sobota, 28 lutego 2015

Gwiazdy w pudełku

Od autorki: To jest setny post !!! Wow, juz tak długo tu jestem, ponad półtora rou prowadzę bloga. Były wzloty i upadki, nie jestem jakoś szalenie dobra, ale i tak jestem dumna z tego, jak się rozwijam, ten blog jest częścią mojego życia i bardzo go kocham. Nie wierzę, że potrafię się w coś tak bardzo wkręcić. Ten oneshot to prezent dla czytelników i równocześnie prezent dla mnie. Kocham was. <3


Oczy Jacksona zawsze były nieprzeniknione i jego uśmiechy kryły w sobie za każdym razem jakąś tajemnicę. Chodził samotnie ciemnymi korytarzami, choć podczas treningów tętnił życiem i potrafił każdego rozbawić. Czasem kiedy robiło się późno i pusto, Jackson szedł do starej biblioteki i przemykał się między regałami, wyszukując książki o gwiazdach, które później czytał ukradkiem w swoim pokoju, gdy wszyscy spali.
BamBam natomiast był młody i czysty. Jego serce było w nienaruszonym, dziewiczym stanie, nigdy nie zaznał miłości, zazdrości, zdrady, ani nawet szczerej przyjaźni. Wszyscy lubili go, ale nikt nie robił tego na tyle mocno, by chcieć wiedzieć o chłopaku więcej.
BamBam mieszkał w bazie od urodzenia, nigdy nie widział świata na zewnątrz, więc kiedy pewnego dnia pojawił się Jackson, po raz pierwszy skaził swoją niewinną duszę nieposkromioną ciekawością. Młodszy chłopak chciał wiedzieć, kim jest towarzyski przybysz, który mieszka w pokoju obok i wymyka się każdej nocy, by błąkać się bezsensownie mrocznymi korytarzami.
W rzeczywistości w bazie nie było dnia i nocy, to tylko gaszące się i zapalające lampy, które miały sprawiać wrażenie normalnej ziemskiej doby w tym zamkniętym i zapomnianym przez wszystkich miejscu znajdującym się pod powierzchnią oceanu. Jeśli ktoś mieszkał tu całe życie, nie sposób było się dowiedzieć, czym są gwiazdy, a większość ludzi, którzy trenowali w tej bazie urodziło się tutaj. Jednak Jackson pochodził z powierzchni, a kiedy trafił w końcu do bazy, miał już nieco ponad dwadzieścia lat.
Dla BamBama to było niepojęte. Chciał wiedzieć więcej o prawdziwym świecie i jednocześnie się tego obawiał. Świat na powierzchni nie był zakazanym tematem, a jednak nikt nie chciał o tym rozmawiać. Może ludzie, którzy wiedzą, że nigdy nie zobaczą wszystkich tych rzeczy z opowieści, nie chcą sobie wyobrażać nie wiadomo czego i nabawić się tęsknoty. Ciężko jest tęsknić, gdy znajdujesz się w miejscu, z którego nie ma ucieczki.
BamBam poszedł raz za Jacksonem i widział, jak chłopak ukradł książkę z biblioteki z sekcji astronomii. Od tamtego czasu młodszy mógł zauważyć, jak nowy regularnie nocami przynosi do swojego pokoju książki o gwiazdach.
BamBam wiedział trochę o astronomii, musiał się dowiedzieć podstawowych zagadnień na jednych z ćwiczeń teoretycznych. Nigdy nie interesował się gwiazdami, bo były zwyczajnie za daleko, nawet od ziemi dzieli je tak dużo, a co dopiero spod powierzchni. Ciekawiło go, co Jacksona w nich tak zaintrygowało.
To Jackson pierwszy zagadał do blondyna. Podczas jednego z treningów telekinezy, na których BamBam nie miał sobie równych mimo młodego wieku, starszy podszedł do niego i go pochwalił, rozpoczynając niezobowiązującą pogawędkę.
Już po miesiącu Jackson i BamBam byli dobrymi kolegami. Zadziwiało ich jak dobrze się rozumieją, mimo że są tak różni. Młodszy szybko ujawnił chęć rozmowy o świecie na powierzchni, a Jackson cieszył się, że może o tym z kimś porozmawiać, bo tęsknił za tym.
Jackson znalazł się tu, bo posiadał daleko rozwiniętą władzę nad ogniem. W rzeczywistości każdy, kto mieszkał w bazie miał podobne zdolności. Po wieloletnich treningach można było posiadać kilka albo nawet kilkadziesiąt różnych umiejętności. BamBam był najlepszy w telekinezie, jednak poza tym był dobry w kontroli umysłu, panowaniem nad światłem i szybkim przemieszczaniu się.
Nie wiadomo kiedy to się stało, ale chłopcy zaczęli przesiadywać w pokoju Jacksona, nawet po ciszy nocnej i przeglądać książki „pożyczone” z biblioteki, która właściwie nie była już używana, a na pewno nie w dziale astronomii.
Jackson wiedział zastraszająco wiele o niebie nocą, a BamBam miał mnóstwo pytań. To nie mogło skończyć się inaczej, nie mogło skończyć się dobrze.
BamBam miał parę pierwszych razów przed sobą, a Jackson chciał w nich jakoś pomóc. Pierwsza szczera rozmowa o życiu, pierwsza przyjaźń, pierwsza lekcja astronomii z kimś, kto rzeczywiście widział gwiazdy, nawet pierwszy pocałunek.
Jackson często bywał smutny, kiedy kończył treningi i spotykał się BamBamem. Z początku młodszy nie wiedział dlaczego, ale w końcu doszło do niego, że Jackson po prostu tęskni za powierzchnią, za swoją rodziną, przyjaciółmi, dziewczyną, psem, domem, samochodem, studiami, ulubioną koszulką, za swoim życiem. Baza nie mogła mu tego wszystkiego dać, ale BamBam próbował pokazać chłopakowi, że życie tu nie jest tak tragiczne.
Czasami Jackson patrzył w pustkę, czasami płakał, czasami całował BamBama bez opamiętania. Wszystko doprowadzało go w jedno miejsce, a młodszy podążał za nim ślepo.
BamBam po raz pierwszy to poczuł. Uczucie w swoim sercu, które sprawiało, że nie mógł logicznie myśleć. Ból, kiedy Jackson ronił łzy. Gorąco, kiedy chłopak dotykał go niecierpliwie. Zaczął utożsamiać się ze starszym, a to sprawiało, że cierpiał i odczuwał tęsknotę za nieznanym.
BamBam próbował nie zastanawiać się nad tym, czy postępuje dobrze, ulegając starszemu. Wyłączył logiczne myślenie, a potem pomógł Jacksonowi w ucieczce.
Ucieczka była nietypowa, było ucieczką jedyną w swoim rodzaju, miała wiele etapów.
Najpierw był etap przyjaźni, kiedy BamBam poprzez swoje przywiązanie chciał dać Jacksonowi uczucie szczęścia, później przyjaźń nie wystarczała i BamBam dał Jacksonowi swoją miłość, później oddał też swoje ciało, a na koniec duszę, sumienie i życie.
Tymczasem Jackson nie dał nic, prócz swojej dominacji nad młodszym i mieszaniu w jego niewinnym umyśle. Był tyranem w przebraniu anioła niosącego ze sobą gwiazdy w pudełku.
Zasnęli pewnego razu w swoich objęciach, by następnego dnia uciec na zawsze. Zrzucili z siebie ciężkie skorupy ciał i odlecieli w stronę powierzchni, a nawet ponad nią, ponad wszystko, pod sklepienie nieba, osiadając na jednej z najjaśniejszych gwiazd, która świeciła od początku wszechświata.
Czy ktoś cierpiał? Czy ktoś uzdrowił swoją duszę? Nikt tego nie wie. Czy to było konieczne?
Brutalna i autorytarna miłość połączona z czystym i pierwszym zauroczeniem, by wznieść się ponad siebie i osiągnąć wątpliwe szczęście. Wiele ofiar dla jednej korzyści.
Niech spoczywają w pokoju.

niedziela, 22 lutego 2015

Anielskie pęknięcia pt 6

Od autorki: Kocham was i proszę o komentarze. <3


  - Jongin!
Nie było to dla mnie żadnym zdziwieniem, że tym co mnie obudziło tego dnia, był krzyk Baekhyuna. To dość powszechna rzecz. Po prostu mój menadżer uwielbiał wrzeszczeć na mnie.
Przewróciłem się na drugi bok i spojrzałem na przeszkloną ścianę. Dzień dopiero się zaczynał, mogła być szósta. Zerknąłem na zegarek, rzeczywiście było parę minut po szóstej. Uroczo.
 - Jongin! – Baek znowu wrzasnął i to było nieludzkie, by wydobywać z siebie tak wysokie i głośne dźwięki o takiej godzinie.
Zastanawiałem się czasem, czy Baekhyun to nie podrzutek. Przecież on nie mógł być człowiekiem, to musiał być sztuczny twór albo kosmita z jakiejś głośnej planety.
 - Jongin, do cholery! – krzyknął, otwierając drzwi mojej sypialni.
Postanowiłem zignorować menadżera i nie odwróciłem się w jego stronę, udając, że spałem. Chyba nie byłem przekonujący, bo Baekhyun tylko prychnął i zerwał ze mnie kołdrę.
 - Myślisz, że jestem idiotą? – spytał zirytowany – Wstawaj – rozkazał – Weź prysznic i ogarnij się. Czekam w jadalni, masz mi wytłumaczyć, co ten chłopak, który twierdzi, że pozwoliłeś mu tu zamieszkać, robi w twoim domu – powiedział i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
Jęknąłem cierpiętniczo i usiadłem na łóżku. Zapowiadał się długi i nieprzyjemny dzień.
* * *
To była jedna z tych niezręcznych chwil, których nienawidziłem. Niezręczność to najgorsze co spotyka człowieka, ma się wtedy ochotę uciekać, by nie musieć słuchać ciszy, która wisi nad rozmówcami.
Siedziałem w jadalni, przewracając widelcem zawartość mojego talerza, spoglądając niepewnie na Baekhyuna, który siedział po mojej prawej i Yixinga, który z kolei zajmował miejsce po lewej. Obaj spoglądali na siebie ukradkiem, czekając, bym wyjaśnił sytuację.
Widziałem, jak Baek rzucał gromy w moją stronę, ale postanowiłem się tym nie przejmować. Yixing był trochę zawstydzony, a jego palce przeplatały się nerwowo na blacie stołu. Chciałem ich jakoś uspokoić, nie potrzebna mi była żadna awantura, poza tym chłopak po mojej lewej wyglądał na tak uroczo zagubionego, że zapragnąłem wziąć go w ramiona i uciec od wściekłego menadżera, który wyglądał, jakby chciał poćwiartować Yixinga, najlepiej gdybyśmy uciekli do mojej sypialni, a resztę sami sobie dopowiedzcie. Tak, byłem zboczeńcem, którego podniecała ta niewinna i niepewna strona Yixinga.
 - Więc… - warknął niespokojnie Baekhyun, a Yixing podskoczył na swoim miejscu – Jongin… Kim jest, do cholery, ten człowiek? – spytał, a ja chrząknąłem i uśmiechnąłem się do niego słodko.
 - To jest Yixing – powiedziałem.
 - Tak? A czemu on twierdzi, że zgodziłeś się na to, by tu mieszkał?
Baek był w tym momencie przerażający, mógłby dostać z łatwością angaż w jakimś kasowym horrorze, więc czemu wybrał bycie moim menadżerem. Musiałem być okropnym człowiekiem w poprzednim wcieleniu, nie było innego wytłumaczenia.
 - Yixing nie miał gdzie pójść. Nikogo nie zna w Seulu, a tak się złożyło, że poznaliśmy się niedawno w barze i… - nie dokończyłem, bo Baekhyun przerwał mi machnięciem dłoni, które mnie w jednym momencie uciszyło.
 - To brzmi tak tandetnie – jęknął zrezygnowany, a ja spojrzałem na swój talerz i pokiwałem głową.
 - W zasadzie to ja mogę się wynieść – oznajmił nagle Yixing, a ja spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami.
Chłopak wzruszył ramionami i spuścił wzrok na swoje dłonie. Baekhyun uśmiechnął się krzywo i zerknął na mnie.
 - Czyli nie musimy tego dłużej roztrząsać, a twój przyjaciel się po prostu grzecznie wyniesie – powiedział zwycięsko mój menadżer.
Mój wzrok był twardy niczym kamień, nie zamierzałem słuchać Baeka, miałem gdzieś jego rozkazy, nikt mną nie rządził, byłem odpowiedzialny za swoje decyzje. Przyjąłem Yixinga i nie zamierzałem go wyrzucać, bo tak mi mówił Baekhyun.
 - Nie – powiedziałem, a Baek zmarszczył czoło i spojrzał na mnie ostro – Yixing zostaje, a ty nie masz nic do gadania – po tych słowach wstałem od stołu i ruszyłem do kuchni z pustym talerzem.
 - Ale… - Baekhyun chciał chyba coś powiedzieć i zakwestionować moje postanowienie, jednak ja nie dałem mu takiej szansy.
Odwróciłem się w połowie drogi i zrobiłem najgroźniejszą minę, na jaką mnie było stać.
 - Kto tu dla kogo pracuje, hm? – spytałem ostro, a on prychnął i założył ręce na pierś, patrząc gdzieś w bok – Możesz wyrazić swoje zdanie, pozwalam ci, ale nie zapominaj, że jesteś moim menadżerem,  a nie matką, nie możesz mi rozkazywać, sam decyduje, rozumiesz?
Spojrzałem na niego wymownie i poszedłem do kuchni, tak jak miałem to w planach. Kiedy odkładałem talerz do zlewu, widziałem, jak Baek patrzy wściekle na Yixinga i można by pomyśleć, że chłopak będzie zawstydzony i będzie się czuć nieswojo, ale on tylko uśmiechnął się uroczo do mojego menadżera.
 - Zhang Yixing – przedstawił się, a Baekhyun zmierzył go.
 - Byun Baekhyun – odburknął starszy, co sprawiło, że na ustach Yixinga wykwitł jeszcze większy uśmiech.
To było trochę dziwne, ale na pewno podziałało na mojego menadżera, który nie czuł się zbyt pewnie w towarzystwie osób, których nie ruszało jego chamstwo. Pogratulowałem Yixingowi w myślach i ruszyłem do łazienki. Musiałem się ogarnąć, bo za pół godziny miałem mieć wywiad.
* * *
Dopiero wieczorem miałem czas, żeby porozmawiać z Yixingiem. Skończyłem ze swoim grafikiem na ten dzień, Yixing wrócił parę godzin wcześniej do domu, po tym jak skończył swoją zmianę w restauracji.
Oczywiście, kiedy wrócił zastał nie tylko Shindonga, który otworzył mu drzwi, ale też Taemina, który do mnie przyszedł jak zwykle. Tae był dużo pozytywniej nastawiony do mojego nowego współlokatora niż Baekhyun. Podczas mojej nieobecności zaznajomili się, więc mogłem zastać ich w trakcie ożywionej rozmowy na jakieś błahe tematy.
 - On jest uroczy – oznajmił Taemin, który uwiesił się na moim ramieniu.
Zaśmiałem się i przytaknąłem. Yixing obserwował uważnie, jak Tae się ze mną witał i jak rozmawialiśmy swobodnie. Widziałem, że coś go gryzło i spoglądałem na niego ukradkiem. Czemu nagle zamilkł?
 - Jesteście parą? – spytał w końcu, a Tae i ja jednocześnie odwróciliśmy się do niego zaskoczeni.
 - Nie – powiedziałem i spojrzałem na Taemina rozbawiony.
 - Jesteśmy przyjaciółmi – oznajmił blondyn, a Yixing pokiwał głową ze zrozumieniem.
 - Skąd ci to przyszło do głowy? – spytałem, a chłopak wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to już nieistotne.
 - Po prostu… wyglądacie dobrze razem, jakbyście byli naprawdę blisko, jak para, więc… - uśmiechnął się niezręcznie, a ja tylko westchnąłem.
                Zapadła chwila ciszy, która nie była dla mnie zbyt miła, nie lubiłem tego typu sytuacji.
 - Idziemy gdzieś dziś? – spytał w końcu Taemin, któremu podziękowałem w myślach za to, że przerwał ten niezręczny moment.
 - Moglibyśmy – powiedziałem.
Yixing spojrzał w bok zagubiony. Zmarszczyłem czoło.
 - Key powiedział, że z chęcią by się z nami wybrał – oznajmił Tae, a ja skinąłem głową, skupiając się na Yixingu, który kręcił się na swoim miejscu.
 - Jonghyun też będzie? – spytałem podstępnie, uśmiechając się krzywo do Tae, który uderzył mnie w ramię ze zirytowaniem.
 - Nie przeginaj, Jongin – warknął – Już ci mówiłem, że nic do niego nie mam, okej? – chciał chyba wyglądać groźnie, ale to jedynie wywołało we mnie niepohamowany śmiech.
 - Jasne – powiedziałem cicho, by go jeszcze trochę podrażnić.
 - Idziesz z nami, Xing? –spytał Tae, by zmienić temat, jak sądzę.
 - Nie, nie – wymruczał najstarszy i wstał z miejsca.
 - Xing? – spytałem Taemina, a on wzruszył ramionami.
Nadali już sobie przyjacielskie zdrobnienia, czy co? Prychnąłem i spojrzałem na Yixinga, który zaczął wycofywać się z jadalni.
 - Czemu nie chcesz iść z nami? – spytałem, a chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie przeciągle.
 - Mam jutro pracę – wyjaśnił, ale to wydawało mi się naciągane.
 - Pracę? – uniosłem brwi – Ostatnim razem, gdy poznaliśmy się w klubie, nie przejmowałeś się nią za bardzo, prawda?
 - Wtedy jeszcze jej nie miałem – starszy uśmiechnął się do mnie uroczo, ale ten gest nie wydawał się być miły.
 - Tak? – mruknąłem.
 - Tak – zapewnił Yixing i wyszedł z pomieszczenia.
 - Co jest z wami nie tak? – spytał Taemin, a ja spojrzałem na niego pytająco – Nie wydajecie się być w zbyt dobrych stosunkach – powiedział.
 - Tak myślisz?
 - Tak to wygląda. Xing ewidentnie jest dziwakiem, a ty wyglądasz jakbyś był sfrustrowany – powiedział.
 - Masz rację Yixing jest dziwakiem, a ja jestem sfrustrowany i do tego jestem idiotą, który przyjmuje pod swój dach nieznajomego – jęknąłem cierpiętniczo – Nie mogę go rozgryźć. Z początku miałem go za lekkomyślnego chłopaka, który żyje chwilą, ale teraz przeistoczył się w nieco sarkastycznego gościa, który przejmuje się swoją pracą w wietnamskiej restauracji – powiedziałem.
 - Trochę dziwne – przyznał Tae.
 - Jest dziwakiem – mruknąłem – Nie rozumiem go – dodałem, a Taemin się zaśmiał.
 - Czy kiedyś nie powiedziałeś, że najlepsi ludzie to tacy, którzy są tajemniczy? – spytał, a ja uniosłem brwi, jakby pytając się, co on wygadywał – Chyba znalazłeś.  Ponadto Xing jest uroczy i ma charakterek, więc nie będziecie się razem nudzić – zaśmiał się blondyn, a ja przewróciłem oczami.
 - Och, zamknij się, Tae. Lepiej już chodźmy po tego Key – powiedziałem i wstałem, ignorując chichoczącego przyjaciela.
Starałem się nie myśleć, że on miał rację. Lubiłem takich ludzi, którzy nie byli oczywiści, gdyby Yixing był rzeczywiście łatwym gościem, wystarczyłoby mi parę nocy, by się nim znudzić, ale jeśli jego zachowanie było takie zmienne, to sprawa miała się zupełnie inaczej. 

