niedziela, 21 września 2014

brOKen pt 2

Od autorki: Mam nadzieję, że akcja nie idzie za szybko, ale po prostu to jest krótkie opowiadanie. Kocham was i proszę o komentarze. <3


Zima, rok 2012,New Jersey

 - Kim dla siebie wtedy byliście? – spytał rzeczowo Xiumin, ale dla Sehuna to wcale nie było łatwe, by jednoznacznie na to odpowiedzieć.
 - Sam nie wiem. Nie była to przyjaźń, ani też nie związek. Właściwie go nie znałem, wiedziałem tylko tyle, ile chciał, bym wiedział. Wtedy potrafił manipulować swoimi opowieściami, nie mówił wszystkiego, czasem coś pomijał, wydawało się, że to nieistotne, a to było cholernie ważne, to były kluczowe punkty. Sądziłem, że Lay jest przygotowany na sukces i wie z czym to się wiąże, ale wiedział o życiu tyle co nic. Naiwnie żył marzeniami, nie dopuszczając do swojego umysłu realiów świata sławy. Miał tylko pasję i talent, ale nie miał zdrowego rozsądku.
 - Jak rozwijała się jego kariera? – zadał kolejne pytanie dziennikarz.
Sehun zastanowił się nad tym głęboko.

Jesień, rok 1987, Seattle
Lay rzucił się na szyję Sehuna i chłopak nieco się zdziwił. Starszy był okropnie podekscytowany.
 - Będziemy mieli prawdziwy koncert, mamy sponsora, który zainteresował się naszym zespołem – oznajmił, a Sehun spojrzał na niego mile zaskoczony.
- Naprawdę? To wspaniale – zapewnił i mocniej przytulił do siebie chłopaka.
Lay był drobniejszy niż on, mimo pięciu lat różnicy, ich ciała idealnie pasowały do siebie, Sehun szybko wyrzucił tę niepokojącą myśl ze swojej głowy. Przekonywał siebie, że wcale nie podoba mu się Lay.
 Sehun zauważył, że starszy jest impulsywny i wszystkie emocje są u niego skrajne. To było niepokojące, ale Sehun wolał się oszukiwać i wmawiał sobie, że to urocze, że wcale nie jest to niebezpieczne.
 - Będziemy grać przed prawdziwą publicznością, dużo większą i bardziej zainteresowaną niż zazwyczaj. Będzie bosko, musisz przyjść – był taki rozpromieniony.
Chyba pierwszy raz widział go tak szczęśliwego, Lay często był radosny, ale nie aż tak. Sehun zdał sobie sprawę, że rzeczywiście muzyka jest dla bruneta wszystkim.

Zima, rok 2012, New Jersey
 - Dla Laya jedynie muzyka była szczera. Porzucił dla niej wszystko, co miał w Chinach. Wierzył, że przeżyje życie w blasku reflektorów, ale chyba nie sądził, że nawet jego śmierć będzie przez nie oświetlona – Sehun spojrzał z melancholią na dziennikarza, który kiwał głową ze zrozumieniem.
 - Czy Lay się z czegoś zwierzał? – spytał.
 - Czy się zwierzał? – zamyślił się starszy – Mówił różne rzeczy, mniej lub bardziej dziwne. Lay po prostu był dziwny i składał się ze znaków zapytania. Wszyscy mieli jakieś przemyślenia na jego temat, ale nikt nie rozgryzł, co mu chodzi po głowie. Można go było uwielbiać, później okazało się, że można też go było nienawidzić. Jedno było pewne, nie można było przejść obok niego obojętnie.
 - Jak poszedł pierwszy koncert? – Xiumin cały czas wydawał się być niezwykle zainteresowany, tym o czym mówi Sehun.
W sumie starszy mu się nie dziwił, takich szczegółów nigdy nie opisano. Wszyscy milczeli po śmierci Laya, nikt się na ten temat nie wypowiedział. Sehun przeczytał wiele artykułów o Layu, ale żaden nie mówił o tym jak LOSt doszło do sławy, jak to wyglądało zanim byli rozpoznawalni i jakie miał relacje z Layem.
 - Pierwszy koncert… - zamyślił się Sehun, uśmiechnął się lekko – Dobrze, bardzo dobrze.

Jesień, rok 1987, Seattle
Sehun przyszedł na koncert Laya trochę spóźniony. Jego rodzice tego samego dnia wyprawili bankiet dla swoich „znajomych”. Chłopak nienawidził wszystkich tych bogatych snobów, którzy popijali szampana z uniesionymi małymi palcami. To było okropnie nudne.
W każdym razie udało mu się stamtąd zbiec, kiedy rodzice zabawiali swoich gości, a że byli już lekko podpici, nie zauważyli, że ich syn uciekł. Nie ważne, że Sehun miał tam zapoznać się z pewną dziewczyną, którą mu przedstawili na początku przyjęcia, nie miał na to ochoty. Nie obchodziły go tego typu znajomości. Dziewczyna była pusta, nie potrafiła go zainteresować żadnym z narzuconych tematów. Sehun bronił się przed tym stwierdzeniem, ale ostatnio aż za bardzo to zauważał. Lay był jedyną interesującą rzeczą w jego życiu.
Wcześniej Sehun nie dostrzegał, jak niewiele ciekawych rzeczy robił, jednak teraz gdy znał Laya wszystko zaczęło wyglądać inaczej i nastolatek już wiedział, jak to jest żyć naprawdę. Żyć marzeniem. Sam nie miał żadnego celu, żył tak jak mu nakazano i pewnie w przyszłości zostanie prawnikiem albo lekarzem, nie miał żadnego talentu, nie był w żadnym stopniu zaskakujący. Nudny, szary człowiek.
Bujał się razem z tłumem w rytm odurzającej muzyki, która wyrywała dusze zebranych, trafiała do serc i sprawiała, że wszyscy po wyjściu zaczną zadawać pytania. Pytania będą dotyczyć nie tylko sensu życia, ale i tego kim są ci ludzie na scenie, kim jest ten wokalista, a może nawet kim jest nastolatek w garniturze i ulizanych włosach, który wygląda trochę jakby uciekł z bankietu, który wyprawiła jego rodzina, tylko po to by spotkać znowu człowieka, który zmienia jego nudne życie.
Po skończonym koncercie Sehun od razu poszedł za scenę, podobnie jak wielu innych ludzi, którzy chcieli pogratulować i zadać kilka pytań, może nawet wziąć autograf. Chłopak był zachwycony występem, był pod wielkim wrażeniem. Był pewien, że to otworzy wiele drzwi, że to początek czegoś wielkiego.
Lay stał otoczony grupką ludzi, którzy z nim rozmawiali, uśmiechał się pogodnie i był przeciwieństwem siebie na scenie. Sehun uśmiechnął się, bo widział jak bardzo chłopak jest szczęśliwy, promieniał i doskonale odnajdywał się w swojej roli lidera, przyciągając do siebie tłumy, podczas gdy reszta zespołu mogła spokojnie odpocząć po wyczerpującym koncercie.
Kiedy Lay zauważył Sehuna, uśmiechnął się jeszcze szerzej i przeprosił ludzi, z którymi rozmawiał, podbiegając do niego i rzucając mu się na szyję. Sehun uścisnął starszego szczęśliwy i uśmiechnął się równie szeroko co Lay. Brunet spojrzał na młodszego i zaśmiał się.
 - Co to za strój? – spytał rozbawiony – Rozumiem, ze to ważne wydarzenie, ale chyba nie aż tak.
Sehun uderzył go w ramię i nadąsał się uroczo.
 - Dla ciebie uciekłem z bankietu rodziców, a ty jeszcze się ze mnie nabijasz? – spytał oburzony.
 - Uciekłeś z bankietu? – Lay uniósł brwi, a potem zakrztusił się ze śmiechu, niemal upadając na ziemię.
 - Bardzo śmieszne – warknął młodszy.
 - Sehunnie stajesz się buntownikiem – zaćwierkał Lay i potarmosił policzki Sehuna.
  - Nie dotykaj moich policzków – żachnął się i wyrwał się z uchwytu starszego.
 - Jesteś uroczy – oznajmił Lay – Dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – zapewnił, a Sehun poczuł ukłucie w sercu.
Przyjaciel? Naprawdę był nim? Znali się może od miesiąca.
Nagle podszedł do nich jakiś starszy mężczyzna, wyglądający trochę śmiesznie,  był gruby i miał strasznie owłosioną pierś, którą mimo tego wyeksponował, nie dopinając swojej koszuli, miał też długi, siwy warkocz i kowbojki. Podszedł do Laya, ignorując fakt, że ten rozmawia z Sehunem.
 - Byłeś naprawdę świetny – oznajmił swoich chrapliwym głosem i zaciągnął się papierosem, który trzymał miedzy grubymi palcami.
 - Och, dziękuję – odpowiedział Lay z uśmiechem i ukłonił się nisko w tradycyjny chiński sposób.
- Jak się nazywacie? – spytał mężczyzna.
 - LOSt – powiedział z dumą – Pełna nazwa to Light of Salvation – wyjaśnił, a mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.
 - A ty? Jak ty się nazywasz? Jesteś frontmanem tego zespołu? – zadał kolejne pytania.
Był naprawdę dziwny, według Sehuna, coś w nim było, jakiś profesjonalizm.
 - Zhang Yixing, proszę pana – odparł Lay.
 - Miło było was posłuchać, macie przed sobą świetlaną przyszłość – powiedział pewny swego i uśmiechnął się, odchodząc.
Lay spojrzał na młodszego i uniósł brwi, a nastolatek wzruszył ramionami.
 - To było…. –Sehun  chciał powiedzieć, że ten facet był jakiś dziwny, ale znów ktoś do nich podszedł i im przerwał.
 - Dzień dobry, jestem Nick Roy, miło mi cię poznać – powiedział, a Lay ukłonił się, następnie ściskając rękę nowo przybyłego.
 - Zhang Yixing, lider LOSt, mi również miło – odparł z uśmiechem.
 - Nie owijając w bawełnę, sądzę, że jesteście świetni i Seattle potrzebuję więcej takich koncertów, chcę wam to zaproponować kolejny występ, którego cenę pokryję w całości – powiedział, a Lay zaniemówił.

