piątek, 29 listopada 2013

Szaleństwo, które w sobie noszę pt 5

Od autorki: To już ostatni part tego opowiadania, miałam to jeszcze pociągnąć, ale nie miałam serca jeszcze bardziej komplikować tego wszystkiego (i uśmiercać JongKooka), poza tym nie czułam tego opowiadania, pisałam, bo czułam, że skoro zaczęłam to muszę skończyć. Także kończę to opo i zaczynam kolejne. Znów mnie wzięło na SHINee, więc będzie o nich. Kocham was i proszę o komentarze. <3




Kiedy obudziłem się rano, nie poczułem braku orientacji, jak zawsze. Byłem wszystkiego świadom, nie miałem żadnych białych plam w pamięci. Poczułem się z tym dziwnie, bo zazwyczaj czuję pustkę,  a później wszystko powraca do mnie.
Sadzę, że stało się tak, ponieważ wydarzyło się coś godnego zapamiętania. Pierwszy raz w całym moim życiu stało się coś ważnego. Czułem oczyszczenie, które dało spokój mojemu umysłowi. Pragnąłem wstać i krzyczeć na całe gardło ze szczęścia. Euforia, która mnie przepełniała, pełna świadomość, którą posiadałem, czystość myślenia, którą zyskałem. Wszystko to dawało mi nieograniczone możliwości.
Przeciągnąłem się i usiadłem na skraju łóżka. Spojrzałem na puste łóżko Jeonga i uśmiechnąłem się do siebie. Wstałem i podszedłem do okna, szeroko je otwierając. Świeże, poranne powietrze owionęło moje półnagie ciało, ożywiając je jeszcze bardziej. Mocno się nim zaciągnąłem, tak by dodarło daleko do płuc, czułem się jak na haju. Pełen dziwnego oczekiwania i przepełniony pozytywnymi uczuciami. Zaśmiałem się cicho, wychodząc z pokoju.
Sprawię, że Jeong będzie mnie pragnął bardziej niż śmierci.
Stanąłem gwałtownie w progu salonu. Cała radość uszła ze mnie w kilka sekund. To uczucia, którego nie każdy doświadczy w swoim życiu, niektórzy tego nie poczują ani razu, ja właśnie poznałem towarzyszący temu okropny, rozrywający na kawałki ból.
Na podłodze leżał nieprzytomny Jeong, w ręce trzymał swoje leki.
Upadłem na kolana i zaszlochałem głucho. To nie może się znów stać, nie gdy byłem tak blisko celu.
* * *
Uchyliłem drzwi jego sali i wśliznąłem się do środka. Spojrzał na mnie, a ja starałem skupiać się na jego oczach, a nie na kroplówce połączonej z wenflonem na wierzchu jego dłoni, czy białych ścianach szpitalnego pokoju. Miałem cholerne deja vu. Nie mówiąc już o rozczarowaniu i poczuciu winy, że nie zdołałem go powstrzymać. Moje serce krwawiło.
Jego wzrok wbity dotychczas w przygnębiająco biały sufit, przeniósł się na mnie. Nie był tak bardzo wyłączony i pełen smutku, jak po wcześniejszym ataku, ale to nic dla mnie nie zmieniało. Nadal byłem zły, rozczarowany i miałem ochotę coś rozwalić, najlepiej na sobie, bym mógł poczuć ból.
Podszedłem do Jeonga i usiadłem na jego łóżku. Chłopak obserwował mnie bacznie, nie mówiąc na razie ani słowa, chyba czekał na to, co ja mam do powiedzenia. Tymczasem ja jedynie milczałem, nie miałem pojęcia, co właściwie mógłbym powiedzieć w tej sytuacji. Czy to wymagało z mojej strony komentarza? Trwała, więc między nami cisza, którą przerwał po paru minutach Jeong.
 - Czym jest dla ciebie miłość? – spytał,  a ja zamarłem, nie wiedząc, o co mu chodzi.
Na tego typu pytania nie znałem odpowiedzi, bo nigdy nie rozmyślałem nad takimi sprawami. Zanim wprowadziłem się do Taehyunga i poznałem jego brata, nie dostrzegałem u siebie żadnych wyższych uczuć, przynajmniej nie w nadmiarze. Teraz wszystko się zmieniło i pojawiły się w mojej głowie pytania egzystencjonalne. Jednak miłości opisać nie potrafiłem, ona po prostu była.
 - Ja… - zacząłem niepewnie – Myślę, że… - jąkałem się, nie wiedząc, jaka jest odpowiedź – Nie wiem – wydukałem, zdziwiony pytaniem.
 - Sądzę, że miłość jest więzią między dwojgiem ludzi, którzy nie potrafią żyć bez siebie – oznajmił – Czasem, jednak rozdziela ich coś i jest to najczęściej śmierć – dodał po chwili, zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad jego słowami.
 - Sądzę, że jeśli miłość jest prawdziwa, to nawet śmierć jej nie pokona – powiedziałem, a w oczach Jeonga błysnęło coś niebezpiecznego.
- Myślisz, że gdybym umarł, to osoba, która by mnie kochała, nie zapomniałaby o mnie? – spytał.
 - Tak – odparłem pewnie, a on spojrzał na mnie hardo.
 - Nawet, gdyby rozłąka trwałaby okropnie długo?
 - Prawdziwe uczucie nie zna przeszkód – zapewniłem żarliwie – Myślę też, że miłość potrafi uchronić od śmierci – dodałem.
Nasza przepychanka słowna zaczęła się rozkręcać. Nie wiedziałem, jaki był jej cel, ale na pewno zaczęliśmy być stronniczy. Miałem wrażenie, że mówimy o sobie.
 - Nie zgodzę się. Miłość jest potężna, ale są potężniejsze od niej rzeczy, jak śmierć.
 Jego słowa były twarde, nie pasowały do jego wątłego ciała, przyszpilonego do szpitalnego łóżka. Były też niezwykle mądre, jak na upośledzonego, zapomnijmy nawet, że to chory chłopak, ale takie słowa nie pasują do szesnastolatka. Jeong był niesamowicie dojrzały.
 - Czy miłość i śmierć nie są ze sobą na równi ,cały czas walcząc? – spytałem.
 - Nie sądzę, by tak było – odparł.
 - Żyłem, więc w kłamstwie?
 - Nie do końca – wyznał cicho – Czasem miłość okazuje się być silniejszą – przyznał z ukrywaną nieudolnie nadzieją.
 - Wierzysz, więc przypadki? - spytałem, a on ścisnął moją dłoń.
 - Wierzę, że ja jestem przypadkiem – odpowiedział z uśmiechem – Zostaniesz na noc? – spytał.
Nie mogłem powstrzymać się przed uśmiechem.
 - Tak – odpowiedziałem i go uścisnąłem.
* * *
Miałem sen. Realistyczny do bólu.
Biegłem za Jeongiem po lesie, podczas gdy on uciekał. Próbowałem go złapać, jednak cały czas wymykał mi się z rąk. Nagle ciemny las się skończył i wybiegłem na skalisty klif, który oświetlony księżycem  srebrzyście migotał. Jeongguk stał na jego skraju, czekając na mnie. Kiedy zrobiłem w jego stronę krok, on również postąpił krok, tyle, że do tyłu. Niemal spadł przez ten ruch, zatrzymałem się w miejscu.
 - Czym jest dla ciebie miłość? – spytał, a ja nie mogłem wydać żadnego dźwięku, mimo usilnych prób.
Chciałem go ostrzec przed przepaścią, jednak nie potrafiłem otworzyć ust, jakby coś je blokowało.
 - Jimin… powiedział, a ja jęknąłem głucho – Chciałbym być normalny… - zrobił przerwę – Dla ciebie – jego słodki szept rozlał się po moim ciele – Pragnę cię – oznajmił, a mnie znów przeszedł dreszcz – Jednak równie mocno pragnę śmierci – dodał i spadł w otchłań.
Obudziłem się przez własny krzyk. Jeong siedział obok mnie na kanapie, na której najwidoczniej zasnąłem i patrzył na mnie dziwnie. Bałem się, że go stracę. Na razie go miałem, tak jak tego pragnąłem, jednak wiedziałem, że to tylko okrutna śmierć lituje się nade mną przez chwilę, nim zabierze mi go bez pytania.
Przytuliłem zdziwionego chłopaka mocno.
 - Co się stało? – spytał.
 - Kocham cię – szepnąłem mu do ucha.
Zaśmiał się cicho w moje ramię i wtulił się we mnie mocno.
 - Ja ciebie też – wyszeptał, a ja otarłem łzę, która ściekła mi po policzku.
Może rzeczywiście stracę go wkrótce, ale liczy się czas, w którym przy mnie będzie i to że mnie kocha, a ja kocham jego. Nawet jeśli nasze szczęście będzie trwać ledwie parę miesięcy, ze mną Jeong będzie na wieczność.

Miłość nie istnieje – trzeba ją wymyślić na nowo.
~Arthur Rimbaud ‘List Jasnowidza’ (do Paula Demeny)

7 komentarzy:

  1. No przynajmniej nikt nie zginął XD Miło, że jednak się udało.
    Podoba mi się Twój sposób opisywania czynności i otoczenia, nie jest tego za dużo i przyjemnie się czyta *Sama by tak chciała XD*

    No, jestem ciekawa o czym będzie następny fick. Weny życzę i czekam na kolejne posty~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale piszesz ;* jak zaczynalam ta część to myślałam że jungkook umrze ale na szczęście się tak nie stało ;* pisz wiecej takich cudeniek :) chciała bym umieć pisać ale niestety nie umiem ;*** weny weny i jeszcze raz weny kochana
    ~Kookie

    OdpowiedzUsuń
  3. To było cudowne, najpierw myślałam, że stanie się cud i Kookie wyzdrowieje, ale i tak cudowny. Troszkę krótki. Ale uwielbiam Cię i twój styl pisania <3 życzę weny i więcej pisz takich cudeniek <3 Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam dzisiaj ochotę coś poczytać i tak mnie naszło na któryś z Twoich fanficków. Wybrałam tego rozdziałowca i muszę przyznać, że jak teraz to czytałam, spodobał m się nawet bardziej :D
    Natchnął mnie nawet do zrobienia edita:
    https://liraelwolf.wordpress.com/?attachment_id=822
    Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko! Wstawię go do siebie na blogu, do galerii, ale oczywiście podam odpowiednie creditsy i linka do tego opowiadania~

    OdpowiedzUsuń
  5. JAK MOGŁAŚ TO TAK ZAKOŃCZYĆ! JAK MOGŁAŚ!? I HATE YOU!
    UIGHFGIOUWEH QP2U9HMPIWHR,PWOIRHQ3298U5P;OI3O4;PVI

    Bo too takie cuuuudneee <333 Tylko takie króóótkieee! WAE!?

    Ale mimo całego dramatyzmu sytuacji, to całe opowiadanie jest takie fluffiaste <3 *suodycz wszędzie*
    ide przeszperać twojego bloga w poszukiwaniu kolejnych opo z BTS.
    Widziałam, że przerzuciłaś się bardziej na EXO. Mogę liczyć na to, że BTS się jeszcze pojawi?
    Kocham to jak piszesz. Potrafisz opisać przemyślenia bez przesadzania z metaforami i tymi takimi. Też się staram tak robić :)

    Zapraszam do mnie~~ http://btsfanfic.blogspot.com/p/blog-page.html

    OdpowiedzUsuń
  6. O nieeee, myślałam już, że gdy Jimin się obudzi, ten sen okaże się prawdą. Ufff... Acz mogę się domyślać, że prędzej czy później Kookie umrze :< Bardzo ładne opowiadanie i ciekawa fabuła ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kookie proszę tylko nie umieraj mi tam! ! :'(
    Żyj dla ChimChima! ^^
    Jimin pokaż mu jak bardzo go kochasz^^
    Weny♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń