niedziela, 28 czerwca 2015

Anielskie pęknięcia pt 21

Od autorki: Jest to chyba swego rodzaju punkt kulminacyjny. :D W końcu cała prawda. powinnam to tak zakończyć, czy może pisać dalej? Kocham was i proszę o komentarze. <3 


Siedziałem na plastikowym krześle na korytarzu szpitala przed salą, w której znajdował się Taemin. Niestety nie zostałem wpuszczony, bo nie jestem nikim z rodziny, na nic zdały się tłumaczenia, że jestem jego najlepszym przyjacielem. Byłem tym tak bardzo zdenerwowany.
Mogłem zobaczyć salę przez oszklone drzwi, jednak wśród wielu łóżek, chorych, pielęgniarek, lekarzy i całego tego rumoru nie mogłem go dostrzec. On walczył o swoje życie, jednak nikogo nie obchodziło, jak się teraz czułem, że umierałem z tej niewiedzy. Musiałem wiedzieć, że wszystko z nim w porządku, że on żyje i że z tego wyjdzie.
Potarłem swoją twarz i spojrzałem w stronę wejścia. Miałem nadzieję, że za chwilę zjawi się ktoś z jego rodziny, ale tak się nie działo. Dzwoniłem do nich, do wszystkich członków rodziny, których numery telefonów posiadałem, napisałem milion smsów i zostawiłem tysiące wiadomości na ich pocztach głosowych. Czemu nikt się nie zjawia?
Co mam teraz zrobić? Powinienem zadzwonić na policję? Muszę coś zrobić, nie mogę tak po prostu czekać, nic nie robiąc. Czułem, że za chwilę coś rozwalę albo wpadnę na salę i nie zważając na nic, odnajdę Taemina, by wiedzieć, że już wszystko z nim w porządku.
Ktoś nagle dotknął mojego ramienia, a ja przestraszony i wytrącony ze swoich rozmyślań, podskoczyłem na miejscu, odwracając się w stronę intruza. Miałem nadzieję, że to w końcu ktoś z rodziny Taemina, jednak myliłem się. Cała moja nadzieja prysła, gdy tylko ujrzałem przed sobą niepożądaną osobę. To był Yixing.
 - Czego chcesz? – warknąłem wściekły, nie patrząc na niego.
Nie miałem na nic siły, a zwłaszcza na jakąkolwiek interakcję z tym obłudnym kłamcą.
 - Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? – spytał ze smutkiem i usiadł obok mnie.
 - Jak się w ogóle dowiedziałeś, że tu jestem? – próbowałem powiedzieć to beznamiętnie, ale wyszło to bardziej jak żałosne kwilenie zranionego dziecka.
 - Baekhyun mi powiedział – mruknął – Co się stało, Jongin?
                Yixing chciał dotknąć mojego ramienia, jednak odsunąłem się pospiesznie.
 - Jongin? – zmarszczył brwi starszy, a ja nie potrafiłem na niego patrzeć.
 - Yixing… To koniec – oznajmiłem –Jesteś kłamcą – dodałem jeszcze.
 - O czym ty mówisz? – zdziwił się i przysunął się do mnie, jednak ja wstałem, chcąc utrzymać dystans.
 - Okłamywałeś mnie przez cały ten czas, teraz już wszystko wiem. Wiem, po co ze mną jesteś – oznajmiłem i pozwoliłem, by uszły ze mnie emocje, które próbowałem przez chwilę powstrzymać.
 - Nie wiem, co się stało, Jongin, ale to nieprawda, że cię okłamuje. Powiedziałem ci wszystko, przysięgam – zapewniał mnie Yixing, również wstając, by zrównać się ze mną podczas tej wymiany zdań.
 - Niektórzy twierdzą inaczej – powiedziałem twardo i Yixing uniósł brew, czekając na jakieś wyjaśnienia.
Nie zamierzałem mu tego ułatwiać, niech się domyśli, do cholery. Niech to wydusi z siebie, niech spyta, jednak Yixing milczał i czekał, aż dokończę. Ten dupek zawsze wygrywa, nawet teraz, nawet w takiej chwili. Sprawił, że poczułem się zagubiony i zawstydzony swoim błędem, tym że przyjąłem go pod swój dach i naprawdę szczerze go pokochałem.
 - Byłem u Jonghyuna  - powiedziałem, a kiedy zobaczyłem szok na twarzy Yixinga, kontynuowałem – Powiedział, że jestem naiwny, że ci ufam. Stwierdził, że jestem dobrym materiałem na kolejną spektakularną historię o twoich związkach, że rzucisz mnie, kiedy tylko ci się znudzę, że chcesz tylko moich pieniędzy i… że sprzedajesz narkotyki dla niego – to ostatnie ledwo przeszło mi przez usta.
 - To wszystko nie tak –Yixing pokręcił głową z łzami w oczach – Jongin – znowu próbował mnie dotknąć, ale ja dzielnie stawiałem opór.
 - Nie mogę z tobą dłużej być.
Yixing drgnął nerwowo poruszony moimi słowami.
 - Jongin, ufasz Jonghyunowi? – zdziwił się Yixing, widziałem, jak bardzo jest rozczarowany.
 - Sprzedawałeś narkotyki? – spytałem, unikając odpowiedzi na pytanie mojego chłopaka, teraz już chyba byłego.
Yixing zamilkł na chwilę, a ja wiedziałem, co za moment powie.
 - Nie jestem z tego dumny, ok? – wymamrotał – To już przeszłość, skończyłem z tym, kiedy zwolniłem się z Black Soul, dlatego to wszystko zostawiłem, bo chciałem odciąć się od Jonghyuna i… - przerwałem mu.
 - Co z tym, że pieprzyłeś się z Jonghyunem za lokum w Black Soul? – spytałem bezczelnie, wiedząc, że cholernie ranię Yixinga takimi wulgarnymi słowami pozbawionymi jakiekolwiek szacunku do niego.
 - Zmusił mnie, nie mogłem spać na ulicy, a on powiedział, że jeśli nie zapłacę, nie pozwoli mi zamieszkać na zapleczu – wyjaśnił zrozpaczony.
Zaśmiałem się drwiąco.
 - Więc zostałeś jego dziwką. Mówił, że umiesz ładnie prosić, chyba coś o tym wiem, bo mnie też całkiem ładnie poprosiłeś. Nie miałeś, gdzie mieszkać po zwolnieniu się z Black Soul, więc znalazłeś kolejnego naiwniaka, co? – spytałem.
