Otworzyłem oczy i spojrzałem w rozciągającą się nade mną
białą nicość. Przez chwilę żyłem jeszcze w świecie swoich sennych mar i nie
zauważyłem, że pustka przed moimi oczami jest tak naprawdę najzwyklejszym
sufitem. Kiedy jednak wybudziłem się na tyle, by zdać sobie z tego sprawę,
przypomniałem sobie również o wczorajszym dniu. Nie miałem kaca, bo wypiłem
mało, w przeciwieństwie do Jeonga.
Odwróciłem głowę, by móc spojrzeć na chłopaka. Spał
spokojnie z uchylonymi ustami. Podobno nikt nie wygląda dobrze podczas snu,
lecz sądzę, że jeśli kogoś kochamy, to nawet podczas tak prozaicznej czynności,
wygląda zachwycająco.
Jeong wyglądał okropnie słodko i nie mogłem się oprzeć chęci
gapienia się na niego. Wszystko w nim było piękne. Czarne włosy opadające na
poduszkę w nieładzie, długie rzęsy rzucające cienie na blade policzki, szczupłe
nadgarstki i smukłe dłonie, które leżały pod jego głową. Nie potrafiłbym
jeszcze niedawno określić, czym jest miłość. Jednak w momencie, w którym
przestałem odpychać od siebie to uczucie, poznałem odpowiedź.
Nic nie staje się proste przez zakochanie, ani nic nie jest
delikatne. Wszystko we mnie burzyło się, a w głowie miałem mętlik, jednak mimo
tego nie chciałem tracić tej miłości.
Wczoraj poniosło mnie, nie powinienem pozwalać na ten
pocałunek. To nie było dla nas dobre, zwłaszcza dla mnie. Dawało nadzieję na
normalność. Zakochałem się w Jeongguku i zdawałem sobie sprawę, co to oznacza.
Nie mogłem liczyć na zwykły związek. On nie był zwykłym chłopakiem, był
wyjątkowy. Nie potrafiłbym być delikatny, nie mógłbym go urazić. To nie jest
łatwe, nie poradziłbym sobie z tym. Muszę się bardziej powstrzymywać i nie
prowokować niechcianych sytuacji, choćby były nie wiem jak bardzo przyjemne dla
obu stron. Po prostu muszę wyluzować i nie wybiegać poza ramy naszej znajomości.
*
* *
Siedziałem na kanapie, oglądając
jakiś program taneczny i jedząc ramen. Nie mogłem się skupić na niczym przez
wczorajszą sytuację w klubie. To było takie niemądre z mojej strony. Tae się o
niczym nie dowiedział, mogłem odetchnąć z ulgą. Na pewno by się wściekł, gdyby
się dowiedział. Nie dziwię mu się. Kocha swojego brata i chcę dla niego tego co
najlepsze. Podziwiam go, nie każdy nastolatek wyrzekłby się tak wielu rzeczy
dla chorego brata. Nie jeden zostawiłby to wszystko za sobą i żył wyłącznie
swoim życiem, nie przejmując się całą resztą. Myślę, że sam bym tak postąpił.
No chyba, że moim bratem byłby Jeong. Nie mógłbym go zignorować, jest taki
słodki i bezradny.
Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk.
Oprócz mnie w domu był tylko Tae i Jeong. Tae siedział w pokoju i przepisywał
notatki, kiedy ostatni raz do niego zaglądałem, przysnął przy biurku. Tymczasem
Jeong przed chwilą poszedł do łazienki. Szybko zebrałem wszystkie informacje i
przeanalizowałem je. W łazience jest pełno ostrych, niebezpiecznych narzędzi, a
skoro Tae śpi, to tylko Jeong mógł krzyczeć.
Zerwałem się z miejsca i pognałem
do łazienki. Szarpnąłem za klamkę i z ulgą zarejestrowałem, że drzwi są
otwarte. Wbiegłem do środka i wstrzymałem oddech, by nie krzyknąć z
przerażenia. Jeong leżał na ziemi, cały we krwi, płakał, a wiszące nad umywalką
lustro było rozbite. Padłem obok bruneta i poczułem jak kawałki szkła wbijają
mi się w odsłonięte kolana. Złapałem go za ramiona i przytrzymałem w miejscu,
by nie zrobił sobie krzywdy. Byłem przerażony nie rozumiałem, co się dzieje.
- Tae! – wykrzyczałem – Tae! Pomocy!
Jeong wył przeraźliwie, a z jego
nagich ramion ciekła krew.
- Widziałem ich w lustrze – mówił co chwilę
bezładnie – Nie chcę…
- Jeong! Uspokój się – potrząsnąłem nim lekko.
- Nie chcę, by mnie zabrali – łkał.
- Tae! Proszę! Pomocy! Taehyung! –
wrzeszczałem w stronę otwartych drzwi łazienki.
- Jimin, pomóż mi – powiedział Jeong – Pomóż mi się uwolnić – jego wzrok
padł na mnie, przestraszyłem się desperacji, jaką ujrzałem.
- Nie wiem, o czym mówisz – wyszeptałem – Tae!
– krzyknąłem znowu.
Wtedy usłyszałem, jak ktoś otwiera z hukiem
drzwi i biegnie w naszą stronę, po chwili w progu stanął Taehyung. Przerażony,
tak samo jak ja. Przez moment stał osłupiały i patrzył na nas, lecz po chwili
podbiegł do Jeonga i odepchnął mnie od niego.
- Jeonggie – wyszeptał czule i chwycił
chłopaka, by go podnieść i przytulić mocno do siebie – Tae już tu jest. Nic ci
nie grozi – mówił do niego jak do małego dziecka, a Jeong wybuchł jeszcze
większym płaczem – Ciii – Tae bujał się lekko, a płacz chłopaka pomału ustawał.
Siedziałem w miejscu i
przyglądałem się temu z niedowierzaniem.
Taehyung spojrzał na mnie.
- Zadzwoń
na pogotowie – powiedział cicho.
Przez chwilę siedziałem jeszcze w
miejscu osłupiały, ale zaraz się zreflektowałem i pobiegłem po komórkę, którą
zostawiłem na kanapie w salonie, gdzie oglądałem telewizję.
Ostatnie co zobaczyłem, zanim
wyszedłem, to jak Tae całuje delikatnie czoło Jeonga. Poczułem smutek w sercu,
bo kocham Jeonga, a jego życie jest tak kruche. Mogę go stracić w każdej
chwili.
* * *
Tae usiadł koło mnie na niebieskim plastikowym krzesełku w
poczekalni. Spojrzałem na niego ze zdenerwowaniem, zaciskając dłonie w pięści. Przeniósł
wzrok z podłogi na mnie, przeszedł mnie dreszcz przez intensywność spojrzenia
jego brązowych oczu. Wypisany miał na twarzy smutek, ból i udrękę. Pewna dawka
obojętności odmalowała się na jego obliczu, gdy zobaczył, że się przejmuję.
- Pewnie nie
wiedziałeś, że Jeong ma takie ataki– stwierdził, a ja spuściłem wzrok na swoje
nerwowo splatające się ze sobą dłonie.
- Nie, nie wiedziałem
– odparłem.
- To co się dzisiaj
wydarzyło to… - westchnął - To nie
pierwszy raz, kiedy dzieje się coś takiego, właściwie to całkiem normalne u
Jeongguka. On… - schował twarz w dłoniach, chyba był po prostu zmęczony.
- Tae? – spytałem
niepewnie, a on od razu popatrzył na mnie.
- To dla mnie takie
ciężkie – wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy – Myślałem, że mu przeszło.
Wszystko dzięki tobie - zadrżałem z
niepokojem na te słowa – Zmienił się, kiedy cię poznał. Otworzył się na ciebie,
polubił cię, mimo ze byłeś obcy. On wcześniej nie zachowywał się w ten sposób.
Zaczął zadawać mi więcej pytań, lubił z tobą spędzać czas. Cieszyłem się,
myślałem, że znalazłem lekarstwo, jednak znów przegrałem. Ta choroba jest
nieuleczalna, nic tego nie zmieni. Muszę to w końcu przyjąć do wiadomości.
Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim sądzić. Jeong mnie
lubi? Myślałem, że tak po prostu reaguje na innych. Jestem dla niego
przyjacielem?
- Czemu on to zrobił?
– spytałem, by odpędzić napływające pytania.
- Widzi czasem różne
rzeczy – odpowiedział powoli Tae – Straszne rzeczy – dodał po chwili.
- Jakie rzeczy? –
zadałem kolejne pytanie.
- Nie wiem. Nikomu o
tym nie mówi. Wydaję mi się, że czasem widzi rodziców, ale nie jestem pewien –
odparł.
- Co… - zacząłem i
się zawahałem – Co się stało z waszymi rodzicami? – dokończyłem.
- Wypadek
samochodowy, Jeong był wtedy z nimi, ale nic mu się nie stało. Wszystko widział,
to wywołało jego chorobę. Lekarz mówił, że on już był chory, tylko po prostu ta
choroba się nie ujawniała, a kiedy przeżył taki szok, to ona… - urwał, nie
chcąc kończyć.
- Czy to się da wyleczyć?
- Nie – powiedział z
goryczą w głosie – On nigdy nie przestanie taki być, prowadzi do własnej
autodestrukcji – przerwał i spojrzał na mnie – Kiedyś zobaczy za dużo i to jest
przerażające.
Zapadła przejmująca cisza miedzy nami, przerywana jedynie
przez dźwięk kroków na korytarzu obok. Nie wiedziałem, czy chcę pytać.
- Co się wtedy z nim
stanie? – odważyłem się w końcu.
- Umrze – stwierdził
ponuro Tae, nie patrząc na mnie.
Krótkie, ale i tak dobrze, że wstawiasz :D
OdpowiedzUsuńKońcówka mi się podoba, lubię jak urywa się w takim momencie, bo to zostawia zmieszanie i ciekawość w duszy, co z drugiej strony jest straszne XD