czułem gorąco i jego nieco przyspieszony oddech, co jednak nie umywało się do tego, jak szybko ja oddychałem, czułem się jakbym miał astmę. Wyczuwałem od niego nutkę wanilii i cynamonu, zaciągałem się tym zapachem. Zacząłem się uspakajać. Błogie bezpieczeństwo. Tak właśnie zasnęliśmy tej nocy.
* * *
Usiadłem do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele. Spojrzałem na nich, a oni spoglądali na mnie, szczerząc się dziwnie. Co oni znowu wymyślili? Tym razem nie zebraliśmy się całą jedenastką. Przyszedł tylko Sehun, Luhan, Chen, Suho i Kyunsoo, reszta nie miała czasu.
 - Hej – przywitałem się i ściągnąłem kurtkę, odwieszając ją na oparcie krzesła  - Czemu tak dziwnie patrzycie?- spytałem.
 - Czemu się spóźniłeś? – spytał Chen, sugestywnie poruszając brwiami – Czyżby kuzyn cię zatrzymał w domu? – dodał.
Spuściłem głowę, rumieniąc się i dając jeszcze większy powód do podejrzeń.  Co miałem poradzić na to, że Kris mi się podobał i zawsze mu ulegałem. Kiedy poprosił mnie, bym jeszcze nie szedł, posłuchałem. Zresztą przyjemnie było oglądać z nim film, zwłaszcza, że objął mnie swoimi silnymi ramionami i mogłem oprzeć głowę o jego bark. Wpadałem w coraz większy zachwyt z każdym spędzonym z nim dniem. Nie potrafiłem okiełznać swoich dziewiczych uczuć, a Kris nie ułatwiał mi zadania.
 - Chyba coś jest na rzeczy, kotku – powiedział zgryźliwie Sehun.
Naburmuszyłem się niczym małe dziecko, co działało na moich przyjaciół niemal zawsze. Oczywiście, że potrafiłem u nich wymusić wiele rzeczy, byłem ‘słodziakiem grupy’, nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Bycie słodkim też popłaca.
 - Jestem twoim hyungiem, małolacie – burknąłem, bo Sehun jak zwykle, olewał hierarchię.
 Chłopak prychnął niezadowolony.
 - Przestań być uroczy, bo wtedy nie mogę się wkurzyć za tego ‘małolata’, wyszedłbym na nieczułego palanta – powiedział zirytowany.
 - Którym w gruncie rzeczy jesteś – rzucił złośliwie Chen i zaraz zgarnął po głowie od wściekłego Sehuna.
 - A wracając do Pana Seksownego – zmienił temat Suho – To jak tam, Lay? – spytał.
 - A jak ma być? Mówię wam, że to tylko kuzyn – powiedziałem niezadowolony z tego, że cały czas wałkują ten sam temat.
 - Nie sądzicie, że to nieco perwersyjne? – spytał Chen.
 - Ale co? – zdziwił się Kyunsoo i zrobił większe (o ile to w ogóle możliwe) oczy.
 - To, że są kuzynami – odpowiedział.
 - A niby co w tym perwersyjnego?- spytałem.
 - No bo tak prawie jak kazirodztwo i jeśli wy… - nie chciałem, by kończył.
 - Błagam, nie chcę tego słuchać, Chen – zatkałem uszy, więc na szczęście nie usłyszałem tego, co powiedział.
 - Dla mnie sama myśl, że Lay uprawia seks, jest swego rodzaju perwersją – rzucił lekko Sehun, a ja rozdziawiłem usta zaskoczony.
 - Chyba raczej pedofilią – podsunął Suho.
 - Jeśli ktoś to robi z dwudziestolatkiem to chyba nie jest już pedofilem, hyung – podpowiedział Kyunsoo.
 - Czy możecie nie mówić o mnie tak, jakby mnie tu nie było? – spytałem poirytowany, ale nikt mnie nie słuchał.
 - Wiesz mi, że pedofilia to stan umysłu – zapewnił go najstarszy.
 - Wiesz to z doświadczenia, hyung? – spytał zaciekawiony Chen.
 - Ostatnio widziałem go, jak szedł z jakąś licealistką za rękę – powiedział Sehun.
 - Kłamstwo – zaprzeczył od razu starszy.
 - Żadne tam kłamstwo, co nie Lulu? – zwrócił się do milczącego Luhana Sehun.
 - Muszę już iść – powiedział chłopak, ignorując młodszego.
Wstał i chwycił swoje rzeczy, by następnie ruszyć do wyjścia. Spojrzałem za odchodzącym Luhanem i uniosłem brwi zdziwiony. Co się z nim ostatnio dzieje? Przygasł ostatnimi czasy. Zerknąłem na resztę, która nadal się kłóciła o preferencje najstarszego hyunga. Czy oni nie zauważają tego, że Luhan jest w jakimś dziwnym nastroju?
* * *
Ostatnimi czasy relacja z Krisem się mocno komplikowała. Byliśmy sobie praktycznie obcy, a jednak spędzaliśmy ze sobą niemal cały mój wolny czas. Wiedziałem, że gdy skończy się zima, to pewnie Kris odejdzie, tylko to go tu trzyma. Nie chciałem go tracić, pragnąłem go zbyt mocno, nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, szalałem na jego punkcie.
Nasza ‘przyjaźń’ przenosiła się na coraz wyższe poziomy i byłem co najmniej przerażony tą sytuacją. Nie pomagało to mi również to, że Kris zacierał między nami granicę i czasem czułem się, jakbym był jego chłopakiem, a nie człowiekiem użyczającym mu swojego domu.
Tego dnia Kris zrobił dla mnie kolację, więc kiedy tylko wszedłem do domu, poczułem miłe zapachy dobywające się z kuchni. Ruszyłem za zapachem i zobaczyłem, ze Kris coś pichci przy garach i zdziwiło mnie to. Nic nie mówił, ze umie gotować.
Podszedłem do niego i spojrzałem w garnek. Sos do spaghetti? Całkiem nieźle… o ile to nie ten z paczki. Chociaż właściwie liczy się gest.
 - Mam nadzieję, że lubisz – powiedział z nadzieją w głosie  - Bo nic innego nie potrafię zrobić – spojrzał na mnie przepraszająco.
Wskoczyłem na blat, rozsiadając się wygodnie i uśmiechnąłem się do niego uroczo.
 - Zjem wszystko, co dla mnie ugotujesz – zapewniłem, a on patrzył na mnie tępo i nie poruszał się przez chwilę.
Zaraz się jednak opamiętał i wrócił do mieszania sosu. Zaśmiałem się w myślach. Może czas przejąć inicjatywę.
* * *
Jednak nim zacząłem przejmować inicjatywę, zrobił to Kris. Tej nocy przytulał mnie do swojego ciała, jak to robiliśmy od czasu, gdy wśliznął się do mojego łóżka i spytał, czy możemy razem spać. Czułem jego miarowy oddech na swoim policzku i wyczuwałem jego charakterystyczny zapach, którym przesiąkły już moje rzeczy i pościel, a nawet kanapa w salonie.
Wszystko byłoby jak zawsze, ale nagle poczułem palce Krisa na mojej łydce. Drgnąłem zaniepokojony i wyrwany z półsnu. Spojrzałem w jego oczy, a on uśmiechnął się chwycił moją nogę pod kolanem, by położyć ją na swoim biodrze. Moje oczy były chyba wielkie jak spodki, ale on jedynie uśmiechnął się zawadiacko. Objąłem go mocniej nogą, przysuwając bliżej.
Poczułem, że to ten moment. Przełom, przejście na kolejny level naszej znajomości. Westchnąłem zdenerwowany i zwilżyłem usta językiem.
Położyłem dłoń na jego ramieniu i czekałem na jego kolejny ruch. Kris przysunął się do mnie powoli i spojrzał mi głęboko w oczy, nim złączył nasze wargi w słodkim, delikatnym pocałunku. Chłonąłem tą chwilę wszystkimi zmysłami.  Jego wargi były miękkie i ciepłe, a ja czułem przyjemną pustkę w głowie i motyle w brzuchu. To był mój pierwszy pocałunek. Wiem, że jestem już trochę za stary na to, by nigdy się jeszcze nie całować, ale moi przyjaciele trzymali ode mnie z dala adoratorów i adoratorek wszelkiej maści, zresztą jeszcze nikt mi się nigdy nie podobał. Kris przejechał językiem po moich wargach, a potem zachęcił mnie do otworzenia ich i wpuszczenia jego zwinnego języka do ich wnętrza. Zaczął dokładnie badać moje podniebienie, język i policzki. Jego ręka wsunęła się pod koszulkę i gładziła skórę na brzuchu,  starałem się za nim nadążać, ale byłem taki niedoświadczony. Kopiowałem jego ruchy i przeplatałem nasze języki najzręczniej, jak potrafiłem. Czułem, że się uśmiecha, chyba byłem bardzo niezręczny. Mam nadzieję, że się nie zbłaźniłem.
Usta Krisa przeniosły się na moja szyję i muskały ją motylimi pocałunkami pełnymi delikatności. Zaczął lekko ssać moją skórę, schodząc na obojczyki. To nieznane mi dotąd uczucia były naprawdę intensywne. Ciepło kumulowało się w dole mojego brzucha, a kiedy zdjął moją koszulkę i objął wargami mój twardy sutek, jęknąłem i poczułem, jak mój penis drgnął, twardniejąc. Ssał i lizał mój brzuch, a ja wzdychałem cichutko. Dobrze, że rodziców nie było w domu. Jego ręce błądziły po moim rozgrzanym ciele, aż jedna w końcu wsunęła się pod materiał spodni i złapała za mojego penisa jednym, gwałtownym ruchem. Całe powietrze ze mnie uszło i jęknąłem, nie mogąc się od tego powstrzymać. Nadal obejmowałem go nogą w biodrze, a teraz, gdy poruszał dłonią na moim wilgotnym przyrodzeniu, przybliżyłem jeszcze bardziej jego biodra do moich. Całowaliśmy się przy tym namiętnie, przeplatając nasze języki w szaleńczym tempie. Nie potrafiłem nie wzdychać i nie jęczeć w jego usta. W końcu z głośnym okrzykiem i wygięciem się w łuk, doszedłem w jego dłoń. Pocałował mnie w czoło i odczekał chwile, aż dojdę do siebie po przeżytym właśnie orgazmie.
Poczułem jak jego mokre od mojej spermy palce mkną dalej miedzy moje pośladki. Delikatnie wsunął we mnie jeden palec, a ja zakwiliłem cicho, czując jakiś dziwny dyskomfort. Chwilę odczekał i zaczął poruszać palcem we mnie. Było to coraz bardziej przyjemne i poczułem, że mój penis znowu budzi się do życia. Wyczuwałem, będąc przyciśniętym do niego mocno, że też jest już od jakiegoś czasu twardy i gotowy. Rozciągał mnie dokładnie, dokładając co jakiś czas palec. Kiedy poruszał we mnie bez oporu trzema palcami, a ja jedynie zwijałem się z przyjemności, uznał, że to czas, by przejść do sedna.
Wyjął ze mnie swoje palce, poczułem się taki pusty i spragniony. Wiedziałem, co za chwilę nastąpi i byłem podekscytowany i przerażony jednocześnie. Jednak fakt, że to nie kto inny jak Kris, uspakajał mnie dostatecznie, by cieszyć się i oczekiwać tego z niecierpliwością. Kris zdjął spodnie i spojrzał na mnie, przygryzając wargę.
 - Nie mam nawilżenia, sperma, którą miałem na ręce dawał wcześniej poślizg moim palcom, więc nie było tak boleśnie, ale teraz…
 Zacząłem myśleć gorączkową. Nagle wpadłem na doskonały pomysł.
 - Mam balsam do ciała w szafce nocnej  - wyszeptałem, a Kris zaraz wykręcił się w tył i zaczął szperać po półkach mebla.
 - Jest – powiedział zwycięsko i otworzył wieczko kremu z cichym pyknięciem.
 Uklęknął na łóżku i nalał sobie sporą ilość balsamu na dłoń, po czym rozsmarował go na swoim penisie. Miał naprawdę dużą męskość i miałem obawy.
Odwróciłem się na plecy i czekałem. Kris położył się na mnie i nakierował główkę swojego penisa na moje wejście. Poczekał chwilę, uniósł moje biodra i zaczął wchodzić. Rozciągał mnie boleśnie, więc jęczałem z bólu, a z oczu wypłynęło kilka słonych łez, które spadły na poduszkę, w którą wtulałem głowę, wsiąkając w materiał z bawełny.
Kiedy w końcu wszedł cały, uznałem za cud fakt, że coś tak dużego zmieściło się w moim odbycie. To było dziwne uczucie mieć ogromnego, pulsującego penisa w sobie.
 - Lay – wyszeptał w mój kark, całując go delikatnie – Kocham cię – powiedział i pchnął po raz pierwszy, wywołując u mnie krzyk bólu.
Na początku było naprawdę okropnie, bo to chyba nieco za dużo dla mnie jak na początek, ale z każdym kolejnym pchnięciem odczuwałem coraz więcej przyjemności, a coraz mniej bólu. W końcu Kris trafił w jakiś mój czuły punkt, przez który ujrzałem nagłą jasność przed oczami i wyginając mocno plecy, krzyknąłem przepełniony rozkoszą.
 - Więc to tutaj – mruknął i znów uderzył w to miejsce, a później zrobił to jeszcze raz i kolejny.
Nie pasowało mi to, że tak mało jego gorącej, wilgotnej od potu skóry jest tuż obok mojej, chciałem go poczuć bardziej. To niesamowite, że mój pierwszy raz jest taki wspaniały
  - Kris – powiedziałem, a on zatrzymał się.
 - Boli cię? – spytał z niepokojem – Jestem idiotą, to trochę za dużo… - wyrzucał sobie, jednak ja przewróciłem się na plecy i wyciągnąłem ręce w jego stronę.
 - Nie tak – jęknąłem – Chcę cię czuć – odparłem, a on rozszerzył swoje oczy i uśmiechnął się ciepło, podnosząc mnie i sadzając na swoich kolanach.
 - Jesteś zbyt słodki. Czuję się jak jakiś perwers, jakbym się kochał ze słodkim dzieckiem – wyszeptał, a ja zaśmiałem się.
Osuwałem się w otchłań przyjemności, już nawet nic nie słyszałem, mimo ciemności, widziałem tylko biel i iskry. Byłem jakby na skraju swojego życia, czułem jakbym umierał z rozkoszy. Kris był tak wielki i gorący, uderzał w prostatę, całował moje ramiona i powtarzał, że jestem naprawdę wspaniały. Tymczasem ja nie kontrolowałem swoich krzyków ekstazy. Powtarzałem też jego imię, bo często prosił, bym to zrobił.
Doszedłem z głośnym krzykiem i opadłem na pościel, ciężko dysząc. To było nieziemskie.
Położyliśmy się ciasno spleceni.
 - Przepraszam – wyszeptał i odgarnął z mojego czoła mokre kosmyki włosów – To było zdecydowanie za dużo, przepraszam.
Wtuliłem się w niego mocno i zamknąłem oczy.
 -Dziękuję – wyszeptałem – Kocham cię, Kris – dodałem szczęśliwy.
 - Ja ciebie też, Lay – powiedział i pocałował mnie w czoło.

Zasnęliśmy przytuleni do siebie.