Chciałem być okrutny, ale chyba najbardziej raniłem nie Yixinga, a siebie.
 - Ty nic nie rozumiesz, Jongin. To wszystko nie tak. Ja… - zaczął, ale ja nie chciałem słuchać jego tanich wymówek.
 - Nie chcę tego słyszeć. Stek bzdur – warknąłem.
 - On mnie zwyczajnie wykorzystał. Nie miałem, gdzie pójść, więc zmusił mnie do posłuszeństwa, rozumiesz? To Jonghyun jest kłamcą, a nie ja – powiedział słabo, jednak nie potrafiłem mu uwierzyć.
 - Dlaczego nie potrafię ci uwierzyć, ha? – mruknąłem zrezygnowany.
 - Nie wiem, Jongin. Nie rozumiem tego, bo ja przecież naprawdę cię kocham. Przepraszam, że ci nie powiedziałem o narkotykach, ale ja zwyczajnie się wstydziłem. Tak, byłem opętany żądzą szybkiego zarobku, kiedy trafiłem do Black Soul. Yifan miał dobrego kolegę, Jonghyuna, który miał swoje za uszami, a ja byłem ciekaw, co takiego robi, o czym nie chce mi powiedzieć. Byłem głupi, wiem. Byłem skończonym idiotą, ale to tak jakoś wyszło. Jonghyun pokazał mi, jak zarabia, powiedział, że to szybkie i duże pieniądze, więc zacząłem dla niego pracować. Dobrze mi szło, Jonghyun twierdził, że to dzięki mojej „ładnej buźce” i zaczął mnie umawiać z jakimiś starcami, miałem z początku im tylko dostarczać towar, ale potem Jonghyun zmusił mnie, żebym z nimi chodził na kolacje i żeby zapraszali mnie do swoich domów. Oni byli bogaci, a ja podkradałem im pieniądze i jakieś drobiazgi, bo Jonghyun mi kazał. To był, jak często mawiał, niewinny zarobek i podwójny zysk. Chciałem to rzucić, ale Jonghyun mi zagroził, powiedział, że nie mogę zrezygnować, bo jestem w tym najlepszy. Kiedy próbowałem mu się sprzeciwić, wszystko powiedział Yifanowi. Powiedziałem ci kiedyś, że zdradziłem Yifana z Jonghyunem i to w jakiś sposób prawda, bo przez to, co ten dupek kazał mi robić, straciłem go, straciłem jego zaufanie. Żałuję wszystkiego, rozumiesz. Żałuję. Potem Jonghyun wykorzystał moją słabość po zerwaniu z Yifanem i dalej kazał mi to robić. Jakoś z tym zerwałem, wyszedłem na prostą, poznałem ciebie, naprawdę cię kocham, do cholery – Yixing płakał i ja też, wszystkie karty zostały rzucone na stół, Yixing powiedział mi wszystko.
 - Muszę to przemyśleć – powiedziałem niewyraźnie, mając mętlik w głowie.
 - Jonghyun zabrał mnie pewnego dnia w drodze do pracy, można powiedzieć, że mnie uprowadził i zawiózł do Black Soul, powiedział, że jeśli nie przestanę świrować, to on zniszczy mnie i ciebie, rozkazał mi, bym wrócił do pracy, bo beze mnie interes się nie kręci, coś wrzucił mi do drinka, dlatego byłem w takim stanie, kiedy wróciłem – oznajmił nagle Yixing.
 - To było tamtego dnia, kiedy wróciłeś z Yifanem? – spytałem, a on skinął głową.
Wszystko zaczęło mieć sens. Zaczęło się układać w jedną całość.
 - Dzisiaj zrobił to samo, zabrał mnie z pracy i przyłożył mi broń do skroni, powiedział, że kończy mi się czas i mam decydować, bo z jego biznesu nie da się po prostu wypisać. Powiedział, że się ze mną rozprawi, później zawiózł mnie do klubu, i zamknął w schowku ze swoimi karkami. Myślałem, że chcę mnie nastraszyć, ale on chciał najwidoczniej namącić ci w głowie pod moją nieobecność – powiedział Yixing, a ja skinąłem głową.
 - Udało mu się – odparłem, a starszy spojrzał na mnie ze smutkiem.
 - Rozumiem.
Zapadła cisza, a ja usiadłem na krzesełku.
 - Myślę, że Jonghyun specjalnie dał za dużą dawkę kokainy Taeminowi – powiedział Yixing, a ja spojrzałem na niego zszokowany - Chce cię nastraszyć, chce mnie zmusić do powrotu, on chce żebyś mnie rzucił, żebym znowu był jego bezmyślnym robotem. Byłem taki głupi, kiedy myślałem, że da się po prostu skończyć z Jonghyunem, nigdy nie myślałem, że jest takim potworem.
Zrobiło mi się żal Yixinga, ale starałem się nie zwracać uwagi na tego typu uczucia. Musiałem zwyczajnie zerwać z nim, bo miałem dość swoich problemów.
 - Mógłbyś się wynieść z mojego domu? – spytałem, postanawiając, że to nasz definitywny koniec.
Poznałem prawdę o Yixingu. Czy nie do tego od początku dążyłem podświadomie? Teraz jest zbyt nudny, by dalej z nim być. Przekonywałem w ten sposób samego siebie, że to nic takiego, choć wiedziałem, że tak naprawdę go nadal kocham.
 - Dobrze, Jongin. Bądź szczęśliwy. Kiedy wrócisz już mnie nie będzie. Przepraszam. Kocham cię. Naprawdę – powiedział i nachylił się w moją stronę składając krótki i miękki pocałunek na moich ustach.
Potem wyszedł ze szpitala i miałem przeczucie, że to ostatni raz, kiedy go widzę.
Tak po prostu wszystko się skończyło, wielka, nagła i zbyt cicha burza. To było ospałe i dramatyczne, mało wyraziste, nie było furii, krzyków, ciosów i krwi. Była tylko cisza, rozdzierający serce smutek i łzy, które nieustannie spadały po moich policzkach, nawet wtedy kiedy wróciłem do domu. Kiedy tylko wszedłem do apartamentu od razu uderzył we mnie brak Yixinga, pozostał po nim tylko zapach, który szybko zniknie i cała masa wspomnień w mojej głowie, które chyba nigdy nie zginą.
Po prostu położyłem się na łóżku w sypialni i zasnąłem. Nie piłem, nie próbowałem zagłuszać myśli, dałem się ponieść smutkowi i zmęczeniu wprost w objęcia Morfeusza.

