Moje pierwsze pół roku na studiach było okropne. Nie potrafiłem
się przystosować do nowego miejsca. Cały czas miałem w myślach Himchana. Bałem
się, że się od niego nigdy nie uwolnię i rozpaczałem, że muszę z nim mieszkać,
wyczekiwałem wyjazdu, nawet na tym etapie, kiedy uprawialiśmy seks codziennie,
a teraz kiedy zyskałem wolność, moje uczucia momentalnie się zmieniły i
zacząłem tęsknić. To jak bardzo byłem niezdecydowany, było prawdą, która mnie
załamywała.
Pragnąłem odpoczynku.
W nocy nie mogłem spać, zazwyczaj usilnie próbowałem odgonić
myśli o nim, ale prawie zawsze mi się nie udawało. Wtedy płakałem tak długo, aż
zaczęło brakować mi łez, a zmęczenie szlochem usypiało mnie. Przez to byłem
wiecznie niewyspany.
Dużo się uczyłem, by zapomnieć o zmartwieniach. Ta taktyka
się nie sprawdziła. Nie potrafiłem też zgromadzić wokół siebie znajomych na
dłużej niż kilka tygodni. Rozmowy z innymi mnie zwyczajnie nudziły. Próbowałem
nie wyjść na sztywnego gbura, ale nie zawsze mi wychodziło.
Przez stres zacząłem palić. Matka nigdy nie pochwalała
palenia papierosów jednak mnie to uspakajało, poza tym wypalałem góra cztery
fajki dziennie, co nie było jakąś kosmiczną ilością. Były nawet dni, kiedy w
ogóle tego nie robiłem.
Jestem jednak pewien, że nie było dnia bez masturbacji. Za
każdym razem, kiedy to robiłem, wyobrażałem sobie Himchana. Przez ten prawie
rok kiedy uprawialiśmy seks regularnie, mężczyzna nauczył mnie wielu rzeczy w
tym zakresie. Mogłem śmiało powiedzieć, że wypróbowaliśmy ze sto pozycji i
miejsc dogodnych to seksu. Zrobiliśmy to w każdym zakątku naszego domu, nawet w
windzie. Himchan był niezaprzeczalnie osobą, która zabrała moją niewinność.
Wszystko to, cała ta złość, smutek, tęsknota, miała
wyparować wraz z pojawieniem się niejakiego Bang Yongguka, który posiadał
zniewalająco seksowny głos.
*
* *
Był okres w moim studenckim życiu, kiedy zacząłem regularnie
chodzić na imprezy. Dość miałem samotnych wieczorów przepłakanych w poduszkę.
Postanowiłem, że poznam jakichś ludzi, sądziłem, że mi to pomoże.
To nie wniosło do mojego życia nic prócz za dużej ilości alkoholu
we krwi każdego dnia i paru przypadkowych chłopaków, którzy albo lubili
chłopców, albo eksperymentowali. To nie był chlubny czas i wolałem nie chwalić
się tym, co wtedy robiłem.
Skończyłbym źle. Przestałem się uczyć, a sesje były coraz
bliżej. Zaznajomiłem się z jakimiś podejrzanymi typami, nie raz brałem jakieś
dziwne pigułki, po których miałem halucynacje albo chodziłem podniecony przez
następnych kilka dni, obciągałem facetom w publicznych toaletach, upijałem się
do nieprzytomności, zdzierałem łokcie, wracając do akademika chwiejnym krokiem.
To jednak wcale nie koniec dziwnych sytuacji w moim życiu.
Tym razem jednak miało mnie spotkać coś pięknego. Los w końcu się do mnie
uśmiechnął.
*
* *
Usiadłem na miękkim krześle w kawiarni, która stała niedaleko
mojej uczelni. Zamówiłem mocną kawę i oparłem głowę na dłoni, wpatrując się w
okno. Byłem wykończony, wczoraj mój znajomy zaprosił mnie na domówkę i wypiłem
za dużo, w pewnym momencie urwał mi się film, obudziłem się w jakimś nieznanym
miejscu z obcym mężczyzną. To jak się teraz czułem było okropne. Miałem
strasznego kaca, bolało mnie całe ciało, ale najbardziej tyłek, widać mój
przypadkowy partner nie należał do delikatnych, a może sam prosiłem go, by
zrobił to na ostro, czasem robię takie rzeczy.
Wtedy dosiadł się do mnie przystojny mężczyzna. Miał brązowe
włosy, ułożone w artystyczny nieład, głębokie i ciepłe oczy oraz szeroki
uśmiech. Wyglądał na miłego.
- Czemu jesteś
smutny? – zapytał.
Zamarłem. Jego głos brzmiał, jakby wydobywał się z najgłębszych
czeluści jego ciała. Był tak niski i podniecający, że od razu pomyślałem o tym,
jak brzmiałby w trakcie szczytowania. Wymazałem tę myśl najszybciej, jak się
dało. Nie byłem desperatem, który rzuca się na wszystko, co się rusza.
Widziałem wyraźną granicę pomiędzy mną a tym nieznajomym. Pewnie nawet nie był
gejem. Jednak jego głos i troska o mnie, nieznaną mu kompletnie osobę,
wyzwoliła we mnie od nowa dziecko. Starałem się skrywać moje zagubienie, jednak
kiedy tylko na niego spojrzałem, poczułem, że liczyć na zbawienie może nawet
największy grzesznik.
*
* *
Nie od razu zrezygnowałem z mojego imprezowego trybu życia, ale wraz z rozwojem mojej
znajomości z Bangiem zacząłem wykręcać się od tego typu rozrywek, na rzecz
spędzania czasu z nim.
Na początku spotykaliśmy się tylko w tej kawiarni. Przy
naszym pierwszym spotkaniu nie powiedziałem mu, że nie jestem smutny, tylko mam
kaca. Czułem, że powinienem to zachować dla siebie.
Przy Bangu starałem się być słodki, postrzegał mnie jako
niewinnego chłopaczka z innego miasta, który jest zagubiony i nie posiada za
wielu przyjaciół. Traktował mnie, jakbym był jego młodszym bratem. Na początku
to było miłe, później stawało się męczące, ponieważ zacząłem go okropnie pragnąć,
jednak jeśli uważał mnie za dziecko, nie mogłem mu powiedzieć, żeby mnie
przeleciał.
Zaczęliśmy się umawiać w innych miejscach niż kawiarnia obok
uczelni. Chodziliśmy do pizzerii, kręgielni, parku, kina, czasem do mojego
pokoju w akademiku.
Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim, oczywiście prócz mojej
przeszłości. Bang był dokładnie w wieku Himchana, nawet urodziny mieli w
podobnym czasie, jego głos był tak seksownie niski, głos Himchana też był niski, obaj byli
również ode mnie niżsi. Wiele łączyło Banga z Himchanem, ale starałem się o tym
nie myśleć.
Bang był inny,
całkiem, jego charakter był kryształowy. Miły, przynajmniej dla mnie, był
ambitny, pracował i dorywczo komponował, rapował na undergroundowej scenie.
Bang był honorowy, często się bił, czasem nawet o mnie. Kiedyś jakiś koleś
nazwał mnie dziwką, może znał moje wcześniejsze wcielenie, jeszcze parę
miesięcy temu, rzeczywiście obciągałem byle komu. Bang wkurzył się na niego i
dość mocno mu przywalił, chyba złamał tamtemu nos, w każdym razie polała się
krew. To było naprawdę słodkie, nie pytał czemu ten gość mnie tak nazwał, z
góry zakładał, że to na pewno jakiś pijany ryzykant, który szuka zaczepki i
wyzywa takich słodkich ludzi jak ja.
Przy nim czułem się swobodnie. Może z początku zakładałem
maskę niewinnego, ale z czasem po prostu zacząłem odcinać się od przeszłości i
być naprawdę niewinnym nastolatkiem. Często udawałem, że nie rozumiem pewnych
spraw, ale wszystko to robiłem dla Banga, by być blisko niego.
Był moim opiekunem, dawał poczucie bezpieczeństwa. Zawsze
mnie bronił, rozmawiał i nie oczekiwał nic w zamian. Był najwspanialszym, co
mnie dotychczas spotkało.
*
* *
Bang był moim najlepszym przyjacielem. Wszystko zmieniło
się, wcale nie na gorsze, kiedy zaprosił mnie pierwszy raz do mieszkania. To
był prawie rok od momentu, w którym się poznaliśmy.
Usiadłem na jego kanapie, a on postawił na stoliku przed
nami dwie szklanki soku. Podziękowałem i uśmiechnąłem się do niego, odwzajemnił
gest, moje serce się roztopiło na ten wspaniały widok. Zaczęliśmy rozmawiać o
jakichś bzdetach. Jednak mimo usilnych starań, nie potrafiłem się skupić.
Przebywanie z nim sam na sam w jego mieszkaniu, było dla mnie, niemalże
rocznego abstynenta od seksu, niezwykle pobudzające. Każdy nasz dotyk , który
jeszcze wczoraj nie budził we mnie żadnych emocji, teraz sprawiał, że
dostawałem gęsiej skórki. W końcu nie wytrzymałem.
- Bang? –spytałem, a
on przerwał swój wywód na temat ostatniej bitwy na rap, jaką stoczył.
- Tak? – odparł i
dokładnie mi się przyjrzał.
Spuściłem wzrok, stawałem się przy nim okropnie wstydliwy,
naprawdę byłem jak małe dziecko.
-Nie powiedziałem ci o czymś – powiedziałem, a on drgnął
zaniepokojony.
Postanowiłem, że to już czas, by go uświadomić, chociaż
odrobinę.
- Co się stało? –
zaniepokoił się wyraźnie i zmarszczył brwi – Ktoś ci coś zrobił? – spytał.
- Nie - wetchnąłem i zabrałem się w sobie – Chcę,
byś to ty coś zrobił… - przerwałem trochę niezręcznie, splatając palce.
- Co takiego mam
zrobić? - zdziwił się.
- Pocałować mnie –
wyszeptałem, unosząc głowę i patrząc mu w oczy.
- Co? – wydawał się
być zszokowany.
- Prosiłem byś… mnie
pocałował – powtórzyłem.
- Ciebie?... Ja? –
spytał, a ja skinąłem głową.
Myślałem, że mnie uderzy albo wyrzuci, zwyzywa, ale on
zrobił coś zupełnie odwrotnego. Nachylił się i złączył nasze usta w delikatnym
pocałunku.
*
* *
Tak właśnie zaczął się nasz związek, może niezbyt
porywająco, ale podobało się, że to było spokojne i stonowane. Kochałem Banga,
a on mnie. Niczego innego nie chciałem.
Wiele rzeczy toczyło się powolnie. Nasze uczucia były platoniczne,
choć wyczuwałem, że obaj pragniemy namiętności i ostrzejszych wrażeń.
Poznałem, czym jest prawdziwy związek. Chodziliśmy na
randki, karmiliśmy się, trzymaliśmy za ręce, nawet publicznie, nie musieliśmy
się ukrywać, mogłem powiedzieć o nas znajomym, nie miałem wyrzutów sumienia,
nigdy przez niego nie płakałem. Bang oglądał ze mną filmy, rozmawiał, wstawiał
się za mną, bił gości po twarzach, jeśli się do mnie przystawiali, w zimne noce
okrywał mnie dodatkowym kocem, przytulał i całował w czoło. Byłem po prostu
jego chłopakiem.
Niewinne, niemal braterskie uczucie zmieniło się w moje
dwudzieste pierwsze urodziny. Nadszedł czas zmian, stanęliśmy na krawędzi i
czekaliśmy, aż któryś spadnie i pociągnie drugiego za sobą.
*
* *
Po roku związku w końcu poczuliśmy, że jesteśmy gotowi na
coś więcej.
Bang przypierał mnie do oparcia kanapy i całował namiętnie,
jego ręce były dosłownie wszędzie, badając każdy skrawek mojego nagiego ciała,
a ja wzdychałem głośno i rozpinałem pasek jego spodni.
Wszystko zaczęło się, gdy wpadłem do jego domu, cały
przemoczony. Chciałem go odwiedzić, ale w drodze zaskoczyła mnie ulewa.
Nienawidziłem burzy, miałem tak od dziecka, więc kiedy tylko usłyszałem głośny
huk, wcześniej dostrzegając nagły błysk oświetlający korytarzyk pogrążony w
mroku, skuliłem się przestraszony i zdjąłem kurtkę i buty, wbiegając do salonu.
Bang spał, więc położyłem się obok i wtuliłem w niego. Widać tylko drzemał, bo
jego oczy otworzyły się, kiedy pocałowałem go lekko w usta. Nie mogłem się
powtrzymać, by nie objąć go mocniej i znów go nie pocałować, wyglądał
rozkosznie z tymi zaspanymi oczami i włosami w nieładzie.
- Junhong – mruknął
zaspany, ale oddał pocałunek.
Wszystko skończyłoby się normalnie, gdyby przy zmianie
pozycji, nie otarł się mocno o moje krocze. Jęknąłem zdziwiony, a on spojrzał
na mnie zszokowany. Chyba po prostu nie wiedział, że potrafię tak reagować.
Otarł się o mnie znów, a ja znowu jęknąłem. Później wszystko potoczyło się
szybko, jedynie z jedną przerwą.
- Bang… – wetchnąłem
podniecony, kiedy włożył główkę swojego członka do mojej dziurki.
Zatrzymał się, a ja jęknąłem głośno, nie potrafiąc opanować
emocji.
- Muszę ci coś
powiedzieć.
Skinął głową, jakby wiedział, co chce powiedzieć, lecz się
mylił, co do mojej niewinności.
- Pewnie myślisz, że
to mój pierwszy raz- wyszeptałem zawstydzony.
- A tak nie jest? –
spytał.
- Nie – powiedziałem
– Nie jestem już niewinny. Od dawna – wyjaśniłem.
- To nic, Junhongie –
powiedział czule i pocałował mnie uspakajająco w czoło, po czym jednym ruchem
wszedł we mnie do końca, krzyknąłem z bólu, wiedziałem, ze nie zrobił tego
specjalnie, bo Bang nigdy nie sprawił mi bólu, bo Bang to nie jest Himchan i
mogę czuć się przy nim bezpiecznie.
* * *
Jednak czy Bang powinien czuć się bezpiecznie przy mnie?
Jestem kłamcą, Bóg mi nigdy nie wybaczy, nikt mi nie wybaczy, jeśli się dowie o
wszystkim złym, co zrobiłem. Nikt prócz Himchana, bo to on pozbawił mnie
zmysłu, który pomaga odróżniać dobro od zła. Wiedziałem, że tak naprawdę tylko
on mnie zna. Bang mógł jedynie myśleć, że wie kim jestem, ale tak naprawdę nie
mógł wiedzieć, bo sam tego nie wiedziałem.
Czasem powracały do mnie wspomnienia, a wtedy zaczynałem się
bać. Dokładnie pamiętałem, jak wtulałem się w Himchana co noc, pamiętałem jego
cynamonowy zapach i to jak smakował, zawsze tak samo - czarną kawą, pamiętałem
strukturę jego smukłych dłoni, dokładnie pamiętałem jego niski głos tuż przy
moim uchu, kiedy oznajmiał, że jestem uroczy. Nic się nie zmieniło, dalej był w
mojej głowie.
Od kiedy wyjechałem na studia trzy lata temu nie byłem w
domu ani razu. Matka na początku pisała, ale wkrótce nasz kontakt się urwał.
Chciałem tego. Zapomnieć. Już prawie mi się udało. Byłem z Bangiem już dwa
lata, dzięki niemu zapomniałem o przeszłości, zostawiłem ją za sobą. Wyzwoliłem
w sobie dziecko, które chowało się w środku przez ten cały czas. Straciłem
swoje ostatnie lata dzieciństwa, dojrzewania przez Himchana. Teraz znów
próbowałem zawrócić czas.
Było tak pięknie, ale oczywiście w takich momentach zawsze
coś się musi zepsuć. Chyba odrobiłem już swój limit szczęścia. Zawisły nad nami
czarne chmury.
*
* *
Telefon spadł mi na podłogę i rozbił się z hukiem.
Spojrzałem w ścianę i upadłem na ziemię nieprzytomnie, patrząc w przestrzeń.
Bang podbiegł do mnie, próbował coś ze mnie wydobyć. Nic nie słyszałem,
widziałem tylko, jak jego wargi poruszają się, kiedy wymawiał pojedyncze słowa.
Chciałem zemdleć, to byłoby łatwiejsze, ale życie nigdy nie jest łatwe. Możemy
jedynie oczekiwać uproszczeń, łudzić się, że to w ogóle możliwe.
- Co się stało,
Junhong? - spytał chyba po raz dziesiąty Bang.
Spojrzałem na niego, odzyskałem umiejętność rejestrowania
otaczającego mnie świata. Z moich oczu popłynęły łzy rozpaczy, Bang mnie przytulił,
a ja się nie opierałem. To jedna tych chwil,
kiedy byłem sobą, całym sobą. Nic nie blokowało moich zachowań, a ja chciałem
tylko kogoś uderzyć.
- Moja mama zmarła –
wyszeptałem, szlochając.
* * *
Nigdy nie opowiadałem Bangowi o swoim życiu. Kiedy pojechaliśmy
na pogrzeb do Daegu, po raz pierwszy
zetknął się z moją przeszłością. Zdziwiło go, to co zobaczył.
- Nigdy nie mówiłeś,
że mieszkałeś w Daegu, nawet nie wiedziałem, że masz matkę – powiedział z
lekkim wyrzutem, kiedy jechaliśmy samochodem.
Patrzyłem w szybę, obserwując zmieniający się krajobraz.
Pierwszy szok minął, zostały wyrzuty sumienia. Byłem okropnym synem. Na
stwierdzenie Banga wzruszyłem ramionami.
- Nie było o czym
mówić – powiedziałem i uśmiechnąłem się uroczo.
- Czemu się wciąż uśmiechasz,
Junhong? – spytał zdziwiony i nieco zirytowany – Wiesz, że możesz być smutny,
to normalne, a nawet rzekłbym, ze to dziwne, że tylko twoja pierwsza reakcja
była histeryczna, kiedy mój ojciec zginął wraz z rodzeństwem płakaliśmy przez
tydzień, a przez następne kilka chodziliśmy smutni. Nie musisz udawać –
zapewnił mnie.
- Gdyby nie udawanie
było łatwe, to bym to robił – odrzekłem ponuro.
Bang odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie zszokowany,
pierwszy raz powiedziałem przy nim coś takim tonem. Kiedyś to było dla mnie
normalne, lecz od kiedy go poznałem, starałem się być dużo bardziej radosnym,
bo takiego mnie kochał.
*
* *
Pierwsza konfrontacja Banga z Himchanem była bardzo dziwna.
Bałem się okropnie, że wszystko się posypie. Nie mogłem nie przyjechać na
pogrzeb mamy. Kochałem ją, choć byłem dla niej okropny. Spałem z jej mężem, nie
powiedziałem jej o jego zdradach, nie słuchałem jej, a kiedy wyjechałem na
studia, przestałem się do niej odzywać. Przez ostatnie trzy lata nie
przyjechałem do domu ani razu, mimo jej wielu próśb.
Teraz znów stałem w swoim domu i czekałem, aż ktoś otworzy mi drzwi. To było upokarzające, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, kto stanie po drugiej stronie. Nie myliłem się. Stanął przede mną Himchan. Spojrzał zdziwiony na mnie, później na Banga. Nie wiedział co się dzieje. Czułem się dziwnie, znów na niego patrząc, zmienił kolor włosów, teraz był blondynem. Do twarzy mu w tym kolorze, zresztą z taką urodą, we wszystkim mu do twarzy. Byłem od niego sporo wyższy, chyba urosłem. Był zagubiony, ale kiedy spostrzegł nasze złączone dłonie, już wiedział, kim jest Bang. Kiedy stanął przed nami, nie poznałem go, zagubiony i niepewny, jednak gdy już zdał sobie sprawę, o co chodzi, na jego twarz powrócił irytujący uśmieszek, który tak dobrze znałem. Rzucił spojrzenie Yonggukowi i przytulił mnie mocno. Zdziwiony jego gestem nie poruszyłem się ani o milimetr. Zamarliśmy w tej dziwnej pozycji. Ja przytulony do Himchana i nadal trzymający dłoń zdziwionego Banga w swojej. Himchan wtulił się we mnie mocniej i przysunął wargi do mojego ucha.
Teraz znów stałem w swoim domu i czekałem, aż ktoś otworzy mi drzwi. To było upokarzające, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, kto stanie po drugiej stronie. Nie myliłem się. Stanął przede mną Himchan. Spojrzał zdziwiony na mnie, później na Banga. Nie wiedział co się dzieje. Czułem się dziwnie, znów na niego patrząc, zmienił kolor włosów, teraz był blondynem. Do twarzy mu w tym kolorze, zresztą z taką urodą, we wszystkim mu do twarzy. Byłem od niego sporo wyższy, chyba urosłem. Był zagubiony, ale kiedy spostrzegł nasze złączone dłonie, już wiedział, kim jest Bang. Kiedy stanął przed nami, nie poznałem go, zagubiony i niepewny, jednak gdy już zdał sobie sprawę, o co chodzi, na jego twarz powrócił irytujący uśmieszek, który tak dobrze znałem. Rzucił spojrzenie Yonggukowi i przytulił mnie mocno. Zdziwiony jego gestem nie poruszyłem się ani o milimetr. Zamarliśmy w tej dziwnej pozycji. Ja przytulony do Himchana i nadal trzymający dłoń zdziwionego Banga w swojej. Himchan wtulił się we mnie mocniej i przysunął wargi do mojego ucha.
- Witaj w domu,
Junhongie – szepnął tak, bym tylko ja to usłyszał – Wyglądasz uroczo – dodał, a
ja zadrżałem.
Zapowiadało się naprawdę ciekawie.
*
* *
Siedzieliśmy w salonie, a w mojej głowie wirowało mnóstwo
wspomnień. Nie zliczyłbym, ile razy już pomyślałem, że na tej kanapie, na
której siedzimy z Bangiem, kochałem się z Himchanem. Do moich nozdrzy docierał
cynamonowy zapach Himchana, który popijał czarną kawę.
- Jesteś bratem
Junhonga?- spytał w końcu Bang.
Himchan zaśmiał się i
pokręcił głową.
- Oczywiście, że nie
– odparł rozbawiony, Bang zmarszczył brwi, wiedziałem, że jest zagubiony –
Jestem jego ojczymem – oznajmił gładko, tak jakby to, że pieprzył mnie przez
rok, nic nie znaczyło.
Mętlik w głowie się powiększał, wszystko zdawało się być
dziwne. Znajomy dom, wszystkie te wspomnienia zanim przybył Himchan, wszystkie
te, kiedy już tu mieszkał. Kręciło mi się w głowie.
- Ojczymem? – spytał
zdziwiony Bang – Jesteś bardzo młody – stwierdził – Ile masz lat?
Himchan uniósł jedną brew i uśmiechnął się przyjaźnie.
Widziałem fascynację Banga. Himchan potrafił działać na ludzi, był pieprzonym
uwodzicielem.
- Dwadzieścia siedem
– odpowiedział lekko.
- Naprawdę? Ja też tyle
mam – oznajmił Bang.
- Och, to wspaniale –
nie wiem, czy Himchan grał, czy naprawdę był miły dla Banga – Jesteśmy w tym
samym wieku, przejdźmy, więc na „ty” – powiedział, wyciągając dłoń, którą mój
chłopak uścisnął.
- Yongguk –
przedstawił się.
- Himchan. Więc
jesteś chłopakiem Juna? – spytał, a Bang przytaknął – Wyglądasz na miłego i
troskliwego, poza tym jesteś przystojny, a Jun uwielbia przystojnych ludzi.
Jest nieco płytki, ale za to całkowicie uroczy – roześmiał się.
Bang spojrzał na mnie niepewnie, a ja tylko spuściłem wzrok
zakłopotany.
- Płytki? Co przez to
rozumiesz? – spytał Bang.
- Jego wcześniejszych
chłopaków – odparł prosto.
- Chłopaków? – spytał
podejrzliwie – Mówiłeś, że miałeś jednego, Junhong – jego ton głosu informował
mnie, że jest rozczarowany moim kłamstwem.
- No cóż… -
wymamrotałem zakłopotany.
- Tak powiedziałeś,
Junhongie. Nie wiesz mu za bardzo, Yongguk, bo niezły z niego naciągacz –
uśmiech Himchana był wredny i kierowany do mnie.
* * *
Wieczorem, kiedy wtulałem się w Banga, w łóżku w moim starym
pokoju, mężczyzna zaczął zadawać pytania.
- Czemu Himchan
nazwał cię naciągaczem? – spytał, a ja drgnąłem.
- Skąd ci to… -
zacząłem, ale mi przerwał.
- Odpowiedz, Junhong.
Nie mówisz mi całej prawdy. Czuję, że cię nie znam. Nic mi nie mówisz, nie
opowiadasz o sobie nigdy. Nie wiem, kim tak naprawdę jesteś.
- A kim mogę być? –
spytałem.
- Nie wiem- odparł
zagubiony.
Złączyłem nasze wargi w delikatnym pocałunku.
- Jestem Choi
Junhong, twój chłopak.
* * *
Bang musiał jechać do Seulu, ja wziąłem wolne na uczelni i
zostałem. Chciałem być na pogrzebie, który miał się odbyć za dwa dni.
Wiedziałem, że w czasie dwóch dni, które spędzę z Himchanem sam na sam, może
wiele się wydarzyć. Starałem się spędzać z nim jak najmniej czasu, jednak
wieczorem przy kolacji dopadł mnie i zaczęliśmy rozmowę.
- Yongguk jest
przystojny – oznajmił.
- To prawda, jest też
bardzo dobrym człowiekiem – powiedziałem.
- Jest męski – dodał
jeszcze –Lubisz męskich facetów, Junhong? –spytał uwodzicielsko.
- Tak – odparłem.
Spojrzał po sobie, a
potem na mnie.
- Nie jestem zbyt męski – powiedział – Zmienił ci się gust.
Może sam jesteś teraz dominatorem? Podnieca cię dominowanie? – pytał, wstając i
podchodząc blisko mnie.
W pewnym momencie, odsunął moje krzesło od stołu razem ze
mną i siadł mi okrakiem na kolanach.
- Chciałbyś
dominować? – spytał, a ja nie poruszyłem się.
Byłem zszokowany. Nie wierzyłem, ze znów jestem w tej samej
sytuacji. Podniecał mnie Himchan. Chciałbym dominować nad nim. Właściwie z
Bangiem nie miałem na to szans, mimo że był drobniejszy ode mnie, to uważał, że
jestem zbyt słodki na dominatora, a sam bałem się wychodzić z tak śmiałą
propozycją. Himchan znów czytał w moich myślach. Sprawić, by jęczał pode mną… Zdawało
mi się, że muszę to zrobić.
- Chciałbyś? –
zapytał ponownie i otarł się o moje krocze, jęknąłem zawstydzony.
- Tak – powiedziałem.
Uśmiechnął się przebiegle, łącząc nasze usta.
*
* *
Nie wiem, jak mogłem się z nim pieprzyć. Znowu. I to nie
jeden raz. Wydawało mi się, że to całkiem normalne. Kiedy wróciłem do domu, do
Banga, już nic nie było między nami takie samo. Chyba zauważał we mnie te
subtelne zmiany, jak zmiana koloru włosów na szary albo większe zapotrzebowanie
na seks.
Często wyjeżdżałem, mówiłem, że jadę do kolegi albo
wynajdywałem jakieś wymówki, czemu mnie nie będzie. Tymczasem tak naprawdę
jeździłem do Daegu i spotykałem się z Himchanem. Kochałem się z nim, a potem
wracałem i kochałem się Bangiem. Znów wpadłem w to błędne koło.
*
* *
Bang nie wiedział, że palę. Kryłem się z tym przez cały
czas, kiedy z nim byłem. Wychodziłem czasem na balkon w nocy, kiedy mój chłopak
spał i wypalałem fajkę. Dziś miałem mętlik w głowie, czułem, że to jest ten
kulminacyjny moment. Nie chciałem tego sam przed sobą przyznać. Zbliżał się
kres tej historii.
Tym razem Bang nie
spał, obudził się i podążył za mną.
- Junhong? - spytał,
patrząc na mnie zszokowany – Ty palisz?
- Ja… - zająknąłem
się, zauważając go w drzwiach, wyrzuciłem papierosa przez barierkę – Em…czasem?
– bardziej spytałem, niż oznajmiłem.
- Od kiedy? – spytał.
- Od kiedy zacząłem
chodzić na studia – przyznałem się.
- Czemu ja o tym nie
wiem? – zadał pytanie, które otworzyło mi oczy.
To już koniec. Jesteśmy sobie obcy.
- Bo nie wiesz o mnie
niczego. Wpuściłeś do domu obcego człowieka i śpisz z nim co noc –
powiedziałem, a on stał w miejscu, nie dowierzając.
- Co chcesz mi
powiedzieć? - spytał w końcu.
- Chyba powinienem
się spakować – odparłem, zamiast się wytłumaczyć.
Chciałem go wyminąć,
ale złapał moje ramię i zatrzymał mnie obok siebie. Bolało mnie to, mocno
wbijał w moją skórę swoje palce.
- Chcę wiedzieć –
powiedział.
- Ja… kocham cię, ale
jest ktoś, kogo kocham bardziej – oznajmiłem i uniosłem wzrok, patrząc mu w
oczy, widziałem w nich ból – Przeniosłem się do Seulu, by o nim zapomnieć, by
się odciąć, lecz cały czas myślałem o nim, zacząłem imprezować i robiłem
naprawdę ohydne rzeczy, w dniu w którym się poznaliśmy, miałem kaca, a nie
byłem smutny – powiedziałem, utwierdzając go w tym, że cały nasz związek to
kłamstwo – Nie jestem święty, nie jestem słodki, nie jestem niewinny i nie
jestem tym, którego kochasz. Wszystko to jedno wielkie kłamstwo.
- Kim on jest? – spytał.
- To Himchan –
powiedziałem i wyszedłem.
* * *
Himchan otworzył drzwi i nim cokolwiek powiedział, ja
uderzyłem go z pięści w twarz. Upadł zdziwiony na podłogę.
- Wszystko przez
ciebie – powiedziałem wściekły, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co ci jest,
Junhong? – spytał.
- Zniszczyłeś moje
życie – oznajmiłem – Jak się z tym czujesz? – spytałem.
Czekałem na jego odpowiedź. Podniósł się i stanął
naprzeciwko.
Nienawidziłem go, nienawidziłem wszystkiego, co się z nim
wiąże, chciałem, by zginął. Jednocześnie tak bardzo go kochałem, przez te wszystkie
lata, był moim pierwszym i ostatnim. Niczego więcej nie pragnąłem, kiedy był
obok. Mogłem przez wieczność przytulać go, całować. Pragnąłem go najbardziej ze
wszystkich ludzi na świecie. Był moją miłością, moim życiem, moim powietrzem i
najgorszym wrogiem. Był całym moim światem. Wszystko co robiłem, było dla niego
albo przez niego. Wszystko kręciło się wokół jego osoby. Desperacko
poszukiwałem sposobu, by z nim być i się od niego uwolnić. Chciałem być jego.
Tylko tyle. Zniszczył mnie, rozpalił we mnie ogień, który mnie pochłonął. Od
kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, wiedziałem, ze to ten. Ten jedyny.
Nie wiem, czego oczekiwałem. Że co mi powie? Wyzna mi
miłość? Przeprosi? To Kim Himchan. Mój koszmar. Na fakt o zniszczeniu mojego
życia, odpowiedział jedynie:
- Jest w porządku .
Nie wytrzymałem, zacząłem go okładać pięściami, a on się
zasłaniał, błagał, bym przestał. Był tchórzem całe życie, a ja nie mogłem się
zatrzymać. Czułem na rękach krew, czułem jego opór, wyczuwałem zapach jego
cynamonowych perfum, słyszałem prośby i płacz. Płakałem razem z nim, wylewałem
morze łez. Poczułem, jak ustępuje, przestaje się poruszać, wierzgać nogami,
uderzać we mnie rękami, zamilkł. Nie przestałem uderzać, nie mogłem. Niech
poczuje moje cierpienie. Niech wie, jak bardzo mnie bolało, to co ze mną robił.
Nie obchodziło mnie, że on już nie żyje, bo ja też przestałem żyć.
Przestałem żyć w chwili, kiedy go poznałem.