Jungkook od kilku chwil stał niemalże nieruchomo,
spoglądając na dzieło stojące przed nim. Wyglądał niczym antyczny posąg,
zastygły w podziwie i konsternacji. Próbował rozgryźć drugie dno instalacji,
jednak po jego głowie krążyło zbyt wiele sprzecznych myśli. W jednej chwili
widział ból, w innej samotność, a w kolejnej przebijał się jednak promyk
nadziei.
Interpretacja kilku splątanych
drutów mogłaby być dla kogoś innego szaleństwem, jednak nie dla niego. O tym
właśnie marzył, gdy wyjeżdżał. Nie, nie o splątanych drutach. O intelektualnych
wyzwaniach, o kameralnych wernisażach, o zadymionych knajpkach pełnych
artystycznych dusz, o krytykach sztuki, którym spodobają się jego prace.
Jungkook jednak stał wciąż w
miejscu przed obcym dziełem, którego
nie mógł rozgryźć, będąc marnym widzem, trzymając w ręku lampkę białego wina. Samotnie.
Wtem ktoś stanął obok niego, ciemny cień przesunął się niemal
bezszelestnie u boku chłopaka. Jungkook poczuł się wyrwany z bezowocnych
rozmyślań, pojawienie się czerni tuż przy jego ramieniu rozproszyło jego
pogmatwane myśli.
Chłopak spojrzał w prawo, a potem
nieco w dół. Figura stojącej koło niego osoby, okazała się odzianym na czarno
mężczyzną, starszym od Jungkooka, jednak o wiele drobniejszym. Marynarka
czarnowłosego przybysza połyskiwała we fluorescencyjnym świetle sali, materiał
mienił się brokatowym onyksem, był to jedyny ekstrawagancki element jego
stroju, jednak przykuwał wzrok.
- Ciekawa
instalacja - rzekł mężczyzna niskim,
ochrypłym głosem człowieka skacowanego.
Jungkook
spojrzał na dzieło przed nim i nieśmiało skinął głową, twarz drobnego przybysza
była mu dziwnie znajoma, ale na wernisażu takim, jak ten, wiele razy można było
tak pomysleć. Wszędzie napotykało się znajome z telewizji twarze.
Dla
chłopaka ci ludzie byli tylko twarzami, żaden z nich nigdy nie próbował
zaprzyjaźnić się z nim, każdy unikał młodych celebrytów, starsi woleli
utrzymywać z nim połowiczne kontakty. Niektórzy mu gratulowali, inni
proponowali mniej lub bardziej niemoralne rzeczy, jednak zdecydowana większość
preferowała chłodne, ostentacyjne milczenie.
Starszy mężczyzna spojrzał na
niego, jednak zaraz cofnął wzrok, gdy zauważył, że Jungkook może to zobaczyć
kątem oka.
- Widziałem twoją
sesję w Vogue – powiedział od niechcenia.
- Naprawdę? – udał
zdziwienie Jungkook, jednak w myślach nie umiał zliczyć, ile osób już mu to
powiedziało w ostatnim tygodniu – I jak wypadłem?
- Znakomicie –
zapewnił starszy.
Zapadło
dość długie, krepujące milczenie. A może było takie tylko dla młodszego?
- Gdzież moje maniery
– zawołał nagle jak oparzony starszy, aż Jungkook podskoczył – Nie
przedstawiłem się, a ludzie tak młodzi jak ty, mogą nie kojarzyć takich
staruszków jak ja.
Jungkook
odwrócił głowę w stronę dziwnego człowieka w onyksowej marynarce i po raz pierwszy
ich oczy się spotkały. Ciepłe, jednak dziwnie smutne, piwne plamki grały w
tęczówkach mężczyzny, a Jungkook poczuł, że zostaje wciągnięty w głąb dwóch
studni.
- Jestem Min Yoongi –
oznajmił mężczyzna i skłonił lekko głowę.
Jungkook
poczuł, że gorąco uderza w jego pierś i policzki, a nogi lekko chrzęszczą pod
nim, jakby miały się momentalnie ugiąć.
Min
Yoongi.
Uznany
na całym świecie producent, chwała Korei na Zachodzie. Miliarder z upodobaniem
do surrealistycznej rzeczywistości. Człowiek – legenda, człowiek – idea.
Jungkook
poznał już wielu sławnych ludzi, jednak żaden nie był Min Yoongim. Chłopak nie
był pewien, czy można oceniać w jakiejkolwiek skali potęgę tego człowieka.
Obrośnięty mitami niczym bluszczem, kochany, szanowany, wielbiony, wysławiany.
Min
Yoongi widział okładkę Jungkooka. Widział jego marne pozy i sztuczny uśmiech.
Widział.
Jungkook
chciałby się zapaść pod ziemię. Okryć się hańbą. Popełnić harakiri.
Jednak
jedyne co mógł zrobić w tym momencie młodszy, to stanie dalej w miejscu,
udawanie posągu, kontemplowanie.
- Jeon Jungkook,
proszę pana – odpowiedział grzecznie.
- Wiem, synu. Jak już
mówiłem widziałem tą sesję z Vogue’a, widziałem też kilka innych. Ładny z
ciebie dzieciak. Muszę przyznać, że widziałem wiele ładnych dzieciaków, ale
żaden nie miał takich oczu jak ty… - po chwili wahania dodał – Intrygujące.
Jungkook
był posągiem, jednak gdy Min Yoongi komplementuje, nikt nie może uniknąć
topnienia pod wpływem tych słów, nawet jeśli jest się z marmuru. Chłopak czuł
topnienie, jego temperatura i ciśnienie podskoczyły, a serce waliło jak młot w
piersi. Czym może być niebo? Czym jeśli nie tym momentem?
Jungkook
pragnął oddać hołd swemu idolowi, chciał uwznioślić ten moment, to drobne
spotkanie, jednak jedyne co zrobił jako zwykły śmiertelnik pozujący do
szmatławców, to wydukanie podziękowania i dodanie jeszcze kilku gwoździ do
trumny w postaci słów :
- Jestem wielkim
fanem pana muzyki, naprawdę świetna robota.
I gdy
Jungkook myślał, że Min Yoongi bez słowa na zawsze zostawi go po tym
upokarzającym wyznaniu na poziomie gimnazjalisty, zostało mu coś wciśnięte w
rękę, a mistrz oddalił się, rzucając na odchodnym:
- Wpadnij na moje
przyjęcie w ten weekend, na pewno ci się spodoba, moje znajome będą piszczeć z
zachwytu.
Po tych
słowach mityczny onyksowy cień zniknął za ścianą, a Jungkook stał w miejscu, z
przejęciem ściskając w ręku prostokątny kartonik z adresem. Przepustkę do
świata marzeń. Marzeń, które popchnęły go do wyjazdu.