Zima, rok 2012,New Jersey
 - Lay nie spodziewał się, że tak szybko ktoś mu coś takiego ponownie zaproponuje. Był wniebowzięty – powiedział Sehun i odchylił się w swoim fotelu.
Xiumin pokiwał głową, jak to często robił podczas ich wywiadu. Słuchał uważnie, nie chcąc niczego uronić. Takich informacji nigdy świat nie poznał.
  - Kim był Nick Roy? – spytał.
 - Nick Roy był jednym z bogaczy, podobnych do mojego ojca i jego znajomych. Prowadził firmę związaną z rozładunkiem, Seattle jest z tego znane, że jest głównym portem, jeśli chodzi o handel z Azją, jest tak teraz i było tak, i wtedy. Roy interesował się muzyką, jednak sam nigdy nie mógł spełnić się w niej, bo nie miał żadnego talentu, pomagał młodym zdolnym, grunge był na topie, zwłaszcza w Seattle i sprzedawał się jak świeże bułeczki, Roy postanowił pomóc LOSt, dzięki koncertom mogli zyskać sławę i przynieść spore zyski samemu Royowi, który brał prowizję za bilety. Pierwszy koncert był darmowy i mały, nawet scena była jakaś tandetna, ale na kolejny sprzedawano już bilety i przywieziono prawdziwą scenę, przyszło około tysiąca ludzi, to naprawdę dużo.
 - W takim razie kariera posuwała się naprzód – stwierdził dziennikarz.
 - Oczywiście, w końcu o to w tym wszystkim chodziło, prawda? Lay i jego zespół byli nastawieni na sławę – Sehun pokiwał głową – Roy zorganizował kilka koncertów, LOSt zaczęło być sławne w Seattle, nastolatki szalały na ich punkcie, byli coraz bardziej rozpoznawalni i można było jedynie czekać, aż ktoś zaproponuje im kontrakt. Lay z nadzieją wyczekiwał tego momentu.

Zima, rok 1987, Seattle
Lay kupił sobie nowe mieszkanie, było malutkie, tylko niewielki pokój z segmentem kuchennym i łazienką, ale było jego własne i to go tak niesamowicie cieszyło. Zaprosił Sehuna jako pierwszego. Wcześniej Lay mieszkał u kolegów z zespołu, albo w wynajmowanych pokojach. Przestał też pracować w sklepie, stwierdził, że skupi się na muzyce. Średnio co dwa tygodnie mieli koncert, czasem nawet wyjeżdżali z Seattle, do innych pobliskich miast i tam grali. Sehun był dumny z Laya i wspierał go mocno. Można powiedzieć, ze zaczął żyć marzeniami starszego, bo własnych nie posiadał.
 - Kiedy robisz parapetówkę? – spytał Sehun, rzucając się na kanapę, która stała przy blacie, oddzielającym kuchnię od pokoju.
 - Za tydzień – odparł starszy i wyjął z lodówki dwie coca-cole.
Potem usiadł obok Sehuna i podał mu chłodny napój w puszce.
 - Czuję się zaproszony – oznajmił młodszy, majstrując przy radiu, które stało na blacie kuchennym.
 - To dobrze, bo właśnie miałem to zrobić – zaśmiał się pogodnie Lay – Przyprowadź kogoś, chcę poznać twoich przyjaciół – powiedział.
 - To brzmi poważnie – zażartował Sehun i zgarnął cios w żebra.
 - Nie pozwalaj sobie, gówniarzu – warknął, szczerząc się Lay.
Sehun w końcu rozgryzł to ustrojstwo, zwane radiem i z głośników popłynęły pierwsze dźwięki gitary. Jakaś popularna piosenka, która opowiadała o zerwaniu.
 - Jak tam ostatni koncert? – spytał chłopak, siadając z powrotem i otworzył puszkę coli.
 - Świetnie, ludzie prosili nas o autografy i pytali się, kiedy wydajemy płytę– rozmarzył się Lay.
 - Szkoda, że nie mogłem tam być, ale niestety miałem szkołę, a jeśli jeszcze raz się zerwę z lekcji, to ojciec odetnie mi dopływ gotówki… i wolności – westchnął Sehun cierpiętniczo.
 - Rozumiem doskonale twojego ojca. Szkoła jest bardzo ważna, nie waż się jej zawalić, okej? – Lay miał poważną minę, więc młodszy był zmuszony do tego, by przytaknąć.
Na tym polegała różnica między Layem a ojcem Sehuna. Lay próbował zrozumieć oczekiwania ojca nastolatka wobec syna i to w jaki sposób żyje, nie wyzywając go od bogatych dupków, mimo że taka była prawda, a ojciec Sehuna nie chciał nawet słyszeć o Layu, nienawidził „lekkomyślnych muzyków”, którzy zawsze sprowadzają nastolatki na złą drogę i tylko ćpanie im w głowie. Jak mawiał ojciec Sehuna, lepiej żeby zdechli, bo zabierają pieniądze uczciwym ludziom. On nie rozumiał, czym jest pasja, marzenia, nie chciał dopuścić do siebie myśli, że niektórzy mogą uniknąć tego, co los dla nich przygotował, że można talentem zarobić pieniądze, on zawsze powtarzał, że jedynymi marzeniami, jakie jego syn powinien mieć, jest skończenie dobrych studiów, dobrze płatna praca i spłodzenie syna, którego wychowa z piękną kobietą. Sehun takie właśnie życie sobie cały czas wyobrażał, taka miała być jego przyszłość, ale później poznał Laya i wszystko się zmieniło.
 - Myślisz czasem o przyszłości? – spytał Sehun.
 - Oczywiście, cały czas, przecież wiesz  - odparł Lay, a młodszy skinął głową.
 - Ja robiłem to rzadko, ale od kiedy cię poznałem, zacząłem się nad tym zastanawiać – oznajmił nastolatek.
 - Tak? – zaciekawił się Lay – I co widzisz? – spytał z uśmiechem.
 - Nudę – odpowiedział Sehun, a Lay zmarszczył brwi – Obezwładniającą nudę – westchnął młodszy.

Zima, rok 2012, New Jersey
 - Jednak nie miałem racji – mruknął Sehun.
 - Jak to? – zdziwił się Xiumin.
-  Moją przyszłością był Lay, a to oznaczało, że nie grozi mi nuda. Wtedy bałem się właśnie tego, nudy, a później chciałem żeby te czasy wróciły.
 - Jak rozwijały się wasze relacje? – spytał dziennikarz.
 - Byliśmy przyjaciółmi. Lay powtarzał, że jestem jego najlepszym przyjacielem, jedynym człowiekiem jakiego ma. Kochałem go, jednak nadal odpychałem tą myśl, byłem smarkaczem, nie mogłem wiedzieć , że to nic złego, by kogoś kochać. Byliśmy momentami sobie trochę bliżsi niż zwyczajni przyjaciele, za często się przytulaliśmy i zbyt wiele razy mówiliśmy sobie, że jesteśmy najważniejsi. Powinienem to dostrzec, przecież miałem przyjaciół, miałem Kaia, Baekhyuna, Chanyeola, Luhana i wcale nie zachowywaliśmy się w taki sposób.
- Co robiliście, kiedy się spotykaliście?
 - Lay nadal często grał w parku, więc kiedy wracałem ze szkoły albo od kolegów popołudniami, spotykaliśmy się tam, zostawaliśmy w tym parku albo szliśmy do McDonalda za rogiem, to było niezmienne. Wpadałem czasem do niego, słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy, później Lay kupił telewizor, był stary i mały, non-stop śnieżył, ale to nam nie przeszkadzało, oglądaliśmy NBA albo baseball, lubiłem sport i Lay też nie miał nic przeciwko, jednak nigdy on nie przychodził do mnie. Zrobił to raz i nie skończyło się to dobrze.

Zima, rok 1987, Seattle
 - Wow, masz niesamowity dom – powiedział Lay, kiedy Sehun skończył go oprowadzać – Jest ogromny.
 - Moi rodzice są bogaci – mruknął chłopak cicho, nie lubił za specjalnie tego faktu.
 - Gdzie pracują? – spytał zaciekawiony Lay, kierując się za Sehunem, który prowadził ich do kuchni.
 - Ojciec ma restaurację w Space Needle, a matka jest lekarką w Harborview Medical Center – odpowiedział Sehun.
 - Serio? – zdziwił się – Wow – mruknął pod nosem.
 - Co chcesz zjeść? – spytał młodszy.
 - Makaron – powiedział z uśmiechem.
 - Z białym czy czerwonym sosem?
 - Obojętnie.
Sehun wziął się za gotowanie, a Lay siedział przy stole w jadalni, obserwując go. Nie wiedział, że chłopak potrafi gotować, kolejna niespodzianka, nie wiedział też, że jest aż tak bogaty.
Rozmawiali o jakiś bzdetach. Głównie o szkole Sehuna, jego ostatnim wypadzie do klubu z Kaiem i zbliżającym się koncercie Laya. Sehun w końcu skończył gotowanie i postawił na stole talerze z makaronem.
 - To jest pyszne – uśmiechnął się Lay, a Sehun odwzajemnił ten gest.
- Dziękuję – mruknął.
 - Czuję się źle z tym, że gdy przychodzisz do mnie, jedyne co ci mogę zaoferować to frytki z paczki – zasmucił się trochę.
 - To wcale nie jest jedyne, co mi oferujesz – powiedział Sehun, a Lay zdziwiony uniósł brwi.
 - Tak? A co jeszcze ci daję? – spytał z niezrozumieniem.
 - Siebie – odparł młodszy.
Lay rozszerzył oczy i na chwilę zamarł, ale zaraz roześmiał się słodko.
 - Jesteś taki uroczy, Sehunnie – zaćwierkał swoim miękkim głosem, targając policzki nastolatka.
Tą miłą atmosferę przerwał jednak ojciec Sehuna, który zjawił się nagle w domu, bo zapomniał jakichś papierów. Stanął w progu kuchni, patrząc wprost na stół, przy którym siedziało dwóch chłopców.
 - Sehun? – spytał zaskoczony, a chłopak odwrócił głowę w jego stronę.
 - Tata? - zdziwił się – Co tu robisz o tej porze? – spytał.
 - O to samo powinienem cię spytać – warknął zły – Masz dzisiaj korepetycje z matematyki – oznajmił.
  - No, tak – mruknął Sehun.
 - Więc co robisz w domu z tym chłopakiem, hmm? – był zdenerwowany, a to nie wróżyło dobrze .
 - Ja… emm… - jąkał się niepewnie chłopak.
 - Płacę za twoje cholerne lekcje, żebyś się podciągnął i dostał bez problemu na studia, chcę zapewnić ci przyszłość, ale ty jak zwykle musisz się bez sensu buntować, niewdzięczny gówniarzu! – wykrzyknął.
Lay spojrzał na nastolatka ze zdziwieniem.
 - Zamiast być na lekcjach, szlajasz się z kumplami, he?! – ojciec Sehuna był wściekły – Kim on w ogóle jest, co?! Czemu odrywa cię od zajęć?!
 - To nie wina Laya – mruknął Sehun, nim zdążył pomyśleć.
Wiedział, że jego ojciec nigdy wcześniej nie widział Laya, ale Sehun mówił mu o nim, bo często do niego wychodził. Jego ojciec nie miał dobrego zdania o Layu, od razu ocenił go jako bezwartościowego, bo okazał się być muzykiem.
 - Więc to jest ten Lay – zaciekawił się mężczyzna – Te gówniany muzyk od siedmiu boleści, hmm? – Lay drgnął niespokojnie.
 - Tato! – krzyknął Sehun ostrzegawczo, wstając.
 - Pieprzony biedak. Chciałeś zobaczyć, jak to jest żyć w ładnym domu, co? – wycedził przez zęby ojciec nastolatka.
 - Ja lepiej pójdę – mruknął Lay i wstał od stołu, wymijając mojego ojca.
 - Tak, dobrze mówisz – warknął ojciec – Wynoś się stąd, bezwartościowy ćpunie. Nie potrafisz nic innego niż sprowadzanie nastolatków na złą drogę, włóczęgo – krzyknął jeszcze za nim.
 - Zamknij się! – nie wytrzymał w końcu Sehun .
  - Co? – jego ojciec spojrzał na niego zszokowany.
 - Nie znasz Laya, wiec się zamknij! Nienawidzę cię! - wykrzyknął Sehun i wybiegł z domu, pozostawiając nieruchomego ojca w kuchni.
Dogonił Laya dopiero kilka przecznic dalej. Lay płakał, Sehun przytulił go do siebie mocno.
 - Przepraszam – mruczał co chwilę.
 - Ty też myślisz, że jestem bezwartościowy? – spytał Lay, szlochając cicho.
 - Oczywiście, że nie. Mój ojciec to dupek – zapewnił Sehun – Przepraszam.
 - Nic się nie stało – powiedział Lay, nadal pozostając w objęciach młodszego – To prawda. Jestem bezwartościowy .
 - Nie waż się tak mówić- warknął Sehun – Jesteś jedynym wartościowym człowiekiem, rozumiesz? Jesteś najlepszy .
 - Nie, Sehun –Lay odsunął się i uśmiechnął się przez łzy  – Ty jesteś najlepszy.

 Chłopak zaśmiał się i przytulił starszego z powrotem. Jeszcze nigdy nie usłyszał takich słów skierowanych do siebie. Nie mógł zatrzymać łez.

„Samolubna krew biegnie przez moje żyły,
Oddałem wszystko dla sławy,
Jestem kłamstwem, które uwielbiasz.”
~ Innerpartysystem – Don’t stop

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz