sobota, 28 marca 2015

Anielskie pęknięcia pt 10

Od autorki: Kocham was (i wasze reakcje xD) i proszę o komentarze. <3


- Obróć się. Pokaż profil. Pochyl się trochę. Więcej emocji – fotograf wypluwał komendy, jak szaleniec.
Starałem się jak mogłem, by wykonać każde z jego poleceń, ale to było trudne. Podczas sesji trzeba dobrze wyglądać, oddawać emocje, których w rzeczywistości się nie czuje, powinno się panować nad każdą najmniejszą częścią ciała i słuchać poleceń fotografa. Kiedy dochodziła do tego dość wczesna godzina i myśl, że po tej sesji ma się jeszcze koncert i spotkanie z fanami, jedyne na co miało ochotę, to położenie się na ziemi i wrzeszczenie z frustracji.
 - Uśmiechnij się – kolejny rozkaz przeciął powietrze.
Naprawdę dawałem z siebie wszystko, ale widziałem niezadowolenie fotografa.
 - Kai, skup się – powiedział surowo, a ja westchnąłem i zmieniłem pozę.
Dla niego byłem jedynie dobrze wyglądającym chłopakiem, któremu musiał zrobić dobre zdjęcia i nieważne, czy byłem zmęczony albo czy czułem się niezbyt dobrze.
- Nie – mruknął nagle fotograf i opuścił aparat w dół – Co się z tobą dzieje, do cholery? Mamy już tylko godzinę, a ty nadal masz jeszcze dwa inne stroje, których nie sfotografowałem – narzekał, a ja stanąłem prosto i spuściłem głowę wykończony.
 - Przepraszam – powiedziałem, choć w myślach miałem ochotę go uderzyć.
 - Przerwa! – wrzasnął mężczyzna i odszedł gdzieś.
Podenerwowany potarłem ramię i ruszyłem w stronę kanapy, która stała w rogu studia.
- Jongin – obok mnie nie wiadomo skąd pojawił się Baekhyun, który również był zdenerwowany – Nie możemy przełożyć prób do występu dzisiaj, więc postaraj się wyrobić z tą sesją, bo nie wiem, kiedy ją dokończymy w przeciwnym razie – chłopak mówił szybko.
Skinąłem głową i poprosiłem jedną z asystentek, żeby przyniosła mi butelkę wody.
Nienawidziłem tego, że nie miałem żadnej władzy nad swoim życiem. Byłem gwiazdą, którą ludzie rozpoznawali na ulicy, każdy mnie kochał, chciał autograf, uścisk dłoni, zdjęcie, byłem cholernym bogiem, ale tylko w oczach innych, którzy nie mogli mnie zobaczyć w sytuacji takiej jak ta.
Wielki i wszechmocny Kai siedział na starej kanapie w jakimś podrzędnym studiu i pomiatal nim zwyczajny fotograf, a on nawet nie mógł się sprzeciwić, bo musiał utrzymać swój wizerunek. Pieprzony anioł narodu.
* * *
Makijażystka poprawiała mój, już i tak idealny, makijaż, nakładając puder tu i tam, człowiek z obsługi montował mi mikrofon, stylistka strzepywała jakieś niewidoczne pyłki z mojej marynarki, a Baekhyun chodził w kółko i powtarzał mi, co mam robić, chociaż ja doskonale to wiedziałem.
Odetchnąłem lekko i oblizałem usta, moja makijażystka zaczęła na mnie wrzeszczeć, bo zlizałem błyszczyk, która ona skrzętnie nakładała, tak żeby podkreślić moja usta i jednocześnie by wyglądało to naturalnie. Przewróciłem oczami.
Człowiek z obsługi skinął głową na znak, że skończył z mikrofonem. Makijażystka i stylistka odsunęły się ode mnie, a Baek stanął gdzieś z boku.
 - Wejdź już na platformę – powiedział człowiek z obsługi.
Byliśmy pod sceną, a ja czekałem na swój występ. Była już dosyć późna godzina, bo jak zwykle byłem na honorowym ostatnim miejscu. Tylko największe gwiazdy, mogą występować na samym końcu, a dzisiaj to ja zamykałem koncert. Był to jeden z większych koncertów, na których występowało dużo różnych idoli i jako książę koreańskiego popu musiałem się tu znaleźć. Organizatorzy wydzwaniali do mnie od miesięcy, a ja w końcu się zgodziłem, za odpowiednią stawkę, rzecz jasna.
Słyszałem, jak poprzedzający mnie artyści kończą, wywołując salwę braw i okrzyków. Przyszła w końcu moja kolej. Prowadzący zaczęli przemawiać, żartując i przekomarzając się, zapowiedzieli ostatni występ tego wieczora. Widownia zaczęła szaleć, a przecież nawet jeszcze nie wszedłem na scenę. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc ich zsynchronizowane okrzyki.
 - Kai, Kai, Kai, Kai – powtarzałem cicho razem z nimi, a moja platforma poruszyła się i zaczęła się unosić.
Kiedy platforma się zatrzymała, a ja stanąłem na scenie przed dziesiątkami tysięcy ludzi, którzy skandowali mój pseudonim i klaskali, ogarnęła mnie euforia. Lubiłem tego typu wydarzenia, to było to, co chciałem robić, to było coś innego niż jakieś sesje i durne programy rozrywkowe. Scena, rozwrzeszczany tłum, skierowane na mnie oślepiające reflektory, dudniąca w moich żyłach krew, głośna muzyka, kamery, które śledzą każdy mój ruch i wydobywający się ze mnie głos, moje gładkie ruchy, uśmiechy w stronę fanów, którzy nagradzają mnie podnieconymi wrzaskami.
Nie przejmowałem się nawet playbackiem, wszystko dla moich fanów, po prostu kochałem występować na scenie, to jest życie, którym od zawsze chciałem żyć.
Tylko takiego Kaia chciałem.
* * *
 - Byłeś najlepszy, oppa – pisnęła fanka, której dłoń właśnie ściskałem.
Uśmiechnąłem się łagodnie i zapytałem o jej imię, by móc dać jej autograf.
Po koncercie miałem spotkanie z fanami, a raczej rozhisteryzowanymi fankami. To nie tak, że nie lubiłem swoich fanów, choć często wyzywałem ich od najgorszych w swoich myślach, po prostu momentami mnie przerażali. To dzięki nim znalazłem się tu, gdzie jestem, ale mam wrażenie, że przeobrazili się w jakieś bestie, od kiedy stałem się aniołem narodu. Pragnęli nieustannie cząstki mnie i mogliby wepchnąć mi aparat w twarz, jeśli to by oznaczało, że zdobyliby unikalne zdjęcie, nie przeszkadzał im śnieg, i wiatr, mogli stać pod apartamentowcem, w którym mam mieszkanie, czekając na mnie godzinami, by tylko złapać mnie na chwilę, to trochę chore. Potrzebowałem przestrzeni, jedynym zastrzeżeniem wobec nich była ich nachalność, całą resztę kochałem, naprawdę.
 - Jongin, zbieramy się – powiedział Baek, a ja skinąłem głową i dałem ostatni autograf.
 - Wracaj bezpiecznie do domu, zbiera się na deszcz – mruknąłem do dziewczyny podając jej podpisane zdjęcie, a ona uśmiechnęła się i zakryła twarz dłońmi, odbiegając od stołu, przy którym siedziałem.
 - Przykro nam, ale na dzisiaj kończymy – ogłosił mój menadżer, a wszyscy, którzy nadal czekali, jęknęli rozczarowani.
Uśmiechnąłem się przepraszająco, wstałem, kłaniając się i pomachałem na pożegnanie.
 - Do następnego razu – oznajmiłem, a wśród tłumu, który zebrał się w pomieszczeniu, wybuchły oklaski – Zróbmy sobie zdjęcie – powiedziałem, a fani zaczęli krzyczeć.
Wyszedłem zza stołu i ustawiłem się tyłem, wyciągając swój telefon. Starałem się złapać wszystkich zebranych za mną, stałem na podwyższeniu, więc nie było to trudne.
 - Powiedzcie Kai – powiedziałem i wszyscy wrzasnęli mój pseudonim z uśmiechami.
Jeszcze raz się z nimi pożegnałem i ruszyłem za kulisy małej sceny, gdzie czekały na mnie moje makijażystki, asystentki i cała reszta. Pozbyłem się stroju, który musiałem założyć na to spotkanie z fanami oraz makijażu, a potem mogłem ruszyć na parking.
* * *
 - Jestem wykończony – mruknąłem i opadłem na tylne siedzenie mojego vana, a obok mnie usiadł Baekhyun.
 - Dobrze się dziś spisałeś. Wstaw później to zdjęcie z fanami na instagrama i napisz te swoje bzdury – polecił mój menadżer, a ja skinąłem głową, wyciągając telefon z kieszeni moich dżinsów.
Musiałem napisać do Tae i spytać się, czy czekał na mnie w domu. Kiedy już wysłałem wiadomość swojemu przyjacielowi, spojrzałem za okno, obserwując nocne życie Seulu. Prawie zasnąłem, byłem strasznie zmęczony. Po chwili dostałem sms’a od Taemina.
 „Nie, jestem u Key. Jak poszło na koncercie?”
Zmarszczyłem brwi. Od kiedy Taemin był takim dobrym przyjacielem Key? Czyżby od wtedy, kiedy przespał się z jego chłopakiem? Tae mógł mówić, co tylko chciał i zaprzeczać, ale ja wiedziałem, że on zwyczajnie leciał na Jonghyuna. Szczerze mówiąc, bardzo odradzałem mu ten związek, bo Jong był według mnie bardzo podejrzany, nie przepadałem za nim.
„Koncert poszedł dobrze, wracam do domu po spotkaniu z fanami. :3 Czemu jesteś u Key? Jest z wami Jonghyun?”
Wysłałem tą wiadomość do starszego, czekając na jego odpowiedź.
„Jong? Tak, jest. Jest też kilka innych osób i wiesz co? Jest ten twój Yifan.^^”
Prychnąłem cicho zniesmaczony.
„Yifan nie jest mój. Blee. Czyli Jonghyun i Yifan naprawdę są przyjaciółmi?”
Byłem ciekawy, kim był Yifan, oczywiście, dlatego bo znał Yixinga, a mimo że obiecałem sobie, że nie będę się mieszać w sprawy starszego, to i tak interesowała mnie ta cała sprawa z Black Soul.
„Myślę, że są naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Chyba znają się od dawna…”
Czyli Yifan nie kłamał.
„Co robicie?”
Właściwie nie ciekawiło mnie to zbytnio, ale skoro już pisałem z Tae, to wypadało zapytać.
„Jonghyun przyniósł jakieś zielsko, więc siedzimy i gadamy. xD”
Zaśmiałem się i pożałowałem, że nie byłem z nimi. Przydałoby mi się trochę odprężenia, pocieszające było to, że w domu czekał zapewne Yixing.
„W takim razie, dobrej zabawy. Do jutra. J
„Do jutra, Jongin.^^”
Po tej wiadomości nasza rozmowa się urwała, a ja schowałem telefon i zamknąłem oczy, przysypiając.
* * *
Yixing czekał na mnie w domu, tak jak podejrzewałem. To niesamowite, jak ten chłopak pięknie się uśmiechał. Mówiłem to sobie tysiące razy. To była najwspanialsza rzecz na świecie.
 - Jak poszedł koncert? – spytał, a ja usiadłem obok niego na kanapie w salonie i oparłem głowę na jego ramieniu.
 - Świetnie, ale jestem strasznie styrany – powiedziałem, a Yixing się zaśmiał i przejechał dłonią po moich włosach.
 - W takim razie umyj się i idź spać – oznajmił, a ja prychnąłem.
 - Mówisz jak Baekhyun – sarknąłem.
 - Widać jednak mamy coś wspólnego – mruknął Yixing z uśmieszkiem.
Zapadła cisza, podczas której opierałem się swobodnie na barku Yixinga, a chłopak wplatał swoje smukłe palce pomiędzy kosmyki moich włosów. Poczułem się  bardzo śpiący, więc zamknąłem oczy. Yixing nagle zaczął nucić coś pod nosem po chińsku, a ja uśmiechnąłem się, słysząc ten słodki głos starszego. Kochałem, gdy śpiewał, może nie robił tego zbyt często, ale też nie znaliśmy się zbyt długo, mieszkał u mnie ledwie tydzień.
 - Myślałem o  wynajęciu mieszkania - powiedział nagle Yixing, a ja drgnąłem niespokojnie – Mam już coś na oku – oznajmił, a ja wyprostowałem się i spojrzałem na niego zdziwiony.
 - Chcesz się wyprowadzić? – spytałem.
 - No, tak. Taki był w końcu plan, prawda? – Yixing zmarszczył brwi.
 - A…ale… – zająknąłem się.
 - Co się dzieje, Jongin? – starszy był zdziwiony moim zachowaniem i właściwie mu się nie dziwiłem, bo ja też byłem.
Czemu się tak zdziwiłem, że chciał znaleźć mieszkanie, w końcu tak to miało wyglądać.
 - Kiedy chcesz się wynieść? – spytałem, a chłopak wzruszył ramionami.
 - Niedługo. Muszę porozmawiać z właścicielem i… - nie dałem mu dokończyć.
 - Yixing, zostań – powiedziałem.
Nie miałem pojęcia, co właściwie wyprawiałem. Chyba oszalałem. Nie kochałem tego chłopaka, ale on stał się już częścią mojej monotonii i lubiłem wracać do domu, w którym ktoś na mnie czekał i… lubiłem też samego Yixinga.
Starszy spojrzał na mnie zszokowany.
 - Chcesz, żebym został? – zadał mi pytanie, a ja skinąłem głową bez zastanowienia - Dlaczego?
 - Nie wiem. Naprawdę. Czuję, że nie chcę, żebyś odchodził. Po prostu jestem trochę samotny, a od kiedy mieszkasz ze mną, to się zmieniło… - wyjaśniłem kulawo i spojrzałem w bok zawstydzony.
 - Jongin, nie wiem, czy chcesz, żebym rzeczywiście został – mruknął ponuro starszy – Nie znasz mnie, nie wiesz kim jestem, ani kim byłem, nic o mnie nie wiesz, a ja nie wiem nic o tobie –powiedział, a ja pokręciłem głową.
 - To się nie liczy. To właśnie jest w tym najlepsze. Lubię to, że nie wiesz o mnie wszystkiego, że nie oceniasz mnie przez pryzmat Kaia i lubię też to, że nie muszę oceniać ciebie. Jesteśmy dla siebie jak czyste kartki papieru -  wyjaśniłem, a Yixing uciekł wzrokiem.
 - Co jeśli nie jestem dobrym człowiekiem? A jeśli popełniłem w przeszłości mnóstwo błędów? – spytał, a ja ująłem jego twarz w dłonie i zmusiłem go do kontaktu wzrokowego.
 - Nie będę cię osądzał, ja też nie jestem dobrym człowiekiem, całe moje życie to jeden wielki błąd – powiedziałem, a Yixing uśmiechnął się.
 - Chyba pasujemy do siebie, co? – wymruczał, a ja skinąłem głową, puszczając jego policzki.
 - Więc zostaniesz? – spytałem, a Yixing przytaknął – Idę się umyć i położę się już spać, a ty? – wróciłem do swojego normalnego tonu, przestając być rozhisteryzowanym Jonginem.
 - Ja już brałem prysznic, pójdę spać – oznajmił i zaczął rozkładać kanapę.
Przez moment miałem w głowie myśl, by zaproponować mu, żeby spał ze mną, a nie na tej niewygodnej kanapie, ale szybko zrezygnowałem, bo to było chyba trochę za wcześnie, by proponować takie rzeczy. Już i tak wyszedłem na desperata, który bał się samotności. Nie byliśmy parą, a ja nie potrzebowałem więcej zobowiązań, niż już miałem.

 „Gdy nadejdzie mój czas, zapomnij o tym, co zrobiłem źle.
Pomóż mi pozostawić kilka powodów do tęsknoty za mną.”
~ Linkin Park - Leave Out All The Rest

niedziela, 22 marca 2015

Anielskie pęknięcia pt 9

Od autorki: Kocham was i dziękuję za zainteresowanie, bardzo lubię to opowiadanie, jak na razie jest to najdłuższe k-opowe opo, jakie napisałam. Proszę Was o komentarze. <3


Postanowiłem, że odwiedzę restaurację, w której pracował Yixing. Nie miałem czasu, by to zrobić, ale nieoczekiwanie jedna sesja do magazynu została odwołana i przełożona. Tak się złożyło, że to miała być dość spora sesja i miała mi zająć cały dzień, więc zyskałem dzień wolny. Baekhyun co prawda przebąknął coś o tym, żeby umówić mnie z którymś z oczekujących dziennikarzy, którzy chcieli ze mną zrobić wywiad, jednak ja kategorycznie się sprzeciwiłem. Baek nie był zachwycony, ale zgodził się, bym trochę odpoczął. Przez ostatnie parę tygodni codziennie pracowałem ciężko, chociaż nawet nie miałem promocji płyty. Cena za bycie najgorętszym idolem i aniołem narodu.
Zabrałem ze sobą Taemina, który mówił, że koniecznie musi iść ze mną. Ostatnio dogryzał mi cały czas, o tym jak znalazł mnie i Yixinga nagich w moim łóżku. To był poranek po domówce u Key, kiedy zrobiłem to z Yixingiem w basenie. Tae wpadł do mojego domu, chyba chciał mnie złapać na gorącym uczynku, bo ktoś mu powiedział, że wyszedłem z imprezy w objęciach jakiegoś wysokiego blondyna. Jednak zamiast Yifana zastał Yixinga, co oczywiście nie było dla niego problemem. Grunt, że się z kimś przespałem tamtej nocy. Od razu przypomniał sobie, że zarzekałem się, że z Yixingiem to tylko jednorazowa sprawa i zaczął mnie męczyć o to, czy jesteśmy razem.
Właściwie sam nie wiedziałem, co nas łączyło. Yixing mieszkał ze mną już nieco dłużej niż tydzień, a mi to w ogóle nie przeszkadzało. Chłopak był pogodny, miły i nie sprawiał mi nigdy żadnych kłopotów mieszkaniowych. Zazwyczaj czekał na mnie w domu, a kiedy wracałem po ukończeniu grafiku na dany dzień, witał mnie i to było przyjemne. Zdałem sobie sprawę, że zazwyczaj nikt na mnie nie czekał, może prócz Tae. Jeśli chodzi o Taemina, to on też polubił Yixinga, zawsze kiedy się spotykali, rozmawiali długo, a mój przyjaciel nazywał chłopaka Xingiem, mimo że chciałem mu to wyperswadować. Mój nowy współlokator był naprawdę dobrą osobą, choć miał wiele sekretów. Nie zamierzałem się mu naprzykrzać, nie obchodziła mnie już jego przeszłość. Na początku myślałem, że to ważne, by wiedzieć, kim był, ale tak naprawdę liczyło się tylko to, kim był teraz. Każdy ma coś za sobą i nie każdy chce o tym rozmawiać, ja też wolałem nie mówić o niektórych sprawach.
Z Yixingiem czas zawsze płynął szybko. Mieliśmy parę wspólnych tematów, głównym był oczywiście taniec. Okazało się, że Yixing potrafił grać na kilku instrumentach, pokazał mi pewnego dnia, jak gra na gitarze, bo byłem w posiadaniu jedneh, mimo że nie potrafiłem na niej grać. To legendarny Gibson les Paul z serii Custom, który wisiał na ścianie w moim salonie.
 - Zastanawia mnie po co ci taka wspaniała gitara, skoro na niej nie grasz – powiedział, kiedy mu powiedziałem, że nie potrafię grać.
 - Cóż… - mruknąłem – Chciałbym się tego nauczyć, ale po prostu nie mam czasu przez swój zapchany grafik, minął prawie rok od kiedy wydałem ostatnią płytę, a telefony nadal nie przestają dzwonić – wyjaśniłem, a Yixing zabrzdąkał coś cicho.
 - To musi być męczące – oznajmił, a ja spojrzałem na niego pytająco – No, wiesz. Takie życie jakie prowadzisz – mruknął – Cały czas jakieś sesje, koncerty, fani, musisz się martwić nieustannie o swój wizerunek i tak przez całe życie.
Nic nie odpowiedziałem, bo niestety taka była prawda. Uśmiechnąłem się krzywo i poprosiłem, by coś jeszcze dla mnie zagrał.
Yixing był wszechstronnie utalentowany. Okazało się, że grał dobrze na gitarze i fortepianie, miał ładny głos, kiedy śpiewał brzmiało to czysto i słodko, mógłby zostać piosenkarzem, był też całkiem niezłym kucharzem, o czym mogłem się przekonać, kiedy zrobił obiad, gdy Shindong nie mógł raz przyjść do pracy z powodu choroby jego dziecka, jednak przede wszystkim Yixing był tancerzem. Mówił, że taniec jest dla niego wszystkim, jednak kiedy zapytałem, czemu nigdy nie chciał robić tego zawodowo, przystąpić do jakiegoś castingu w jednej z wytwórni, jedynie milczał i uśmiechał się łagodnie. Zwyczajnie go nie rozumiałem, miał tak wiele możliwości, a biegał z brudnymi talerzami po jakiejś zapadającej się restauracji.
- To tutaj? – spytał Taemin, kiedy znaleźliśmy się przed wietnamską restauracją, w której pracował Yixing.
Nie był to zbyt obiecujący widok. Okolica była trochę podejrzana i budynek był zaniedbany, ulica przy której stał była wąska, to zdecydowanie nie było centrum Seulu. Obok stała inna restauracja, ta z kolei była chińska, a pomiędzy tymi lokalami był mały garaż z czerwonymi drzwiami, na których ktoś nabazgrał jakieś graffiti. Na chodniku walały się czarne i niebieskie worki na śmieci, a obrzydliwie żółty szyld nad szklanymi drzwiami restauracji, głosił, że jest to wietnamska restauracja w dwóch językach, angielskim i wietnamskim, nie była to zbyt odkrywcza nazwa.
 - Hmm… Wydaję mi się, że Yixing mówił, że to tu – mruknąłem, a Tae uniósł brwi.
Wzruszyłem ramionami i postanowiłem wejść do środka. Dzwonek nad drzwiami oznajmił moje przyjście. W środku było przytulniej, była to mała restauracja, na sali mieściło się ledwie pięć stolików, podłoga była drewniana, kontuar przyozdobiony pomarańczowymi i białymi lampionami, a ściany były ciemnoczerwone. Był wyczuwalny specyficzny klimat. Usiadłem przy jednym ze stolików, w pomieszczeniu nie było okien, a to było trochę przytłaczające. Taemin usiadł naprzeciwko i spojrzał na menu. Zastanawiałem się, gdzie podziewał się Yixing. Oprócz nas w restauracji była jeszcze jedna osoba, która siedziała w rogu pomieszczenia, czytając i popijając zieloną herbatę.
Kiedy rozglądałem się po lokalu, podszedł do nas kelner, był ubrany zwyczajnie w dżinsy i kraciastą koszulę, miał na sobie czarny fartuch zawiązany w biodrach, a w ręku trzymał notesik i ołówek. Spojrzałem na jego plakietkę, która głosiła, że chłopak nazywał się Kim Jongdae.
 - Witam w Vietnamese Restaurant. Mogę przyjąć zamówienie? – uśmiechnął się szeroko i zauważyłem, jak jego usta zakrzywiają się w kącikach podczas uśmiechu.
 - Tak – odparł Taemin, nim zdążyłem chociażby pomyśleć, co właściwie chciałem zamówić – Poproszę dwa razy phở bò – oznajmił, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany.
 - Tak, oczywiście. Już się robi – zapewnił kelner i szybko ulotnił się.
 - Co właściwie zamówiłeś?-  spytałem Tae, a chłopak zaśmiał się.
 - Spokojnie to zwykła zupa, najbezpieczniej jest wybrać to danie. Kiedy byłem w Wietnamie z bratem dwa lata temu, zamówiliśmy sajgonki i się struliśmy, potem powiedziano nam, że lepiej wybierać zupy, bo są bardziej przejrzyste – wyjaśnił, a ja parsknąłem śmiechem.
 - Tak, przypominam sobie teraz, że przyjechałeś z tej podróży w okropnym stanie – powiedziałem rozbawiony.
Rozmawialiśmy spokojnie, czekając na nasze zamówienie. Kiedy w końcu kelner postawił przed nami nasze dania ze swoim niezmiennym, szerokim uśmiechem, ucieszyłem się.
Chłopak jednak, mimo że skończył swoje zadanie,  stał nadal przy naszym stole i trochę się wahał, więc uniosłem brwi pytająco.
 - Czy ty jesteś Kai? – spytał niepewnie, a ja od razu uśmiechnąłem się swoim firmowym uśmiechem.
 - Tak, zgadza się – powiedziałem dumnie, a Tae przewrócił oczami i zaczął jeść swoją zupę.
 - Luhan, nasz drugi kelner, jest twoim wielkim fanem, spytał, czy mógłby dostać twój autograf – powiedział, a ja skinąłem głową.
 - Oczywiście, ale czy mógłby przyjść osobiście i dać mi jakąś kartkę, i długopis? – spytałem uprzejmie, a Jongdae od razu pobiegł na zaplecze.
 - Jesteś takim pozerem, Jongin – mruknął zniesmaczony Taemin, który wepchnął do ust porcję makaronu.
 - Mówisz tak, jakbyś znał mnie od wczoraj – powiedziałem.
 - Niestety znam cię od lat i to jest smutne- westchnął Tae.
 - Dzień dobry – powiedział podekscytowany głos obok mnie, więc odwróciłem się w stronę stojącego obok mnie człowieka, który pewnie był owym drugim kelnerem, który chciał mój autograf.
Kiedy tylko ujrzałem chłopaka, szczęka mi opadła. To był Luhan? Wyglądał jak dziewczyna. Cholera, wyglądał jak gorąca dziewczyna. Jego blond włosy, sarnie oczy, drobna twarz i szczupłe, smukłe ciało, był idealny, od stóp do głów.
 - Ty jesteś Luhan? – spytałem, błyskając idealnymi zębami w uwodzicielskim uśmieszku.
 - Tak – chłopak przytaknął, wyciągając w moją stronę kartkę i długopis.
Spojrzałem wymownie na Taemina, który jedynie prychnął. Wziąłem od Luhana kartkę i podpisałem się zamaszyście, pisząc jakieś słowa od siebie, jak to zazwyczaj robiłem, gdy dawałem komuś autograf. Oddałem kawałek papieru blondynowi i zagapiłem się przez chwilę na jego szczęśliwą twarz.
 - Dziękuję bardzo – powiedział uradowany kelner – Jestem twoim wielkim fanem, kocham cię, naprawdę – oznajmił, a ja skinąłem głową.
To jasne, że mnie kochał. Wszyscy mnie kochali. Już miałem o coś spytać chłopaka, na przykład o numer telefonu, czemu by nie uszczęśliwić swojego fana i przy okazji siebie, ale wtedy do restauracji wszedł Yixing z plastikową reklamówką i w jednym momencie zapomniałem o wszystkim, liczył się tylko on, jego mokre włosy i przyklejona do ciała przemoczona koszulka, przez którą prześwitywał każdy najmniejszy mięsień . Zaczął padać deszcz?
Yixing stanął w miejscu i potrząsnął głową, rozsiewając wokół siebie miliony małych kropelek. Jego wzrok powędrował do naszego stolika, a ja uśmiechnąłem się do niego delikatnie, chłopak odwzajemnił ten gest.
 - Jongin… - powiedział i podszedł do mnie, Tae i Luhana.
Blond kelner spojrzał w stronę zbliżającego się w naszą stronę Yixinga ze zdziwieniem.
 - Co tu robicie? – spytał Yixing, stając obok Luhana, który patrzył na chłopaka zdezorientowany.
Oparłem głowę na dłoni i zrobiłem uroczą minę.
 - Mam dziś dzień wolny, postanowiłem zobaczyć, jak pracujesz – powiedziałem, a Yixing zaśmiał się pogodnie, ten śmiech roztopił moje serce.
Taemin oderwał się od swojego jedzenia i pomachał Yixingowi z szerokim uśmiechem.
 - Hej, Xing – zaćwierkał blondyn, a ja skrzywiłem się na dźwięk tego zdrobnienia, nie lubiłem kiedy mój przyjaciel, nazywał tak starszego.
 - Cześć, Tae – odparł Yixing – Jak wam się podoba restauracja? – spytał.
 - Jest przytulna – zapewniłem – Gdzie byłeś?
Yixing uniósł w górę plastikową reklamówkę.
 - Musiałem kupić ryż – powiedział, a ja skinąłem.
 - Długo jeszcze pracujesz? Idziemy z Tae na zakupy, a później możemy gdzieś razem wyjść – oznajmiłem.
Yixing zastanowił się na chwilę nad moim pytaniem.
 - Nie wiem, która jest godzina, ale kończę o piątej – mruknął.
Wyciągnąłem mój telefon i spojrzałem na zegarek.
 - Jest druga – powiedziałem - Przyjedziemy po ciebie, kiedy skończysz – zapewniłem, a Yixing pokiwał głową i ruszył do kuchni.
Luhan, który przez cały czas stał zdezorientowany, przyglądając się nam, posłał ostatnie spojrzenie w moją stronę i podreptał posłusznie za Yixingiem.
 - Skąd, do cholery, znasz Kaia? – dało się jeszcze słyszeć, jak blondyn pyta Yixinga, jednak odpowiedź drugiego chłopaka nie była słyszalna, bo weszli już do kuchni.
 -Jak już mówiłem – zaczął Tae, a ja skierowałem wzrok z powrotem na niego – Pozer – prychnął i znowu zaczął jeść.
Westchnąłem i chwyciłem łyżkę, by postąpić podobnie jak mój przyjaciel. Zastanawiałem się, co jest takiego w Yixingu. Czemu mnie tak pociągał? Zdołał odwrócić moją uwagę od idealnego chłopaka, który był spełnieniem wszystkich moich mokrych snów. Chyba coś było ze mną nie tak.