„Całkowicie zagubili się w tej chwili.
To wściekłość, która kontroluje obie strony.
Więc oni mówią, że lepiej iść własnymi ścieżkami.”
~Eminem - Love The Way You Lie ft. Rihanna

niedziela, 21 czerwca 2015

Anielskie pęknięcia pt 20

Od autorki: Kocham was i proszę o komentarze. <3


Wprawdzie z Jonghyunem nie zastałem Yixinga, ale za to ujrzałem tam mojego przyjaciela, Taemina. Zamrugałem pospiesznie i odetchnąłem trochę mniej zestresowany, a trochę bardziej wściekły. Wiedziałem, że tą dwójkę coś łączyło, jednak nie sądziłem, że akurat to. Dlaczego Tae jest czasem takim kretynem?
 - Taemin – powiedziałem ostro, a on spojrzał na mnie mętnie, najwyraźniej niczego nie rozumiejąc – Odłóż grzecznie to, co tam trzymasz i podejdź tutaj.
                Jonghyun spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i na jego ustach wykwitł drwiący uśmiech. Spojrzałem z obrzydzeniem na niego i szybko podszedłem do swojego przyjaciela, ciągnąc go brutalnie za ramię, by wstał. Taemin był już całkowicie naćpany i nie kontaktował z światem zewnętrznym. Westchnąłem i mocno przyciągnąłem go do siebie.
 - Jongin? – pisnął blondyn i zaśmiał się nieprzytomnie – Co ty tu robisz?  - spytał zdziwiony do granic możliwości.
Pokręciłem głową zrezygnowany i nie odpowiedziałem na jego pytanie, głaszcząc go przelotnie po włosach. Jonghyun przyglądał się temu i wyraźnie widziałem, że on też był pod wpływem narkotyków, jednak on znosił to o wiele lepiej niż mój przyjaciel.
Dlaczego Tae zawsze trafiał na takich idiotów? Naprawdę było mi go okropnie żal.
 - Czyżby anioł narodu został księciem na białym koniu, który ratuje swoje dziwki z opałów? – zadrwił Jonghyun, który nadal siedział na kanapie.
 - Pieprz się – warknąłem wściekły.
Jonghyun zaśmiał się, a mnie przeszedł dreszcz. Nie lubiłem go. Nie, poprawka. Ja go nienawidziłem. Był aroganckim dupkiem, który zdradzał tak wspaniałego człowieka jak Key i ranił drugiego świetnego chłopaka, który zresztą był moim najlepszym przyjacielem. Do tego kręcił się w tym podejrzanym miejscu, więc sam też był pewnie kimś kto nie był warty zaufania. Cały czas tylko ćpał i zachęcał do tego innych. Zdecydowanie był nikim. Nie warto było mieć do niego szacunku.
 - Ostre słowa, Kai – mruknął i wstał.
Podszedł do mnie powoli i położył dłoń na moim policzku, wzdrygnąłem się i strzepnąłem jego rękę z mojej twarzy, przyciskając Tae mocniej do siebie.
 - Do niczego go nie zmuszałem, sam chciał spróbować, mówił, że chce się zabawić i że chce to zrobić ze mną, bo nikt inny go nie chce – powiedział Jonghyun, a ja patrzyłem na niego z pogardą.
 - Jesteś świrem – wyszeptałem, a Jong spoważniał.
 - Wiesz, co mi powiedział? – spytał, a ja spiąłem się cały, kiedy Jonghyun jeszcze bardziej się do mnie zbliżył – Że jest taki samotny – słowa Jonghyuna wbiły mi się w mózg i wywołały wyrzuty sumienia, mężczyzna zauważył to i kontynuował – Powiedział, że potrzebuje trochę miłości, ale nikt mu jej nie daje, mówił, że ty też się od niego odwróciłeś, że wolisz Yixinga – nie mogłem dłużej patrzeć w jego oczy, więc spuściłem wzrok na swoje buty.
 - To nieprawda – mruknąłem cicho, wiedząc doskonale, że to była prawda, ostatnio zaniedbałem naszą przyjaźń z Taeminem.
Obiecaliśmy sobie, że mamy tylko siebie i że mówimy sobie o wszystkim, że jesteśmy braćmi, ale ja zdradziłem nasze zasady. Wpuściłem obcą osobę do naszego świata, a Tae przyjął to bez słowa. Zawiodłem go, a on nie miał odwagi albo siły, by mi o tym powiedzieć, przeze mnie zaufał komuś takiemu jak Jonghyun. Dlaczego byłem takim potworem? To ja byłem tu największym dupkiem.
 - Jonginnie – zaćwierkał Jonghyun i uśmiechnął się do mnie, jakbyśmy byli ze sobą bardzo blisko, a on właśnie zdradzałby mi jakiś sekret, o którym możemy wiedzieć tylko my – Czemu wydaję mi się, że sam sobie teraz nie wierzysz? Obaj znamy prawdę i wiemy jak jest.
Jonghyun pogłaskał mnie po włosach jak małe dziecko, które zgubiło się w centrum handlowym i szukało swojej mamy, właściwie to tak właśnie się czułem. Jednak Jonghyun nie był miłym ochroniarzem, który odnajdzie ze mną drogę do domu, tylko podstępnym starcem, który da mi cukierka i zaprowadzi do swojej piwnicy, bym już nigdy nie zobaczył światła dziennego.
 - Wybrałeś Yixinga, pogubiłeś się, ale bez obaw, ja, jako dobry i prawy mężczyzna, cię oświecę, pomogę ci wyjść z tego uzależnienia. Pokażę ci, mój biedny, że nasz kochany Yixing – przy słowie „nasz” wzdrygnąłem się, przypominając sobie, że Yixing był kiedyś z Jonghyunem – nie jest wcale takim aniołem i że nie warto się do niego w jakikolwiek sposób przywiązywać.
 - O czym ty w ogóle mówisz? – spytałem coraz bardziej pogubiony.
 - Yixing jest specyficzny. Wiem, że może być czarujący, bo taki właśnie był, kiedy pierwszy raz go spotkałem. Jeśli już mówimy o moim pierwszym spotkaniu z nim, to śmiało mogę przyznać, że zauroczyłem się od pierwszego wejrzenia. Co prawda był z Yifanem, ale jakoś mu to nie przeszkadzało w uwodzeniu innych, nie dziwię się, że Yifan go rzucił, też bym to zrobił. Nie warto trzymać pod dachem dziwki, a Yixing zdecydowanie nią jest. Przynosił temu klubowi i mnie niezły zarobek, więc nie mam mu niczego za złe, ale będę szczery i przyznam rację mojemu przyjacielowi. Yixingowi się nie ufa i nie oddaje mu się serca. Skończysz jak Yifan, jeśli teraz tego nie zakończysz. Yixing jest uzależniony od dwóch rzeczy. Musi mieć jakiegoś naiwniaka przy swoim boku i musi mieć pieniądze, nieważne co musi za nie zrobić, on jest gotowy na wszystko, aby nie być biednym – Jonghyun udawał troskę, a ja ściskałem drobne ciało mojego przyjaciela, chcąc nie słuchać go, jednak mówił to tak prawdziwie, jak mógłbym to zignorować.
 - Kłamiesz – mruknąłem, kręcąc głową – Nie wierzę ci, nie znasz Yixinga, nic o nim nie wiesz, on chce się zmienić, on… on jest… on jest teraz tylko mój, a ja…  - byłem tak cholernie niepewny, nienawidziłem być w takim stanie, czułem się wtedy jak gówniarz, a ja nim przecież od dawna nie byłem.
 - Kochanie, nikt nie zna Yixinga, ale mogę cię zapewnić, że ja znam go bardziej niż ty – powiedział Jong i uśmiechnął się.
 - Nie, nic nie wiesz. Opowiadał mi  sobie, mówił mi o swoim dzieciństwie, o szkole w Changsha, o Yifanie, o tobie, o wszystkim – powiedziałem gniewnie, a Jonghyun zaśmiał się do mnie i poklepał mnie po ramieniu.
 - A opowiadał ci, jak przyszedł do mnie na kolanach, kiedy pokłócił się z Yifanem? Mówił ci, co zrobił, bym pozwolił mu zamieszkać na zapleczu? Mówił ci, jaką cenę płacił za to, że mu pomagałem? Hmm? Jongin, czy wiesz, jak Yixing potrafi ładnie prosić?
 - Czemu jesteś takim skurwysynem? – wyplułem wściekły.
 - Jednak nie to jest najgorsze – oznajmił Jong i odsunął się ode mnie, podchodząc do szafki i wyjmując z niej kryształową karafkę i dwie szklanki – Lubisz whisky? – spytał mnie i nalał alkohol do szklanek bez czekania na moją odpowiedź.
 - Nie będę z tobą pił – powiedziałem nienawistnie.
 -Myślę, że powinieneś się troszkę odstresować, zwłaszcza, że to nie koniec rewelacji – Jonghyun miał ten opiekuńczy ton.
Podszedł do mnie i podał mi szklankę, którą niechętnie od niego wziąłem. Mężczyzna uniósł swoją w górę i upił spory łyk, ja nawet nie zamoczyłem warg.
- Mówił ci o tym, jak zdobywał dobre oceny w liceum? To dość zabawna historia, ale nie dla dzieci, więc nie mogę ci jej opowiedzieć ze szczegółami – zdenerwowałem się, kiedy Jonghyun nazwał mnie dzieckiem – Albo ta historia z wykładowcą na studiach, też dość interesująca. Och, ale najlepsze było to, jak zaczął spotykać się z ojcem swojego kolegi – Jonghyun zaśmiał się, a we mnie coraz bardziej się gotowało, wypiłem spory łyk whisky i spojrzałem na mężczyznę z najczystszą nienawiścią w oczach – Ty będziesz jego kolejną taką historią, ja też, Yifan raczej nie, bo jest nudziarzem.
 - Po co tak bredzisz? – spytałem zrozpaczony, wykańczając gdzieś po drodze alkohol, jaki został mi jeszcze w szklance.
Jonghyun nie omieszkał przerwać swojego wykładu i nalać mi znowu whisky do szklanki.
 - A mówił ci może, że sprzedaje dla mnie narkotyki? – spytał w końcu i spojrzał głęboko w moje oczy.
Moje serce zamarło i wszystko stało się nagle bezkształtną breją. Nic już nie było takie samo. Wszystko co mówił Jonghyun, wszystkie kłamstwa Yixinga, wszystkie jego dziwne zachowania, wszystko. Całe to gówno, w którym się znajdowałem. Po co wpuściłem Yixinga do swojego życia?
Patrzyłem na Jonghyuna bezmyślnie, zapomniałem na chwilę, po co tu przyszedłem. Wypuściłem Taemina z moich ramion i uderzyłem Jonga z pięści w twarz. Mężczyzna się tego nie spodziewał, więc upadł na ziemię, a ja kopnąłem go jeszcze brzuch i ze złością zauważyłem, że oblałem się whisky. Odłożyłem szklankę na stół i chwyciłem Taemina za przedramię, ciągnąc go za sobą do wyjścia.
Jonghyun wstał, otarł usta i zaśmiał się, jakby mało go obchodziło, że go uderzyłem. Po prostu wrócił na swoje miejsce na kanapie i wciągnął kreskę białego proszku, która na niego czekała przez całą naszą rozmowę. Więcej nie zobaczyłem, bo wyszedłem, trzaskając drzwiami.
Hongbin, który wskazał mi wcześniej, gdzie jest Jonghyun, spojrzał na mnie podejrzliwie ze swojego miejsca zza baru, kiedy zauważył, jak wyciągałem prawie nieprzytomnego Taemina z klubu.
Nie przejmowałem się już niczym, ciągnąłem przyjaciela przez ciemne ulice Seulu, pewnie uchwycony przez tysiące fotoreporterów. Chciałem zalać się w trupa i zapomnieć, chciałem zasnąć, chciałem wyłączyć na chwilę wszystkie myśli, które bombardowały moją głowę.
 - Jestem taki zmęczony – mruknął nagle Tae i omal nie upadł.
  - Taemin? – zdziwiłem się, szybko go łapiąc.
Chwyciłem go za brodę i chciałem, by spojrzał na mnie, ale jego oczy były zamknięte i z przerażeniem zauważyłem, że z jego nosa spływała strużka świeżej krwi.
 - O mój Boże – wyszeptałem – Tae, odezwij się, proszę – potrząsnąłem nim, ale on tylko wymamrotał coś pod nosem, co nawet nie brzmiało, jakby było po koreańsku.
 - O mój Boże – powtórzyłem bezradnie i wyciągnąłem komórkę, żeby zadzwonić na pogotowie, jednocześnie trzymając blondyna blisko siebie, by nie upadł.
Moje dłonie drżały, a obraz robił się zamazany. Bałem się, cholernie się bałem. Ten pieprzony Jonghyun mi za to zapłaci.

„I mówisz sobie, że to już koniec,
 Bo gorsza od tego byłaby tylko śmierć.
Kiedy myślisz, że w końcu z tego wychodzisz,
 Że już tego nie ma, to zaczyna się od nowa.”
~ Stromae - Alors on danse

niedziela, 14 czerwca 2015

Anielskie pęknięcia pt 19

Od autorki: Przepraszam, że wcześniejszy rozdział był nudny. :( Kocham was i proszę o komentarze. <3


Moje życie wydawało mi się skończone. Było beznadziejnie skomplikowane, brakowało mi siły. Wszystko się sypało, a ja stałem po środku całego tego marnego przedstawienia, gdzie wszyscy zaczęli zapominać swoich ról i czułem się tak, jakbym wcale w tym wszystkim nie uczestniczył. Miałem zwyczajnie dość.
Tego dnia wypiłem za dużo, choć obiecałem sobie, że już nie będę tego robił, że to przeszłość. Znowu byłem żałosny, piłem w samotności, zasnąłem we własnych wymiocinach na środku kuchni, czekając, aż ktoś mnie stamtąd pozbiera. Tym kimś był Yixing, który bez słowa zabrał mnie do łazienki i ocierając moje łzy oraz ignorując moje pijackie, nieprzytomne wynurzenia, umył mnie, a potem zaprowadził do sypialni.
Kiedy obudziłem się rano, było mi okropnie wstyd. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię i już nigdy nie spojrzeć w oczy starszego.
Pierwsze co ujrzałem, kiedy otworzyłem oczy, była właśnie osoba Yixinga, który leżał obok mnie. Nie zawsze spaliśmy razem i może wydawać się to dziwne, skoro mieszkamy w jednym  mieszkaniu, i jesteśmy razem. Zazwyczaj Yixing wolał spać na kanapie, nie wiedziałem czemu, ale nie chciałem na niego naciskać. Innym razem przychodził wieczorem do mojego pokoju, często kończyło się to wtedy nieprzespaną nocą, bo jeśli chodziło o tą dziedzinę życia Yixing był namiętnym i doświadczonym człowiekiem. Wolałem nie wiedzieć skąd nauczył się niektórych rzeczy, zwyczajnie przerażała mnie myśl, że robił to z Yifanem, Jonghyunem i nie wiadomo kim jeszcze.
Yixing nie spał i mnie obserwował, więc spojrzałem wprost w jego badawcze oczy. Omal nie wyskoczyłem ze skóry, uderzyły we mnie wszystkie złe myśli, wyrzuty jakie może mieć względem mnie chłopak i wydarzenia wczorajszego dnia.
 - Dzień dobry, Jongin – mruknął znudzony Yixing, wstając.
Zauważyłem, że był już ubrany. Usiadł na łóżku, a ja postąpiłem tak samo, nie zważając, że zaraz zemdleję ze względu na kaca-mordercę. Starszy zmierzył mnie z politowaniem.
 - Po co to zrobiłeś? Obiecałeś, że kończysz z alkoholem i imprezami – powiedział Yixing i wyczuwałem jego irytację i rozczarowanie moim zachowaniem.
 - Czułem się samotny, kiedy byłeś w pracy – mruknąłem cicho, zwieszając głowę.
 - Czy ty jesteś małym dzieckiem, które trzeba cały czas pilnować? – spytał starszy.
 - Nie, po prostu… - nie dokończyłem, bo przerwał mi Yixing.
 - Nie mogę z tobą siedzieć cały dzień i ignorować pracy, bo czujesz się samotny. Musisz się z tym uporać, jesteś dorosły – Yixing nie krzyczał, ale nie był też spokojny, najwidoczniej mocno go denerwowała moja postawa – Może idź do psychologa, on ci pomoże, musisz porozmawiać o przeszłości i swoich zmartwieniach ze specjalistą, bo nikt tutaj nie potrafi ci pomóc – oznajmił i wyszedł z sypialni, a po chwili też z mieszkania, co oznajmiły zamykające się drzwi wejściowe.
Poczułem się tak okropnie źle, fizycznie i psychicznie, bo Yixing miał rację. Potrzebowałem psychologa, może nawet jakiejś poważnej terapii. Najsmutniejsze było to, że mając praktycznie wszystko, nie miałem siły podźwignąć się z tego stanu, w którym jedynie użalałem się nad sobą. Nieprawda, ze nie miałem nikogo. Miałem troszczącego się o mnie chłopaka, przyjaciela, nawet mój menadżer i kucharz się o mnie martwili, a ja i tak potrafiłem widzieć tylko tych fałszywych ludzi, miałem też szczerych fanów, którzy pisali do mnie codziennie, bym był silny, a ja wciąż rozmyślałem nad tymi, którzy się ode mnie odwrócili.
Kiedy myślałem o Yixingu, który najwidoczniej też wątpił w sens swojego życia, a potem wyszedł na prostą tak po prostu w swoich najgorszych chwilach, nie mogłem nie wyobrażać sobie siebie jako żałosnego człowieka bez przyszłości. Jeśli on potrafił zostawić przeszłość za sobą, a nawet nadal walczyć z nią dzielnie, czemu ja tego nie potrafiłem. Czy byłem za słaby, by żyć bez wyrzutów sumienia?
* * *
Siedziałem przy stole, jedząc obiad, który zrobił dla mnie Shindong. Naprzeciwko mnie siedział Baekhyun, który pisał z kimś. Podejrzewałem, że tą osobą mogła być moja nowa stylistka, która nazywała się Taeyeon i od początku wpadła Baekowi w oko.
 - Baekhyun – powiedziałem, a chłopak nawet na mnie nie spojrzał.
 - Hmm… - mruknął, skupiając się na pisaniu sms-a.
 - Umów mnie na wizytę z psychologiem – oznajmiłem po prostu, wpychając kolejną porcję jedzenia do buzi.
Mój menadżer nagle przerwał stukanie w klawiaturę swojego telefonu i spojrzał na mnie zszokowany.
 - Że co? – spytał tępo.
 - Chciałbym spotkać się z psychologiem – powtórzyłem nadal niewzruszony.
 - Jongin, co się dzieje? – zdziwił się – Coś nie tak z Yixingiem? - spytał – Boże , wiedziałem, że to jakiś zboczony gwałciciel, łamacz serc, który cię porzucił i… - nie miałem ochoty słuchać wywodów Baekhyuna, więc mu przerwałem.
 - Nie, nie chodzi o Yixinga – powiedziałem.
 - Tak? – mówił cicho, nie wiedział, jak ma zareagować.
 - Czuję, że potrzebuję w końcu rozmowy z kimś, kto może pomóc mi poukładać cały ten bałagan – oznajmiłem, nie mogąc spojrzeć w oczy starszemu.
 - Bałagan? – Baek wyglądał na zagubionego – Czy ty… Czy masz depresję?
Zapadła cisza, która dzwoniła mi w uszach. Zatrzymałem widelec w połowie drogi i poczułem, że dłużej nie utrzymam go w ręce, więc spadł z hukiem na talerz. Baekhyun odchrząknął niezręcznie, a ja przygryzłem wargę niemal do krwi.
 - Myślę, że tak – powiedziałem w końcu spokojnie – Ale nie wiem, na czym to dokładnie polega, więc muszę się kogoś poradzić – dodałem.
Baekhyun odłożył telefon na stół i usiadł prosto.
 - Dobrze, ja… umówię cię jak najszybciej. Niczym się nie przejmuj – zapewnił, a ja skinąłem głową.
* * *
Yixing nie wrócił z pracy, a ja zacząłem bardzo się denerwować, kiedy wybiła dziewiąta. Nawet nie odbierał telefonu. Ostatnim razem gdy nie przyszedł do mieszkania zaraz po pracy, przyjechał całkiem zalany z Yifanem trzymającym go w ramionach. Nie chciałem tego znowu powtarzać.
Udawałem, że dzisiejsza poranna rozmowa nic nie znaczy, że to wcale nie była cicha kłótnia, że może Yixing miał mnie dość i chciał trochę odpocząć. Jednak im dłużej się przekonywałem, że nic złego się nie działo, tym bardziej zamartwiałem się i bałem o to, że zostanę sam.
Samotność nigdy nie była czymś, z czym potrafiłbym sobie poradzić, ale teraz nie miałbym najmniejszych szans, by wygrać tą walkę. Panicznie bałem się, że Yixing mnie opuści, a przecież z nim wszystko zdawało się być lepsze.
Z drugiej strony czy nie było mi ciężko z nim żyć przez jego skomplikowaną przeszłość, ciągłe nieoczekiwane przebłyski tego, co robił, kim był. Momentami niesamowicie mnie męczyło, na ile się przed nim odsłoniłem z własnej, nieprzymuszonej woli, podczas gdy on nic mi nie mówił. Może za bardzo mi na nim zależało, za bardzo się od niego uzależniałem, za bardzo się przywiązałem, a on zwyczajnie mnie wykorzystywał i mieszkał u mnie za darmo. Niszczył mnie tym, że być może…
Że może… go kochałem.
Chociaż nigdy wcześniej nie czułem tego, ale to możliwe. Możliwe, że zwyczajnie głupio się zakochałem, przepadłem dla świata i nic mnie nie będzie obchodziło, bo byłem jego, a on był mój. Tylko czy on mógł mnie pokochać? Nie byłem pewien, czy był zdolny kogoś kochać. Czy był zdolny kochać mnie.
Wariowałem przez te znaki zapytania. Dlaczego wszystko nie mogło być znowu proste? Czemu miłość nie mogła znowu dla mnie nie istnieć. Kiedyś była tylko mitem, ledwie parę miesięcy temu.
* * *
Wybiła północ, a ja wszedłem do zadymionej sali klubu, choć obiecałem sobie, że nie zwariuję. Nigdy nie chciałem być zazdrosnym chłopakiem, który jest zaborczy i robi sceny. Jednak miałem złe przeczucia, miałem wrażenie, że Yixing mógł być w klubie.
Jeszcze niedawno nie miałem pojęcia o tym miejscu, a teraz niemal każda myśl prowadziła w jakiś sposób  do tego baru. To chore, że tak bardzo się uzależniłem od czyjejś obecności, że mogłem obdarzyć ją cieplejszymi uczuciami i zamartwiać się o nią.
Black Soul ani trochę się nie zmieniło przez te kilka miesięcy. Nadal stała tu scena, na której wiła się półnaga dziewczyna, miała na sobie tylko bieliznę stylizowaną na lata 40’, teraz już rozpoznawałem tancerkę, to była Gain. Kiedy przyszedłem tu po raz pierwszy nie zwracałem na to uwagi, ale kiedy już ją znałem, mogłem z łatwością ją rozpoznać. Wszędzie pełno było wujaszków lubiących dużo młodszych kochanków, co można było rozpoznać po tym, z kim pili, rozmawiali i tańczyli. Gruba warstwa dymu unosiła się przy niskim suficie, a światła były strasznie przytłumione, było niemal całkowicie ciemno, to nie sprzyjało poszukiwaniu kogoś w takim zbitym tłumie.
Podszedłem do baru i rozejrzałem się za barmanem. Myślałem, że ujrzę przed sobą Yifana, jednak to był jakiś nieznany mi przystojny chłopak z dołeczkiem w policzku. Od razu przypomniał mi się słodki dołek w policzku, który posiadał Yixing.
 - Co mogę podać? – spytał mnie chłopak, uśmiechając się słodko.
 - Szukam kogoś – odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech.
Nagle barman zamarł i spojrzał na mnie zszokowany.
 -O mój, Boże! – wykrzyknął, a ja się wzdrygnąłem – Ty jesteś Kai – powiedział podekscytowany.
 - Eee… Tak – mruknąłem – A jak ty się nazywasz? – spytałem, by nie wyjść na gbura, lepiej dbać o każdego fana, zawłaszcza w ciężkich czasach.
 - Jestem Hongbin – powiedział i wyciągnął dłoń, którą pospiesznie uścisnąłem – Więc kogo szukasz? – spytał.
 - Może widziałeś gdzieś tutaj chłopaka, który jest mniej więcej w naszym wieku, trochę niższy ode mnie i… - nie dokończyłem, bo Hongbin mi przerwał.
 - Tak, tak… Chodzi ci o tego, który przyszedł z panem Jonghyunem? – mruknął barman, a ja zmarszczyłem brwi.
 - Z panem Jonghyunem? – zdziwiłem się – O, nie – powiedziałem cicho pod nosem, uświadamiając sobie co to oznaczało, że Yixing przyszedł tu z Jonghyunem.
 - Poszli do pokoju na zapleczu – powiedział Hongbin spokojnie, a mnie oblał zimny pot i ogarnęła mnie wściekłość.
 - Pokój na zapleczu? – spytałem przerażony.
Chłopak skinął i wskazał jakieś drzwi.
 - To tam.
 - Dzięki.
Od razu ruszyłem w tamtą stronę. Kiedy sięgnąłem do klamki i miałem otworzyć drzwi zaplecza, moja krew zaczęła krążyć szybciej, w głowie mi szumiało, a serce pękało ze stresu. Bałem się, że zobaczę tam Yixinga, który pieprzy się z Jonghyunem i miałem ochotę zwymiotować, gdy sobie to wyobrażałem. Yixing nie mógł mnie zostawić.
Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Jednak to, co tam zobaczyłem, sprawiło, że zamarłem. Tego się nie spodziewałem.

„Jeśli pójdziemy, to pójdziemy tylko we dwóch,
Jesteś wszystkim, czym ja jestem
I wszystkim co płynie przez moją żyłę.”
~Tokio Hotel - In die Nacht

niedziela, 7 czerwca 2015

Anielskie pęknięcia pt 18

Od autorki: Kocham was i proszę o komentarze. <3


Zdałem sobie sprawę, że bez grafiku miałem mnóstwo czasu, którego nie potrafiłem zagospodarować. Minęły dwa tygodnie, a sprawa tajemniczego artykułu nadal wisiała nade mną jak gradowa chmura. Chciałbym już się od tego uwolnić, jednak to okazało się być niezwykle trudne.
Nudziłem się, siedząc w domu. Odpoczynek był dobry tylko przez góra tydzień, a później było  sporym kłopotem, by zagospodarować jakoś wolny czas. Unikałem imprez, nie byłem na żadnej przez ten cały czas. Nie chciałem prowokować niepotrzebnych dodatkowych plotek, teraz kiedy byłem uziemiony przez nieodpowiedzialne imprezowanie, wolałem sobie odpuścić. Tak naprawdę nawet nie miałem na to ochoty.
Kiedy człowiek siedzi tak bezsensownie w miejscu, zaczyna układać w głowie scenariusze. Zacząłem się zastanawiać, czy był sens, by ciągnąć tą farsę z aniołem narodu, ten image został mi już wyrwany i zbezczeszczony. Czy mogłem podźwignąć się z tego skandalu? Kolejne myśli jakie często mnie nawiedzały, były związane z moim „jakby chłopakiem” Yixingiem, który bezczelnie krył swoją przeszłość, nie chcąc mi niczego wytłumaczyć.
Często przychodziłem ostatnimi czasy do wietnamskiej restauracji, tam zawsze było chicho i spokojnie, i był tam też Yixing, a ten fakt był najbardziej pociągający.
Ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu starszy w rzeczywistości nie należał do mnie i chyba nigdy nie zamierzał. Mogliśmy nazywać siebie kochankami, mógł mieszkać ze mną, mógł mi grać bluesa na moim Gibsonie, mógł ze mną rozmawiać o dzieciństwie w Huachongzi, o czasach spędzonych w szkołach w Changsha, mógł nawet tłumaczyć mi od czasu do czasu, kim był dla niego Yifan i Jonghyun, ale nadal nie byliśmy razem, nie wiedziałem o nim wszystkiego, był dla mnie zagadką nie do rozwiązania.
W Vietnamese Restaurant często pojawiały się dwie koleżanki Yixinga, Nana i Gain. Nigdy z nimi nie rozmawiałem, choć obserwowałem je za każdym razem, a i one mi się przyglądały . Yixing nigdy nie dążył do tego byśmy się poznali, może nie miało to dla niego żadnego znaczenia, a może nie chciał byśmy się poznali. Zaczynałem być ciekawy, na ile dziewczyny znały starszego.
Pewnego dnia gdy weszły do restauracji i ja też tam wtedy byłem, nie wytrzymałem i nieśmiało dosiadłem się do nich. Spojrzały na mnie jak na idiotę, przynajmniej ta niższa z czarnymi włosami, Gain. Nana zareagowała trochę inaczej, ucieszyła się, uśmiechała się jasno i szeroko, przez co wyglądała jeszcze piękniej.
Obie dziewczyny były naprawdę ładne. Gain miała trochę specyficzną urodę, była drobna i wyglądała na potrzebującą opieki, jednak jej wyzywające ubrania i makijaż oraz jej uwielbienie do czerni dodawały jej ostrości. Musiała być starsza niż Nana, choć jej wiek objawiał się jedynie poprzez charakter. Nana była klasyczną pięknością, która miała niesamowite ciało modelki, blond długie włosy, jasny uśmiech i niewinne spojrzenie.
 - Hej- mruknąłem trochę cicho.
 - Eee… Hej – odparła niepewnie Gain.
 - Co u was? – spytałem, dodając sobie trochę pewności siebie, którą przecież posiadałem.
 - Jakoś leci – powiedziała czarnowłosa – A u ciebie?
Rozmowa, o ile można to było tak nazwać, była dość niezręczna. Właściwie to było dziwne i zawstydzająco nieudane. Jednak brnąłem w to dalej.
 - U mnie… - zająknąłem się na chwilę, chcąc powiedzieć, że było okropnie, ale stwierdziłem, że nie warto się tym chwalić nieznajomym – Też dobrze – dokończyłem kulawo.
 - Ty jesteś Kai? – wtrąciła niespodziewanie Nana, a ja spojrzałem na nią.
 - Tak, zgadza się – powiedziałem.
Kiedyś to trochę inaczej brzmiało, bardziej jakbym był z tego dumny, tak jak tego dnia, gdy byłem tu po raz pierwszy z Taeminem i Chen mnie rozpoznał, i poprosił o autograf dla Luhana. Teraz trochę niepewnie przyznawałem się do mojej scenicznej osoby, jakbym bał się potępienia, które zresztą zostało we mnie rzucone.
 - Och, tak myślałam. Luhan coś wspominał, prawda, Gain? – Nana szturchnęła czarnowłosą, a kobieta skinęła lekko niezainteresowana moją sławą – Jestem twoją fanką – zapewniła entuzjastycznie - Dasz mi autograf? – spytała, a ja wzruszyłem ramionami.
 - Jasne – wymruczałem obojętnie.
Blondynka zaczęła szperać w torebce i w końcu wyjęła z niej długopis. Podała mi go z pięknym uśmiechem, a ja uniosłem brwi.
 - A kartka? – spytałem.
Nana tylko zaśmiała się ciepło.
 - Nie, nie – zaprzeczyła pospiesznie.
Podniosła się z krzesła, podeszła do mnie i nachyliła się w moją stronę, odsuwając nieco bluzkę, tak by pokazać swój zgrabny biust. Byłem więcej niż zdziwiony.
 - Tutaj – wskazała miejsce tuż nad brzegiem stanika, a Gain przewróciła oczami i zajęła się swoją herbatą.
No, cóż. Kiedy piękna dziewczyna prosi, żebyś jej się podpisał na biuście, to chyba nie można odmówić. Skoro nie przeszkadzało jej, że właściwie byłem nikim. Byle nie strzelili mi teraz zdjęcia, bo znowu będę miał kłopoty. Już widziałem te nagłówki. „Anioł narodu stoczył się tak bardzo, że rozdaje autografy na kobiecych piersiach.”
 - Och, dziękuję. Naprawdę bardzo cię lubię, kocham twój taniec – zapewniła – Nie przejmuj się tymi całymi plotkami, jestem pewna, że to szybko ucichnie, a kiedy powrócisz wszyscy znowu będą u twych stóp – powiedziała, wywołując u mnie fałszywy uśmiech pełen goryczy.
 - Z pewnością – skinąłem głową.
 - Po co się przysiadłeś? – spytała prosto z mostu Gain, która widocznie była znudzona tymi podchodami.
 - Chciałem właściwie trochę popytać o wasze relacje z Yixingiem  - przyznałem.
 - Jesteś jego chłopakiem? – spytała kobieta, a ja niepewnie skinąłem głową.
Nie uszło uwadze Gain, że moja odpowiedź nie była jednoznaczna, uśmiechnęła się do mnie drwiąco i uniosła brwi.
 - Chłopak Yixinga – mruknęła i nachyliła się do mnie przez stół, kładąc łokcie na blacie.
 - Yixing to szczęściarz – bąknęła cicho Nana, ale Gain zbyła to prychnięciem.
 - Szczęściarz, he? – rzuciła w jej stronę, a ja odchrząknąłem – Co chcesz wiedzieć o Yixingu? – spytała.
 - Wszystko co wiesz – powiedziałem szczerze.
To nie był czas na zawahanie, musiałem po prostu wiedzieć więcej o moim chłopaku. To nic złego.
 - Nie znamy go zbyt dobrze – oznajmiła, a ja uniosłem brwi.
 - Więc czemu tu cały czas jesteście? – spytałem.
 - To że tu przychodzimy i może nawet się z nim przyjaźnimy w tym momencie, nic nie oznacza. Nie znamy jego przeszłości, nie wiemy kim był, być może wiesz wiele więcej niż my. Skąd ta ciekawość, hm? – jej odpowiedź była dla mnie tak okropnie beznadziejna.
 - Po prostu chcę wiedzieć, chcę znać Yixinga – powiedziałem cicho, a Nana zaśmiała się pod nosem.
 - Myślę, że to nie jest możliwe – powiedziała Gain, która też była nieco rozbawiona.
 - Jak się poznaliście? – spytałem, biorąc się w garść.
 - Jesteśmy tancerkami – oznajmiła Nana, a ja spojrzałem na nią pytająco.
 - Tańczyłyśmy razem z Yixingiem – dodała dla ścisłości, ale to nadal mi nic nie mówiło.
 - Gdzie?
 - W Black Soul – powiedziała, a ja niemal uderzyłem głową w stolik.
Byłem zwyczajnie sfrustrowany, każdy trop prowadził w jedno, cholerne miejsce.
Black Soul.

„Idź własną drogą, bo w tym cały sens istnienia,
Żeby umieć żyć bez znieczulenia.”
~Dżem – Do kołyski