niedziela, 26 stycznia 2014

Człowiek, który mnie zabił part 2. Boleśnie chciałem być niewinny

Od autorki: Druga część rocznicowego one-shota. Przepraszam, że nic nie dodawałam, miałam bardzo nerwowy czas. Kocham was i proszę o komentarze. <3


Moje pierwsze pół roku na studiach było okropne. Nie potrafiłem się przystosować do nowego miejsca. Cały czas miałem w myślach Himchana. Bałem się, że się od niego nigdy nie uwolnię i rozpaczałem, że muszę z nim mieszkać, wyczekiwałem wyjazdu, nawet na tym etapie, kiedy uprawialiśmy seks codziennie, a teraz kiedy zyskałem wolność, moje uczucia momentalnie się zmieniły i zacząłem tęsknić. To jak bardzo byłem niezdecydowany, było prawdą, która mnie załamywała.
Pragnąłem odpoczynku.
W nocy nie mogłem spać, zazwyczaj usilnie próbowałem odgonić myśli o nim, ale prawie zawsze mi się nie udawało. Wtedy płakałem tak długo, aż zaczęło brakować mi łez, a zmęczenie szlochem usypiało mnie. Przez to byłem wiecznie niewyspany.
Dużo się uczyłem, by zapomnieć o zmartwieniach. Ta taktyka się nie sprawdziła. Nie potrafiłem też zgromadzić wokół siebie znajomych na dłużej niż kilka tygodni. Rozmowy z innymi mnie zwyczajnie nudziły. Próbowałem nie wyjść na sztywnego gbura, ale nie zawsze mi wychodziło.
Przez stres zacząłem palić. Matka nigdy nie pochwalała palenia papierosów jednak mnie to uspakajało, poza tym wypalałem góra cztery fajki dziennie, co nie było jakąś kosmiczną ilością. Były nawet dni, kiedy w ogóle tego nie robiłem.
Jestem jednak pewien, że nie było dnia bez masturbacji. Za każdym razem, kiedy to robiłem, wyobrażałem sobie Himchana. Przez ten prawie rok kiedy uprawialiśmy seks regularnie, mężczyzna nauczył mnie wielu rzeczy w tym zakresie. Mogłem śmiało powiedzieć, że wypróbowaliśmy ze sto pozycji i miejsc dogodnych to seksu. Zrobiliśmy to w każdym zakątku naszego domu, nawet w windzie. Himchan był niezaprzeczalnie osobą, która zabrała moją niewinność.
Wszystko to, cała ta złość, smutek, tęsknota, miała wyparować wraz z pojawieniem się niejakiego Bang Yongguka, który posiadał zniewalająco seksowny głos.
* * *
Był okres w moim studenckim życiu, kiedy zacząłem regularnie chodzić na imprezy. Dość miałem samotnych wieczorów przepłakanych w poduszkę. Postanowiłem, że poznam jakichś ludzi, sądziłem, że mi to pomoże.
To nie wniosło do mojego życia nic prócz za dużej ilości alkoholu we krwi każdego dnia i paru przypadkowych chłopaków, którzy albo lubili chłopców, albo eksperymentowali. To nie był chlubny czas i wolałem nie chwalić się tym, co wtedy robiłem.
Skończyłbym źle. Przestałem się uczyć, a sesje były coraz bliżej. Zaznajomiłem się z jakimiś podejrzanymi typami, nie raz brałem jakieś dziwne pigułki, po których miałem halucynacje albo chodziłem podniecony przez następnych kilka dni, obciągałem facetom w publicznych toaletach, upijałem się do nieprzytomności, zdzierałem łokcie, wracając do akademika chwiejnym krokiem.
To jednak wcale nie koniec dziwnych sytuacji w moim życiu. Tym razem jednak miało mnie spotkać coś pięknego. Los w końcu się do mnie uśmiechnął.
* * *
Usiadłem na miękkim krześle w kawiarni, która stała niedaleko mojej uczelni. Zamówiłem mocną kawę i oparłem głowę na dłoni, wpatrując się w okno. Byłem wykończony, wczoraj mój znajomy zaprosił mnie na domówkę i wypiłem za dużo, w pewnym momencie urwał mi się film, obudziłem się w jakimś nieznanym miejscu z obcym mężczyzną. To jak się teraz czułem było okropne. Miałem strasznego kaca, bolało mnie całe ciało, ale najbardziej tyłek, widać mój przypadkowy partner nie należał do delikatnych, a może sam prosiłem go, by zrobił to na ostro, czasem robię takie rzeczy.
Wtedy dosiadł się do mnie przystojny mężczyzna. Miał brązowe włosy, ułożone w artystyczny nieład, głębokie i ciepłe oczy oraz szeroki uśmiech. Wyglądał na miłego.
 - Czemu jesteś smutny? – zapytał.
Zamarłem. Jego głos brzmiał, jakby wydobywał się z najgłębszych czeluści jego ciała. Był tak niski i podniecający, że od razu pomyślałem o tym, jak brzmiałby w trakcie szczytowania. Wymazałem tę myśl najszybciej, jak się dało. Nie byłem desperatem, który rzuca się na wszystko, co się rusza. Widziałem wyraźną granicę pomiędzy mną a tym nieznajomym. Pewnie nawet nie był gejem. Jednak jego głos i troska o mnie, nieznaną mu kompletnie osobę, wyzwoliła we mnie od nowa dziecko. Starałem się skrywać moje zagubienie, jednak kiedy tylko na niego spojrzałem, poczułem, że liczyć na zbawienie może nawet największy grzesznik.
* * *
Nie od razu zrezygnowałem z mojego imprezowego  trybu życia, ale wraz z rozwojem mojej znajomości z Bangiem zacząłem wykręcać się od tego typu rozrywek, na rzecz spędzania czasu z nim.
Na początku spotykaliśmy się tylko w tej kawiarni. Przy naszym pierwszym spotkaniu nie powiedziałem mu, że nie jestem smutny, tylko mam kaca. Czułem, że powinienem to zachować dla siebie.
Przy Bangu starałem się być słodki, postrzegał mnie jako niewinnego chłopaczka z innego miasta, który jest zagubiony i nie posiada za wielu przyjaciół. Traktował mnie, jakbym był jego młodszym bratem. Na początku to było miłe, później stawało się męczące, ponieważ zacząłem go okropnie pragnąć, jednak jeśli uważał mnie za dziecko, nie mogłem mu powiedzieć, żeby mnie przeleciał.
Zaczęliśmy się umawiać w innych miejscach niż kawiarnia obok uczelni. Chodziliśmy do pizzerii, kręgielni, parku, kina, czasem do mojego pokoju w akademiku.
Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim, oczywiście prócz mojej przeszłości. Bang był dokładnie w wieku Himchana, nawet urodziny mieli w podobnym czasie, jego głos był tak seksownie niski,  głos Himchana też był niski, obaj byli również ode mnie niżsi. Wiele łączyło Banga z Himchanem, ale starałem się o tym nie myśleć.
 Bang był inny, całkiem, jego charakter był kryształowy. Miły, przynajmniej dla mnie, był ambitny, pracował i dorywczo komponował, rapował na undergroundowej scenie. Bang był honorowy, często się bił, czasem nawet o mnie. Kiedyś jakiś koleś nazwał mnie dziwką, może znał moje wcześniejsze wcielenie, jeszcze parę miesięcy temu, rzeczywiście obciągałem byle komu. Bang wkurzył się na niego i dość mocno mu przywalił, chyba złamał tamtemu nos, w każdym razie polała się krew. To było naprawdę słodkie, nie pytał czemu ten gość mnie tak nazwał, z góry zakładał, że to na pewno jakiś pijany ryzykant, który szuka zaczepki i wyzywa takich słodkich ludzi jak ja.
Przy nim czułem się swobodnie. Może z początku zakładałem maskę niewinnego, ale z czasem po prostu zacząłem odcinać się od przeszłości i być naprawdę niewinnym nastolatkiem. Często udawałem, że nie rozumiem pewnych spraw, ale wszystko to robiłem dla Banga, by być blisko niego.
Był moim opiekunem, dawał poczucie bezpieczeństwa. Zawsze mnie bronił, rozmawiał i nie oczekiwał nic w zamian. Był najwspanialszym, co mnie dotychczas spotkało.
* * *
Bang był moim najlepszym przyjacielem. Wszystko zmieniło się, wcale nie na gorsze, kiedy zaprosił mnie pierwszy raz do mieszkania. To był prawie rok od momentu, w którym się poznaliśmy.
Usiadłem na jego kanapie, a on postawił na stoliku przed nami dwie szklanki soku. Podziękowałem i uśmiechnąłem się do niego, odwzajemnił gest, moje serce się roztopiło na ten wspaniały widok. Zaczęliśmy rozmawiać o jakichś bzdetach. Jednak mimo usilnych starań, nie potrafiłem się skupić. Przebywanie z nim sam na sam w jego mieszkaniu, było dla mnie, niemalże rocznego abstynenta od seksu, niezwykle pobudzające. Każdy nasz dotyk , który jeszcze wczoraj nie budził we mnie żadnych emocji, teraz sprawiał, że dostawałem gęsiej skórki. W końcu nie wytrzymałem.
 - Bang? –spytałem, a on przerwał swój wywód na temat ostatniej bitwy na rap, jaką stoczył.
 - Tak? – odparł i dokładnie mi się przyjrzał.
Spuściłem wzrok, stawałem się przy nim okropnie wstydliwy, naprawdę byłem jak małe dziecko.
-Nie powiedziałem ci  o czymś – powiedziałem, a on drgnął zaniepokojony.
Postanowiłem, że to już czas, by go uświadomić, chociaż odrobinę.
 - Co się stało? – zaniepokoił się wyraźnie i zmarszczył brwi – Ktoś ci coś zrobił? – spytał.
 - Nie  - wetchnąłem i zabrałem się w sobie – Chcę, byś to ty coś zrobił… - przerwałem trochę niezręcznie, splatając palce.
 - Co takiego mam zrobić?  - zdziwił się.
 - Pocałować mnie – wyszeptałem, unosząc głowę i patrząc mu w oczy.
 - Co? – wydawał się być zszokowany.
 - Prosiłem byś… mnie pocałował – powtórzyłem.
 - Ciebie?... Ja? – spytał, a ja skinąłem głową.
Myślałem, że mnie uderzy albo wyrzuci, zwyzywa, ale on zrobił coś zupełnie odwrotnego. Nachylił się i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
* * *
Tak właśnie zaczął się nasz związek, może niezbyt porywająco, ale podobało się, że to było spokojne i stonowane. Kochałem Banga, a on mnie. Niczego innego nie chciałem.
Wiele rzeczy toczyło się powolnie. Nasze uczucia były platoniczne, choć wyczuwałem, że obaj pragniemy namiętności i ostrzejszych wrażeń.
Poznałem, czym jest prawdziwy związek. Chodziliśmy na randki, karmiliśmy się, trzymaliśmy za ręce, nawet publicznie, nie musieliśmy się ukrywać, mogłem powiedzieć o nas znajomym, nie miałem wyrzutów sumienia, nigdy przez niego nie płakałem. Bang oglądał ze mną filmy, rozmawiał, wstawiał się za mną, bił gości po twarzach, jeśli się do mnie przystawiali, w zimne noce okrywał mnie dodatkowym kocem, przytulał i całował w czoło. Byłem po prostu jego chłopakiem.
Niewinne, niemal braterskie uczucie zmieniło się w moje dwudzieste pierwsze urodziny. Nadszedł czas zmian, stanęliśmy na krawędzi i czekaliśmy, aż któryś spadnie i pociągnie drugiego za sobą.
* * *
Po roku związku w końcu poczuliśmy, że jesteśmy gotowi na coś więcej.
Bang przypierał mnie do oparcia kanapy i całował namiętnie, jego ręce były dosłownie wszędzie, badając każdy skrawek mojego nagiego ciała, a ja wzdychałem głośno i rozpinałem pasek jego spodni.
Wszystko zaczęło się, gdy wpadłem do jego domu, cały przemoczony. Chciałem go odwiedzić, ale w drodze zaskoczyła mnie ulewa. Nienawidziłem burzy, miałem tak od dziecka, więc kiedy tylko usłyszałem głośny huk, wcześniej dostrzegając nagły błysk oświetlający korytarzyk pogrążony w mroku, skuliłem się przestraszony i zdjąłem kurtkę i buty, wbiegając do salonu. Bang spał, więc położyłem się obok i wtuliłem w niego. Widać tylko drzemał, bo jego oczy otworzyły się, kiedy pocałowałem go lekko w usta. Nie mogłem się powtrzymać, by nie objąć go mocniej i znów go nie pocałować, wyglądał rozkosznie z tymi zaspanymi oczami i włosami w nieładzie.
 - Junhong – mruknął zaspany, ale oddał pocałunek.
Wszystko skończyłoby się normalnie, gdyby przy zmianie pozycji, nie otarł się mocno o moje krocze. Jęknąłem zdziwiony, a on spojrzał na mnie zszokowany. Chyba po prostu nie wiedział, że potrafię tak reagować. Otarł się o mnie znów, a ja znowu jęknąłem. Później wszystko potoczyło się szybko, jedynie z jedną przerwą.
 - Bang… – wetchnąłem podniecony, kiedy włożył główkę swojego członka do mojej dziurki.
Zatrzymał się, a ja jęknąłem głośno, nie potrafiąc opanować emocji.
 - Muszę ci coś powiedzieć.
Skinął głową, jakby wiedział, co chce powiedzieć, lecz się mylił, co do mojej niewinności.
 - Pewnie myślisz, że to mój pierwszy raz- wyszeptałem zawstydzony.
 - A tak nie jest? – spytał.
 - Nie – powiedziałem – Nie jestem już niewinny. Od dawna – wyjaśniłem.
 - To nic, Junhongie – powiedział czule i pocałował mnie uspakajająco w czoło, po czym jednym ruchem wszedł we mnie do końca, krzyknąłem z bólu, wiedziałem, ze nie zrobił tego specjalnie, bo Bang nigdy nie sprawił mi bólu, bo Bang to nie jest Himchan i mogę czuć się przy nim bezpiecznie.
* * *
Jednak czy Bang powinien czuć się bezpiecznie przy mnie? Jestem kłamcą, Bóg mi nigdy nie wybaczy, nikt mi nie wybaczy, jeśli się dowie o wszystkim złym, co zrobiłem. Nikt prócz Himchana, bo to on pozbawił mnie zmysłu, który pomaga odróżniać dobro od zła. Wiedziałem, że tak naprawdę tylko on mnie zna. Bang mógł jedynie myśleć, że wie kim jestem, ale tak naprawdę nie mógł wiedzieć, bo sam tego nie wiedziałem.
Czasem powracały do mnie wspomnienia, a wtedy zaczynałem się bać. Dokładnie pamiętałem, jak wtulałem się w Himchana co noc, pamiętałem jego cynamonowy zapach i to jak smakował, zawsze tak samo - czarną kawą, pamiętałem strukturę jego smukłych dłoni, dokładnie pamiętałem jego niski głos tuż przy moim uchu, kiedy oznajmiał, że jestem uroczy. Nic się nie zmieniło, dalej był w mojej głowie.
Od kiedy wyjechałem na studia trzy lata temu nie byłem w domu ani razu. Matka na początku pisała, ale wkrótce nasz kontakt się urwał. Chciałem tego. Zapomnieć. Już prawie mi się udało. Byłem z Bangiem już dwa lata, dzięki niemu zapomniałem o przeszłości, zostawiłem ją za sobą. Wyzwoliłem w sobie dziecko, które chowało się w środku przez ten cały czas. Straciłem swoje ostatnie lata dzieciństwa, dojrzewania przez Himchana. Teraz znów próbowałem zawrócić czas.
Było tak pięknie, ale oczywiście w takich momentach zawsze coś się musi zepsuć. Chyba odrobiłem już swój limit szczęścia. Zawisły nad nami czarne chmury.
* * *
Telefon spadł mi na podłogę i rozbił się z hukiem. Spojrzałem w ścianę i upadłem na ziemię nieprzytomnie, patrząc w przestrzeń. Bang podbiegł do mnie, próbował coś ze mnie wydobyć. Nic nie słyszałem, widziałem tylko, jak jego wargi poruszają się, kiedy wymawiał pojedyncze słowa. Chciałem zemdleć, to byłoby łatwiejsze, ale życie nigdy nie jest łatwe. Możemy jedynie oczekiwać uproszczeń, łudzić się, że to w ogóle możliwe.
 - Co się stało, Junhong? - spytał chyba po raz dziesiąty Bang.
Spojrzałem na niego, odzyskałem umiejętność rejestrowania otaczającego mnie świata. Z moich oczu popłynęły łzy rozpaczy, Bang mnie przytulił, a ja się nie opierałem. To jedna  tych chwil, kiedy byłem sobą, całym sobą. Nic nie blokowało moich zachowań, a ja chciałem tylko kogoś uderzyć.
 - Moja mama zmarła – wyszeptałem, szlochając.
* * *
Nigdy nie opowiadałem Bangowi o swoim życiu. Kiedy pojechaliśmy na pogrzeb  do Daegu, po raz pierwszy zetknął się z moją przeszłością. Zdziwiło go, to co zobaczył.
 - Nigdy nie mówiłeś, że mieszkałeś w Daegu, nawet nie wiedziałem, że masz matkę – powiedział z lekkim wyrzutem, kiedy jechaliśmy samochodem.
Patrzyłem w szybę, obserwując zmieniający się krajobraz. Pierwszy szok minął, zostały wyrzuty sumienia. Byłem okropnym synem. Na stwierdzenie Banga wzruszyłem ramionami.
 - Nie było o czym mówić – powiedziałem i uśmiechnąłem się uroczo.
 - Czemu się wciąż uśmiechasz, Junhong? – spytał zdziwiony i nieco zirytowany – Wiesz, że możesz być smutny, to normalne, a nawet rzekłbym, ze to dziwne, że tylko twoja pierwsza reakcja była histeryczna, kiedy mój ojciec zginął wraz z rodzeństwem płakaliśmy przez tydzień, a przez następne kilka chodziliśmy smutni. Nie musisz udawać – zapewnił mnie.
 - Gdyby nie udawanie było łatwe, to bym to robił – odrzekłem ponuro.
Bang odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie zszokowany, pierwszy raz powiedziałem przy nim coś takim tonem. Kiedyś to było dla mnie normalne, lecz od kiedy go poznałem, starałem się być dużo bardziej radosnym, bo takiego mnie kochał.
* * *
Pierwsza konfrontacja Banga z Himchanem była bardzo dziwna. Bałem się okropnie, że wszystko się posypie. Nie mogłem nie przyjechać na pogrzeb mamy. Kochałem ją, choć byłem dla niej okropny. Spałem z jej mężem, nie powiedziałem jej o jego zdradach, nie słuchałem jej, a kiedy wyjechałem na studia, przestałem się do niej odzywać. Przez ostatnie trzy lata nie przyjechałem do domu ani razu, mimo jej wielu próśb.
Teraz znów stałem w swoim domu i czekałem, aż ktoś otworzy mi drzwi. To było upokarzające, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, kto stanie po drugiej stronie. Nie myliłem się. Stanął przede mną Himchan. Spojrzał zdziwiony na mnie, później na Banga. Nie wiedział co się dzieje. Czułem się dziwnie, znów na niego patrząc, zmienił kolor włosów, teraz był blondynem. Do twarzy mu w tym kolorze, zresztą z taką urodą, we wszystkim mu do twarzy. Byłem od niego sporo wyższy, chyba urosłem. Był zagubiony, ale kiedy spostrzegł nasze złączone dłonie, już wiedział, kim jest Bang. Kiedy stanął przed nami, nie poznałem go, zagubiony i niepewny, jednak gdy już zdał sobie sprawę, o co chodzi, na jego twarz powrócił irytujący uśmieszek, który tak dobrze znałem. Rzucił spojrzenie Yonggukowi i przytulił mnie mocno. Zdziwiony jego gestem nie poruszyłem się ani o milimetr. Zamarliśmy w tej dziwnej pozycji. Ja przytulony do Himchana i nadal trzymający dłoń zdziwionego Banga w swojej. Himchan wtulił się we mnie mocniej i przysunął wargi do mojego ucha.
 - Witaj w domu, Junhongie – szepnął tak, bym tylko ja to usłyszał – Wyglądasz uroczo – dodał, a ja zadrżałem.
Zapowiadało się naprawdę ciekawie.
* * *
Siedzieliśmy w salonie, a w mojej głowie wirowało mnóstwo wspomnień. Nie zliczyłbym, ile razy już pomyślałem, że na tej kanapie, na której siedzimy z Bangiem, kochałem się z Himchanem. Do moich nozdrzy docierał cynamonowy zapach Himchana, który popijał czarną kawę.
 - Jesteś bratem Junhonga?- spytał w końcu Bang.
 Himchan zaśmiał się i pokręcił głową.
 - Oczywiście, że nie – odparł rozbawiony, Bang zmarszczył brwi, wiedziałem, że jest zagubiony – Jestem jego ojczymem – oznajmił gładko, tak jakby to, że pieprzył mnie przez rok, nic nie znaczyło.
Mętlik w głowie się powiększał, wszystko zdawało się być dziwne. Znajomy dom, wszystkie te wspomnienia zanim przybył Himchan, wszystkie te, kiedy już tu mieszkał. Kręciło mi się w głowie.
 - Ojczymem? – spytał zdziwiony Bang – Jesteś bardzo młody – stwierdził – Ile masz lat?
Himchan uniósł jedną brew i uśmiechnął się przyjaźnie. Widziałem fascynację Banga. Himchan potrafił działać na ludzi, był pieprzonym uwodzicielem.
 - Dwadzieścia siedem – odpowiedział lekko.
 - Naprawdę? Ja też tyle mam – oznajmił Bang.
 - Och, to wspaniale – nie wiem, czy Himchan grał, czy naprawdę był miły dla Banga – Jesteśmy w tym samym wieku, przejdźmy, więc na „ty” – powiedział, wyciągając dłoń, którą mój chłopak uścisnął.
 - Yongguk – przedstawił się.
 - Himchan. Więc jesteś chłopakiem Juna? – spytał, a Bang przytaknął – Wyglądasz na miłego i troskliwego, poza tym jesteś przystojny, a Jun uwielbia przystojnych ludzi. Jest nieco płytki, ale za to całkowicie uroczy – roześmiał się.
Bang spojrzał na mnie niepewnie, a ja tylko spuściłem wzrok zakłopotany.
 - Płytki? Co przez to rozumiesz? – spytał Bang.
 - Jego wcześniejszych chłopaków – odparł prosto.
 - Chłopaków? – spytał podejrzliwie – Mówiłeś, że miałeś jednego, Junhong – jego ton głosu informował mnie, że jest rozczarowany moim kłamstwem.
 - No cóż… - wymamrotałem zakłopotany.
 - Tak powiedziałeś, Junhongie. Nie wiesz mu za bardzo, Yongguk, bo niezły z niego naciągacz – uśmiech Himchana był wredny i kierowany do mnie.
* * *
Wieczorem, kiedy wtulałem się w Banga, w łóżku w moim starym pokoju, mężczyzna zaczął zadawać pytania.
 - Czemu Himchan nazwał cię naciągaczem? – spytał, a ja drgnąłem.
 - Skąd ci to… - zacząłem, ale mi przerwał.
 - Odpowiedz, Junhong. Nie mówisz mi całej prawdy. Czuję, że cię nie znam. Nic mi nie mówisz, nie opowiadasz o sobie nigdy. Nie wiem, kim tak naprawdę jesteś.
 - A kim mogę być? – spytałem.
 - Nie wiem- odparł zagubiony.
Złączyłem nasze wargi w delikatnym pocałunku.
 - Jestem Choi Junhong, twój chłopak.
* * *
Bang musiał jechać do Seulu, ja wziąłem wolne na uczelni i zostałem. Chciałem być na pogrzebie, który miał się odbyć za dwa dni. Wiedziałem, że w czasie dwóch dni, które spędzę z Himchanem sam na sam, może wiele się wydarzyć. Starałem się spędzać z nim jak najmniej czasu, jednak wieczorem przy kolacji dopadł mnie i zaczęliśmy rozmowę.
 - Yongguk jest przystojny – oznajmił.
 - To prawda, jest też bardzo dobrym człowiekiem – powiedziałem.
 - Jest męski – dodał jeszcze –Lubisz męskich facetów, Junhong? –spytał uwodzicielsko.
 - Tak – odparłem.
 Spojrzał po sobie, a potem na mnie.
- Nie jestem zbyt męski – powiedział – Zmienił ci się gust. Może sam jesteś teraz dominatorem? Podnieca cię dominowanie? – pytał, wstając i podchodząc blisko mnie.
W pewnym momencie, odsunął moje krzesło od stołu razem ze mną i siadł mi okrakiem na kolanach.
 - Chciałbyś dominować? – spytał, a ja nie poruszyłem się.
Byłem zszokowany. Nie wierzyłem, ze znów jestem w tej samej sytuacji. Podniecał mnie Himchan. Chciałbym dominować nad nim. Właściwie z Bangiem nie miałem na to szans, mimo że był drobniejszy ode mnie, to uważał, że jestem zbyt słodki na dominatora, a sam bałem się wychodzić z tak śmiałą propozycją. Himchan znów czytał w moich myślach. Sprawić, by jęczał pode mną… Zdawało mi się, że muszę to zrobić.
 - Chciałbyś? – zapytał ponownie i otarł się o moje krocze, jęknąłem zawstydzony.
 - Tak – powiedziałem.
Uśmiechnął się przebiegle, łącząc nasze usta.
* * *
Nie wiem, jak mogłem się z nim pieprzyć. Znowu. I to nie jeden raz. Wydawało mi się, że to całkiem normalne. Kiedy wróciłem do domu, do Banga, już nic nie było między nami takie samo. Chyba zauważał we mnie te subtelne zmiany, jak zmiana koloru włosów na szary albo większe zapotrzebowanie na seks.
Często wyjeżdżałem, mówiłem, że jadę do kolegi albo wynajdywałem jakieś wymówki, czemu mnie nie będzie. Tymczasem tak naprawdę jeździłem do Daegu i spotykałem się z Himchanem. Kochałem się z nim, a potem wracałem i kochałem się Bangiem. Znów wpadłem w to błędne koło.
* * *
Bang nie wiedział, że palę. Kryłem się z tym przez cały czas, kiedy z nim byłem. Wychodziłem czasem na balkon w nocy, kiedy mój chłopak spał i wypalałem fajkę. Dziś miałem mętlik w głowie, czułem, że to jest ten kulminacyjny moment. Nie chciałem tego sam przed sobą przyznać. Zbliżał się kres tej historii.
 Tym razem Bang nie spał, obudził się i podążył za mną.
 - Junhong? - spytał, patrząc na mnie zszokowany – Ty palisz?
 - Ja… - zająknąłem się, zauważając go w drzwiach, wyrzuciłem papierosa przez barierkę – Em…czasem? – bardziej spytałem, niż oznajmiłem.
 - Od kiedy? – spytał.
 - Od kiedy zacząłem chodzić na studia – przyznałem się.
 - Czemu ja o tym nie wiem? – zadał pytanie, które otworzyło mi oczy.
To już koniec. Jesteśmy sobie obcy.
 - Bo nie wiesz o mnie niczego. Wpuściłeś do domu obcego człowieka i śpisz z nim co noc – powiedziałem, a on stał w miejscu, nie dowierzając.
 - Co chcesz mi powiedzieć? - spytał w końcu.
 - Chyba powinienem się spakować – odparłem, zamiast się wytłumaczyć.
 Chciałem go wyminąć, ale złapał moje ramię i zatrzymał mnie obok siebie. Bolało mnie to, mocno wbijał w moją skórę swoje palce.
 - Chcę wiedzieć – powiedział.
 - Ja… kocham cię, ale jest ktoś, kogo kocham bardziej – oznajmiłem i uniosłem wzrok, patrząc mu w oczy, widziałem w nich ból – Przeniosłem się do Seulu, by o nim zapomnieć, by się odciąć, lecz cały czas myślałem o nim, zacząłem imprezować i robiłem naprawdę ohydne rzeczy, w dniu w którym się poznaliśmy, miałem kaca, a nie byłem smutny – powiedziałem, utwierdzając go w tym, że cały nasz związek to kłamstwo – Nie jestem święty, nie jestem słodki, nie jestem niewinny i nie jestem tym, którego kochasz. Wszystko to jedno wielkie kłamstwo.
- Kim on jest? – spytał.
 - To Himchan – powiedziałem i wyszedłem.
* * *
Himchan otworzył drzwi i nim cokolwiek powiedział, ja uderzyłem go z pięści w twarz. Upadł zdziwiony na podłogę.
 - Wszystko przez ciebie – powiedziałem wściekły, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Co ci jest, Junhong? – spytał.
 - Zniszczyłeś moje życie – oznajmiłem – Jak się z tym czujesz? – spytałem.
Czekałem na jego odpowiedź. Podniósł się i stanął naprzeciwko.
Nienawidziłem go, nienawidziłem wszystkiego, co się z nim wiąże, chciałem, by zginął. Jednocześnie tak bardzo go kochałem, przez te wszystkie lata, był moim pierwszym i ostatnim. Niczego więcej nie pragnąłem, kiedy był obok. Mogłem przez wieczność przytulać go, całować. Pragnąłem go najbardziej ze wszystkich ludzi na świecie. Był moją miłością, moim życiem, moim powietrzem i najgorszym wrogiem. Był całym moim światem. Wszystko co robiłem, było dla niego albo przez niego. Wszystko kręciło się wokół jego osoby. Desperacko poszukiwałem sposobu, by z nim być i się od niego uwolnić. Chciałem być jego. Tylko tyle. Zniszczył mnie, rozpalił we mnie ogień, który mnie pochłonął. Od kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, wiedziałem, ze to ten. Ten jedyny.
Nie wiem, czego oczekiwałem. Że co mi powie? Wyzna mi miłość? Przeprosi? To Kim Himchan. Mój koszmar. Na fakt o zniszczeniu mojego życia, odpowiedział jedynie:
 - Jest w porządku .
Nie wytrzymałem, zacząłem go okładać pięściami, a on się zasłaniał, błagał, bym przestał. Był tchórzem całe życie, a ja nie mogłem się zatrzymać. Czułem na rękach krew, czułem jego opór, wyczuwałem zapach jego cynamonowych perfum, słyszałem prośby i płacz. Płakałem razem z nim, wylewałem morze łez. Poczułem, jak ustępuje, przestaje się poruszać, wierzgać nogami, uderzać we mnie rękami, zamilkł. Nie przestałem uderzać, nie mogłem. Niech poczuje moje cierpienie. Niech wie, jak bardzo mnie bolało, to co ze mną robił. Nie obchodziło mnie, że on już nie żyje, bo ja też przestałem żyć.
Przestałem żyć w chwili, kiedy go poznałem.

niedziela, 19 stycznia 2014

Człowiek, który mnie zabił pt 1. Byłem boleśnie niewinny

Od autorki: To już równo pół roku jak prowadzę tego bloga. To naprawdę niesamowite,że wytrzymałam tak długo i wstawiam notki tak regularnie. Kiedy poznałam k-pop myślałam, że to muzyka jedynie dla oka, może jest w tym dużo racji, ale k-pop mnie też czegoś nauczył. Dał mi pewność siebie i pozwolił uwierzyć w swoje możliwości. Zmieniłam przez k-pop naprawdę dużo w swoim życiu, to już niemalże obsesja. Moja długo skrywana dusza hipstera rozwinęła skrzydła i pozwoliła wzbić mi się w powietrze. Ten blog to już jakaś część mojego życia i szybko go nie porzucę. Dziękuję wszystkim tym, którzy czytali moje opowiadania przez te pół roku i mam dwupartowego oneshota, by to uczcić. Wszystkiego naj! Kocham was. <3


Rodzaj: AU, angst, yaoi, oneshot
Pairing: HimLo
Ostrzeżenia: brak

To uczucie, którego mój umysł nie ogarnia
Jesteś niebezpieczny, zmieniasz mnie w kogoś zupełnie innego
Pożegnaj się z moją niewinnością
Czemu jesteś taki szkodliwy? […]
Przypominasz mi truciznę[…]
 Dlaczego nie zwracasz na mnie uwagi?
Ja jedynie pragnę, byś obdarzył mnie miłością[…]
Moje pożądanie wciąż rośnie, pragnę wszystkiego, co należy do ciebie

~ ‘Eyeliner’ Nana( After School)

Pojawił się w moim życiu nieproszony. Nie chciałem go widzieć. Nie pragnąłem, by został w moim domu. Nienawidziłem go. Nie wiedziałem, czemu się tu znalazł, ani czego oczekiwał.  Po prostu pewnego dnia wszedłem do domu, a moja matka siedziała z nim w kuchni. Wszedłem do pomieszczenia niepewnie i skłoniłem się.
 - Eee… Cześć, mamo– powiedziałem zdziwiony.
 - Junhong! – wykrzyknęła moja matka uradowana, dopiero teraz zauważyła, że już przyszedłem – To jest Himchan – powiedziała i wskazała młodego mężczyznę, którego oczy urzekły mnie, uśmiechnął się do mnie nieco irytująco, i wyciągnął w moją stronę dłoń.
 - Cz-cześć – zająknąłem się i uścisnąłem jego wyciągniętą rękę.
 - Himchan z nami zamieszka – oznajmiła matka, a ja tylko spojrzałem na nią, marszcząc brwi.
* * *
Łóżko mojej matki przesuwało się rytmicznie, uderzając w moją ścianę. Słyszałem jej jęki i westchnienia przepełnione rozkoszą, które wydawał z siebie Himchan. Nie chciałem tego słyszeć. Zasłoniłem głowę poduszką. Wolałem udawać, że nic się nie dzieje.
Nie chodziło o to, ze moja matka wcześniej nie przyprowadzała mężczyzn i nie uprawiała z nimi seksu, tylko po prostu nigdy ci mężczyźni nie byli tak młodzi,  atrakcyjni i nigdy wcześniej nie wzbudzali we mnie takich dziwnych uczuć. Właściwie nigdy mężczyźni nie wzbudzali we mnie takich uczuć.
Słyszałem podniecony, gardłowy głos Himchana, potrafiłem sobie wyobrazić, jak teraz wygląda, poruszający się rytmicznie, dominujący, męski, ociekający potem. Mój oddech się spłycił, a w spodniach zrobiło się mniej miejsca. Moja ręka samoistnie przesunęła się na krocze i wśliznęła się pod materiał spodni. Nie potrafiłem tego opanować.
* * *
Siedziałem na ławce i wpatrywałem się w niebieskie, czyste niebo, a słońce świeciło mi w twarz. Wtedy poczułem, że się zmieniłem. Coś w moim wnętrzu uległo zmianie. Nie mogłem już zawrócić. Himchan okazał się być dla mnie punktem zwrotnym. Nie potrafiłem o nim nie myśleć. To co się działo, mnie przerastało.
Tego dnia poszedłem do fryzjera i zmieniłem kolor moich włosów na blond.
Kiedy wszedłem do domu moja matka jedynie spojrzała na mnie i bąknęła coś, że nieźle wyglądam. Była zbyt zajęta tym, by usługiwać Himchanowi. Wkurzało mnie to. Tymczasem mężczyzna zareagował na mnie dużo bardziej entuzjastycznie.
 - Wyglądasz naprawdę uroczo – stwierdził, a moje serce o mało nie wypadło z piersi, kołacząc i obijając się boleśnie o żebra.
Wyszczerzył się do mnie i zaczął jeść obiad. Matka spojrzała na mnie wtedy chyba po raz pierwszy jak na rywala.
* * *
Stałem przy oknie w salonie i wyglądałem przez nie na rozciągający się przede mną Seul. Wszystko tonęło w świetle zachodzącego słońca i wydawało się jakby ulice zamarły w oczekiwaniu na zmierzch. Himchan podszedł do mnie bezszelestnie, zauważyłem go dopiero, kiedy stanął obok mnie, na tyle blisko, że stykaliśmy się ramionami, a ja mogłem wyczuć zapach jego cynamonowych perfum. Zamknąłem oczy, kiedy usłyszałem jego niski głos tak blisko mojego ucha.
- Dzisiejszy zachód słońca jest wspaniały – oznajmił.
 Przełknąłem ślinę zdenerwowany jego obecnością.
 - To prawda – wydukałem zestresowany.
Jego ręka spoczęła na moim łokciu, przez co zadrżałem i spojrzałem w ziemię.
 - Dlaczego jesteś spięty? – spytał zdziwiony.
 - To nic takiego – zapewniłem.
 - Nienawidzisz mnie? – zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego zszokowany – Czemu? Jesteś zazdrosny ? – spytał.
Miał na myśli, że jestem zazdrosny, że zabrał mi mamę. Jednak najgorsze było to, że było całkowicie odwrotnie. Zazdrościłem mojej matce, że może mieć Himchana na własność. Chciałem, by on dotykał mnie i mnie całował.
 - Wcale cię nie nienawidzę – wyszeptałem, a on uśmiechnął się, mrużąc swoje wspaniałe oczy.
 - To dobrze, bo lubię cię, Junhong – zapewnił i pocałował mnie policzek.
Czułem jego miękkie wargi, które zatrzymały się na mojej skórze. Pocałunek trwał bardzo krótko, bo przerwało go trzaśnięcie drzwiami i głos mojej matki, która oznajmiła, ze wróciła. Himchan odsunął się ode mnie, uśmiechając się. Zmierzył mnie od góry do dołu i przygryzając wargę, odszedł, by powitać moją matkę.
Stałem przy parapecie i patrzyłem, jak mrok ogarniał miasto. Jeszcze nigdy moje myśli nie były tak poplątane.
* * *
Zastanawiałem się, czy jestem gejem. Nie wiedziałem, co mam myśleć. Byłem tak naprawdę jeszcze dzieckiem, miałem mętlik w głowie. Czułem, że stoję na granicy. On mnie rozpraszał. Zabierał mi możliwość oddychania i wolnego wyboru. Nic nie było już proste, najnormalniejsze czynności były przeszkodą, kiedy był obok lub pojawiał się w moich myślach. Mój dom przestał nim być, nie dawał już schronienia. Himchan był niebezpieczny, bałem się moich emocji, uczuć, które we mnie wzbudzał. Często płakałem, zamykałem się w łazience i ryczałem jak dziesięciolatek. Puszczałem wodę, żeby nikt się nie dowiedział, ale Himchan wiedział. On potrafił mnie przejrzeć za każdym razem.
Czułem nadal jego wargi na mojej skórze. Palił mnie każdy przypadkowy dotyk. Nocami, kiedy sen nie przychodził, przypominałem sobie widok jego półnagiego ciała ociekającego wodą, kiedy wychodził spod prysznica, odtwarzałem w myślach, jak brzmi jego głos, kiedy dochodzi tuż za ścianą i dotykałem się.
Pragnąłem ukojenia, jednak cały czas tylko mnie raniono.
Kolejny cios to moment, kiedy matka pokazała swój zaręczynowy pierścionek.
Wszedłem do kuchni, a ona tam siedziała razem z Himchanem. Powiedziała, że wczoraj wieczorem na kolacji, za którą zresztą to ona zapłaciła, poprosił ją, by byli już na zawsze razem i dał jej pierścionek z różowym oczkiem. Nie powiedziałem nic, tylko stałem na środku kuchni jak pacan w swojej piżamie z rozczochranymi blond włosami.
Myślałem, że zniknie, że mu się znudzi bycie z moją matką. Marzyłem, że obudzę się pewnego dnia, a jego nie będzie. Sądziłem, że odejdą te wszystkie uczucia, że zapomnę o nim i go więcej nie zobaczę. Jednak tak się nie stało. Został w moim domu i pieprzył moją matkę, a ja nadal płakałem przy odkręconej wodzie i masturbowałem się, kiedy było ciemno. Nic się nie zmieniło. Wszystko było po staremu.
* * *
To był dzień moich szesnastych urodzin, matka była w pracy i byłem z nim sam w domu.
Wyszedłem spod prysznica i nagi podszedłem do lustra, by wysuszyć włosy ręcznikiem i je uczesać, jednak przerwało mi wejście Himchana. Stanął w drzwiach i spojrzał na mnie. Nie wiedziałem co zrobić, stałem w miejscu, nie zakryłem się, nie kazałem mu wyjść, a on się nie odezwał.
Uśmiechnął się swoim najbardziej prowokacyjnym uśmiechem i zdjął koszulkę, mimowolnie się przysunąłem. Nie zrobiłem tego specjalnie, teraz mój mózg się wyłączył, zostały tylko emocje, które nakazywały mi nie przerywać.
Rozpiął guzik spodni i zsunął je jednym ruchem, ukazując swoje zgrabne nogi. Nie miał na sobie bielizny. Mój oddech się spłycił. Patrzyłem tylko na jego członka i poczułem lekki wzwód. Byłem tylko żałosnym nastolatkiem, nie potrzebowałem wiele, by się podniecić. Zmierzył mnie i zaśmiał się perliście, zamykając drzwi na klucz. 
Podszedł bardzo blisko, ale mnie nie dotknął. Znów poczułem jego cynamonowe perfumy, zaciągnąłem się tym zapachem. Gorąca para wodna otulała nasze ciała i sprawiła, że lustro zaparowało, podobnie jak ścianki prysznica. Himchan patrzył w moje oczy, a ja w jego. Tonąłem i wynurzałem się na powierzchnię cały czas od nowa. Czułem, że płonę.
Nagle Himchan zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie w policzek. W mojej głowie zobaczyłem tamten dzień, kiedy mnie pocałował przy oknie w salonie. Jego usta paliły moją skórę. Czułem ten motyli pocałunek wszystkimi nerwami w moim ciele. Zamknąłem oczy, przepełniony rozkoszą, którą może mi dać. Odsunął się ode mnie i znów stał w tej samej odległości, czyli bardzo blisko, lecz nadal  nie dotykając mnie.
 - Jesteś uroczy, Junhong – szepnął, a ja oblizałem usta i przysunąłem się nieco.
Znów się zaśmiał, a jego głos odbił się od ścian i rozprzestrzenił po małym pomieszczeniu. Zaraz jednak spoważniał.
 - Wszystkiego najlepszego – powiedział.
W jednej chwili złączyliśmy nasze usta w pocałunku, przeplatając języki.
Pierwszy pocałunek jest dla każdego człowieka niezwykle ważny. Zwłaszcza, jeśli przeżywasz go z  sześć lat starszym chłopakiem twojej matki. Kiedy to się stało miałem tylko szesnaście lat, nie rozumiałem wielu rzeczy, ale wiedziałem na pewno, że jest to okropnie złe.
Pchnął mnie na ścianę. Całował moją twarz, szyję, ramiona. Gryzł i drapał, wchodził we mnie rytmicznie, obijałem się plecami o zimne kafelki. Jęczałem i mówiłem głośno jego imię, a on wzdychał mi do ucha. Skończył we mnie, rozlewając się w moim wnętrzu. Doszliśmy niemalże razem, ja trochę szybciej. To nie trwało długo, było gorączkowe.
Ześliznąłem się po ścianie i usiadłem, opierając się o nią. Pozbierał swoje rzeczy i wyszedł, a ja patrzyłem tępo w zamknięte drzwi. Rozpłakałem się, nie potrafiłem przestać. Siedziałem w łazience pół godziny i umyłem się jeszcze trzy razy, by zmyć z siebie cynamonowy zapach i lepką spermę. Kiedy wyszedłem z łazienki, poszedłem od razu do swojego pokoju, widziałem, że rozmawia przez telefon. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.
Płakałem jeszcze długo, niemal przez całą noc, aż w końcu usłyszałem głos mojej matki, która przyszła nad ranem z pracy i pytała się, czy śpię, na co Himchan odpowiedział, że tak i wtedy zapadła cisza, która już po chwili została przerwana skrzypieniem stołu i zdawkowymi jękami obojga. To był ten moment, kiedy zabrakło mi łez.
* * *
Pół roku po tym zdarzeniu odbył się ślub mojej matki z Himchanem. Nie był huczny. Przyjechał tylko brat matki i babcia. Himchan był sierotą i wychowywał się w domu dziecka, więc nie przyszedł nikt z jego rodziny.
Nie mogłem patrzeć na ich uśmiechy, chciało mi się rzygać, gdy patrzyłem na ich złączone dłonie. Gdy się pocałowali, nie klaskałem, tak jak pozostali. Nie obchodziło mnie, że to niegrzeczne, by być niemiłym dla nowożeńców.
Babcia krzywo się na mnie patrzyła, kiedy przy uroczystym obiedzie wymówiłem się zmęczeniem. Miałem to  gdzieś, bo to nie ona musi patrzeć, jak ten pieprzony Himchan szczerzy się do mojej matki , a jeszcze nie tak dawno życzył mi wszystkiego najlepszego, pieprząc mnie przy ścianie w łazience. Wujek skrzywił się, ale to nie on będzie musiał wysłuchiwać ich jęków za ścianą i nie on będzie czuł na plecach uderzenia ich łóżka o swoją ścianę. Moi kuzyni spojrzeli po sobie, unosząc brwi, jednak to nie oni zakochali się w cholernym Kim Himchanie – mężu swojej matki.
Po prostu wyszedłem z domu, nie chciałem oglądać rodzinnej sielanki. Już nie czułem się częścią tej rodziny. Pieprzyć matkę, patrzy na mnie jak na intruza, zagrażającego jej związkowi. Co ja jej zrobiłem? To wszystko przez niego.  Zniszczył moje życie.
* * *
Niszczył też życie mojej matki. W niespełna miesiąc po ślubie, nakryłem go na zdradzie. Wróciłem wcześniej, bo odwołali nam ostatnie lekcje z powodu awarii prądu. Zdjąłem buty w korytarzu i ruszyłem do swojego pokoju. Stanąłem jednak jak wmurowany w progu. Co tam zastałem? Himchana, który posuwał jakąś laskę. Na początku nie mogłem wydobyć  z siebie ani jednego słowa, a oni zauważyli mnie dopiero po paru chwilach. Zamarli przerażeni i po chwili, jak wystrzeleni z procy, przerwali i zaczęli się ubierać.
 - Co ten dzieciak tu robi, Himchan? Mówiłeś, że nikogo nie będzie – mówiła gorączkowo dziewczyna o sarnich oczach, zbierając swoje ubrania z podłogi.
Szok minął i na moich ustach wykwitł podły uśmieszek. Przypatrywałem się, jak mężczyzna pomaga jej się ubierać i wystawia ją za drzwi, przepraszając za to, co się zdarzyło.
Stałem dalej oparty o futrynę, uśmiechając się głupkowato. Himchan podszedł do mnie zirytowany.
 - Co ty odwalasz? – warknął.
 - Ja? – spytałem – Chyba co ty odwalasz? – powiedziałem – Jesteś do reszty popierdolony.
 - Jak ty się do mnie odnosisz, smarku – powiedział – Jestem twoim ojczymem –dodał.
 - Ojczymowie nie pieprzą swoich dzieci – prychnąłem, a Himchan się przymknął zdziwiony moimi słowami – Myślę, że twoja zdrada mogłaby zostać niezauważona, ale robiłeś to w moim pokoju. Nie wiem, czemu pieprzyłeś się akurat tutaj – oznajmiłem drwiąco – No tak, pewnie nie chciałeś śladów spermy na twojej nowej pościeli – stwierdziłem.
 - Niczego nie powiesz swojej matce, Junhong – powiedział ze złością.
 - Masz rację, nie powiem jej, ale nie dlatego, że mi każesz, ale dlatego, że ją kocham i nie chce, by cierpiała – powiedziałem – Jesteś zwykłym śmieciem, Himchan- dodałem jeszcze i wyminąłem go, wychodząc z domu.
* * *
W te wakacje zacząłem chodzić na dyskoteki i pić. Spędzałem cały swój wolny czas poza domem, nie chcąc oglądać Himchana. Cierpiałem katusze za każdym razem, gdy się przypadkowo dotykaliśmy lub gdy musiałem z nim rozmawiać. Nie mogłem tego wytrzymać. Matka nawet nie zauważała, że mnie nie ma. Pochłonięta pracą i młodym mężem, przestała mnie dostrzegać.
Poznałem nowych ludzi, koledzy ze szkoły odeszli w odstawkę, nie byli zbyt ciekawi. To właśnie dzięki nowym przyjaciołom poznałem młodszego ode mnie o rok Jeongguka. Szybko się polubiliśmy. Jeong był gejem, a ja w tamtym czasie sporo eksperymentowałem i szukałem odpowiedzi na kilka pytań. To czy jestem homoseksualistą, trapiło mnie od kiedy pierwszy raz zobaczyłem Himchana . Mogłem w końcu to orzec.
Na początku byliśmy tylko znajomymi, którzy spotykali się, bo ich przyjaciele się znają. Później okazało się, że jesteśmy w podobnym wieku i mamy podobne zainteresowania. Zaczęliśmy gdzieś chodzić tylko we dwójkę, znajdowaliśmy jakieś sposoby, żeby wbijać do klubów dla dorosłych i upijaliśmy się razem. Przyjaźń kwitła. W końcu doszło do tego, że niemal cały swój czas spędzaliśmy razem. Przestałem tak dużo myśleć o Himchanie, ale nadal on siedział w mojej głowie. Już nie tak często płakałem w łazience, czy masturbowałem się, słuchając jego jęków. Jeong skutecznie odciągał ode mnie wszelkie smutki.
W końcu przyszedł ten dzień, kiedy coś między nami pękło. Jakaś granica się złamała.
Siedzieliśmy na moim łóżku, a w domu nikogo nie było, gadaliśmy o jakichś bzdetach, jednak temat zboczył na niebezpieczne tory.
 - Kim jest ten facet, który kręci się po twoim domu?   - spytał Jeong, a ja słysząc to pytanie wzruszyłem ramionami i zapadłem się bardziej w poduszkę.
 - Himchan – powiedziałem po prostu.
 - No, ale kim on jest?
 - Mężem mojej matki – odparłem niechętnie.
 - Twoja matka ma takiego młodego męża? Jest strasznie przystojny – przyznał bez skrępowania młodszy.
 - Taa, to prawda. Niestety dupek z niego – powiedziałem kąśliwie.
 - Junhong, mówisz serio? – powiedział z niedowierzaniem, a ja podniosłem się i spojrzałem na niego z niezrozumieniem.
 - O co ci chodzi? – spytałem zdziwiony.
 - Przespałeś się z nim – powiedział, niedowierzając.
 - Boże, skąd ty wiesz takie rzeczy - jęknąłem.
 - Gejradar – powiedział po prostu.
 - No tak – przytaknąłem ze zrozumieniem.
 - No mów, bo umrę z ciekawości – niecierpliwił się.
 - No, dobra – powiedziałem z ociąganiem, nie chciałem wyciągać tego znów na wierzch – Raz – powiedziałem- Zrobiliśmy to tylko raz i już nigdy więcej to się nie zdarzy – zapewniłem.
Jeong nagle przestał się uśmiechać i spojrzał mi głęboko w oczy.
 - To znaczy, ze jesteś gejem? – spytał.
 - Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
 - Chciałbyś to sprawdzić? – spytał, a ja skinąłem głową.
Byliśmy strasznie zdenerwowani, powoli zbliżyliśmy się do siebie i złączyliśmy nasze usta. Po jakimś czasie pogłębiliśmy pocałunek i przeplataliśmy nasze języki w powolnym rytmie. Położyłem Jeonga na łóżku i ułożyłem się na nim. Całowaliśmy się niezdarnie, przyspieszając tempo. Moja ręka wsunęła się do jego spodni, a on jęknął mi do ucha. Całowałem go delikatnie po szyi, a on drżał pode mną.
 - Junhong – westchnął, przerwałem na chwilę  - Ja jeszcze nigdy… - przerwał zawstydzony.
 - Ja też nie – powiedziałem i spojrzałem mu w oczy.
 - Ale przecież z Himchanem… ty… - zająknął się.
 - To się dla mnie nie liczyło, chcę to wymazać z życiorysu. To z tobą przeżyję pierwszy raz – oznajmiłem i złączyłem na powrót nasze usta, zdejmując spodnie z Jeonga.
W taki sposób przeżyłem drugi „pierwszy raz”. Nie wiedziałem, że Himchan wrócił do domu, podczas kiedy się kochaliśmy i wszystko słyszał.
* * *
To znowu się wydarzyło i nikt się nie dowie. Nigdy.
To był mój ostatni rok w liceum, postanowiłem, że wyjadę do innego miasta na studia, by nie musieć oglądać Himchana. Byłbym wolny od niego na całe pięć lat. Zacząłem chodzić z Jeongiem, po tym jak się kochaliśmy.
Powiedział ostatnio, że będzie mi bardzo ładnie w różowym, więc postanowiłem się przefarbować. To prawda, że już długo miałem na sobie ten blond. Potrzebna mi była zmiana.
Jeong był zachwycony tym, jak wyglądałem w nowej fryzurze, niestety nie tylko on.
Kiedy wszedłem tego dnia do domu, Himchan siedział w kuchni i czekał, aż zagotuje mu się woda na kawę. Wszedłem niepewnie do pomieszczenia i podszedłem do lodówki. Mężczyzna spojrzał na mnie, marszcząc brwi, by po chwili nałożyć swój uwodzicielski uśmiech i ruszyć w moją stronę. Wziąłem sobie jogurt i chciałem się wycofać. Po prostu nie miałem ochoty na rozmowy z nim, jednak złapał mnie za rękę i przygwoździł do ściany, nim zdążyłem czmychnąć do swojego pokoju.
 - Wyglądasz uroczo – oznajmił, a jego cynamonowe perfumy owiały mnie i sprawiły, że ugięły się pode mną nogi.
Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia, od których próbowałem uciec. Nie chciałem tego, broniłem się, ale to było silniejsze. Nadal byłem tylko nastolatkiem, mimo że udawałem dorosłego.
 - H-Himchan – powiedziałem drżącym głosem, a on uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie – Proszę – wyszeptałem – Zostaw mnie. Błagam, nie dotykaj- prosiłem płaczliwie.
 - Dlaczego? – spytał – Nie podoba ci się? – jego ręka zjechała na moją szyję, a ja jęknąłem pod tym dotykiem.
Od tak dawna już nie czułem jego dłoni na sobie, że niemal zapomniałem, jakie to wspaniałe uczucie.
 - Podoba ci się – powiedział pewny swego  i zjechał rękami na pasek moich spodni, drażniąc mnie.
 - Tak – jęknąłem, gdy zahaczył niby przypadkiem o mojego penisa, który był już na wpół twardy.
 - Och, Junhong… - zaczął i włożył mi rękę w spodnie, na ten gest krzyknąłem przepełniony ekstazą – Jesteś uroczy – wyszeptał mi wprost do ucha i przygryzł je.
* * *
Udawałem, że nic się nie dzieje. Chodziłem do szkoły, spotykałem się z Jeongiem i wynosiłem śmieci, a kiedy moja matka miała nocne zmiany, uprawiałem seks z Himchanem. To było takie absurdalne. Zakochałem się w mężu mojej mamy. Bałem się. Znów płakałem przy odkręconej wodzie. Kiedy zasypiałem w ramionach Himchana przepraszałem Boga, matkę i Jeonga. To było nie do powtrzymania, nie potrafiłem tego okiełznać.
Minęła jesień, spadły na ziemię wszystkie liście i przykrył je śnieg, a ja nadal tkwiłem w martwym punkcie. Śnieg stopniał i rozkwitły kwiaty na drzewach, a ja nadal żyłem w kłamstwie. W końcu napisałem egzaminy i poszedłem na lody z kuplami, by to uczcić, a wieczorem znów kochałem się z Himchanem. Zaczęło się lato i nadal Himchan posuwał moją matkę, by zaraz po jej wyjściu pieprzyć się ze mną. W pewnym momencie wszystko przestało mieć sens. Czekałem tylko na te wieczory, kiedy zostanę z nim sam. Odliczałem godziny i minuty do wyjścia matki albo końca spotkania z Jeongiem lub przyjaciółmi. Straciłem grunt pod nogami, a tym co mnie nadal utrzymywało na powierzchni był Himchan.
W końcu zaliczyłem zderzenie z rzeczywistością. Skończyły się wakacje, a ja musiałem wyjechać na studia. Wyjechałem i zostawiłem za sobą wszystko. Kiedy zacząłem sypiać w tajemnicy z Himchanem postanowiłem, że to będzie tylko ten rok. Nasz ostatni wspólny rok, a potem wyjadę na studia do Seulu i już nigdy nie wrócę do Daegu.

Ostatniego dnia pożegnałem się z Jeongiem. Powiedziałem mu wprost, że to ostatnie nasze spotkanie, a on przyjął to ze spokojem. Z matką wymieniłem uściski, a z Himchanem uprawiałem seks. On wiedział, że nie chce wracać, ale myślę, że przeczuwał, że i tak to zrobię.

wtorek, 7 stycznia 2014

Cały rok part 2. Jak bardzo go zraniłem

Od autorki: Druga i ostatnia część sylwestrowego one-shota. Dzisiaj trzeba było powrócić do rzeczywistości i po tej niesamowicie długiej przerwie świątecznej znów pójść do szkoły, a z racji, że jakoś przeżyłam ten dzień, nawet udało mi się nazmyślać i nie musiałam zostawać na dodatkowych zajęciach, tadaa! To znaczy i tak bym dodała ten post, ale tak przynajmniej mam dobry humor.C: Wszystkim życzę, żeby przetrwali jakoś do ferii. Kocham was i proszę o komentarze. <3




Po tym zdarzeniu próbowałem poukładać sobie jakoś życie, mimo nieustających telefonów od Laya. Zima powoli się kończyła i spod białej kołderki, wyłaniała się świeża warstewka zieleni, a ja cierpiałem. 
Postanowiłem zakończyć moją żałobę, więc  poszedłem do klubu i poznałem tam Kaeun. Od razu wpadła mi w oko, więc nie wahałem się ani przez chwilę. Szybko zostaliśmy parą. Byłem przekonany, że z Layem już koniec, jednak nie przewidziałem tego, jak silna jest więź, która nas łączy. Ona nie została przecięta, jedynie boleśnie nadszarpnięta.
Moi znajomi pochwalali mój wybór, stwierdzili, ze zerwanie wyszło mi na dobre. Twierdzili, że wcześniej się staczałem, a teraz w końcu wychodzę na prostą.
Pewnego razu, gdy siedziałem wraz z Kaeun oraz moimi przyjaciółmi Xiuminem i Tao w kawiarni, rozmawiając, nagle konwersacja zboczyła na dziwne tory.
 - Boże, jak miło was widzieć razem takich szczęśliwych – powiedział Tao i uśmiechnął się promiennie.
 - Sehun jest dla mnie taki dobry, opiekuńczy – przyznała moja dziewczyna, a ja zaśmiałem się.
 - On zawsze taki jest – zapewnił Tao – Jest bardzo dobrym chłopakiem, nie wpada w kłopoty, jest miły i niewinny – dodał pewnie, a Kaeun spojrzała na mnie.
Xiumin zakrztusił się swoim piciem, a pozostałe trzy pary oczu zwróciły się na niego. Tao poklepał go po plecach zaniepokojony tym incydentem. Kiedy najstarszy się uspokoił, zauważyłem, że jest bardzo rozbawiony.
 - Co cię tak rozśmieszyło? – spytałem poirytowany, a on pokręcił głową i nic nie powiedział – No, słucham – powiedziałem zły.
 - To nic… - zapewnił, ale wszyscy patrzyli na niego, więc wzruszył ramionami i zapadł się bardziej w swoje siedzenie – Po prostu nazwałeś Sehuna niewinnym i przyszło mi na myśl, że… Och, no nieważne.
 - Dla mnie to jest bardzo ważne – warknąłem, a Kaeun spojrzała na mnie zdziwiona, pewnie dlatego, że takiego mnie jeszcze nie widziała.
 - No, nie oszukujmy się, Sehun nie jesteś taki znowu niewinny – rzucił Xiumin, a ja spojrzałem na niego wściekle, odsuwając krzesło z piskiem i wymawiając się spóźnieniem, pociągnąłem Kaeun do wyjścia.
Nie miałem zamiaru słuchać głupich tekstów Xiumina. Nie chciałem, by słyszała je Kaeun. Nie powiedziałem jej o Layu, nie czułem takiej potrzeby. Może powinienem wtedy odkryć, że nasz związek jest nic nie warty, skoro niczego jej nie mówię.
* * *
Lay okazał się być tematem, który nie ma dna. Powracał do mnie jak bumerang i to w najmniej oczekiwanych momentach. Za oknem świeciło słońce i zaczynał się kwiecień rozkwitający kwiatami.
 - Kim jest Lay? – spytała Kaeun i spojrzała na mnie swoimi niewinnymi oczami.
Zatkało mnie. Co miałem jej powiedzieć? Jest chłopakiem, z którym się pieprzyłem na tym łóżku, na którym teraz siedzimy?
 - Skąd ci to tak nagle przyszło? – spytałem, zamiast tego.
 - Kiedy rozmawiałam z Tao, wymsknęło mu się – powiedziała – To twój znajomy? – zapytała, a ja wetchnąłem.
Miałem dość unikania tego tematu. Wylała się ze mnie prawda, nie powinienem był tego robić.
 - Mój były – powiedziałem.
 - Były? - zdziwiła się – Przyjaciel? – spytała, a ja pokręciłem głową w geście zaprzeczenia.
Nie potrafiłem na nią spojrzeć. Jej oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienia.
 - Chłopak? – spytała przerażona, a ja przytaknąłem.
 - Co?! – wrzasnęła i zerwała się z łóżka – Jesteś gejem? – spytała już ciszej.
 - Nie wiem – przyznałem.
 - Ale… czemu mi nie powiedziałeś? – spytała.
 - Odwróciłabyś się na pięcie i wyszła, tak szybko jak byś to usłyszała – powiedziałem, a ona spojrzała na mnie ze smutkiem –Zrywasz ze mną? – spytałem.
 - Tak – odpowiedziała – Ale nie dlatego, że byłeś z chłopakiem, tylko dlatego, ze niczego mi o sobie nie powiedziałeś. Ja mówiłam o sobie wiele rzeczy, lecz ty milczałeś – oznajmiła, a ja zdziwiłem się na te słowa – Nie jestem tą osobą, której szukasz. Wybacz, ale to koniec – powiedziała i wyszła z pokoju, zamykając cicho drzwi.
Opadłem na łóżko i wydałem z siebie głuchy wrzask.
* * *
Stanąłem przed drzwiami Laya i wstrzymałem powietrze, pukając cicho. Po chwili stanął przede mną Lay, owinięty w koc. Przypomniał mi się ten dzień, kiedy pierwszy raz się kochaliśmy. Jego oczy rozszerzyły się maksymalnie, a usta otworzyły szeroko.
 - Wróciłem – powiedziałem.
Wtedy zaczęło się lato.
* * *
Kiedy został ranny przeżyłem gorsze chwile, niż kiedy mnie zdradził. Od naszego zejścia się minęły dwa spokojne miesiące. Wypełnione miłością, seksem i mocnym alkoholem.
Stanąłem przed kontuarem w poczekalni szpitala. Młoda kobieta spojrzała na mnie spod grzywki i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
 - Kogo szukasz? - spytała z wyćwiczonym ciepłem w głosie.
 - Zhang Yixing  - wydukałem zdenerwowany.
 - A tak, rana na brzuchu. Sala 113, został już opatrzony – powiedziała, a ja pobiegłem do wskazanej sali.
Wbiegłem do białego pokoju i stanąłem w drzwiach. Lay siedział na łóżku wsparty na poduszkach i wpatrywał się w okno. Odetchnąłem z ulgą, nic poważnego mu się nie stało. Usiadłem obok niego i złapałem jego dłoń. Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułem się jeszcze bardziej spokojny.
 - Co się stało, Lay? – spytałem.
 - Klient, któremu miałem dostarczyć towar, okazał się jakimś popaprańcem. Nie chciał zapłacić, a ja nie daję towaru za darmo  - wytłumaczył.
Ostatnio Lay został dilerem narkotyków, bo to podobno bardziej opłacalne.
 - Tak strasznie się martwiłem – powiedziałem ze smutkiem – Nie możesz znaleźć normalnej pracy? - spytałem, a on zaśmiał się.
 - To nie dla mnie – odparł, a ja spojrzałem na niego poirytowany.
 - Jeśli nie troszczysz się o siebie, to zrób to dla mnie – powiedziałem twardo, a on wydawał się być zdziwiony.
- Czy stawiasz właśnie warunek? – spytał.
 - Tak, chcę byś skończył się narażać, bo nie wytrzymam twojego odejścia. Jeśli nie zmienisz pracy, to zrywam z tobą.
 - Ale Sehun…   - zaczął, ale ja już wyszedłem, nie chciało mi się rozmawiać z nim teraz, kiedy miotają mną emocje.
Wtedy zrozumiałem, że mam dość martwienia się o niego i nie przeżyłbym rozstania z nim. Zaszedłem już za daleko, by zawrócić. Na szczęście zrezygnował z pracy dilera i zatrudnił się w sklepie zoologicznym, pierwszy raz zgodził się na ustępstwo. Porzucił coś, co było częścią jego życia dla mnie. Miłość znów zwyciężyła.
* * *
Moment, w którym zdradziłem Laya okazał się dla mnie straszniejszy, niż wszystko, co dotychczas przeżyłem. Nie widziałem drogi odwrotu.
Był początek września, kiedy upiłem się z Tao w moje urodziny i zaprosiłem go do domu. Chwiejąc się znaleźliśmy się w moim pokoju.
 - Sehun? – spytał niewyraźnie Tao.
 - Hmm? – mruknąłem.
- Nigdy się nie uprawiałem seksu z chłopakiem – powiedział czarnowłosy.
 - Serio? – spytałem, a on przytaknął.
 - Chciałbyś spróbować? – spytałem, znów mi przytaknął.
Byłem dla niego bardzo dobrym przyjacielem. Zawsze.
Lay wszedł do mojego pokoju, a w rękach trzymał małego puchatego pieska. To były w końcu moje urodziny. Kupił mi pieska? To takie słodkie. Szkoda, że kiedy tylko wszedł, zobaczył mnie jęczącego pod Tao. Szybko zrozumiał, o co w tym chodzi. To był koniec.
Wybiegł, łkając, a ja i Tao siedzieliśmy w miejscu, nic nie mówiąc.
To tak bardzo przypominało ten moment, kiedy nakryłem Laya z Krisem. Z tym, że Lay mi nie wybaczył.
* * *
Kolejne spotkanie z nim było okropne. Przeżyłem wiele strasznych momentów, ale ten był najgorszy.
Lay był na spacerze z psem, którego chciał mi dać na urodziny. Chciałem do niego podejść, porozmawiać, może się wytłumaczyć, jednak on nie był sam. Koło niego szedł wysoki i przystojny chłopak o ciemnej skórze.
Lay mnie nie widział. Chłopak objął go i pocałował w policzek, a on uśmiechnął się do niego. Widziałem to, a moje serce pękło. Ostatnie spotkanie boli najbardziej.
Po co to wszystko? Przeżyliśmy tak wiele, by rozstać się w tak głupim momencie. Życie jest bez sensu.
* * *
Widzę zbliżającą się ziemię.
Czuję na ciele powietrze, które nadal ma drażniącą stęchłą woń i uderza mnie nadzieją w twarz tuż przed moją śmiercią.
Nie krzyczę, a rozkładam ręce, jakbym miał odlecieć i czuję, że odlatuję. Moja dusza próbuje się wyrwać. Ten moment jest niemal nabożny. Trwa ułamki sekundy, a dłuży się jak wieczność i rozciąga maksymalnie w czasie, kończąc i jednocześnie zaczynając moje istnienie.
Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem zaczynał się październik. Z drzew spadały kolorowe liście, a na ulicach było szarawo przez spadające z pochmurnego nieba drobniutkie krople deszczu. Tak samo wyglądało, nasze ostatnie spotkanie w parku, tak samo wyglądał mój ostatni dzień.
Rok.
Tyle ze sobą przeżyliśmy. Dziś minął równy rok od naszego pierwszego spotkania.