„Zwykliśmy skakać, pragnąc stać się superbohaterami,
Ale dojrzewaliśmy, czas mijał,
Ty stałeś się dorosły, a ja chcę cofnąć czas.”
~Bangtan Boys - Jump

niedziela, 15 marca 2015

Anielskie pęknięcia pt 8

Od autorki: Kocham was i proszę o komentarze. <3


 - Więc… Skąd znasz Yifana? – spytałem Yixinga.
Siedzieliśmy w mojej sypialni. Yifan ulotnił się zaraz po tym, gdy przerwał nam Yixing. Okazało się, że ta dwójka się skądś znała i zastanawiałem się, o co w tym chodziło. Yixing chciał zbiec po tym, jak stanął twarzą w twarz z Yifanem, ale mu na to nie pozwoliłem. Po pierwsze przerwał mi miłe zakończenie dnia, a po drugie byłem ciekawy, jakie miał relacje z moim niedoszłym kochankiem.
 - Czy to ważne? – mruknął i zapadł się głębiej w fotel, który stał w rogu mojej sypialni.
 - Tak – odpowiedziałem kategorycznie, dałem mu do zrozumienia, że nie przyjmę odmowy.
 - Znam go z Black Soul, jest tam barmanem – powiedział Yixing, a ja skinąłem głową.
- Tak, mówił mi o tym – przyznałem – Jesteś stałym bywalcem Black Soul, że tak dobrze się znacie? – zadałem kolejne pytanie, a starszy uciekł wzrokiem w bok.
 - Pracowałem w Black Soul – odparł, a ja uniosłem brwi i spojrzałem na niego zdziwiony.
 - Pracowałeś? – zmierzyłem go – Jako kto?
Yixing skrzywił się na krótki moment, ledwo mogłem to zauważyć, ale obserwowałem go dokładnie, więc mi to nie umknęło.
 - Jako tancerz – odpowiedział.
Tancerz? Z tego co mogłem zauważyć podczas mojej wizyty w klubie, to w Black Soul taniec jest równoznaczny z wiciem się po scenie w skąpym ubraniu ku uciesze starych zboczeńców. Dlatego spotkałem go tamtego wieczoru?
 - Kiedy przestałeś tam pracować? – spytałem.
 - Tego wieczoru, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy, miałem swój ostatni występ – wyjaśnił, a ja skinąłem, bo to miało sens.
 - Czemu już tam nie pracujesz?
 - Czy nie zadajesz za wiele pytań? – odpowiedział zirytowany.
- To źle, że chcę wiedzieć więcej o człowieku, którego przyjąłem pod swój dach? – Yixing na te słowa jedynie przewrócił oczami.
 - Skoro tak, to ja też mam parę pytań do ciebie – oznajmił, a ja spojrzałem na niego butnie i czekałem w milczeniu, na to co miał do powiedzenia - Gdzie spotkałeś Yifana?
 - Na domówce u Key, przed paroma godzinami – odpowiedziałem, a Yixing zmarszczył czoło.
 - Skąd on się tam wziął? – zdziwił się chłopak.
 - Powiedział, że jest przyjacielem Jonghyuna.
 - Jonghyuna? – widziałem wyraźnie, jak starszy zamarł – Co on tam robił?
- Jest chłopakiem Key, to on i jego znajomi urządzili tą imprezę– wyjaśniłem – Znasz Jonghyuna? – spytałem zaciekawiony.
 - Tak, ale tylko z widzenia – odparł pospiesznie.
                Uniosłem brwi pytająco, ale Yixing mnie zignorował. Znał Yifana i Jonghyuna, to trochę dziwne. Chociaż właściwie, jeśli pracował w Black Soul to jasne, że znał Yifana, bo on był tam barmanem, a mężczyzna powiedział, że Jonghyun załatwił mu tam pracę. Skoro Jong był jednym ze stałych bywalców i do tego mógł załatwiać pracę w tym klubie, to coś go łączyło z właścicielem, a to oznaczało, że pewnie znał też innych pracowników. Yixing był tam tancerzem, więc musiał go w ten sposób poznać.
 - Jak długo pracowałeś w Black Soul? – spytałem, a Yixing zastanowił się nad tym przez chwilę.
 - Od kiedy przyjechałem do Korei, więc jakieś dwa lata – mruknął, a ja zanotowałem sobie, że był w kraju od dwóch lat.
Sam nie wiedziałem, co mnie tak pociągało w tym człowieku. Był tajemniczy, może znaliśmy się tylko parę dni, ale to nie znaczyło, że nie powinienem go pomału rozgryzać. Tymczasem ja mimo starań, by go zrozumieć, miałem jedynie coraz więcej pytań i to mnie w nim intrygowało. On pewnie już wiedział o mnie wszystko, nie byłem zbyt skomplikowany, a to trochę mnie bolało. Okazało się, że był cały czas blisko i w jakiś sposób nasze ścieżki się splatały, ale po prostu się nie dostrzegaliśmy. Nasze spotkanie nie było wcale aż tak bardzo przypadkowe.
 - Ile wiesz o Yifanie?  -spytał mnie, wyrywając mnie z zamyślenia.
 - Mieszkał wcześniej w Kanadzie i w Chinach, ma dwadzieścia pięć lat, jest barmanem w Black Soul i jest przyjacielem Jonghyuna – powiedziałem, a Yixing spojrzał gdzieś w bok, wyglądał tak, jakby poczuł ulgę.
Podniósł się nieco z fotela i z powrotem skierował swój wzrok na mnie, uśmiechając się nagle słodko. Zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, jego niepewna mina została zastąpiona uroczą i niewinną twarzą. Byłem więcej niż zdziwiony.
 - Masz basen, prawda? – spytał raczej dla zasady, bo na pewno go już widział.
 - T-tak – zająknąłem się, nie wiedząc, czemu tak nagle się zmienił.
 - Może byśmy popływali – oznajmił i przechylił głowę.
 - Teraz? – zdziwiłem się, a on skinął głową.
Spojrzałem na zegarek, który stał niezmiennie na szafce nocnej.
 - Jest czwarta nad ranem – powiedziałem, a Yixing jedynie zaśmiał się.
 - Martwi cię to? – prychnął.
 - Woda pewnie jest zimna – wyjaśniłem, a on przewrócił oczami.
 - Nie przeszkadza mi to – zapewnił – Myślałem, że zawsze jesteś chętny, by pokazać swoje boskie ciało światu, przynajmniej takie wrażenie robisz na scenie – powiedział.
 - Oglądałeś moje występy? – zdziwiłem się, a on znowu się zaśmiał.
 - Nie da się ich nie oglądać, lecą na każdym programie o każdej godzinie, jesteś wszędzie, twoje zdjęcia wiszą nawet w metrze, którym jeżdżę do pracy.
 - Tak się tłumacz – uśmiechnąłem się zadziornie – Tak naprawdę lubisz fakt, że możesz zobaczyć moją twarz na przystankach autobusowych i na budynkach – powiedziałem, a on wstał i powoli ruszył do drzwi.
 - Może… - wymruczał i otworzył drzwi mojej sypialni, wychodząc – Idziesz? – spytał, a ja otrząsnąłem się i pobiegłem za nim.
Stanęliśmy na brzegu basenu. Yixing zdjął bluzkę ze sporym wycięciem w serek, którą miał na sobie, spoglądając na mnie, tak jakby chciał powiedzieć, że teraz mój ruch. Nie musiał mnie długo prosić, rzeczywiście lubiłem chwalić się swoim ciałem. Zrzuciłem z siebie bokserkę i spodnie, zostając jedynie w samej bieliźnie. Zauważyłem, jak starszy zatrzymał swoje spojrzenie na dłużej na mojej nagiej klatce piersiowej.
Yixing też zdjął spodnie, ukazując na krótką chwilę mleczną skórę nóg, jednak szybko wskoczył do wody i pozbawił mnie tego wspaniałego widoku. Chłopak był niezaprzeczalnie przystojny, nawet kiedy piszczał jak dziewczyna, krzycząc, że woda jest cholernie zimna. Zaśmiałem się i też wskoczyłem do basenu.
Rzeczywiście, woda była okropnie lodowata, poczułem jak milion małych igiełek wbija się w moją skórę. Pływanie w zimnej wodzie o czwartej nad ranem w samej bieliźnie było głupie, ale jeśli robiło się to z ładnym chłopakiem, sprawa miała się zupełnie inaczej.
Yixing przejechał ręką po twarzy, zaczesując mokrą grzywkę do góry. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Mógłbym przysiąc, że ten uśmiech to była najlepsza rzecz na świecie. Można było przez niego zapomnieć o całym świecie i to właśnie zrobiłem.
Chłopak zaczął pływać na plecach przez całą długość basenu. Oparłem się o brzeg i przyglądałem się, jak Yixing z zamkniętymi oczami unosił się na wodzie, niemal całkiem nagi. To było trochę zbyt podniecające, jak na mój gust.
Odwróciłem się plecami do niego, by się nie nakręcać. Oparłem podbródek na ramionach i spojrzałem w niebo.
Będąc w centrum Seulu, nie można było dostrzec ani jednej gwiazdy. Tae mówił mi, że kiedy był na Hawajach ze swoją starszą siostrą jako dziecko, mieszkali w domku na plaży i kiedy w nocy wychodzili na zewnątrz, widział każdą nawet najbardziej oddaloną od Ziemi gwiazdę. Ja nigdy nie byłem w żadnym miejscu, w którym można zobaczyć gwiazdy na nocnym niebie. Odwiedziłem tak wiele miejsc, ale zawsze wiązało się to z jakimiś występami, więc były to jedynie duże miasta. Nigdy jeszcze nie pojechałem na wakacje. Miałem miliony na koncie, ale nigdy nie wyjechałem gdzieś z własnej woli. Czy to nie była czysta ironia losu?
 - O czym myślisz? – spytał Yixing, który nagle znalazł się obok, przybierając podobną pozę do mojej.
Podskoczyłem przestraszony, bo nie zauważyłem go wcześniej. Chłopak uśmiechnął się.
 - O tym, że nigdy nie widziałem nocnego nieba pełnego gwiazd – powiedziałem i poczułem się głupio.
Brzmiałem jak niepoprawny romantyk, którym zdecydowanie nie byłem i nigdy nie mógłbym nim zostać, bo byłem zbyt dosadny i bezpośredni. Yixing chyba jednak nie wyczuł mojego skrępowania, bo poszerzył uśmiech i spojrzał w niebo. Wyglądał pięknie.
 - To smutne – oznajmił.
 - Co? – spytałem zdezorientowany.
 - To, że nigdy nie widziałeś gwiazd – powiedział, spoglądając na mnie – Kiedy mieszkałem jeszcze Huachongzi, codziennie wychodziłem przed dom i patrzyłem w niebo, obserwując gwiazdy, ale w Seulu ich rzeczywiście nie widać – rzekł spokojnie.
 - Huachongzi? – spytałem zaciekawiony.
 - Mała miejscowość w Chinach, niedaleko Changsha, obok przepływa rzeka Xiangjiang, tam się wychowywałem, tam mieszka moja rodzina i tam każdej pogodnej nocy widać było gwiazdy, zwłaszcza, że mój dom był na samym końcu wioski, tam gdzie kończyła się asfaltowa droga, a nieba nic nie przysłaniało – wyjaśnił z rozrzewnieniem.
 - Od dawna tam nie mieszkasz? – zadałem kolejne pytanie.
 - Odkąd skończyłem piętnaście lat i zacząłem chodzić do szkoły z internatem w Changsha – odparł.
 - Szkoła z internatem? –spytałem – To brzmi trochę… - mruknąłem rozbawiony.
 - A jeśli powiem, że to była szkoła katolicka tylko dla chłopców – zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego przeciągle.
 - Wtedy ja powiem, że chciałbym cię zobaczyć w mundurku, wśród tych wszystkich poukładanych dzieciaków i zakonnic, bo to musiało być cholernie gorące – oznajmiłem i nawet nie zauważyłem, kiedy moje usta złączyły się z ustami Yixinga.
Nasze języki ocierały się o siebie i zaplatały się frywolnie. Moje ręce od razu znalazły drogę i zaczęły krążyć po ciele starszego. Oparłem chłopaka o brzeg basenu i zamknąłem go między moimi ramionami. Yixing jęknął, kiedy moje usta zjechały na jego szczękę, gryząc ją, ssąc i całując na przemian. Jego ręce zjechały na moje krocze i nie mogłem się powstrzymać od warknięcia, bo ręce starszego były zręczne i delikatne.
 - Chyba muszę cię rozczarować – powiedział, kiedy na chwilę się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy sobie w oczy.
 - Tak? – spytałem cicho z zadziornym uśmieszkiem.
 - Nie było tam poukładanych dzieci – oznajmił, a ja się zaśmiałem.

„Świat stanął w ogniu i nikt prócz Ciebie nie mógł mnie ocalić.
To dziwne, do czego pożądanie może zmusić głupich ludzi.”
~ Chris Isaak - Wicked Game

niedziela, 8 marca 2015

Anielskie pęknięcia pt 7

Od autorki: Byliście na Block B??? Było taaaaak cudownie. Omo. ^^ A wracając do tego co istotne, to... Kocham was i proszę o komentarze. <3


Kiedy przyszliśmy do rezydencji Key, w jego domu trwała w najlepsze impreza, a przecież była ledwo dziewiąta wieczorem. W każdym pomieszczeniu pełno było przypadkowych ludzi, zastanawiałem się, skąd w ogóle Kibum ich znał. Ruszyliśmy do salonu, bo tam domyślaliśmy się, że tam właśnie będzie najwięcej imprezowiczów, a to oznaczało, że Key też tam będzie.
Rezydencja Key była większa niż mój apartament, mimo że chłopak mieszkał w niej sam. W końcu to była willa, a nie mieszkanie w apartamentowcu. Jego ojciec podarował mu ją, kiedy skończył dwadzieścia jeden lat i stał się oficjalnie dorosły. Ojciec Key był bogatszy niż ojciec Tae, nie byłem pewien, czym się zajmował, ale to było związane z rybołówstwem. Rodzina Key w większości mieszkała w Japonii, choć byli Koreańczykami, bo tam jego ojciec miał firmę, ale prawdziwa matka Key po rozwodzie wróciła do swojej ojczyzny, a Key zawsze powtarzał, że ona była jedyną szczerą osobą w jego rodzinie. Key podobnie jak Taemin nie musiał się przejmować przejęciem firmy ojca, bo miał starszego brata, który się tym zajął, tak więc Key postanowił, że odetnie się od swojej rodziny, z którą obecnie łączyły go jedynie pieniądze i został projektantem mody w Korei, choć tak naprawdę Key nie robił nic prócz imprezowania ze swoimi znajomymi i coraz to nowymi chłopakami.
Nie myliłem się w ogromnym pokoju, który pełen był starych, zabytkowych mebli, które wyglądały na zrobione z mahoniu, na małej kanapie siedział Key i jego chłopak Jonghyun w otoczeniu mnóstwa pijanych ludzi, którzy nie zwracali na nic uwagi, tańczyli, rozmawiali, a raczej przekrzykiwali głośną muzykę i obmacywali się.
Spojrzałem zdziwiony na Taemina, który jedynie wzruszył ramionami.
 - Nie mówił nic o domówce – powiedział Tae, a ja westchnąłem, zaczynając się przepychać przez tłum.
Kiedy znaleźliśmy się w końcu obok Key, chłopak uśmiechnął się i wstał, żeby się z nami przywitać. Był jeszcze trzeźwy, ale za to jego chłopak nie mógł o sobie powiedzieć tego samego, kiedy podniósł się z kanapy i podszedł do nas, zauważyłem, jak się lekko zataczał.
 - Jongin, Tae – powiedział Key i przytulił każdego z nas – Miło, że jesteście – oznajmił, a Jong skinął głową, przykładając do swoich pełnych warg papierosa, którym zaciągnął się mocno.
 - Myślałem, że mieliśmy gdzieś iść, nic nie wspominałeś, że robisz imprezę –powiedział Taemin, a Key pokiwał i westchnął.
 - W zasadzie tak miało być, ale wpadło do mnie paru znajomych Jonga i jakoś tak wyszło, że postanowiliśmy zrobić małą imprezę – wyjaśnił, a ja uniosłem brwi.
Mała impreza? Cóż, Key żył w całkiem innej rzeczywistości niż ja. Nie mogłem sobie pozwolić, by urządzać tego typu domówki, bo ktoś niepożądany mógłby się o tym dowiedzieć i podszepnąć coś tym hienom ze szmatławców, a nim bym się obejrzał na każdej okładce byłbym ja czołgający się po moim apartamencie. Moje imprezy były znacznie uboższe. Tymczasem Key miał gdzieś opinię publiczną, bo jemu najzwyczajniej nikt się z kamerą do domu nie pchał. był kolejnym anonimowym bogaczem, może jego rodzina była na świeczniku, ale on nie.
Przez chwilę rozmawiałem z Key, który w pewnym momencie został przez kogoś zawołany i musiał mnie niestety opuścić. Wtedy zauważyłem, że Taemin gdzieś zniknął i nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że nieobecność Jonghyuna się z tym z pewnością wiązała.
Nie zamierzałem dużo pić, w zasadzie wypiłem tylko dwa kolorowe drinki, które mogły być wszystkim, nie miałem pojęcia z czego je zrobiono. Key miał prywatnego barmana i to było bardzo pomysłowe, sam mógłbym kogoś takiego zatrudnić, to się zdecydowanie opłacało.
Chodziłem bez celu po całym domu Key, trochę tańczyłem, poflirtowałem z kilkoma ładnymi dziewczynami i zacząłem się nudzić. Nie było tu niczego specjalnego.
Usiadłem na kanapie w salonie, gdzie na początku znaleźliśmy Key. Zerknąłem na chłopaka, który siedział obok mnie. Był bardzo wysoki i miał blond włosy, był przystojny, ale zdecydowanie nie w moim typie, ja wolałem pasywne typy, a on był zdecydowanie dominującym mężczyzną. Był męski, a nie uroczy.
Chyba zauważył, że mu się przyglądałem, bo od niechcenia spojrzał na mnie, a kiedy mnie zmierzył od stóp do głów, uśmiechnął się. To nie był uśmiech, który dawał poczucie bezpieczeństwa.
 - Hej – mruknął chłopak – Yifan – przedstawił się, a ja skinąłem głową i uścisnąłem jego wyciągniętą dłoń.
 - Jongin – odparłem, nie zamierzałem go podrywać, więc nie zdradziłem, że jestem Kaiem.
 - Przyjemne imię – mruknął – Co tu robisz?
 - Jestem znajomym Key – powiedziałem, a on spojrzał przed siebie, zawieszając na czymś wzrok i to chyba był tyłek dziewczyny, która tańczyła na stole.
 - Znajomy Key – powiedział cicho – Miło poznać, ja jestem przyjacielem Jonga – wyjaśnił – Znasz go, prawda? – spytał, znowu spoglądając na mnie.
 - Tak, tak – przytaknąłem.
Zapadła krótka cisza, podczas której zacząłem myśleć nad tym, co mam powiedzieć.
 - Jesteś Chińczykiem? – spytałem w końcu mało inteligentnie, bo przecież jego akcent był raczej wyraźny i imię też wiele mówiło.
 - Zgadza się, ale więcej życia przeżyłem w Vancouver – oznajmił, a ja zmarszczyłem brwi.
 - Vancouver? – spytałem zdezorientowany, nie byłem za dobry z geografii, zresztą nie dane mi było skończyć liceum przez stanie się idolem trzy lata temu, kiedy w końcu zadebiutowałem jako solista, wcześniej byłem tancerzem i aktorem.
 - To w Kanadzie – objaśnił Yifan, śmiejąc się pod nosem.
 - Tak, tak. Ja wiedziałem – zapewniłem, ale chłopak mi raczej nie wierzył.
 - Ile masz lat? – spytał.
 - Osiemnaście – bąknąłem.
 - Chyba nie powinieneś pić, nie jesteś nawet pełnoletni – zauważył, wskazując na mojego drinka.
 - Serio? – uniosłem brwi – Kto by się tym przejmował – powiedziałem butnie – A ile ty masz lat? – spytałem.
 - Dwadzieścia pięć – odparł.
 - Czemu przyjechałeś do Korei? – zadałem kolejne pytanie, opierając się wygodniej.
Yifan wydawał się być miłym człowiekiem, choć był trochę podejrzany, a może po prostu mi się wydawało. Był trochę szpanerski, nie zdjął swojej skórzanej kurtki, mimo że w salonie było gorąco i sam musiałem się pozbyć mojej bluzy, by nie spłonąć.
 - Powiedzmy, że w interesach – powiedział i uśmiechnął się krzywo.
 - Hmm… A czym się zajmujesz?
 - Jestem barmanem w klubie – odpowiedział.
 - W jakim? – zaciekawiłem się – Może w nim byłem.
 - Chodzisz po klubach, dzieciaku? – zaśmiał się, a ja wzruszyłem ramionami.
Yifan był czarujący, kiedy się śmiał i zaczynałem zmieniać co do niego zdanie. Może jednak był w moim typie. Co mi tam, że był typowym dominatorem, nie takie rzeczy robiłem, prawda? Na tej imprezie nie było nikogo ciekawszego od niego.
 -Od czasu do czasu – przyznałem.
 - Pracuję w Black Soul – powiedział – Czy to coś ci mówi? – spytał sceptycznie.
 - Och, tak – wykrzyknąłem z ożywieniem – Byłem tam niedawno z Key i Jonghyunem – powiedziałem, a Yifan uniósł brew.
 - Z Jongiem? – zdziwił się.
 - Tak, to on odkrył ten klub – wyjaśniłem, nagle zdając sobie z czegoś sprawę – To dzięki tobie, prawda?  - spytałem – Mówiłeś, że jesteś jego przyjacielem i jesteś barmanem w Black Soul – mruknąłem.
 - Nie, on znał ten klub już wcześniej. Załatwił mi tam pracę – wyjaśnił starszy, a ja zmarszczyłem czoło.
 - Key mówił, że odkryli niedawno ten klub – powiedziałem niepewnie.
 - Pewnie Key źle zrozumiał – mruknął Yifan – A ty co porabiasz? Pewnie jeszcze się uczysz – zmienił temat.
 - Nie. Jestem idolem – powiedziałem.
 - Tak? Jaki jest twój pseudonim? Nie znam się na tych wszystkich koreańskich gwiazdkach, ale skądś kojarzę twoją twarz – przyznał, a ja pokiwałem głową.
Na pewno mnie znał, bo ja nie byłem zwyczajną „koreańską gwiazdką”, ja byłem Kaiem, aniołem narodu.
 - Jestem Kai – powiedziałem, a on klasnął w dłonie i uśmiechnął się.
 - No, właśnie. Znam cię, jesteś chyba najgorętszym idolem Korei, co? – uśmiechał się do mnie przez cały ten czas i bezwładnie opadałem w jego stronę, nie panując nad moim ciałem – Jak to cię nazywają w telewizji? – mruknął sam do siebie, myśląc nad tym przez chwilę – Już wiem – pstryknął palcami – Anioł narodu – zaśmiał się trochę mrocznie – Czyż to co teraz robisz, nie jest kompletnym tego zaprzeczeniem? – spytał.
 - Masz zamiar sprzedać mnie mediom? – roześmiałem się i oblizałem celowo pełne wargi.
Widziałem, jak wzrok Yifana spadł na moje usta i z powrotem powędrował do moich oczu.
 - Chyba nie, ale zastanowię się nad tym – powiedział.
 - Lepiej, żebyś tego nie robił – wymruczałem, a jego uśmiech stał się drapieżny.
Nasza rozmowa ze zwyczajnej pogawędki, zaczęła się stawać grą wstępną i to stało się w ledwie parę chwil. Sam nie wiedziałem, dokąd to zmierzało.
 - Dasz mi coś w zamian? – uniósł zadziornie brwi, a ja musiałem przełknąć ślinę, bo to było cholernie gorące.
 - Możemy to przedyskutować w moim apartamencie? – spytałem, a Yifan skinął głową.
* * *
Nie miałem pojęcia, jak znaleźliśmy się w moim domu, ale wiedziałem że to dzięki temu, że Yifan przyjechał samochodem na imprezę u Key. Zastanowiło mnie trochę, że Yifan jako zwykły barman w podrzędnym klubie mógł sobie pozwolić na takie drogie auto. Cóż, czy to było ważne?
Jedyną wartą uwagi rzeczą były usta starszego na moich, jego język splatający się z moim, jego ręce, które były wszędzie i nasze ocierające się o siebie krocza. Myślę, że zwariowałem. Czemu robiłem to z Yifanem? Tacy faceci nigdy wcześniej mnie nie podniecali, zwyczajnie nie lubiłem być na dole, ale on był magnetyczny. Może dwa drinki to jednak więcej niż myślałem.
Wtoczyliśmy się do mojego apartamentu. Skopałem z nóg moje trampki i jęknąłem, kiedy Yifan wplótł dłoń w moje idealnie ułożone włosy, ciągnąc za nie lekko.
Oderwałem się od niego i śmiejąc się w podnieceniu, popchnąłem go przez korytarz w stronę mojej sypialni. Zajęło nam to trochę czasu, by dojść do niej, bo Yifan musiał mnie popchnąć na każdą ścianę, by zacząć już mnie rozbierać i obcałować każdy widoczny skrawek mojej skóry.
Wszystko potoczyłoby się swoim torem, gdyby nie to, że Yixing wyszedł z łazienki, kiedy Yifan ssał skórę  na mojej szyi, a ja jęczałem jak dziewczyna, oparty o drzwi swojej sypialni.
Z początku go nie zauważyłem, jednak nagle zrobiło się jasno, a ja spojrzałem wprost na postać stojącą obok włącznika światła. Yifan wyprostował się i podążył za moim spojrzeniem.
Byłem minimalnie zawstydzony przed Yixingiem, że zastał mnie w takiej sytuacji i nie rozumiałem dlaczego, bo przecież on nie był dla mnie nikim szczególnym. Nie był, prawda?
Jednak Yixing nie patrzył na mnie, tylko na Yifana. Widziałem całą paletę nastrojów, która przeszła przez jego twarz, od zdziwienia graniczącego z szokiem, aż do złości.
Yifan tymczasem kiedy tylko spostrzegł Yixinga przywołał na swoje usta krzywy uśmieszek. Zmierzył chłopaka od stóp do głów i to wyglądało tak, jakby się znali.
 - Yixing – wymruczał rozbawiony Yifan, a ja patrzyłem na tą scenę, niczego nie rozumiejąc – Co ty tu robisz? – spytał starszy, a Yixing prychnął.
Co tu, do cholery, się działo?

„Chcę faceta, który smakuje jak whisky i papierosy.
Więc kto nim będzie? Kto będzie następny?”
~Porcelain Black - Who's Next