„Byłem wysoko w niebie...
Czy to jest koniec, który przeczuwam?
Goniąc marzenie tak realne,
Byłem wysoko w niebie...”
~30 Seconds to Mars - Up in the Air

niedziela, 15 lutego 2015

Anielskie pęknięcia pt 5

Od autorki: Chyba w końcu unormuję czas wstawiania. Wstępnie chcę ustalić, że będę dodawać opo w niedzielę, ale nie wiem, czy mi to wyjdzie. Nie musicie się martwić, że nie będę wstawiać, bo naprawdę mam już sporo napisane i już tylko muszę to jakoś zgrabnie zakończyć. Muszę ostro poćwiczyć nad zakończeniami, bo to mój słaby punkt, za szybko po punkcie kulminacyjnym kończę, muszę nauczyć się jak poradzić sobie z opadaniem napięcia, postaram się to zrobić jak najlepiej. Kocham was i proszę o komentarze. <3



Siedziałem na fotelu w salonie, patrząc uważnie, jak Yixing rozglądał się po całym pomieszczeniu, zawiesił wzrok na dłużej na gitarze elektrycznej, która była zawieszona na ścianie, a następnie spojrzał na mnie.
Nie miałem pojęcia, co mam sądzić o tym, że przyszedł do mnie. Chciał czegoś? Kolejnej rundy, a może zacznie mnie szantażować moimi nagimi fotkami? Odchrząknąłem i zmierzyłem go od stóp do głów. Nie wyglądał źle, nawet w zwyczajnym ubraniu, które miał na sobie i trochę potarganych włosach, ale właściwie on wyglądał dobrze nawet o poranku, zaraz po przebudzeniu i z kacem.
 - Więc… - mruknąłem – Po co przyszedłeś do mnie? – spytałem, a on spuścił wzrok na swoje dłonie.
 - Kolega wyrzucił mnie z mieszkania – powiedział, a ja uniosłem brwi, nie wiedząc, co chłopak chciał przez to powiedzieć.
 - No, cóż… To nie za fajnie – obserwowałem z uwagą, jak jego noga poruszała się nerwowo – Chyba – dodałem po chwili, by dać mu do zrozumienia, że to nie miało większego znaczenia dla mnie i nie wiedziałem, po co mi to mówił.
 - Tak – przyznał Yixing i spojrzał na mnie z uśmiechem – Nie mam, gdzie pójść, nie znam tu nikogo, więc postanowiłem przyjść do ciebie.
Zmrużyłem oczy i postanowiłem zignorować fakt, że pięknie się do mnie uśmiechał.
 - Czego ode mnie oczekujesz? – spytałem.
 - Może byś mnie przygarnął na parę dni? – bąknął.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
 - Że co? – musiałem się upewnić, że dobrze usłyszałem.
 - Mogę się tu zatrzymać? – powtórzył, a ja zastanawiałem się co to za idiotyczna sytuacja.
 - Zdajesz sobie sprawę, że się nie znamy? – spytałem go, a on zakasłał niezręcznie.
 - To prawda – przyznał – Ale ja naprawdę nie znam nikogo, kto mógłby mnie do siebie przyjąć. Nie potrwa to długo, góra tydzień, muszę znaleźć jakieś mieszkanie, nie mogę mieszkać na ulicy – wyglądał tak żałośnie.
 - Nie znam cię, nie wiem, czy jesteś godny zaufania, możesz zrobić wszystko, okraść mnie albo sprzedać jakieś plotki o mnie mediom, poza tym nie mam żadnego powodu, by się tobą przejąć – powiedziałem, a Yixing westchnął.
 - Nie mogę ci w żaden sposób udowodnić, że nie zrobię tych wszystkich rzeczy, o których mówisz, mogę tylko ci przysiąc, że nie jestem żadnym oszustem i naprawdę nie mam gdzie iść – oznajmił.
 Przekrzywiłem nieco głowę i oparłem się bardziej o oparcie fotela, zapadając się w miękką skórę.
 - Załóżmy, że ci wierzę – powiedziałem, a Yixing spojrzał na mnie z nadzieją w oczach – Jakie miałbym korzyści z tego, że mieszkasz w moim domu? – spytałem.
 Yixing zamilkł, wyglądał, jakby się nad tym zastanawiał.
 - Nieźle gotuję – oznajmił w końcu, a ja prychnąłem i spojrzałem nonszalancko w bok.
 - Mam kucharza – powiedziałem, a starszy znowu zaczął się gorączkowo zastanawiać.
 - Mogę ci zapłacić – mruknął niepewnie.
 - Mam dosyć pieniędzy.
Właściwie zacząłem dostrzegać pewne korzyści, kiedy patrzyłem, jak chłopak uroczo zagryzał wargi, kiedy się zastanawiał. Ciekawiło mnie, jak te usta wyglądałyby na mojej skórze. Nie pamiętałem nocy spędzonej z nim, a to wielka strata, bo warto pamiętać seks z kimś takim. Yixing po prostu był wyjątkowo kuszący i może nie zdawał sobie z tego sprawy, ale pociągał, kiedy był taki niepewny, właściwie pociągał mnie w każdej postaci, był seksowny nawet wtedy, kiedy powiedział mi tamtego ranka, że mnie nie poznał, bo bez makijażu wyglądam gorzej, w tamtym momencie był trochę zadziorny i to też mi się podobało.
 - Mogę sprzątać – powiedział, a ja znowu uśmiechnąłem się krzywo.
 - Mam też sprzątaczkę i uprzedzając twoje kolejne propozycje tego typu, mam też makijażystkę, stylistkę, menadżera, kierowcę, i gościa od czyszczenia basenu – oznajmiłem, a Yixing westchnął cicho.
Mogłem dokładnie zauważyć, jak bił się sam ze sobą. Chyba podejrzewałem, co chciał powiedzieć, ale czy posunąłby się tak daleko? Czy zależało mu tak bardzo na zamieszkaniu ze mną? A może chodziło mu o coś innego? Może on rzeczywiście szukał sponsora, jak zasugerował niedawno Taemin?
  - Mam coś, czego twoi pracownicy ci nie dadzą – mruknął i spojrzał na mnie niepewnie.
 - Tak? – spytałem rozbawiony – Co takiego?
 - Jestem świetnym towarzyszem – oznajmił,  a ja zmarszczyłem brwi.
Co on przez to rozumiał? Czy to znaczyło, że oferował mi się, czy może nie? To brzmiało dwuznacznie, nie byłem pewien, czy myślimy o tym samym, ale miałem nadzieję, że tak. Właściwie w tym momencie byłem zdolny go przyjąć do swojego domu, jeśli tylko miałbym możliwość, by się z nim pieprzyć.
 - Co przez to rozumiesz? – spytałem, a on wzruszył ramionami.
 - Mogę spędzać z tobą czas, ze mną nie będziesz samotny, możemy gdzieś pójść… - mówił, patrząc na mnie uważnie.
 - Mam już kogoś takiego – oznajmiłem, a on skinął głowę i wstał.
 - W takim razie poszukam czegoś innego – powiedział.
 - Co? – zdziwiłem się.
Nie zamierzał się posunąć do tego, by zaoferować mi swoje ciało? Jak to? Przecież nasza znajomość od początku zmierzała wprost do mojego łóżka, prawda? Nie rozumiałem, on nie chciał mnie? Przecież jestem boski…
 - Myślałem, że jesteś trochę inny. Tamtego ranka zrobiłeś na mnie wrażenie miłego i raczej otwartego, ale chyba jednak się myliłem… - mruczał pod nosem, kiedy wychodził z salonu.
- Co? – jego słowa i zachowanie były dla mnie szokiem – Czekaj – krzyknąłem, kiedy obserwowałem, jak chłopak zmierza do wyjścia.
Myślał, że jestem miły i gościnny? Chyba trochę inaczej sobie wyobrażaliśmy siebie. Wziąłem Yixinga za łatwego chłopaka z klubu dla zboczeńców, który spędzał w tego typu miejscach czas i szukał okazji, by ktoś coś mu podarował albo postawił drinka, a czasem szedł z kimś do jego domu, i bez większych oporów mu się oddawał. Myliłem się? Powinienem wiedzieć, ludzie nigdy nie są tacy prości.
Ciekawe było też to, za kogo miał mnie Yixing. Za miłego gościa, który lubił się zabawić w podejrzanych miejscach i zaciągał nieznajomych do swojego apartamentu, ale w gruncie rzeczy był w porządku i zawsze był gotów pomóc? To się nie trzymało kupy, ale musiałem przyznać, że to było  intrygujące.
 - Yixing… - złapałem go przy drzwiach.
Chłopak spojrzał na mnie beznamiętnie.
 - Masz rację, myliłeś się co do mnie – powiedziałem, a on spojrzał na swoje stopy, jakby chcąc mi powiedzieć, że nie obchodziło go, co miałem na swoje usprawiedliwienie – Nie jestem zbyt miły, ani bezinteresowny – zdawało się, jakbym pogarszał swoją sytuację – Ale… - urwałem na chwilę – Nie pozwolę ci spać na ulicy – oznajmiłem, a on uniósł głowę i zajrzał w moje oczy, unosząc brwi, jakby mnie pytał, co ja właściwie wygadywałem – Zwłaszcza, że pada deszcz – dodałem, spoglądając na zewnątrz, gdzie zaczynało grzmieć.
 - Co to znaczy? – spytał.
 - Możesz się u mnie zatrzymać – powiedziałem – Jak długo chcesz.
Zrobił trochę zdziwioną minę, ale zaraz zastąpił to uroczym uśmiechem i uścisnął mnie krótko.
 - Dziękuję – powiedział – W takim razie pójdę po swoje rzeczy, zostawiłem je w restauracji, w której pracuję – wyjaśnił.
 - Pracujesz w restauracji? – spytałem zaciekawiony.
 - Tak, to wietnamska restauracja, jest niedaleko, może ją kiedyś widziałeś – odparł, a ja zmarszczyłem brwi.
 - Nie, nigdy jej nie widziałem – powiedziałem.
 - No, cóż. Nie jest zbyt popularna – przyznał.
 - Jesteś kucharzem? – spytałem, a on pokręcił głową i się zaśmiał.
 - Nie, no co ty? Biegam z mopem i zbieram brudne naczynia – powiedział i otworzył drzwi – Wrócę niedługo – oznajmił i wyszedł.
Nie miałem pojęcia, co się wydarzyło. To było dziwne. Przyjąłem pod dach nieznajomego, który chyba nie zamierzał się ze mną pieprzyć, mimo że na to trochę liczyłem. Yixing okazał się być kimś trochę innym, niż ten człowiek, za którego go z początku brałem. To właściwie nie było do końca kompletne szaleństwo, kryła się za tym jakaś reguła. Skoro Yixing był interesującą, trochę tajemniczą personą, to z pewnością miło byłoby z nim spędzać czas. Nie miałem co prawda dużo wolnych chwil, ale w tych które się znajdą mógłbym przełamać moją rutynę. Może spędziłbym kilka miłych dni z ciekawą osobą, potrzebna mi była jakaś drobna zmiana w życiu, chociażby taka.

„Miliony oczu potrafią dostrzec,
Więc dlaczego ja jestem ślepy?
Kiedy ktoś inny jest mną,
To niemiłe, to niemiłe.”
~Bee Gees - Holiday

sobota, 7 lutego 2015

Anielskie peknięcia pt 4

Od autorki: Kocham was i proszę o komentarze. <3


Każdy mój dzień wygląda podobnie. Wstaję, często jestem na kacu, muszę sobie jakoś poradzić z wrzeszczącym Baekhyunem , który wyjada mi jedzenie z lodówki i kradnie wi-fi, żeby grać w gry na komórce, kiedy czeka na mnie, potem przyjeżdża Shindong, który robi mi śniadanie, w tym czasie zjawiają się moje makijażystki i stylistki, które mają za zadanie zrobić mnie na bóstwo, kiedy to jest już załatwione, jadę do studia, mam nagrania do jakichś programów muzycznych, bądź też rozrywkowych, czasem daję koncert albo mam spotkanie z fankami, kończę zazwyczaj dopiero wieczorem albo w nocy, czasami zdążę jeszcze wpaść do sali prób, żeby poćwiczyć taniec z moim prywatnym nauczycielem, jeśli jakimś cudem mam więcej czasu, bo nagrania poszły gładko albo przyszło mało fanów i szybko rozdałem autografy, mogę liczyć na Taemina, który zapewne czeka na mnie w moim domu, mamy wtedy kilka opcji, możemy iść na zakupy, jeśli jest w miarę wcześnie, jeśli jest już za późno, idziemy do klubu albo urządzamy domówkę u mnie lub u niego, czasem ktoś inny się zaoferuje, może stać się też tak, że jestem zbyt wykończony na którąś z dwóch opcji powyżej, wtedy idziemy spać.
Zastanawiałem się kiedyś, czy Tae nie lubi swojego domu. Spędza u mnie i swoich innych znajomych tak okropne dużo czasu, nie ma go w jego rodzinnej rezydencji od rana do wieczora, a raczej późnej nocy, którą można równie dobrze wziąć za wczesny ranek. Kiedyś się go o to spytałem. Pamiętam do dziś jego odpowiedź, była tak niesamowicie trafna. Tae był moim przyjacielem, bardzo bliskim i jedynym, ale po tym, co mi powiedział, wiedziałem, że jest też moim bratem, to jest więź, która rzadko się zdarza, zwłaszcza u ludzi takich jak my. Nieważne, co Baek albo ktokolwiek inny powie o Taeminie, ja i tak zawsze będę po stronie mojego przyjaciela.
 - To nie tak, że nie lubię mojego domu, tylko często czuję się tak, jakby to nie był do końca mój dom. Wiesz, moje rodzeństwo jest takie poukładane i kiedy przychodzę do domu po jakiejś imprezie, zawsze patrzą na mnie tym wzrokiem, jakby mnie karcili, jakbym nadal miał pięć lat. Widzę, jak ciężko pracują, żebym mógł żyć wygodnie, więc się nie odzywam, nie chcę, żeby później mnie wydziedziczyli albo coś… Oni myślą, że jestem tępy i nie wiem, że jest im na rękę, że nie chcę się mieszać, więcej udziałów dla nich. Kiedy mówisz mi, że jesteś samotny, doskonale to rozumiem, twoi rodzice mają cię w dupie i czekają, aż twoja wypłata zasili ich konta, twoi „przyjaciele” udają za każdym razem, że zapomnieli portfela, a fanki mają cię za anioła i tylko dlatego cię kochają. Nikt z zewnątrz nie dostrzega, że jesteś samotny, myślą, że masz szczęście, że jesteś sławny i bogaty, więc masz wszystko, ale tak naprawdę oprócz pieniędzy nie masz nic… A ja jestem dokładnie w tym samym miejscu, więc nie może być inaczej, po prostu musimy być jak bracia, bo mamy tylko siebie i nie możemy się zdradzić albo wstydzić przed sobą, zresztą widziałem cię chyba w każdej możliwej sytuacji. Jesteśmy samotni, ale przynajmniej jesteśmy samotni razem, więc wszystko powinno być dobrze.
Po tych słowach uśmiechnął się, a ja miałem ochotę się rozpłakać, bo Tae taki właśnie jest. Mówi ci najgorszą prawdę prosto w twarz, a później udaje, że to nic takiego i lepiej gdybyśmy zapomnieli, że w ogóle się odezwał. Żyć w kłamstwie jest zawsze łatwiej. To też jest część mojego życia. Wmawiam sobie, że mam przyszłość, ale doskonale wiem, że zmarnowałem całe swoje życie.
To była noc mniej więcej tydzień po poznaniu Yixinga w klubie. Leżałem w łóżku i nie mogłem zasnąć, obok mnie chrapał Tae, ale to nie on był powodem mojej bezsenności. Myśli nie dawały mi spokoju i nie pozwalały zmrużyć oka. Przewracałem się nieustannie z boku na bok i próbowałem się otrząsnąć, ale to było trudniejsze, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Patrzyłem w moją przeszłość i widziałem wszystkie moje sukcesy. Wspomnienia lśniły w swojej chwale i były niczym wielki błyszczący puchar za zdobycie pierwszego miejsca za najbardziej widowiskowe spełnienie marzenia. Wszystko powinno się zgadzać, tylko dręczyło mnie to, że to nie było moje marzenie, tylko moich rodziców, moich fanów i całej reszty. Nienawidziłem tego, ile potu, czasu i nieszczerych uśmiechów oddałem za spełnienie cudzego pragnienia, by w zamian nie dostać kompletnie nic.
W punkcie w którym się obecnie znajdowałem, nie było odwrotu i wiedziałem, że trzeba doprowadzić to do końca, tylko jak to zrobić. Najłatwiej byłoby wyskoczyć przez okno, ale byłem tchórzem.
Tej nocy próbowałem też patrzeć w przyszłość, ale to nie dawało żadnych rezultatów, bo nie mogłem niczego dostrzec oprócz cichej pustki. Czy to oznacza, że się kończę?
W końcu nie wytrzymałem i wstałem z łóżka. Z początku próbowałem coś robić, nie chciałem siedzieć bezczynnie i się zamartwiać. Poszedłem do swojej sali tanecznej, którą kiedyś kazałem sobie urządzić w apartamencie, zatańczyłem do kilku piosenek, ale to jedynie przyprawiło mnie o zawroty głowy i nagły przypływ gorąca. Musiałem się ochłodzić, więc wyszedłem na dwór i popływałem w lodowatej wodzie mojego basenu, to wcale mi nie pomogło.  Chciałem obejrzeć jakiś program w telewizji, ale niestety to też był zły pomysł, bo pierwsze na co natrafiłem, to wywiad ze mną. Ostatnim pomysłem było zrobienie czegoś do jedzenia, ale oczywiście niemal nie spaliłem przy tym kuchni, więc w końcu się poddałem i zrobiłem coś, czego unikałem przez cały ten czas, miotając się bezczynnie po domu.
Usiadłem na podłodze w salonie z butelką whisky i upiłem się samotnie w mroku, niczym najbardziej żałosny człowiek na tej ziemi.
* * *
Obudziłem się, bo ktoś krzyknął mi „wstawaj” prosto do ucha. To mnie po prostu przestraszyło i momentalnie otworzyłem oczy szeroko, siadając. Spojrzałem dookoła i zauważyłem, że Taemin turlał się po kanapie, naśmiewając się ze mnie. Zmarszczyłem brwi, byłem trochę oszołomiony, czułem się niemal pijany.
Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Spałem na podłodze w salonie. To trochę dziwne, zazwyczaj nawet w najgorszym stanie upojenia alkoholowego, wciąż mam na tyle zdrowego rozsądku, by dotoczyć się do łóżka, chyba że…
Tylko w jednej sytuacji robię rzeczy takie, jak spanie na podłodze, mając obok siebie mięciutką i wygodną kanapę. Musiałem wczoraj wpaść w moją objawiającą się niekiedy depresję. Czasami już tak mam, że za dużo myślę i nieważne jak bardzo chcę przestać, w końcu i tak jedynym wyjściem jest upicie się do nieprzytomności. To takie smutne, że spotyka mnie to już  wieku osiemnastu lat, zazwyczaj cierpią na to ludzie w średnim wieku.
Taemin był rozbawiony tym, że w tak chamski sposób mnie obudził. Tymczasem ja byłem wściekły, na niego za to, że był taki nieczuły i na siebie za to, że znów się upiłem w samotności, jak jakiś nieudacznik. Może rzeczywiście byłem żałosny…
 - Czemu mnie obudziłeś? – warknąłem.
 - Dzwonił do ciebie Baekhyun, powiedział, żebyś się obudził i wziął zimny prysznic, bo on już tu jedzie, żeby cię zabrać na spotkanie z fanami – wyjaśnił spokojnie Tae.
 - Nie mogłeś być milszy dla mnie? – mruknąłem, zbierając się z zimnych paneli.
 - Mogłem, ale wtedy nie zobaczyłbym twojej miny, kiedy budzisz się oszołomiony, zdając sobie przy tym sprawę, że nie leżysz sobie spokojnie w swoim łóżeczku, tylko przysnąłeś na podłodze, jak jakiś menel – odparł Taemin, siadając prosto na kanapie.
 - Jesteś okrutny – powiedziałem oskarżycielsko.
 - Ty jesteś za to idiotą – odbił piłeczkę, a ja spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami – Czemu mnie nie obudziłeś, tylko znowu upiłeś się samotnie? – spytał.
Zamarłem i zauważyłem, że Tae mówi całkiem poważnie.
 - Gdybyś ze mną pogadał, nie musiałbyś bić się sam ze swoimi myślami –dodał starszy, a ja jedynie westchnąłem ciężko.
 - Spałeś tak spokojnie, wyglądałeś na zmęczonego wczoraj wieczorem, nie chciałem cię budzić – powiedziałem.
 -Jesteś kretynem. Nie potrzebuję snu, przecież i tak nigdzie mi się nie śpieszy, odespałbym kiedy indziej, tymczasem ty zamęczałeś się tymi głupimi wizjami, które tworzyłeś w swojej głowie jak zwykle. Kiedy się nauczysz, że nie powinieneś się zatracać w alkoholu, możesz się w ten sposób uzależnić, wiesz?
Chłopak patrzył na mnie wymownie, mówiąc mi w ten sposób, żebym choć raz kogoś posłuchał. Nie lubiłem myśleć, że Taemin ma rację, ale on ją miał. Jak cholera.
* * *
Dzień minął mi tak szybko, nie miałem dzisiaj zbyt dużo do roboty, jedno spotkanie z fanami i drobny wywiad do gazety, nic poza tym. Szybko poszło.
Kiedy wróciłem do domu, Taemin wyciągnął mnie do kawiarni, zamierzałem spędzić wieczór i być może również noc z nim, ale jak się okazało, ojciec Tae urządzał dziś ważny bankiet, a Teamin nie miał prawa głosu i musiał tam być, żeby mogli udawać normalną rodzinkę przed tymi wszystkimi snobami.
Byłem więc skazany na samotność. Żadna nowość, prawda? Baek opuścił mnie nim poszedłem na kawę z Taeminem, wykonał już swoją pracę na dziś i wrócił do domu. Kiedy wróciłem do apartamentu była osiemnasta, nie zastałem jednak pustego domu. Był w nim Shindong, który został, żeby zrobić kolację. Jednak kiedy tylko kucharz wypełnił obowiązki, pożegnał się ze mną.
Dawno już nie miałem takiego wieczoru. Nie wiedziałem, co mam robić z moim wolnym czasem. To po prosu zdarzało się tak rzadko, że byłem zdezorientowany.
Postanowiłem trochę potańczyć, ale po godzinie znowu straciłem zajęcie, bo po całym dniu byłem zbyt zmęczony, by tańczyć tak długo. Chciałem popływać, ale woda była za zimna, a ja nie mogę ryzykować przeziębieniem się. Jadłem już, więc nie powinienem znowu tego robić, muszę dbać o bilansowanie posiłków, by nie stracić mojego boskiego, czekoladowego abs’u. Jak na złość w telewizji nie mogłem znaleźć niczego wartego uwagi. Byłem już tak zdesperowany, że byłem gotów dzwonić po jednego z moich upierdliwych i fałszywych znajomych,  do których dzwonię jedynie po to, by móc rozkręcić jakąś domówkę.
W momencie kiedy sięgałem po telefon, zadzwonił dzwonek do drzwi. To mnie trochę spłoszyło, podskoczyłem przestraszony i spojrzałem w stronę korytarza. Z mojego miejsca na kanapie w salonie nie widziałem drzwi, a nawet gdybym je widział, to przecież one nie są przezroczyste, bym mógł zobaczyć, kto stoi po drugiej stronie.
Powoli wstałem i ruszyłem w stronę wejściowych drzwi. Nikogo się nie spodziewałem i właściwie nikt nigdy nie dzwoni dzwonkiem, zazwyczaj ludzie po prostu wchodzą. To wskazywało na to, że to osoba, której nie znam albo znam bardzo słabo.
Mógł to być ktoś, kto ma złe zamiary i pożałowałem tego, że nie ma ze mną nikogo. Tak jakby mi ta samotność już nie doskwierała. Bycie samemu w domu to nic fajnego, tylko nuda i potencjonalni mordercy dzwoniący do twoich drzwi.
Odetchnąłem i nacisnąłem na klamkę, otwierając te nieszczęsne drzwi. Kiedy tylko stanęły przede mną otworem i zobaczyłem, kto stoi na wycieraczce, szczęka mi opadła. No dobra, spodziewałem się wielu osób. Taemina, który robi sobie ze mnie jaja, strasząc mnie, Baeka, któremu znowu coś odwaliło i postanowił zerwać mnie z kanapy, bym osobiście otworzył mu drzwi, a nawet jakiegoś zboczeńca, który chce mnie poćwiartować i sprzedać na eBayu moim chorym fankom, jednak na pewno nie spodziewałem się tego.
 - Hej – powiedział niższy ode mnie chłopak, który stał na mojej wycieraczce – Pamiętasz mnie? – spytał, a ja w oszołomieniu skinąłem głową.
 - Co ty tu robisz? – spytałem zdziwiony.
Oto przede mną stał Yixing, z którym przespałem się tydzień temu. Spałem z wieloma osobami, ale nigdy nikt nie wrócił z powrotem. To po prostu było dziwne i podejrzane.

 - Mam pewną sprawę do ciebie – oznajmił, a ja uniosłem brwi – Wpuścisz mnie? – uśmiechnął się i musiałem to zrobić, bo jego słodkie dołeczki w policzkach roztopiły moje serce i sprawiły, że mój mózg wyparował.

„Opuszczony w upiornym mieście.
Czerwone światła migoczą, linie telefoniczne zerwane,
Podłoga trzeszczy z zimna.”
~Kings Of Leon - Closer