poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Trójkątna Ziemia part 1

Notka od autorki: Historia zainspirowana osobą surrealistycznego malarza Salvadora Daliego, jego małżeństwa z Galą Dali oraz niejasnego związku z piosenkarką Amandą Lear.





Jungkook od kilku chwil stał niemalże nieruchomo, spoglądając na dzieło stojące przed nim. Wyglądał niczym antyczny posąg, zastygły w podziwie i konsternacji. Próbował rozgryźć drugie dno instalacji, jednak po jego głowie krążyło zbyt wiele sprzecznych myśli. W jednej chwili widział ból, w innej samotność, a w kolejnej przebijał się jednak promyk nadziei.
Interpretacja kilku splątanych drutów mogłaby być dla kogoś innego szaleństwem, jednak nie dla niego. O tym właśnie marzył, gdy wyjeżdżał. Nie, nie o splątanych drutach. O intelektualnych wyzwaniach, o kameralnych wernisażach, o zadymionych knajpkach pełnych artystycznych dusz, o krytykach sztuki, którym spodobają się jego prace.
Jungkook jednak stał wciąż w miejscu przed obcym dziełem, którego nie mógł rozgryźć, będąc marnym widzem, trzymając w ręku lampkę białego wina. Samotnie.
Wtem ktoś stanął  obok niego, ciemny cień przesunął się niemal bezszelestnie u boku chłopaka. Jungkook poczuł się wyrwany z bezowocnych rozmyślań, pojawienie się czerni tuż przy jego ramieniu rozproszyło jego pogmatwane myśli.
Chłopak spojrzał w prawo, a potem nieco w dół. Figura stojącej koło niego osoby, okazała się odzianym na czarno mężczyzną, starszym od Jungkooka, jednak o wiele drobniejszym. Marynarka czarnowłosego przybysza połyskiwała we fluorescencyjnym świetle sali, materiał mienił się brokatowym onyksem, był to jedyny ekstrawagancki element jego stroju, jednak przykuwał wzrok.
 - Ciekawa instalacja  - rzekł mężczyzna niskim, ochrypłym głosem człowieka skacowanego.
                Jungkook spojrzał na dzieło przed nim i nieśmiało skinął głową, twarz drobnego przybysza była mu dziwnie znajoma, ale na wernisażu takim, jak ten, wiele razy można było tak pomysleć. Wszędzie napotykało się znajome z telewizji twarze.
                Dla chłopaka ci ludzie byli tylko twarzami, żaden z nich nigdy nie próbował zaprzyjaźnić się z nim, każdy unikał młodych celebrytów, starsi woleli utrzymywać z nim połowiczne kontakty. Niektórzy mu gratulowali, inni proponowali mniej lub bardziej niemoralne rzeczy, jednak zdecydowana większość preferowała chłodne, ostentacyjne milczenie.
                Starszy mężczyzna spojrzał na niego, jednak zaraz cofnął wzrok, gdy zauważył, że Jungkook może to zobaczyć kątem oka.
 - Widziałem twoją sesję w Vogue – powiedział od niechcenia.
 - Naprawdę? – udał zdziwienie Jungkook, jednak w myślach nie umiał zliczyć, ile osób już mu to powiedziało w ostatnim tygodniu – I jak wypadłem?
 - Znakomicie – zapewnił starszy.
                Zapadło dość długie, krepujące milczenie. A może było takie tylko dla młodszego?
 - Gdzież moje maniery – zawołał nagle jak oparzony starszy, aż Jungkook podskoczył – Nie przedstawiłem się, a ludzie tak młodzi jak ty, mogą nie kojarzyć takich staruszków jak ja.
                Jungkook odwrócił głowę w stronę dziwnego człowieka w onyksowej marynarce i po raz pierwszy ich oczy się spotkały. Ciepłe, jednak dziwnie smutne, piwne plamki grały w tęczówkach mężczyzny, a Jungkook poczuł, że zostaje wciągnięty w głąb dwóch studni.
 - Jestem Min Yoongi – oznajmił mężczyzna i skłonił lekko głowę.
                Jungkook poczuł, że gorąco uderza w jego pierś i policzki, a nogi lekko chrzęszczą pod nim, jakby miały się momentalnie ugiąć.
                Min Yoongi.
                Uznany na całym świecie producent, chwała Korei na Zachodzie. Miliarder z upodobaniem do surrealistycznej rzeczywistości. Człowiek – legenda, człowiek – idea. 
                Jungkook poznał już wielu sławnych ludzi, jednak żaden nie był Min Yoongim. Chłopak nie był pewien, czy można oceniać w jakiejkolwiek skali potęgę tego człowieka. Obrośnięty mitami niczym bluszczem, kochany, szanowany, wielbiony, wysławiany.
                Min Yoongi widział okładkę Jungkooka. Widział jego marne pozy i sztuczny uśmiech. Widział.
                Jungkook chciałby się zapaść pod ziemię. Okryć się hańbą. Popełnić harakiri.
                Jednak jedyne co mógł zrobić w tym momencie młodszy, to stanie dalej w miejscu, udawanie posągu, kontemplowanie.
 - Jeon Jungkook, proszę pana – odpowiedział grzecznie.
 - Wiem, synu. Jak już mówiłem widziałem tą sesję z Vogue’a, widziałem też kilka innych. Ładny z ciebie dzieciak. Muszę przyznać, że widziałem wiele ładnych dzieciaków, ale żaden nie miał takich oczu jak ty… - po chwili wahania dodał – Intrygujące.
                Jungkook był posągiem, jednak gdy Min Yoongi komplementuje, nikt nie może uniknąć topnienia pod wpływem tych słów, nawet jeśli jest się z marmuru. Chłopak czuł topnienie, jego temperatura i ciśnienie podskoczyły, a serce waliło jak młot w piersi. Czym może być niebo? Czym jeśli nie tym momentem?
                Jungkook pragnął oddać hołd swemu idolowi, chciał uwznioślić ten moment, to drobne spotkanie, jednak jedyne co zrobił jako zwykły śmiertelnik pozujący do szmatławców, to wydukanie podziękowania i dodanie jeszcze kilku gwoździ do trumny w postaci słów :
 - Jestem wielkim fanem pana muzyki, naprawdę świetna robota.
                I gdy Jungkook myślał, że Min Yoongi bez słowa na zawsze zostawi go po tym upokarzającym wyznaniu na poziomie gimnazjalisty, zostało mu coś wciśnięte w rękę, a mistrz oddalił się, rzucając na odchodnym:
 - Wpadnij na moje przyjęcie w ten weekend, na pewno ci się spodoba, moje znajome będą piszczeć z zachwytu.
                Po tych słowach mityczny onyksowy cień zniknął za ścianą, a Jungkook stał w miejscu, z przejęciem ściskając w ręku prostokątny kartonik z adresem. Przepustkę do świata marzeń. Marzeń, które popchnęły go do wyjazdu.

piątek, 7 kwietnia 2017

Trójkątna Ziemia


Jungkook spotyka Yoongiego przypadkiem, a przynajmniej tak mu się wydaje. Od teraz jego życie się zmieni i choć on tego chce, to nie wie, że stoi na wierzchołku Trójkątnej Ziemi, a to niebezpieczne.