piątek, 7 lutego 2014

Mroźny powiew pt 1

Od autorki: Oto pierwsza część tego opo, jest dosyć krótkie, ale całkiem mi się podoba, mam nadzieję, że wam też się spodoba. ;> Kocham was i proszę o komentarze. <3


Usiadłem przy stole w jadalni i przymykając oczy, odetchnąłem. Byłem bardzo zmęczony. Kocham moich przyjaciół i są dla mnie bardzo ważni, nie są jedynie przyjaciółmi, ale też rodziną. Sęk w tym, że oni są wykańczający, więc mimo że byłem niepocieszony tym, że zostałem sam, to trochę się cieszyłem z tego, że w końcu zapadła cisza. Napawałem się tą chwilą. W końcu poskromienie dziesiątki ludzi nie jest łatwe. Następnym razem idziemy do Suho, nie mam zamiaru znowu chować swoich ciastek przed Chanyeolem i godzić Sehuna oraz Kaia, namawiając ich przy okazji, by nie rzucali w siebie zabytkowymi wazonami mojej mamy. To naprawdę potrafi stać się uciążliwe, zwłaszcza, że reszta (może prócz Suho) wcale nie pomaga.
Relaksowałem się więc w najlepsze, jednak przerwał mi głuchy łoskot dochodzący z tarasu. Podskoczyłem na swoim krześle przestraszony i spojrzałem w przeszklone drzwi. Nasz dom stał tuż obok lasu, więc nie raz spotykałem na naszym podwórku zbłąkane dzikie zwierzęta. Jednak to nie mogła być wiewiórka albo zając, to zdecydowanie było o wiele większe, na to wskazywał potężny huk. Możliwe, że coś po prostu spadło, na przykład ta wielka doniczka, ale jestem niestety typem osoby, która pesymistycznie zakłada zawsze te gorsze dla mnie sytuacje. To mógł być wilk albo nawet niedźwiedź. Brr. Wolałem nie spotykać takich zwierząt.
Mimo ogromnego strachu dzielnie wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi tarasowych, by zerknąć przez nie na zewnątrz i rozeznać się w sytuacji. Czemu muszę być akurat teraz całkiem sam, zdany jedynie na siebie? Przecież wiadome jest to, że jeśli to będzie rzeczywiście jakieś dzikie zwierzę, to nie mam najmniejszych szans na wyjście z tej sytuacji bez szwanku, nie z moim niskim wzrostem, nawet siła moich mięśni, które wyrobiłem podczas tańca z Kaiem i Sehunem, nic mi nie da.
Spojrzałem w cichą i głuchą przestrzeń za szybą, ale nie zauważyłem niczego podejrzanego. Co prawda nie widziałem znacznej części tarasu, więc nie mogłem być tak do końca pewien. Spojrzałem z przestrachem w gąszcz naprzeciw mnie, jednak nie potrafiłem dostrzec nic prócz ciemności.
Pomału otworzyłem drzwi i wychyliłem się, by zerknąć w bok. Wtedy właśnie ujrzałem ciemny, poruszający się z wolna kształt w kącie tarasu, tuż obok bujanego krzesła, na którym w rzadkich wolnych chwilach siadywał mój ojciec. Przestraszyłem się i znów wszedłem do środka, zatrzaskując za sobą szybko drzwi. Byłem przerażony. Coś tam jest i ja niekoniecznie chcę wiedzieć co.
Chciałem zadzwonić od razu na policję albo uciec stąd czym prędzej, ale wtedy rzuciło mi się coś w oczy. To była ciemna smuga na drewnianych deskach, która w blasku księżyca połyskiwała czerwonawo. Zamrugałem kilkukrotnie, by upewnić się, że to prawda. Krew. Czy to zwierzę jest ranne? Trzeba mu pomóc. Odezwało się we mnie w tamtej chwili moje nadzwyczaj miękkie serce. Nie mogę porzucić potrzebującego zranionego, może nawet umierającego zwierzęcia. Nieludzkie. Jestem osobą pesymistyczną, lecz również posiadającą syndrom miłosiernego samarytanina i kiedy ktoś potrzebuje pomocy, a ja nie mogę nic zrobić, czuję się naprawdę podle.
Lekkomyślnie wyszedłem znów na taras. Od razu owionął mnie mroźny wiatr, a ja byłem cienko ubrany, więc zacząłem drżeć. Trochę z zimna, trochę ze strachu. Spojrzałem znowu w to samo miejsce, lecz zwierzę się nie poruszyło. Nie byłem pewien co to może być, ale było dość duże. Zostawiłem otwarte drzwi, by mieć drogę ucieczki. Coś jednak zapamiętałem z przydługiego wykładu mojego taty na temat bezpieczeństwa w postępowaniu z dzikimi zwierzętami.
Nie zauważyłem, by to coś się poruszyło, więc już trochę pewniej postąpiłem do przodu. Kiedy znalazłem się na kilka kroków od niezidentyfikowanego kształtu obok fotela ojca, rozpoznałem czym jest owo coś. Moje bezbrzeżne zdziwienie wymieszało się z napływającymi coraz to większymi falami przerażenia.
To nie było zwierzę. To człowiek.
Nagi człowiek, który nie poruszał się i ściskał obiema rękoma swój brzuch, a z pomiędzy jego palców lała się ciemna krew, która tylko dzięki domysłom mogła być rozpoznana w tym mroku.
Z początku odskoczyłem, nie do końca wiedząc, co w tej sytuacji mam zrobić. Jednak już po chwili przypomniały mi się te wszystkie słowa rodziców i nauczycieli, które pouczały, co uczynić, gdy znajdziemy osobę ranną.
Szybko wbiegłem do domu i chwyciłem za telefon, wykręcając numer na pogotowie.
* * *
 - Przepraszam – zaczepiłem pielęgniarkę, która wychodziła z sali, w której leżał nieznajomy znaleziony przeze mnie na werandzie.
Kobieta w białym fartuchu odwróciła się do mnie i spojrzała na mnie pytająco.
 - Czy mogę wejść i z nim porozmawiać? – spytałem.
Pielęgniarka, której platynowa plakietka głosiła, że nazywa się Sung Sang Rim, zmierzyła mnie nieprzyjemnym wzrokiem i podeszła do mnie.
 -Czy jesteś kimś z rodziny?  - spytała niezbyt uprzejmie.
Pokręciłem głową.
 - Więc nie możesz wejść, poza tym nie ma teraz pory odwiedzin, a pacjent lada chwila zostanie przewieziony na prześwietlenie – oznajmiła gładko – Coś jeszcze? – zadała pytanie poirytowana.
 - Ja… ja go znalazłem na swojej werandzie i nic o nim nie wiem, więc sądziłem… - nie dokończyłem, ponieważ kobieta ucięła tą rozmowę szybko.
 - To niczego nie zmienia, proszę czekać, jeśli pan tak bardzo chce się czegoś więcej dowiedzieć, a teraz przepraszam, ale mam huk roboty z innymi pacjentami – rzekła i odwróciła się na pięcie, odchodząc.
Co za wredna… Yhm. Nieważne, pokręciłem głową i usiadłem na krześle.
Kim jest ten nieznajomy? Lekarz, który tu był jakieś pół godziny temu powiedział mi, ze chłopak się obudził, więc mógłbym z nim porozmawiać, a on wyjaśniłby mi skąd się wziął na moim tarasie. Było grubo po północy, a nadal tkwiłem w tym szpitalu. Przecież nie mogę tu siedzieć przez całą wieczność.
Właściwie to nikogo w tej chwili nie było w środku oprócz tego chłopaka. Kusiło mnie, by po prostu tam wejść, ale przecież ta pielęgniarka ostro mi zabroniła odwiedzin. To nie w moim stylu, by łamać zasady.
„Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” – mawiał mój przyjaciel Chen. Co prawda on mówił to w sytuacjach zgoła odmiennych, na przykład kiedy oblizywał łyżeczkę Suho w kawiarni, kiedy starszy się odwracał. Jednak czy to przysłowie nie pasuje do tej sytuacji? Jeśli pielęgniarka tego nie widzi, to przecież się nie dowie, bo jej tu nie ma.
Wstałem i stanąłem przy drzwiach, rozglądając się po korytarzu. Kiedy nie zauważyłem nikogo prócz pacjentów i oczekujących takich jak ja, wśliznąłem się do środka.
Na łóżku siedział ten chłopak. Kiedy tylko wszedłem spojrzał na mnie i przeszył wzrokiem. Poczułem się co najmniej dziwnie, jednak zacisnąłem pięści i uśmiechnąłem się ciepło.
W świetle wyglądał inaczej, z pewnością przystojniej. Miał blond włosy i pociągłą twarz, jego oczy były trochę przerażające i jarzyły się niemal na żółto. Był też wysoki, dużo wyższy niż ja, no i trochę umięśniony, ubrany w szpitalną, prowizoryczną piżamę. Był strasznie atrakcyjny, a ja na swoje nieszczęście jestem gejem. Co za niefart.
 - Kim jesteś? – warknął swoim dosyć niskim głosem.
Zmieszałem przez to i spojrzałem na swoje stopy.
 - Jestem… Ekhm – mój głos odmawiał mi posłuszeństwa – Jestem L-Lay – zająknąłem się.
 Uniósł brwi, dając mi znak, bym jakoś to rozwinął.
 - To ja… cię znalazłem i… na swoim tarasie – oznajmiłem kulawo.
 - Ach – odetchnął i wyraz jego twarzy się zmienił – To ty mi pomogłeś? – spytał mnie milszym już tonem.
 - Tak – burknąłem cicho.
 - Dziękuję i przepraszam za kłopot – powiedział – Właściwie to… - zaczął, spoglądając na mnie niepewnie – Wiem, że i tak się już naprzykrzyłem i zrozumiem, jeśli odmówisz, ale potrzebuję pomocy jeszcze raz.
Spojrzałem na niego zdziwiony i oczywiście odezwało się we mnie poczucie, że muszę pomóc. To był jedynie po części mój kompleks pomagania, ta druga cześć to całkiem egoistyczna pobudka. Ten chłopak niesamowicie mnie pociągał, tak jak nikt wcześniej. Właściwie to jeszcze nigdy się w nikim nie zauroczyłem i bardzo zazdrościłem Luhanowi i Xiuminowi, gdy dwa lata temu zaczęli ze sobą chodzić. Sam chciałem się w kimś zakochać i znalazłem potencjalną ofiarę.
 - Nie, nie ma sprawy. Jasne, że ci pomogę – zapewniłem i machnąłem ręką – Tylko w czym? – spytałem już poważniej.
 - Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale ja muszę stąd uciekać. Po prostu nie może dojść do prześwietlenia, rozumiesz? – zapytał, a ja pokręciłem głową zdezorientowany – Chodzi o to… Eh, to nie jest odpowiednie miejsce na tego typu rozmowy, możesz mnie przez to wziąć za wariata. Obiecuję, że ci wszystko wytłumaczę, tylko błagam, pomóż mi w wydostaniu się stąd –powiedział trochę nieskładnie.
Nie wiedziałem, czemu pomogłem mu w zrealizowaniu tego planu, ale czułem, że postępuję dobrze. Nie robiłem czegoś wbrew sobie, wręcz przeciwnie. Czułem nieznany dreszczyk emocji, spowodowany robieniem czegoś zakazanego. To nie jest mój styl, ale coś w tym chłopaku mnie przekonywało, bym to zrobił.
 - Czekaj – powiedział – Jest jeszcze coś, ja… nie mogę wyjść tak na ten mróz i zmarznąć, bo… no mniejsza z tym, nie mogę – powiedział, a ja zmierzyłem go zdziwiony.
 -Ok, więc… - rozejrzałem się po gołych ścianach i nie za bardzo wiedziałem, co mam zrobić.
Zdjąłem kurtkę i podsunąłem mu ją.
 - Załóż to. Moje auto stoi tuż obok wejścia, pójdę je zagrzać i wrócę za chwilę – powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi.
 - Czekaj – jego dłoń owinęła się wokół mojego nadgarstka, przeszły mnie dreszcze, wywołane jego dotykiem.
Spojrzał na mnie spanikowany.
 - Nie martw się, wrócę – powiedziałem pewnie – W końcu są tu moje rzeczy – zażartowałem, a on spojrzał na mnie jeszcze przeciągle i mnie puścił – Po prostu mi zaufaj – rzekłem i wyszedłem.
* * *
Siedzieliśmy naprzeciw siebie na moim łóżku i patrzyliśmy na siebie niepewnie. Skubałem rąbek swojej bluzki, nie wiedziałem, co właściwie mógłbym powiedzieć. Nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej sytuacji. Siedział przede mną boski facet, którego ciało i twarz krzyczały „przeleć mnie!”, a ja milczałem jak zaklęty.
 - Więc… - zacząłem w końcu, przerywając tą nieznośną ciszę – Miałeś mi powiedzieć… to znaczy… wytłumaczyć… o co chodzi… z tym… wszystkim – jąkałem się.
 - Nie wiem, czy mnie przez to nie weźmiesz za wariata, ale ja… - zawiesił głos, a mnie zżerała ciekawość co powie, spodziewałem się wielu rzeczy, ale nie tego – … jestem wilkołakiem – powiedział, a ja uniosłem brwi w górę i parsknąłem śmiechem.
 - Serio? – spytałem rozbawiony.
 - Wiem, że to brzmi dość… dziwnie. Jednak nie kłamię. Lay, jestem wilkołakiem. Zamieniam się w wilka. Jest wiele takich osób jak ja, które przybierają postać wilka w każdą zimę. Całe watahy wilkołaków żyją w tych lasach. Jest to dość…  - pokręcił głową – Kiedy robi się zimno, wilkołaki czują zew i zmieniają się w wilki na całą zimę, a wraz z nadejściem wiosny i ciepła, znów stają się ludźmi. Ujemne temperatury tak na nas działają. Jednak z każdą przemianą to się wydłuża, co roku coraz dłużej jesteśmy wilkami, aż w końcu nie przemieniamy się z powrotem w ludzi i jesteśmy wilkami póki nie umrzemy. U każdego to wygląda inaczej, trwa dłużej lub krócej, nim w końcu zostanie się wilkiem na zawsze. Ja tego roku miałem się już nie przemienić – jego ton w tym momencie był przepełniony goryczą -  Jednak dziś postrzelił mnie myśliwy i nie wiem dlaczego przemieniłem się znów w człowieka. Doczołgałem się jakoś do twojego domu. Dziękuję za pomoc, ale to swoją drogą. Nie mogłem zostać w szpitalu, bo kiedy tylko zrobiliby mi prześwietlenie dowiedzieliby się, że nie jestem człowiekiem. Mój układ kostny jest zgoła inny, może nie jakoś radykalnie, ale mimo wszystko są pewne anomalie. Wiem, jak to brzmi, ale spróbuj mi uwierzyć – zakończył.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Czy on sobie ze mnie żartuje? Czy to jakiś kawał moich znajomych? Co to ma być? Jeśli to sprawka Kaia i Sehuna to ich uduszę. Nie wierze mu, ale jednocześnie to brzmi sensownie.
 - Masz jakieś dowody? Możesz to jakoś… zaprezentować? To że jesteś wilkiem – spytałem sceptycznie.
 - Emm…  - zastanowił się  - Tak, ja…posiadam nadludzką siłę i mogę ci to pokazać. Czy wtedy mi uwierzysz? – spytał.
 - Jak właściwie masz na imię? – spytałem, olewając jego pytanie.
 - Kris – powiedział, a ja skinąłem głową.
 - Kris… - rozejrzałem się za czymś ciężkim – Podnieś to łóżko jedną ręką – oznajmiłem i wstałem, stając obok biurka i czekając, aż to zrobi.
 - Ok – powiedział i wstał.
Nachylił się i złapał za ramę mojego łóżka, po czym podniósł je z taką lekkością, że zachłysnąłem się powietrzem. Spojrzał na mnie cwaniacko i uśmiechnął się. Niemożliwe, to łóżko jest… rama jest dębowa i… jest strasznie ciężkie. Co to za sztuczki?
 - A jednym palcem? – rzuciłem zszokowany, nadal niedowierzając.
Kris od razu spełnił moją prośbę i ustawił łóżko na jednym palcu. Potrzymał je chwilę, a kiedy zauważył, że nie mrugam, położył je z powrotem.
 - A… a… a biurko? Jest strasznie ciężkie – powiedziałem, a on podszedł do biurka i podniósł je, jakby nic nie ważyło.
 - Co tu się, do cholery, dzieje? - spytałem i podbiegłem do biurka, próbując je podnieść, jednak nadaremnie.
Spojrzałem na niego, a on jedynie stał i uśmiechał się.
 - Mogę podnieść, co tylko zechcesz – zapewnił – Oczywiście w granicach rozsądku – dodał dla ścisłości.
 Oparłem się plecami o ścianę i wgapiłem w niego.
 - O, mój Boże – wyszeptałem na skraju wytrzymałości.
 - Czy mogę tu dziś zostać? – spytał.
 Zerwałem się na równe nogi i złapałem jego dłoń, nie kontrolując swoich odruchów.
 - Możesz zostać, ile chcesz – zapewniłem, a on spojrzał na mnie zdziwiony, zaraz przenosząc wzrok na nasze złączone dłonie.
Spłoszyłem się i puściłem jego rękę pospiesznie.
 - P-Przepraszam- bąknąłem.
 - Nic się nie stało – uśmiechnął się ciepło, a moje serce załomotało, wyrywając się z piersi – Masz bardzo delikatne dłonie – skomplementował mnie, a ja omal nie zemdlałem z nadmiaru wrażeń.
Oficjalnie zabujałem się w Krisie. Nic już tego nie powstrzyma.
Kris skrzywił się i złapał za przedramię. Spojrzałem na niego z niepokojem.
 - Co jest? – spytałem.
 - Mam chyba złamaną rękę – rzekł, a ja jęknąłem przerażony.
- Naprawdę? Musimy to opatrzyć, wsadzić w gips – powiedziałem przejęty.
 - Nie mogę wrócić do szpitala – warknął od razu zły.
 - A kto mówi o szpitalu – żachnąłem się, przez co Kris trochę się zawstydził, że na mnie naskoczył – Mam przyjaciela, który studiuje medycynę – powiedziałem, a on uniósł brew.
* * *

Luhan usiadł na kanapie w salonie i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Spłoszyłem się przez to trochę i zarumieniły mi się policzki. Starszy nadal wbijał we mnie pełen wyrzutów wzrok. Nie mogłem wytrzymać tego, bo Luhan nieczęsto robi coś takiego.
 - Czemu tak na mnie patrzysz? – spytałem trochę przestraszony.
 - Kim on jest? – chyba nie zamierzał odpowiedzieć mi na pytanie.
Kiedy Kris mi powiedział, że chyba ma złamaną rękę, od razu pomyślałem o Luhanie. W końcu studiował medycynę i chyba potrafił już założyć gips lub nastawić kość. Oczywiście lepiej by było, gdybyśmy pojechali do szpitala, ale to było wykluczone, bo przed chwilą z niego uciekliśmy, by ochronić Krisa przed poznaniem prawdy przez lekarzy. Zadzwoniłem do przyjaciela, a ten zjawił się natychmiast zaalarmowany. Myślał, że to mi coś się stało, a nie mogę ukrywać, że w naszej paczce jestem najgorszą fajtłapą, gorszą od Tao i Chena. Wytłumaczyłem mu całą sytuację, z początku pomijając fakt wilkołactwa. Luhan opatrzył go i stwierdził, że coś mu nie pasuje w tym chłopaku. Wyznałem mu, że Kris jest wilkołakiem, a kiedy ten, podobnie jak ja wcześniej, nie chciał uwierzyć, nowo poznany zrobił pokaz swoich nadludzkich sił.
 - Co to ma być, Lay? – zadał kolejne pytanie, podczas gdy ja jedynie milczałem – Skąd ty go wytrzasnąłeś? To jest… niesamowite i przerażające – powiedział zszokowany – Myślałem, że wilkołaki żyją jedynie w głowach ludzi z zza dużą wyobraźnią, a on… To podważa wszelkie prawa natury albo wręcz odwrotnie i jest jej esencją, której my nie potrafimy pojąć. Och, co to za sytuacja…  - westchnął i poczochrał swoje blond włosy  - Czuję się, jakbym śnił – wyznał.
 - Odczuwam to podobnie – zapewniłem.
 - Zamierzasz go zostawić  w tym domu? – spytał zaniepokojony.
Potarłem kark, czując się niezręcznie.
 - Tak. Przecież on nie może wyjść na ten mróz, bo zamieni się znowu w wilka. Powiedział, że to był jego ostatni rok, że nie stanie się z powrotem człowiekiem, ale ten postrzał odmienił jego los. To szansa, nie sądzisz? – spojrzałem mu w oczy z nadzieją, że to zrozumie.
 -  Czy on ci się podoba, Lay? – spytał Luhan delikatnie, by mnie zbytnio nie zawstydzić.
 - Nie – zaprzeczyłem od razu – No co ty… Oszalałeś? – udawałem chyba mało przekonująco.
 - Zakochanie się w nim to czyste szaleństwo – oznajmił mój przyjaciel i oparł się plecami o dużą poduszkę.
 - Przecież nie zakochałem się w nim – powiedziałem.
 - Lay – rzekł poważnie – Ja wiem, że jeszcze nigdy ci się nikt nie podobał i jesteś niedoświadczony, ale Kris to nie jest bezpieczny obiekt westchnień. W każdej chwili on może zniknąć na zawsze, pozostawi ci tylko tęsknotę – wyjaśnił spokojnie, jakby mówił do dziecka.
To mnie irytowało. Zawsze to robili. Nie jestem dzieckiem, mam prawo jazdy i dowód osobisty, chodzę na studia, mogę pić alkohol. Jestem starszy od niektórych moich przyjaciół, ale nawet oni mówią do mnie, jakbym był w przedszkolu. Jestem miły, prostoduszny i niezdarny, może nawet nieco uroczy i mało męski, ale przecież to nie zmienia daty urodzenia w mojej metryce. Wiem czego chcę, jestem dorosły.
 - Luhan – zacząłem twardo, a on spojrzał na mnie zatroskany – Wiesz, że jestem tylko rok młodszy i naprawdę jestem już na tyle dorosły, by wiedzieć z czym się wiąże związek z nim. Zresztą o czym my mówimy, on nawet by się mną nie zainteresował, pewnie woli dziewczyny. Poza tym nie oszukujmy się nie jestem interesującą osobą. Jestem zbyt przeciętny, by ktoś jego pokroju zainteresował się mną. Ciepła klucha ze mnie – westchnąłem.
Luhan uśmiechnął się ironicznie, co nie pasuje do niego, bo jest niesamowicie miłym człowiekiem, zawsze gotowym pomóc. Ostatnio jednak zauważyłem, że zrobił się zgorzkniały. Chyba nie układa mu się z Xiuminem, kłócą się sporo, nie są już taką cukierkową parą jak wcześniej. Nie wiem jednak, co jest tego powodem.
 - Lay, chyba pora, by uświadomić cię – powiedział  - Jesteś nadzwyczaj niewinnym i uroczym facetem o ładnym wyglądzie i nie zauważasz wielu rzeczy. Razem z resztą rozmawiałem nawet o tym ostatnio i doszliśmy do wniosku, że ty naprawdę tego nie widzisz. Naprawdę wiele dziewczyn, a nawet kilku chłopaków, uważa cię za przystojnego i gdyby ci wszyscy ludzie mogliby z tobą spędzić trochę czasu, to zapewniam, że zabiliby, aby tylko móc to zrobić. Nie jeden raz widziałem, jak ktoś patrzy ci się na tyłek albo wgapia się w ciebie, ale ty to ignorujesz. Ostatnio moja znajoma powiedziała, że strasznie chciała z tobą spędzić trochę czasu, bo jesteś uroczy, ale nie ma jak to ciebie podejść, bo ty trzymasz się tylko z nami. Kiedy zapytałem się, co w tobie jej się podoba, to porównała cię do anioła, którego ma ochotę zbrukać – zaśmiał się przy tym, a ja wpatrywałem się w niego, nie dowierzając – To słodkie i przerażające w jednej chwili. Tak więc Lay, masz ogromne powodzenie, ale tego nie zauważasz.
 - To co powiedziałeś to nieprawda – zaprzeczyłem od razu.
 - Lay, zapewniam cię… - jednak ja mu przerwałem.
 - Nie, na pewno nie – naburmuszyłem się, zapominając, żeby nie być dziecinnym.
 - Co najmniej połowa naszej paczki  chciałaby spędzić z tobą choć jedną noc – rzucił, a mnie zatkało.
 - To znaczy… p-przespać się ze mną? – spytałem zszokowany.
Posłał mi mały uśmieszek.
 - A-ale kto?
 - Wiesz nie zdziwiłem się wyznaniem tej zboczonej trójki, Kaia, Sehuna i Chena, Tao mnie trochę zaintrygował, ale Suho… To mnie wbiło w podłogę – przyznał.
 - S-Suho hyung? – spytałem – Dlatego Kai i Sehun pakują mi się pod prysznic, kiedy do mnie przychodzą rano? Czuję się co najmniej zgwałcony – zapewniłem.
 - W każdym razie, pamiętaj, by nie ufać za bardzo Krisowi, bo to typ chłopaka, z którym nic nie jest pewne. Możesz to boleśnie odczuć, jeśli się przywiążesz.

1 komentarz:

  1. O ja, jak ciekawie się zaczyna.
    Na początku nie pomyślałam o tym, że to zwierzę okaże się człowiekiem, więc tu mnie lekko zaskoczyłaś xD
    Na momentach "To nie mój styl" miałam w głowie Kris'a i jego "Chicken is not my style" XDDD
    Oj z tego coś wyniknie i bynajmniej nic dobrego, tak myślę~
    Nie mogę się doczekać dalszych części :D

    OdpowiedzUsuń