Zima, rok 2012, New
Jersey
- Proszę, usiąść –
powiedział Sehun, wskazując dziennikarzowi fotel w salonie.
- Ach, dziękuję –
odparł mężczyzna z uśmiechem.
- Coś do picia? –
spytał gospodarz domu.
- Nie, nie. Przejdźmy
od razu do wywiadu. Mam wiele pytań i nie wiem, czy starczy nam czasu.
Dziennikarz wyglądał na góra dwadzieścia pięć lat, był
bardzo młody i starszy mężczyzna wiedział, że być może dzięki temu wywiadowi
będzie mógł wzbić się na wyższy poziom swojej kariery.
- Nazywam się Xiumin, to zaszczyt pana poznać – zapewnił i
wyciągnął dłoń, którą Sehun uścisnął.
- Oh Sehun –
przedstawił się - Nie sądzę, by
rzeczywiście to mógł być zaszczyt, nie jestem nikim szczególnym, nie jestem
żadną gwiazdą – powiedział spokojnie, jednak dziennikarz pokręcił głową.
- Znał pan gwiazdę
światowego formatu, która stała się ikoną grungowego świata i do dziś jest
pamiętana jako jedna z najbardziej rozpoznawanych muzyków świata.
- To fakt. Lay
rzeczywiście był gwiazdą – przyznał Oh – Do samego końca – dodał z nostalgią.
- Ile mamy czasu? –
spytał Xiumin.
- Myślę, że mogę
poświęcić, tyle ile pan zechce, tylko ostrzegam, że możliwe, że będziemy
musieli się gdzieś przenieść, bo moja żona wraca z pracy po południu, no i
dzieci też będą wieczorem.
- Nie ma
najmniejszego problemu – zbył go, wydawał się być okropnie podekscytowany – Nie
mogę uwierzyć, naprawdę. To pierwszy wywiad, na który się pan zgodził.
Dlaczego? – spytał.
- Chcę się w końcu
pozbyć tej historii, to ciągnie się za mną już od ponad dwudziestu lat. Jestem
tym trochę zmęczony, szczerze mówiąc. Dziennikarze nie dają mi spokoju,
ostatnio znów zaczęli do mnie wydzwaniać. Słyszałem, ze grunge wraca do łask i
pewnie przez to sobie o mnie przypomnieli.
-Tak, też słyszałem o
tym – mruknął dziennikarz, szperając po kieszeniach – Możemy, więc zaczynać –
oznajmił i wyjął staromodny dyktafon, włączył go, i położył na stole – Jak pan
poznał Laya?
- Dorastałem w
Seattle, mieszkałem tam wraz ze swoimi rodzicami od kiedy skończyłem cztery
lata. Kiedy pierwszy raz spotkałem Laya miałem ledwie szesnaście lat, a życie
jeszcze nigdy nie przyniosło mi smutków czy jakichkolwiek zmartwień. Miałem
wszystko. Pieniądze, paczkę przyjaciół, dobry wygląd, kochającą rodzinę. Jednak
żyłem pod kloszem, nie wiedziałem o wielu rzeczach, nie zastanawiałem się nad
nimi. Żyłem na pewnym poziomie i nie miałem pojęcia, o tym co dzieje się, kiedy
ktoś nie ma tego wszystkiego co ja –Sehun zamyślił się, uśmiechając się ze
smutkiem – Lay nie był kimś, kogo polubiliby moi znajomi czy rodzice. Żył
inaczej niż ja i ludzie, z którymi się wtedy zadawałem. Można powiedzieć, że
miał duszę artysty i inne te bzdety, a ja niestety byłem rozpieszczonym
bachorem, i nie rozumiałem, czym jest prawdziwa pasja.
Jesień, rok 1987,
Seattle
To był koniec lat osiemdziesiątych i świat zmieniał się gwałtownie.
W tamtym czasie w Seattle panował kryzys i wielu ludzi borykało się ze sporymi
problemami finansowymi. Seattle było zwyczajnie pomijane, przysłaniały je takie
miasta jak Los Angeles czy Nowy Jork. Właśnie wtedy, w takich warunkach, zaczął
powstawać grunge, nowy gatunek muzyczny powiązany z punkiem i heavymetalem,
założono wtedy wiele zespołów. Popularność zdobywała Nirvana, Pearl Jam, Alice
in Chains oraz Soundgarden, które były nazywane ‘wielką czwórką z Seattle’.
Młodzi ludzie szaleli na punkcie tej muzyki i Seattle znów zaczęło stawać się
popularne, dzięki znaczącej działalności na scenie muzycznej.
Sehun nie różnił się od swoich rówieśników, również słuchał
tego typu muzyki. Nie był wyjątkiem, starał się nie odstawać od reszty i
podążać za nowymi trendami, podobnie jak każdy nastolatek.
Miał właśnie ostatnią lekcję przed weekendem i nudził się
okropnie, słuchając potajemnie muzyki na walkmanie. Niemal przysypiał, gdy
nauczyciel pokazywał na tablicy jak rozwiązywać równania. Sehun nienawidził
szkoły, ale nie miał nic do gadania w tej sprawie, bo jego rodzice byli
bezwzględni w sprawach edukacji.
Ktoś uderzył go w ramię, by zwrócić jego uwagę. Chłopak
odwrócił się poirytowany, wyjmując słuchawki z uszu i spoglądając za siebie. To
był Kai, jego najlepszy i najbardziej irytujący przyjaciel.
Sehun nie był jakoś specjalnie popularny, ale miał swoją
paczkę przyjaciół i to z nimi spędzał swój czas. Jego rodzice byli zapracowani
i nie było ich często w domu, a że był jedynakiem, to cały swój czas spędzał
właśnie z przyjaciółmi, którzy stali się jego rodziną.
Jongin był przystojnym brunetem, który był zakochany w tańcu
i marzył o tym, by w przyszłości móc wystąpić w reality show, takim jak’ Dance
Party USA’. Sehun gorąco go w tym dopingował i podziwiał jego zapał, bo on sam
nie miał żadnego konkretnego celu w
życiu i to nieco go martwiło, ale starał się na razie o tym nie myśleć.
- Czego chcesz? –
syknął cicho blondyn.
Jongin uśmiechnął się głupkowato, na co Sehun mógł jedynie
przewrócić oczami.
- Idziemy dziś do
klubu? – spytał brunet.
- Możemy – odparł
Sehun i odwrócił się z powrotem do tablicy, wkładając słuchawki z powrotem do
uszu.
Jongin i Sehun lubili wypady do klubów. To znaczy właściwie
to Jongin je lubił, a Sehun jako dobry przyjaciel mu towarzyszył. Obaj lubili
tańczyć i to był główny powód, dla którego uczęszczali do owych klubów,
oczywiście to też trochę przez to, że lubili pić i flirtować z dziewczynami,
ale to było zdecydowanie na drugim miejscu, przynajmniej u Jongina, który
rzeczywiście mógłby oddać życie za taniec, Sehun był raczej amatorem
wczuwającym się w rytm, by przyciągnąć do siebie kobiety.
Po lekcjach zamiast do swojego domu Sehun skierował się do
domu Jongina. Obejrzeli razem jakiś film, a potem zaczęli szykować się do
wyjścia.
Kiedy dotarli pod klub, reszta już tam była. Przywitali się
z trójką kolegów i ustawili się w kolejce, która tego wieczoru była podejrzanie
długa. Jongin prychnął, patrząc na sznur ludzi przed nim. Sehun nie widział
sensu w komentowaniu tego, jednak Baekhyun, który stał obok niego, zaczął w
bardzo dosadny sposób przedstawiać swoje stanowisko w sprawie stania w takiej
kolejce.
- Niby czemu nie
pójdziemy do innego klubu? – spytał wściekły.
Chanyeol, który stał za nim, spojrzał na niego sceptycznie.
- Chcesz zrezygnować
z tego klubu przez jakąś głupią kolejkę?
- Niby czemu nie? –
Baek zadarł głowę w górę, mierząc groźnie wielkoluda – Czy to jedyny klub w
mieście? – uniósł brwi.
- Nie – zaprzeczył
Luhan, który stał dotąd w ciszy, podobnie jak czynił to Sehun – Ale za to
najlepszy – dodał, rozpętując tym samym wojnę.
Baekhyun zaczął się wykłócać z wszystkimi, że tak wcale nie
jest, choć oczywiście wiedział, że nie ma racji.
- Jak myślisz, czemu
jest tu tak dużo ludzi? – spytał Sehun cicho Jongina.
Jongin wskazał na plakat wiszący na drzwiach klubu, na
którym widniał napis oznajmiający, że dziś gra nowy i fantastyczny zespół
grunge ‘owy ‘LOSt’. Sehun przytaknął ze zrozumieniem i znów zamilkł, czekając
cierpliwie.
W końcu znaleźli się przy drzwiach, więc pokazali swoje
sfałszowane dowody, których zawsze używają, by wejść do klubów i móc kupić alkohol.
Dobrze, że byli Azjatami, swój młodzieńczy wygląd mogli zawsze wyjaśnić
stereotypem wiecznej młodości żółtej rasy.
Klub był wypełniony po brzegi, nic dziwnego był piątek
wieczór. Piątka chłopaków z początku usiadła razem i wypiła trochę, ale już po
pół godzinie zaczynali się rozpierzchać. Pierwszy opuścił ich Luhan, do którego
podeszła jakaś dziewczyna i zapytała go o to, czy z nim nie zatańczy, a Lu z
chęcią spełnił jej prośbę. Baekhyun wybrał się po kolejnego drinka, ale nie
wrócił. Kai rozluźnił się już na tyle, by ruszyć na parkiet, a Chanyeol
stwierdził, że powinien poszukać Baekhyuna, bo ten zaraz zostanie zgwałcony
przez jakąś napaloną laskę, jeśli zostanie dłużej sam.
Sehun nie miał jakoś szczególnej ochoty dzisiaj tańczyć,
więc został przy stoliku, pijąc samotnie. Nie długo jednak był sam, bo już po
chwili dosiadła się do niego jakaś dziewczyna. Była ładna, miła i dobrze im się
rozmawiało, jeśli można w ogóle stwierdzić takie rzeczy po kilku minutach
znajomości. Pewnie wszystko ułożyłoby się normalnie, gdyby nie nagła cisza i
wejście na scenę zespołu, który miał tego wieczoru grać w klubie. Czwórka
mężczyzn rozłożyła sprzęt.
- Jesteśmy LOSt.
Zagramy dla was parę piosenek. Gramy grunge. Mam nadzieję, że będziecie bawić
się dobrze – powiedział dość wysoki chłopak z blond włosami, który musiał być
gitarzystą.
Już od pierwszych akordów można było stwierdzić, że zespół
jest naprawdę dobry. Sehun z początku nie zwrócił na nich uwagi, ale wkrótce
potem mimowolnie zaczął bujać się w rytm ostrej muzyki i wsłuchiwać się w
depresyjny tekst. W końcu spojrzał w stronę sceny i zamarł na widok chłopaka z
gitarą, który wczuwał się niesamowicie śpiewając refren.
Chłopak był niesamowity, mógł być nieco starszy od Sehuna i
był niższy od niego, miał czekoladową grzywkę opadającą mu na oczy i
niesamowite, delikatne dłonie, które blondyn mógł dostrzec nawet ze swojego
miejsca, był, podobnie jak on sam, Azjatą . Śpiewał naprawdę fantastycznie i
Sehun był pod ogromnym wrażeniem. Jednak to co przyciągało go w tym chłopaku, nie
było tak oczywiste jak wygląd, czy umiejętności. On miał coś w sobie i nie dało
się tego wytłumaczyć, to było skomplikowane. Jakieś dziwne uczucie ogarnęło
blondyna.
Sehun jeszcze nigdy przez całe swoje życie nie czuł pociągu
do innego chłopca i był jednocześnie przerażony i zafascynowany tym nowym
uczuciem.
Zespół zagrał kilka piosenek, w czasie których blondyn
przeprosił dziewczynę, którą zostawił zszokowaną i ruszył pod scenę, by móc
przypatrzeć się gitarzyście z bliska. LOSt odegrali co swoje i podziękowali
wiwatującemu tłumowi, schodząc ze sceny. Puszczono muzykę z powrotem i wszyscy
wrócili do tańca i picia, jednak Sehun nadal stał w miejscu, zastanawiając się,
co się z nim stało, że spodobał mu się ten chłopak. Naprawdę nie był taki, nie
podobali mu się mężczyźni, lubił dziewczyny, ale…
Kim był ten chłopak?
Zima, rok 2012, New
Jersey
- Po prostu go, pan, zobaczył na scenie i się zakochał? –
Xiumin był trochę zaskoczony.
- Lay miał w sobie
ten rodzaj aury, wszyscy się w nim zakochiwali, sam, pan, wie. Raczej pan
widział jakiś koncert lub cokolwiek innego. To znaczy… możliwe, że jest, pan,
za młody na to, by pamiętać, jak to było, kiedy LOSt byli popularni, bo
rzeczywiście to było tak dawno, ale… Lay już wtedy, kiedy grali po klubach był
całkowicie niesamowity i ludzie się zakochiwali.
- Z tego co wiem,
LOSt powstali w ’87 – powiedział, a ja pokiwałem głową – To znaczy, że
niesamowicie szybko osiągnęli sławę.
- Tak jak mówiłem, to
dzięki Layowi. Nie chcę spekulować, że reszta zespołu się nie liczyła, ale
myślę, że bez niego nie mieliby tak dużych szans na sławę… To on pisał teksty,
komponował muzykę, nawet rozpisywał ją na inne instrumenty, narzucał image, był
liderem, kierował pozostałymi członkami, udzielał każdego wywiadu niemal w
pojedynkę, oczywiście chłopaki nie mieli nic przeciwko, po to go przyjęli,
pragnęli kogoś, kto ich pokieruje i wtedy jakby spod ziemi pojawił się Lay.
- Rozumiem – Xiumin
wydawał się niesamowicie skupiony – Co z panem? Spotkał, pan, Laya, to prawda,
ale przecież on, pana, nie, prawda?
Sehun skinął głową.
- Spotkałem go
jeszcze raz później, to był jakiś miesiąc po tej imprezie.
Jesień, rok 1987,
Seattle
Sehun szedł w sobotnie popołudnie przez park do domu na
obiad. W pewnym momencie zauważył, że przy jednej z ławek zgromadził się tłum
ludzi. Zaciekawiony podszedł do tego miejsca i wepchnął się między nich. Na
ławce siedział chłopak, który grał na gitarze i Sehun od razu go rozpoznał.
Chłopak z klubu.
Z bliska był jeszcze przystojniejszy, jego włosy wydawały
się takie miękkie, a długie, zgrabne palce sunęły po strunach. Jego głos był
czysty i słodki, dziś nie śpiewał o smutku, ani o śmierci, to była jakaś znana
piosenka, która opowiadała o wiosennym zauroczeniu i gdyby nie to, że była
jesień, to idealnie pasowałaby do sytuacji, w której znajdował się teraz Sehun.
Brunet po chwili skończył, a do jego futerału posypały się
monety, a on uśmiechnął się ta pięknie i promiennie do wszystkich. Ludzie odchodzili,
szeptając, zapewne o tym, jak bardzo niesamowity jest ten chłopak. Sehun stał
nadal w miejscu, mimo że wszyscy odeszli. Chłopak spakował gitarę i miał
odejść, jednak zatrzymał się, bo zauważył dzieciaka, który nadal tkwi przy
ławce, gapiąc się na niego.
- Tak? –spytał z
małym uśmiechem.
Sehun ocknął się i pokręcił głową.
- Eh… Jesteś naprawdę
dobry – oznajmił i po wypowiedzeniu tych słów miał ochotę zapaść się pod
ziemię.
- Hmm… Dzięki. Ty za
to jesteś bardzo miły – odbił piłeczkę brunet.
Sehun nieznacznie się zarumienił, a chłopak stojący
naprzeciwko zachichotał.
- Jestem Zhang Yixing
– oświadczył brunet – Jednak wszyscy mówią mi Lay – po tych słowach wyciągnął
dłoń w stronę Sehuna, który z małym wahaniem uścisnął ją.
- Ja jestem Oh Sehun
– mruknął speszony.
To wcale nie tak, że Sehun był jakimś bardzo pewnym siebie
człowiekiem, ale był zaskoczony swoim zachowaniem, bo jeszcze przy nikim nie
czuł się tak niepewnie. Lay był słodki, przystojny, utalentowany i uprzejmy, a
Sehun kompletnie go nie znał.
- Sehun… - powiedział
Lay, jakby chciał sprawdzić, jak to imię brzmi w jego ustach, dla samego Sehuna
brzmiało wspaniale – Więc… Sehun… Jesteś moim fanem?- spytał, a młodszy skinął
głową – Ile masz lat?
- Szesnaście –
burknął chłopak.
- Yhm… to trochę mało
– szepnął Lay, jednak zaraz uśmiech powrócił na jego idealną twarz – Masz
ochotę na jakiś fast-food, właśnie wybierałem się do McDonalda za rogiem.
- Och, jasne – Sehun
zapomniał w tamtym momencie, że właściwie szedł na obiad, to była jedna i
jedyna okazja, by porozmawiać z chłopakiem, który go tak fascynuje.
Bał się myśleć, że się w nim zakochał to było trochę za
szybko, by to zaakceptować. Wmawiał sobie, że to tylko drobne zauroczenie,
zwykły eksperyment chłopaka w jego wieku.
Zima, rok 2012,New
Jersey
- Myślałem, że to
nasze ostatnie spotkanie, ale tak wcale nie było. Później znowu spotkałem go w
tym samym parku, a później znowu i tak cały czas. Przechodziłem tamtędy niby
przypadkiem, wmawiając sobie, że to najkrótsza droga do mojego domu, miałem
zawsze nadzieję, że on tam będzie i zazwyczaj tam był. Potem wyznał mi, że
przychodził grać w tamto miejsce specjalnie, żeby móc mnie spotkać – powiedział
Sehun.
- Czy zostaliście
wtedy parą? – spytał Xiumin, a starszy zaśmiał się pogodnie.
- Nie tak szybko. Jak
już mówiłem, nie do końca akceptowałem swoje uczucia w tamtym czasie, byłem
okropnie młody, to jeszcze nie ten etap naszej znajomości, to się stało
później.
- Co robiliście, kiedy się spotykaliście? - spytał dziennikarz.
- Chodziliśmy coś
zjeść, zazwyczaj do tego McDonalda za rogiem, czasem zostawaliśmy w parku,
rozmawialiśmy bardzo dużo. Lay opowiadał o swoich marzeniach. Mówił o tym jak
rok wcześniej przyjechał z Chin, by spełnić marzenia o wielkiej karierze. Był
bardzo pogodnym i pokojowo nastawionym człowiekiem, jednak miał w sobie coś
dziwnego, mrocznego. To jak przeistaczał się na scenie było szokujące. Poza nią
był cały czas uśmiechnięty, a kiedy na nią wkraczał zamieniał się w
autodestrukcyjnego samobójcę. Mawiał, że muzyka jest jedyną szczerą rzeczą w
jego życiu, a ja nie potrafiłem dostrzec, jakie jest znaczenie jego słów. On
wręcz krzyczał o pomoc, może na początku rzeczywiście mógł oddzielić te dwa
stany i żyć jako artysta oraz jako zwykły chłopak, z którym rozmawiałem na ławce
w parku, ale cały czas mówił mi to, w kółko to powtarzał.
Jesień, rok 1987,
Seattle
- Kiedyś będę
naprawdę sławny i ludzie będą mnie kochać – oznajmił Lay, kiedy jedli swoje
hamburgery, siedząc przy stoliku w McDonaldzie.
Sehun uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Na pewno.
- Wiesz, czasem
myślę, ze jestem głupi, że wyjechałem, zostawiłem wszystko, moją rodzinę,
znajomych, dom, przyjechałem tutaj i nic nie mam, tylko gitarę. Siedzę kątem u
znajomych, pracuję w spożywczaku, nie potrafię dobrze języka i nie mam szans na
żadną karierę, tylko się łudzę, ale potem… wyobrażam sobie siebie na wielkiej
scenie przed milionami ludzi i wszystkie te złe myśli, żeby wrócić do Chin,
żeby to rzucić, znikają. Muzyka jest jedyną szczerą rzeczą w moim życiu. Po
prostu wiem, że albo będę sławny, albo martwy.
Sehun spojrzał na niego, marszcząc brwi, jednak postanowił
zignorować ostatnie słowa.
- Myślę, że jesteś
najbardziej utalentowaną osobą, jaką kiedykolwiek poznałem, jesteś najlepszy i
bez wahania kupię płytę LOSt, kiedy już się pojawi, podobnie jak miliony ludzi
na całym świecie – zapewnił go młodszy.
- Jesteś kochany,
Sehun – Lay uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje urocze dołeczki w
policzkach.
Sehun skinął głową i odwzajemnił uśmiech.
- Tak mówią – odparł,
a Lay zaśmiał się szczęśliwie.
- Nie łudź się, tylko
ja ci to powiedziałem – wytknął młodszemu.
- Wcale nie – oburzył
się Sehun, a starszy zaśmiał się jeszcze głośniej.
Sehun, by ukrócić rechotanie starszego, rzucił w niego
frytkiem, co wywołało frytkową bitwę, którą przerwali dopiero zdenerwowani
pracownicy, którzy wyprosili ich.
„Młodzieńcze marzenia schwytane w dłonie.
Czy nadal je kurczowo trzymasz?”
~ Wu Yi Fan - Time Boils The Rain
Czekałam na pierwszy rozdział ze zniecierpliwieniem i ciekawość strasznie zżerała mnie od środka. Nie zawiodłam się, jak zwykle c: Po prostu genialne, cud, miód i orzeszki .u. Lay, jako muzyk, wyobraziłam go sobie z gitarą, śpiewając i moje feelsy... ;w; Kocham to, jak lekko i profesjonalnie piszesz, mogłabym to czytać godzinami, i nie miałabym dość, naprawdę ; u ;
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, twojego pomysłu na te opowiadanie i czekam ze zniecierpliwieniem na kolejne rozdziały :D
Życzę duuuuuuuuużo weny i czasu~ c: