piątek, 22 listopada 2013

Szaleństwo, które w sobie noszę pt 4

Od autorki: Wstawiam kolejną część, którą napisałam niesiona nową falą weny, jestem dumna, że nie pozwoliłam wam długo czekać na kontynuację opowiadania. Nigdy nie jestem pewna, czy napiszę następny part, ale myślę, że dam radę. Jestem już w połowie następnego rozdziału i będę się mocno starać, chcąc dać wam w końcu coś lepszego, niż wam daje. Wierzcie mi,że mam sporo innych zajęć, jednak patrzenie na to,jak chociażby jedna osoba czyta moje opo, jest dla mnie na tyle motywujące, że rzucam wszytko i piszę dalej. Kocham pisać i staram się, by miało to ręce i nogi. Nie jestem mistrzem pióra, ale mimo tego chcę to robić. Trochę to patetyczne, ale mimo wszystko chciałam to powiedzieć. Lubię prowadzić bloga, kocham was - moich czytelników, no i niestety musze prosić o komentarze, bo one są najpiękniejsze, nieważne jak są długie. <3


Siedziałem na krześle w kuchni i spoglądałem na skulonego na kanapie Jeonga. Telewizor był włączony i rzucał na jego twarz w półmroku kolorowe światła, jednak on patrzył pustym wzrokiem w ścianę.
Zachowywał się tak, odkąd przyjechał ze szpitala. Nie stało mu się nic poważnego, prócz ran po wbitym szkle, które po prostu wyciągnięto. Po tamtym dniu zostały jedynie białe bandaże na jego ramionach, które zasłaniał dużymi bluzami. Przestał się odzywać. Jego zachowanie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Niegdyś pełen energii i z wieloma pytaniami, teraz milczący, wyłączony z życia zwykłych śmiertelników.
 Nie wiedziałem, jak mam się zachowywać w tej sytuacji. Po rozmowie z Taehyungiem o chorobie chłopaka, czułem się zagubiony. Nie zdawałem sobie sprawy, na czym tak naprawdę to polega. Nie miałem pojęcia, że ma takie ataki, że zamyka się w sobie, że widzi jakieś rzeczy. Chciałem pomóc, nie wiedziałem jak.
Wstałem z krzesła i ruszyłem do salonu. Usiadłem obok Jeonga i spojrzałem na niego. Drgnął nieznacznie, gdy kanapa ugięła się pod moim ciężarem. Ledwo co wychwyciłem ten delikatny odruch. Cieszyłem się tym, bo oznaczało to, że nastolatek nie jest całkowicie odcięty od świata zewnętrznego.
Nic więcej nie zrobiłem, nie zbliżałem się do niego. Po prostu razem siedzieliśmy. On patrzący w ścianę i ja próbujący się skupić na oglądanym programie, jednak cały czas zerkałem na chłopaka. Sprawdzałem, czy nic się nie zmieniło, jednak on nadal wydawał się być nieświadomy. Nie dziwię się temu, to jeszcze trochę potrwa. Poczekam, nie będę się spieszyć. Mam czas.
* * *
W kuchni stanął zaspany Jeongguk, ziewając i przecierając oczy rękawem za dużej bluzy. Wyglądało to tak słodko, że zagapiłem się i oblałem sobie kawą spodnie. Co za niezdara ze mnie. Chora, pedofilska ofiara losu.
Chłopak usiadł na krześle i przybrał swój pusty wyraz twarzy. Zasmuciłem się na ten widok. Nie wierzyłem w cuda, ale teraz cud by się przydał i zdecydowanie ułatwiłby wszystkim życie. Chciałem pomóc Jeongowi oraz odciążyć nieco Tae, więc zaczynałem moją akcję „troszczyć się o dzieciaka”. Oto trafiła mi się idealna okazja ku temu.
Wstałem błyskawicznie, nie zwracając uwagi na mokre spodnie i podszedłem do blatu, nad którym wisiały szafki. Otworzyłem jedną z nich i wyciągnąłem ulubione płatki chłopaka.
 - Jeonggie, zrobię ci płatki z mlekiem- powiedziałem dosyć cicho, ale głos rozniósł się po, skąpanej w ciszy poranka, kuchni.
Drgnął nieznacznie, ale nie przeniósł na mnie wzroku. Westchnąłem i powróciłem do poszukiwania miseczki dogodnej do wypełnienia jej mlekiem. To nie stanie się tak szybko, musiałem ostudzić nieco swój entuzjazm. Jestem zbyt pozytywnie nastawiony do całej tej sprawy, mogę się jedynie rozczarować.
Kiedy skończyłem przygotowywać to prowizoryczne śniadanie, postawiłem miseczkę przed Jeongiem, położyłem obok jego dłoni łyżkę i usiadłem naprzeciw niego. Spojrzał na przygotowany przeze mnie posiłek, co uznałem za pierwsze zwycięstwo, a potem wziął łyżkę i zaczął jeść. Sprawiło to, że na mojej twarzy wykwitł ogromny uśmiech, a po sercu rozlało się dziękczynne ciepło.
Pierwszy sukces nie miał pociągnąć za sobą kolejnych. Mogę nawet rzec, że to było szczęście początkującego.
Kiedy Jeong siedział przed telewizorem i oglądał wiadomości, usiadłem obok niego. Nie zwrócił na mnie uwagi, nawet nie drgnął. Próbowałem go jakoś zagadać, ale to było zbyt trudne. On najzwyczajniej w świecie mnie ignorował i to bezczelnie. Zdawałem sobie sprawę, że nie ma ciągłego połączenia z rzeczywistością, jednak wierzyłem, że rozumie, co mówię. Przynajmniej do czasu, kiedy zostałem ostentacyjnie olany przez niego i moja nadzieja zgasła.
Nie był to koniec moich porażek, gdy chciałem powiedzieć mu dobranoc i cmoknąć w czoło, chłopak odwrócił się do mnie plecami, dając mi tym samym znak, że mogę sobie odpuścić. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, ale tak to wyglądało. Irytowałem go swoim zachowaniem? W tamtej chwili mnie to nie obchodziło, liczyło się tylko to, by okazać mu jak najwięcej troski. Chciałbym dać mu cząstkę mojej duszy, jednak dostał ode mnie jedynie wątpliwą pomoc.
W kolejnych dniach nie było wcale lepiej. Podczas obiadu, kiedy przygotowałem mu zupę, po prostu zwalił talerz na ziemię. Znów zastanawiałem się, czy zrobił to specjalnie. Potem olał mnie, gdy chciałem mu poczytać gazetę, a gdy chciałem mu pomóc z myciem włosów, zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Tak właśnie upływały mi dni. Próbowałem stać się pomocny, a nawet być lekarstwem, jednak jedyne co robiłem, to bycie nadopiekuńczym, irytującym darmozjadem. Mimo tego Tae mi podziękował, ze pilnuję Jeonga. Przynajmniej on to docenił.
* * *
Dawno już zapadł zmierzch i panowała głucha noc. Byłem już nieco podłamany ignorancją Jeonga i brakiem poprawy jego stanu zdrowia. Poszedłem spać wcześniej, ale nie mogłem zasnąć, więc jedynie przewracałem się z boku na bok. Tae nie było, bo poszedł do jakiejś laski i to u niej dzisiaj nocował, a babcia chłopaków spała, wykończona pracą, w swoim pokoju.
Rozmyślałem nad tym wszystkim. Nad Jeongiem, Tae i mną. Rozważałem różne opcje, tego co powinienem obecnie zrobić. Moja wizyta tu się przedłużała. Nawet nie płaciłem za mieszkanie, po prostu żyłem na czyjś koszt. Koszt Tae i jego babci, którzy ciężko na to wszystko pracowali. Byłem im wdzięczny, lecz zbyt długo tu byłem, nie odwdzięczając się.
Nagle poczułem, jak łóżko ugina się pod ciężarem drobnego ciała, które nie mogło należeć do nikogo innego niż Jeong. Wsunął się pod kołdrę i owinął ramiona wokół mnie. Poczułem uderzające we mnie ciepło i niedowierzanie. Co to ma znaczyć? Jak to w ogóle możliwe? Ogarnęła mnie euforia. Właśnie przytulał się do mnie Jeong, bardziej lub mniej świadomie, ale mimo wszystko to robił. Byłem tak bardzo tym przejęty, że niemal nie mogłem oddychać, a na pewno nie mogłem robić tego równo. Jak on na mnie działał?
- Jeong? –spytałem w końcu, a on mocniej się wtulił w moje ciało.
Odwróciłem się twarzą do niego i spojrzałem w jego otwarte i przytomne oczy. Patrzył na mnie ze zrozumieniem, był tego świadomy. Poczułem kolejną falę radości. Nie potrafiłem ukryć uśmiechu. Byłem zagubiony.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Uspakajałem się, wyrównywałem oddech, a Jeong zdawał się być zahipnotyzowany. Modliłem się, by nie był to sen, żeby działo się to naprawdę, aby Jeongguk nie zniknął.
Dotknąłem jego policzka. Zrobiłem to niezwykle delikatnie, jakbym dotykał kruchą, starożytną porcelanę. Opuszki palców parzyły mnie żywym ogniem przy zetknięciu ze skórą nastolatka. Nie mrugałem, by nie uronić ani jednej chwili.
 - Jimin… - szepnął, a mnie przeszło milion dreszczy, łamiąc przy okazji moje serce.
 - Tak? – spytałem cicho, by nie naruszyć tej ciszy wokół nas.
 - Chciałbym być normalny – powiedział, a ja wzdrygnąłem się zdziwiony.
 - Jesteś normalny – odpowiedziałem mu z przekonaniem.
 - Nie kłam – wtulił się mocniej twarzą w moją dłoń – Nie jestem normalny, wiem o tym. Jestem chory – usłyszałem gorycz w jego głosie – Chcę być normalny… - powtórzył – Dla ciebie – dodał po chwili zawahania.
 - Dla mnie? – zapytałem, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie dzieje.
 - Tak, chcę tego… bardzo – zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a ja nie zaprotestowałem– Jednak równie mocno pragnę śmierci – oznajmił niesamowicie czystym głosem.
 Wywołało to u mnie nagłe mdłości i przyspieszenie bicia serca. Nagle zbliżył usta do mojego ucha.
 - Spraw, bym pragnął cię mocniej  niż śmierci– szepnął mi.
Te słowa odebrały mi zdolność racjonalnego myślenia. Przestałem używać mózgu i wpiłem się w słodkie wargi młodszego. Smakowałem je z zapamiętaniem, zasysając się co chwila na dolnej wardze. Pragnąłem jego miłości, jego pożądania, miałem wrażenie, że tego samego oczekuję ode mnie Jeong. Pragnąłem być z nim, a przez tą jedną chwilę, gdy nasze języki tańczyły, a usta łączyły się w namiętnym, przepełnionym emocjami pocałunku, uwierzyłem, że jest to możliwe. Wszystko było możliwe. Nawet miłość miała sens.

4 komentarze:

  1. No, ciekawe czy Jimin'owi się uda go przekonać ;-;
    JungKook tak się zmienia co chwilę, szkoda mi go D:
    *Nie umie pisać długich komentarzy*

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa to było takie cudne zakończenie <3 *O* tego sie po Jeongguk'u nie spodziewałam :o Chcę szybko kolejny rozdział <3
    ~Wiczuś

    OdpowiedzUsuń
  3. Laska kocham cię poprostu... Sory że nie komentowalam poprzednich czesci ale zawsze zappminalam bo mi się spieszylo żeby czytać kolejna część ;) piszesz bosko i to jeszcze z moim Kookiem ♥.♥ pisz tak dalej ;***
    ~Kookie

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh Oh ;-; Zastanawiam się, dlaczego ja wcześniej nie czytałam twojego bloga... ;;;; Mam życiowe szczęście, że trafiłam na twojego bloga ♥ TAK BARDZO KOCHAM >u< ♥ Masz idealny sposób pisania i życzę Ci dużo weny na przyszłość abyś dalej tworzyła takie piękne opowiadania :3 ! To takie słodkieeeeeeeeee aaaa~ *-*

    OdpowiedzUsuń