niedziela, 26 stycznia 2014

Człowiek, który mnie zabił part 2. Boleśnie chciałem być niewinny

Od autorki: Druga część rocznicowego one-shota. Przepraszam, że nic nie dodawałam, miałam bardzo nerwowy czas. Kocham was i proszę o komentarze. <3


Moje pierwsze pół roku na studiach było okropne. Nie potrafiłem się przystosować do nowego miejsca. Cały czas miałem w myślach Himchana. Bałem się, że się od niego nigdy nie uwolnię i rozpaczałem, że muszę z nim mieszkać, wyczekiwałem wyjazdu, nawet na tym etapie, kiedy uprawialiśmy seks codziennie, a teraz kiedy zyskałem wolność, moje uczucia momentalnie się zmieniły i zacząłem tęsknić. To jak bardzo byłem niezdecydowany, było prawdą, która mnie załamywała.
Pragnąłem odpoczynku.
W nocy nie mogłem spać, zazwyczaj usilnie próbowałem odgonić myśli o nim, ale prawie zawsze mi się nie udawało. Wtedy płakałem tak długo, aż zaczęło brakować mi łez, a zmęczenie szlochem usypiało mnie. Przez to byłem wiecznie niewyspany.
Dużo się uczyłem, by zapomnieć o zmartwieniach. Ta taktyka się nie sprawdziła. Nie potrafiłem też zgromadzić wokół siebie znajomych na dłużej niż kilka tygodni. Rozmowy z innymi mnie zwyczajnie nudziły. Próbowałem nie wyjść na sztywnego gbura, ale nie zawsze mi wychodziło.
Przez stres zacząłem palić. Matka nigdy nie pochwalała palenia papierosów jednak mnie to uspakajało, poza tym wypalałem góra cztery fajki dziennie, co nie było jakąś kosmiczną ilością. Były nawet dni, kiedy w ogóle tego nie robiłem.
Jestem jednak pewien, że nie było dnia bez masturbacji. Za każdym razem, kiedy to robiłem, wyobrażałem sobie Himchana. Przez ten prawie rok kiedy uprawialiśmy seks regularnie, mężczyzna nauczył mnie wielu rzeczy w tym zakresie. Mogłem śmiało powiedzieć, że wypróbowaliśmy ze sto pozycji i miejsc dogodnych to seksu. Zrobiliśmy to w każdym zakątku naszego domu, nawet w windzie. Himchan był niezaprzeczalnie osobą, która zabrała moją niewinność.
Wszystko to, cała ta złość, smutek, tęsknota, miała wyparować wraz z pojawieniem się niejakiego Bang Yongguka, który posiadał zniewalająco seksowny głos.
* * *
Był okres w moim studenckim życiu, kiedy zacząłem regularnie chodzić na imprezy. Dość miałem samotnych wieczorów przepłakanych w poduszkę. Postanowiłem, że poznam jakichś ludzi, sądziłem, że mi to pomoże.
To nie wniosło do mojego życia nic prócz za dużej ilości alkoholu we krwi każdego dnia i paru przypadkowych chłopaków, którzy albo lubili chłopców, albo eksperymentowali. To nie był chlubny czas i wolałem nie chwalić się tym, co wtedy robiłem.
Skończyłbym źle. Przestałem się uczyć, a sesje były coraz bliżej. Zaznajomiłem się z jakimiś podejrzanymi typami, nie raz brałem jakieś dziwne pigułki, po których miałem halucynacje albo chodziłem podniecony przez następnych kilka dni, obciągałem facetom w publicznych toaletach, upijałem się do nieprzytomności, zdzierałem łokcie, wracając do akademika chwiejnym krokiem.
To jednak wcale nie koniec dziwnych sytuacji w moim życiu. Tym razem jednak miało mnie spotkać coś pięknego. Los w końcu się do mnie uśmiechnął.
* * *
Usiadłem na miękkim krześle w kawiarni, która stała niedaleko mojej uczelni. Zamówiłem mocną kawę i oparłem głowę na dłoni, wpatrując się w okno. Byłem wykończony, wczoraj mój znajomy zaprosił mnie na domówkę i wypiłem za dużo, w pewnym momencie urwał mi się film, obudziłem się w jakimś nieznanym miejscu z obcym mężczyzną. To jak się teraz czułem było okropne. Miałem strasznego kaca, bolało mnie całe ciało, ale najbardziej tyłek, widać mój przypadkowy partner nie należał do delikatnych, a może sam prosiłem go, by zrobił to na ostro, czasem robię takie rzeczy.
Wtedy dosiadł się do mnie przystojny mężczyzna. Miał brązowe włosy, ułożone w artystyczny nieład, głębokie i ciepłe oczy oraz szeroki uśmiech. Wyglądał na miłego.
 - Czemu jesteś smutny? – zapytał.
Zamarłem. Jego głos brzmiał, jakby wydobywał się z najgłębszych czeluści jego ciała. Był tak niski i podniecający, że od razu pomyślałem o tym, jak brzmiałby w trakcie szczytowania. Wymazałem tę myśl najszybciej, jak się dało. Nie byłem desperatem, który rzuca się na wszystko, co się rusza. Widziałem wyraźną granicę pomiędzy mną a tym nieznajomym. Pewnie nawet nie był gejem. Jednak jego głos i troska o mnie, nieznaną mu kompletnie osobę, wyzwoliła we mnie od nowa dziecko. Starałem się skrywać moje zagubienie, jednak kiedy tylko na niego spojrzałem, poczułem, że liczyć na zbawienie może nawet największy grzesznik.
* * *
Nie od razu zrezygnowałem z mojego imprezowego  trybu życia, ale wraz z rozwojem mojej znajomości z Bangiem zacząłem wykręcać się od tego typu rozrywek, na rzecz spędzania czasu z nim.
Na początku spotykaliśmy się tylko w tej kawiarni. Przy naszym pierwszym spotkaniu nie powiedziałem mu, że nie jestem smutny, tylko mam kaca. Czułem, że powinienem to zachować dla siebie.
Przy Bangu starałem się być słodki, postrzegał mnie jako niewinnego chłopaczka z innego miasta, który jest zagubiony i nie posiada za wielu przyjaciół. Traktował mnie, jakbym był jego młodszym bratem. Na początku to było miłe, później stawało się męczące, ponieważ zacząłem go okropnie pragnąć, jednak jeśli uważał mnie za dziecko, nie mogłem mu powiedzieć, żeby mnie przeleciał.
Zaczęliśmy się umawiać w innych miejscach niż kawiarnia obok uczelni. Chodziliśmy do pizzerii, kręgielni, parku, kina, czasem do mojego pokoju w akademiku.
Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim, oczywiście prócz mojej przeszłości. Bang był dokładnie w wieku Himchana, nawet urodziny mieli w podobnym czasie, jego głos był tak seksownie niski,  głos Himchana też był niski, obaj byli również ode mnie niżsi. Wiele łączyło Banga z Himchanem, ale starałem się o tym nie myśleć.
 Bang był inny, całkiem, jego charakter był kryształowy. Miły, przynajmniej dla mnie, był ambitny, pracował i dorywczo komponował, rapował na undergroundowej scenie. Bang był honorowy, często się bił, czasem nawet o mnie. Kiedyś jakiś koleś nazwał mnie dziwką, może znał moje wcześniejsze wcielenie, jeszcze parę miesięcy temu, rzeczywiście obciągałem byle komu. Bang wkurzył się na niego i dość mocno mu przywalił, chyba złamał tamtemu nos, w każdym razie polała się krew. To było naprawdę słodkie, nie pytał czemu ten gość mnie tak nazwał, z góry zakładał, że to na pewno jakiś pijany ryzykant, który szuka zaczepki i wyzywa takich słodkich ludzi jak ja.
Przy nim czułem się swobodnie. Może z początku zakładałem maskę niewinnego, ale z czasem po prostu zacząłem odcinać się od przeszłości i być naprawdę niewinnym nastolatkiem. Często udawałem, że nie rozumiem pewnych spraw, ale wszystko to robiłem dla Banga, by być blisko niego.
Był moim opiekunem, dawał poczucie bezpieczeństwa. Zawsze mnie bronił, rozmawiał i nie oczekiwał nic w zamian. Był najwspanialszym, co mnie dotychczas spotkało.
* * *
Bang był moim najlepszym przyjacielem. Wszystko zmieniło się, wcale nie na gorsze, kiedy zaprosił mnie pierwszy raz do mieszkania. To był prawie rok od momentu, w którym się poznaliśmy.
Usiadłem na jego kanapie, a on postawił na stoliku przed nami dwie szklanki soku. Podziękowałem i uśmiechnąłem się do niego, odwzajemnił gest, moje serce się roztopiło na ten wspaniały widok. Zaczęliśmy rozmawiać o jakichś bzdetach. Jednak mimo usilnych starań, nie potrafiłem się skupić. Przebywanie z nim sam na sam w jego mieszkaniu, było dla mnie, niemalże rocznego abstynenta od seksu, niezwykle pobudzające. Każdy nasz dotyk , który jeszcze wczoraj nie budził we mnie żadnych emocji, teraz sprawiał, że dostawałem gęsiej skórki. W końcu nie wytrzymałem.
 - Bang? –spytałem, a on przerwał swój wywód na temat ostatniej bitwy na rap, jaką stoczył.
 - Tak? – odparł i dokładnie mi się przyjrzał.
Spuściłem wzrok, stawałem się przy nim okropnie wstydliwy, naprawdę byłem jak małe dziecko.
-Nie powiedziałem ci  o czymś – powiedziałem, a on drgnął zaniepokojony.
Postanowiłem, że to już czas, by go uświadomić, chociaż odrobinę.
 - Co się stało? – zaniepokoił się wyraźnie i zmarszczył brwi – Ktoś ci coś zrobił? – spytał.
 - Nie  - wetchnąłem i zabrałem się w sobie – Chcę, byś to ty coś zrobił… - przerwałem trochę niezręcznie, splatając palce.
 - Co takiego mam zrobić?  - zdziwił się.
 - Pocałować mnie – wyszeptałem, unosząc głowę i patrząc mu w oczy.
 - Co? – wydawał się być zszokowany.
 - Prosiłem byś… mnie pocałował – powtórzyłem.
 - Ciebie?... Ja? – spytał, a ja skinąłem głową.
Myślałem, że mnie uderzy albo wyrzuci, zwyzywa, ale on zrobił coś zupełnie odwrotnego. Nachylił się i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
* * *
Tak właśnie zaczął się nasz związek, może niezbyt porywająco, ale podobało się, że to było spokojne i stonowane. Kochałem Banga, a on mnie. Niczego innego nie chciałem.
Wiele rzeczy toczyło się powolnie. Nasze uczucia były platoniczne, choć wyczuwałem, że obaj pragniemy namiętności i ostrzejszych wrażeń.
Poznałem, czym jest prawdziwy związek. Chodziliśmy na randki, karmiliśmy się, trzymaliśmy za ręce, nawet publicznie, nie musieliśmy się ukrywać, mogłem powiedzieć o nas znajomym, nie miałem wyrzutów sumienia, nigdy przez niego nie płakałem. Bang oglądał ze mną filmy, rozmawiał, wstawiał się za mną, bił gości po twarzach, jeśli się do mnie przystawiali, w zimne noce okrywał mnie dodatkowym kocem, przytulał i całował w czoło. Byłem po prostu jego chłopakiem.
Niewinne, niemal braterskie uczucie zmieniło się w moje dwudzieste pierwsze urodziny. Nadszedł czas zmian, stanęliśmy na krawędzi i czekaliśmy, aż któryś spadnie i pociągnie drugiego za sobą.
* * *
Po roku związku w końcu poczuliśmy, że jesteśmy gotowi na coś więcej.
Bang przypierał mnie do oparcia kanapy i całował namiętnie, jego ręce były dosłownie wszędzie, badając każdy skrawek mojego nagiego ciała, a ja wzdychałem głośno i rozpinałem pasek jego spodni.
Wszystko zaczęło się, gdy wpadłem do jego domu, cały przemoczony. Chciałem go odwiedzić, ale w drodze zaskoczyła mnie ulewa. Nienawidziłem burzy, miałem tak od dziecka, więc kiedy tylko usłyszałem głośny huk, wcześniej dostrzegając nagły błysk oświetlający korytarzyk pogrążony w mroku, skuliłem się przestraszony i zdjąłem kurtkę i buty, wbiegając do salonu. Bang spał, więc położyłem się obok i wtuliłem w niego. Widać tylko drzemał, bo jego oczy otworzyły się, kiedy pocałowałem go lekko w usta. Nie mogłem się powtrzymać, by nie objąć go mocniej i znów go nie pocałować, wyglądał rozkosznie z tymi zaspanymi oczami i włosami w nieładzie.
 - Junhong – mruknął zaspany, ale oddał pocałunek.
Wszystko skończyłoby się normalnie, gdyby przy zmianie pozycji, nie otarł się mocno o moje krocze. Jęknąłem zdziwiony, a on spojrzał na mnie zszokowany. Chyba po prostu nie wiedział, że potrafię tak reagować. Otarł się o mnie znów, a ja znowu jęknąłem. Później wszystko potoczyło się szybko, jedynie z jedną przerwą.
 - Bang… – wetchnąłem podniecony, kiedy włożył główkę swojego członka do mojej dziurki.
Zatrzymał się, a ja jęknąłem głośno, nie potrafiąc opanować emocji.
 - Muszę ci coś powiedzieć.
Skinął głową, jakby wiedział, co chce powiedzieć, lecz się mylił, co do mojej niewinności.
 - Pewnie myślisz, że to mój pierwszy raz- wyszeptałem zawstydzony.
 - A tak nie jest? – spytał.
 - Nie – powiedziałem – Nie jestem już niewinny. Od dawna – wyjaśniłem.
 - To nic, Junhongie – powiedział czule i pocałował mnie uspakajająco w czoło, po czym jednym ruchem wszedł we mnie do końca, krzyknąłem z bólu, wiedziałem, ze nie zrobił tego specjalnie, bo Bang nigdy nie sprawił mi bólu, bo Bang to nie jest Himchan i mogę czuć się przy nim bezpiecznie.
* * *
Jednak czy Bang powinien czuć się bezpiecznie przy mnie? Jestem kłamcą, Bóg mi nigdy nie wybaczy, nikt mi nie wybaczy, jeśli się dowie o wszystkim złym, co zrobiłem. Nikt prócz Himchana, bo to on pozbawił mnie zmysłu, który pomaga odróżniać dobro od zła. Wiedziałem, że tak naprawdę tylko on mnie zna. Bang mógł jedynie myśleć, że wie kim jestem, ale tak naprawdę nie mógł wiedzieć, bo sam tego nie wiedziałem.
Czasem powracały do mnie wspomnienia, a wtedy zaczynałem się bać. Dokładnie pamiętałem, jak wtulałem się w Himchana co noc, pamiętałem jego cynamonowy zapach i to jak smakował, zawsze tak samo - czarną kawą, pamiętałem strukturę jego smukłych dłoni, dokładnie pamiętałem jego niski głos tuż przy moim uchu, kiedy oznajmiał, że jestem uroczy. Nic się nie zmieniło, dalej był w mojej głowie.
Od kiedy wyjechałem na studia trzy lata temu nie byłem w domu ani razu. Matka na początku pisała, ale wkrótce nasz kontakt się urwał. Chciałem tego. Zapomnieć. Już prawie mi się udało. Byłem z Bangiem już dwa lata, dzięki niemu zapomniałem o przeszłości, zostawiłem ją za sobą. Wyzwoliłem w sobie dziecko, które chowało się w środku przez ten cały czas. Straciłem swoje ostatnie lata dzieciństwa, dojrzewania przez Himchana. Teraz znów próbowałem zawrócić czas.
Było tak pięknie, ale oczywiście w takich momentach zawsze coś się musi zepsuć. Chyba odrobiłem już swój limit szczęścia. Zawisły nad nami czarne chmury.
* * *
Telefon spadł mi na podłogę i rozbił się z hukiem. Spojrzałem w ścianę i upadłem na ziemię nieprzytomnie, patrząc w przestrzeń. Bang podbiegł do mnie, próbował coś ze mnie wydobyć. Nic nie słyszałem, widziałem tylko, jak jego wargi poruszają się, kiedy wymawiał pojedyncze słowa. Chciałem zemdleć, to byłoby łatwiejsze, ale życie nigdy nie jest łatwe. Możemy jedynie oczekiwać uproszczeń, łudzić się, że to w ogóle możliwe.
 - Co się stało, Junhong? - spytał chyba po raz dziesiąty Bang.
Spojrzałem na niego, odzyskałem umiejętność rejestrowania otaczającego mnie świata. Z moich oczu popłynęły łzy rozpaczy, Bang mnie przytulił, a ja się nie opierałem. To jedna  tych chwil, kiedy byłem sobą, całym sobą. Nic nie blokowało moich zachowań, a ja chciałem tylko kogoś uderzyć.
 - Moja mama zmarła – wyszeptałem, szlochając.
* * *
Nigdy nie opowiadałem Bangowi o swoim życiu. Kiedy pojechaliśmy na pogrzeb  do Daegu, po raz pierwszy zetknął się z moją przeszłością. Zdziwiło go, to co zobaczył.
 - Nigdy nie mówiłeś, że mieszkałeś w Daegu, nawet nie wiedziałem, że masz matkę – powiedział z lekkim wyrzutem, kiedy jechaliśmy samochodem.
Patrzyłem w szybę, obserwując zmieniający się krajobraz. Pierwszy szok minął, zostały wyrzuty sumienia. Byłem okropnym synem. Na stwierdzenie Banga wzruszyłem ramionami.
 - Nie było o czym mówić – powiedziałem i uśmiechnąłem się uroczo.
 - Czemu się wciąż uśmiechasz, Junhong? – spytał zdziwiony i nieco zirytowany – Wiesz, że możesz być smutny, to normalne, a nawet rzekłbym, ze to dziwne, że tylko twoja pierwsza reakcja była histeryczna, kiedy mój ojciec zginął wraz z rodzeństwem płakaliśmy przez tydzień, a przez następne kilka chodziliśmy smutni. Nie musisz udawać – zapewnił mnie.
 - Gdyby nie udawanie było łatwe, to bym to robił – odrzekłem ponuro.
Bang odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie zszokowany, pierwszy raz powiedziałem przy nim coś takim tonem. Kiedyś to było dla mnie normalne, lecz od kiedy go poznałem, starałem się być dużo bardziej radosnym, bo takiego mnie kochał.
* * *
Pierwsza konfrontacja Banga z Himchanem była bardzo dziwna. Bałem się okropnie, że wszystko się posypie. Nie mogłem nie przyjechać na pogrzeb mamy. Kochałem ją, choć byłem dla niej okropny. Spałem z jej mężem, nie powiedziałem jej o jego zdradach, nie słuchałem jej, a kiedy wyjechałem na studia, przestałem się do niej odzywać. Przez ostatnie trzy lata nie przyjechałem do domu ani razu, mimo jej wielu próśb.
Teraz znów stałem w swoim domu i czekałem, aż ktoś otworzy mi drzwi. To było upokarzające, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, kto stanie po drugiej stronie. Nie myliłem się. Stanął przede mną Himchan. Spojrzał zdziwiony na mnie, później na Banga. Nie wiedział co się dzieje. Czułem się dziwnie, znów na niego patrząc, zmienił kolor włosów, teraz był blondynem. Do twarzy mu w tym kolorze, zresztą z taką urodą, we wszystkim mu do twarzy. Byłem od niego sporo wyższy, chyba urosłem. Był zagubiony, ale kiedy spostrzegł nasze złączone dłonie, już wiedział, kim jest Bang. Kiedy stanął przed nami, nie poznałem go, zagubiony i niepewny, jednak gdy już zdał sobie sprawę, o co chodzi, na jego twarz powrócił irytujący uśmieszek, który tak dobrze znałem. Rzucił spojrzenie Yonggukowi i przytulił mnie mocno. Zdziwiony jego gestem nie poruszyłem się ani o milimetr. Zamarliśmy w tej dziwnej pozycji. Ja przytulony do Himchana i nadal trzymający dłoń zdziwionego Banga w swojej. Himchan wtulił się we mnie mocniej i przysunął wargi do mojego ucha.
 - Witaj w domu, Junhongie – szepnął tak, bym tylko ja to usłyszał – Wyglądasz uroczo – dodał, a ja zadrżałem.
Zapowiadało się naprawdę ciekawie.
* * *
Siedzieliśmy w salonie, a w mojej głowie wirowało mnóstwo wspomnień. Nie zliczyłbym, ile razy już pomyślałem, że na tej kanapie, na której siedzimy z Bangiem, kochałem się z Himchanem. Do moich nozdrzy docierał cynamonowy zapach Himchana, który popijał czarną kawę.
 - Jesteś bratem Junhonga?- spytał w końcu Bang.
 Himchan zaśmiał się i pokręcił głową.
 - Oczywiście, że nie – odparł rozbawiony, Bang zmarszczył brwi, wiedziałem, że jest zagubiony – Jestem jego ojczymem – oznajmił gładko, tak jakby to, że pieprzył mnie przez rok, nic nie znaczyło.
Mętlik w głowie się powiększał, wszystko zdawało się być dziwne. Znajomy dom, wszystkie te wspomnienia zanim przybył Himchan, wszystkie te, kiedy już tu mieszkał. Kręciło mi się w głowie.
 - Ojczymem? – spytał zdziwiony Bang – Jesteś bardzo młody – stwierdził – Ile masz lat?
Himchan uniósł jedną brew i uśmiechnął się przyjaźnie. Widziałem fascynację Banga. Himchan potrafił działać na ludzi, był pieprzonym uwodzicielem.
 - Dwadzieścia siedem – odpowiedział lekko.
 - Naprawdę? Ja też tyle mam – oznajmił Bang.
 - Och, to wspaniale – nie wiem, czy Himchan grał, czy naprawdę był miły dla Banga – Jesteśmy w tym samym wieku, przejdźmy, więc na „ty” – powiedział, wyciągając dłoń, którą mój chłopak uścisnął.
 - Yongguk – przedstawił się.
 - Himchan. Więc jesteś chłopakiem Juna? – spytał, a Bang przytaknął – Wyglądasz na miłego i troskliwego, poza tym jesteś przystojny, a Jun uwielbia przystojnych ludzi. Jest nieco płytki, ale za to całkowicie uroczy – roześmiał się.
Bang spojrzał na mnie niepewnie, a ja tylko spuściłem wzrok zakłopotany.
 - Płytki? Co przez to rozumiesz? – spytał Bang.
 - Jego wcześniejszych chłopaków – odparł prosto.
 - Chłopaków? – spytał podejrzliwie – Mówiłeś, że miałeś jednego, Junhong – jego ton głosu informował mnie, że jest rozczarowany moim kłamstwem.
 - No cóż… - wymamrotałem zakłopotany.
 - Tak powiedziałeś, Junhongie. Nie wiesz mu za bardzo, Yongguk, bo niezły z niego naciągacz – uśmiech Himchana był wredny i kierowany do mnie.
* * *
Wieczorem, kiedy wtulałem się w Banga, w łóżku w moim starym pokoju, mężczyzna zaczął zadawać pytania.
 - Czemu Himchan nazwał cię naciągaczem? – spytał, a ja drgnąłem.
 - Skąd ci to… - zacząłem, ale mi przerwał.
 - Odpowiedz, Junhong. Nie mówisz mi całej prawdy. Czuję, że cię nie znam. Nic mi nie mówisz, nie opowiadasz o sobie nigdy. Nie wiem, kim tak naprawdę jesteś.
 - A kim mogę być? – spytałem.
 - Nie wiem- odparł zagubiony.
Złączyłem nasze wargi w delikatnym pocałunku.
 - Jestem Choi Junhong, twój chłopak.
* * *
Bang musiał jechać do Seulu, ja wziąłem wolne na uczelni i zostałem. Chciałem być na pogrzebie, który miał się odbyć za dwa dni. Wiedziałem, że w czasie dwóch dni, które spędzę z Himchanem sam na sam, może wiele się wydarzyć. Starałem się spędzać z nim jak najmniej czasu, jednak wieczorem przy kolacji dopadł mnie i zaczęliśmy rozmowę.
 - Yongguk jest przystojny – oznajmił.
 - To prawda, jest też bardzo dobrym człowiekiem – powiedziałem.
 - Jest męski – dodał jeszcze –Lubisz męskich facetów, Junhong? –spytał uwodzicielsko.
 - Tak – odparłem.
 Spojrzał po sobie, a potem na mnie.
- Nie jestem zbyt męski – powiedział – Zmienił ci się gust. Może sam jesteś teraz dominatorem? Podnieca cię dominowanie? – pytał, wstając i podchodząc blisko mnie.
W pewnym momencie, odsunął moje krzesło od stołu razem ze mną i siadł mi okrakiem na kolanach.
 - Chciałbyś dominować? – spytał, a ja nie poruszyłem się.
Byłem zszokowany. Nie wierzyłem, ze znów jestem w tej samej sytuacji. Podniecał mnie Himchan. Chciałbym dominować nad nim. Właściwie z Bangiem nie miałem na to szans, mimo że był drobniejszy ode mnie, to uważał, że jestem zbyt słodki na dominatora, a sam bałem się wychodzić z tak śmiałą propozycją. Himchan znów czytał w moich myślach. Sprawić, by jęczał pode mną… Zdawało mi się, że muszę to zrobić.
 - Chciałbyś? – zapytał ponownie i otarł się o moje krocze, jęknąłem zawstydzony.
 - Tak – powiedziałem.
Uśmiechnął się przebiegle, łącząc nasze usta.
* * *
Nie wiem, jak mogłem się z nim pieprzyć. Znowu. I to nie jeden raz. Wydawało mi się, że to całkiem normalne. Kiedy wróciłem do domu, do Banga, już nic nie było między nami takie samo. Chyba zauważał we mnie te subtelne zmiany, jak zmiana koloru włosów na szary albo większe zapotrzebowanie na seks.
Często wyjeżdżałem, mówiłem, że jadę do kolegi albo wynajdywałem jakieś wymówki, czemu mnie nie będzie. Tymczasem tak naprawdę jeździłem do Daegu i spotykałem się z Himchanem. Kochałem się z nim, a potem wracałem i kochałem się Bangiem. Znów wpadłem w to błędne koło.
* * *
Bang nie wiedział, że palę. Kryłem się z tym przez cały czas, kiedy z nim byłem. Wychodziłem czasem na balkon w nocy, kiedy mój chłopak spał i wypalałem fajkę. Dziś miałem mętlik w głowie, czułem, że to jest ten kulminacyjny moment. Nie chciałem tego sam przed sobą przyznać. Zbliżał się kres tej historii.
 Tym razem Bang nie spał, obudził się i podążył za mną.
 - Junhong? - spytał, patrząc na mnie zszokowany – Ty palisz?
 - Ja… - zająknąłem się, zauważając go w drzwiach, wyrzuciłem papierosa przez barierkę – Em…czasem? – bardziej spytałem, niż oznajmiłem.
 - Od kiedy? – spytał.
 - Od kiedy zacząłem chodzić na studia – przyznałem się.
 - Czemu ja o tym nie wiem? – zadał pytanie, które otworzyło mi oczy.
To już koniec. Jesteśmy sobie obcy.
 - Bo nie wiesz o mnie niczego. Wpuściłeś do domu obcego człowieka i śpisz z nim co noc – powiedziałem, a on stał w miejscu, nie dowierzając.
 - Co chcesz mi powiedzieć? - spytał w końcu.
 - Chyba powinienem się spakować – odparłem, zamiast się wytłumaczyć.
 Chciałem go wyminąć, ale złapał moje ramię i zatrzymał mnie obok siebie. Bolało mnie to, mocno wbijał w moją skórę swoje palce.
 - Chcę wiedzieć – powiedział.
 - Ja… kocham cię, ale jest ktoś, kogo kocham bardziej – oznajmiłem i uniosłem wzrok, patrząc mu w oczy, widziałem w nich ból – Przeniosłem się do Seulu, by o nim zapomnieć, by się odciąć, lecz cały czas myślałem o nim, zacząłem imprezować i robiłem naprawdę ohydne rzeczy, w dniu w którym się poznaliśmy, miałem kaca, a nie byłem smutny – powiedziałem, utwierdzając go w tym, że cały nasz związek to kłamstwo – Nie jestem święty, nie jestem słodki, nie jestem niewinny i nie jestem tym, którego kochasz. Wszystko to jedno wielkie kłamstwo.
- Kim on jest? – spytał.
 - To Himchan – powiedziałem i wyszedłem.
* * *
Himchan otworzył drzwi i nim cokolwiek powiedział, ja uderzyłem go z pięści w twarz. Upadł zdziwiony na podłogę.
 - Wszystko przez ciebie – powiedziałem wściekły, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Co ci jest, Junhong? – spytał.
 - Zniszczyłeś moje życie – oznajmiłem – Jak się z tym czujesz? – spytałem.
Czekałem na jego odpowiedź. Podniósł się i stanął naprzeciwko.
Nienawidziłem go, nienawidziłem wszystkiego, co się z nim wiąże, chciałem, by zginął. Jednocześnie tak bardzo go kochałem, przez te wszystkie lata, był moim pierwszym i ostatnim. Niczego więcej nie pragnąłem, kiedy był obok. Mogłem przez wieczność przytulać go, całować. Pragnąłem go najbardziej ze wszystkich ludzi na świecie. Był moją miłością, moim życiem, moim powietrzem i najgorszym wrogiem. Był całym moim światem. Wszystko co robiłem, było dla niego albo przez niego. Wszystko kręciło się wokół jego osoby. Desperacko poszukiwałem sposobu, by z nim być i się od niego uwolnić. Chciałem być jego. Tylko tyle. Zniszczył mnie, rozpalił we mnie ogień, który mnie pochłonął. Od kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, wiedziałem, ze to ten. Ten jedyny.
Nie wiem, czego oczekiwałem. Że co mi powie? Wyzna mi miłość? Przeprosi? To Kim Himchan. Mój koszmar. Na fakt o zniszczeniu mojego życia, odpowiedział jedynie:
 - Jest w porządku .
Nie wytrzymałem, zacząłem go okładać pięściami, a on się zasłaniał, błagał, bym przestał. Był tchórzem całe życie, a ja nie mogłem się zatrzymać. Czułem na rękach krew, czułem jego opór, wyczuwałem zapach jego cynamonowych perfum, słyszałem prośby i płacz. Płakałem razem z nim, wylewałem morze łez. Poczułem, jak ustępuje, przestaje się poruszać, wierzgać nogami, uderzać we mnie rękami, zamilkł. Nie przestałem uderzać, nie mogłem. Niech poczuje moje cierpienie. Niech wie, jak bardzo mnie bolało, to co ze mną robił. Nie obchodziło mnie, że on już nie żyje, bo ja też przestałem żyć.
Przestałem żyć w chwili, kiedy go poznałem.

2 komentarze:

  1. OMG To było zawaliste OOOO: Nie licząc (według mnie) zbyt dużej ilości seksu XD
    Nie myślałam, że tak to się skończy. Tu mnie zaskoczyłaś! Szkoda mi Bang'a, a Himchan to tutaj straszny dupek i dobrze, że tak skończył :I
    Na początku zawsze jak widzę nowy rozdział to przejeżdżam scroll'em żeby zobaczyć jaką ma długość, ten wydawał się dość długi, ale jak zaczęłam czytać to tak szybko poszło, że nie zauważyłam kiedy się skończyło.
    Czekam na więcej ficków :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To znów ja ;w;
    Tym razem jednak z informacją, o nominacji do The Versatile Blogger II.
    http://liraelwolf.wordpress.com/2014/01/28/the-versatile-blogger-ii/

    OdpowiedzUsuń