Spojrzałem
na puste krzesło po drugiej stronie stołu. Poczułem dziwną i bezpodstawną
pustkę, przecież zaraz miał usiąść przede mną, nie miałem być sam.
Tak przynajmniej sobie wmawiałem. Chyba czułem, że po tej rozmowie coś stracę
na zawsze. To miał być koniec.
Przełknąłem
ślinę, moje ręce pociły się i czułem mdłości. Jeszcze nigdy tak bardzo nie
denerwowałem się jak w tamtej chwili. Podczas wszystkich niezliczonych
występów, nawet kiedy debiutowałem. Przyjmowałem to ze zdawkowym stresem, a
później miałem to kompletnie gdzieś.
Rozejrzałem
się po całkiem sporej sali, która wypełniona była stolikami i krzesłami. Trochę
jak restauracja, tylko wszystko było dużo brzydsze, bardziej kanciaste, nie
było obrusów, a w oknach i drzwiach były kraty. Kilka osób w jasnoniebieskich
jednolitych kombinezonach rozmawiało ze swoimi najbliższymi, gdzieniegdzie
rozstawieni byli strażnicy, którzy pilnowali, by nie doszło do żadnych
niebezpiecznych sytuacji.
W
końcu usłyszałem brzęk klucza w zamku i drzwi do pomieszczenia otworzyły się.
Tak po prostu wszedł do środka, jakby to nie było nic takiego, że się widzimy.
Przeszedł przez salę i usiadł na krześle naprzeciwko mnie, a za nim cały czas
podążał strażnik. Mężczyzna w mundurze stanął pod ścianą i uważnie obserwował
chłopaka siedzącego przede mną, jednocześnie dał nam odrobinę prywatności,
stojąc na tyle daleko, że nie mógł słyszeć naszej rozmowy, o ile nie zaczniemy
na siebie krzyczeć.
Bałem
się spojrzeć w górę, nie chciałem patrzeć w jego oczy. To było trochę za dużo.
Jednak w końcu to zrobiłem. Wyglądał tak samo, nadal był przystojny. Trochę
schudł, a pod jego oczami widniały ciemne sińce spowodowane zapewne zmęczeniem.
Patrzył
na mnie w napięciu, czekał, aż coś powiem, ale ja nie mogłem jasno myśleć, nie
potrafiłem wyartykułować nawet jednej sylaby. Uderzyło we mnie jednocześnie
zbyt dużo uczuć.
Czułem
radość, że znowu go widzę, ale też wściekłość, która tkwiła we mnie, od kiedy
powiedział mi całą prawdę. Czułem wzruszenie, złość, miłość, nienawiść.
Zakręciło mi się w głowie.
W
jego oczach nadal kryły się szczere uczucia do mnie i choć nie powinienem,
poczułem się szczęśliwy z tego powodu. Nie zapomniał mnie.
- Yixing – mruknąłem, a on chrząknął,
powstrzymując łzy.
Podczas
gdy on grał silnego, ja czułem jak ciepłe, słone krople spływały po moich
policzkach i zamazywały mi obraz człowieka, który był tuż przede mną. Tak długo
marzyłem, by był na wyciągniecie ręki, a gdy w końcu tak właśnie się stało, nie
miałem mu nic do powiedzenia, oprócz tego, że mu uwierzyłem.
On
czekał cierpliwie, na to co chciałem mu powiedzieć, a ja naprawdę miałem w
głowie mnóstwo słów. Dobrych słów, jednak niełatwo takie mówić, więc zamiast
tego wypaliłem:
- Zostawiłeś mnie.
Yixing
spojrzał na mnie z uśmiechem pełnym goryczy.
- Czy nie tego chciałeś? – spytał ze smutkiem.
- Nie zwalaj wszystkiego na mnie
– warknąłem.
Nie
wiedziałem skąd we mnie było tyle negatywnych emocji. Sądziłem, że już się ich
pozbyłem. Przecież to już rok, wszystko się zmieniło, ja się zmieniłem. To
najwidoczniej nie wystarczyło, te wszystkie nieprzespane noce, kiedy nad tym
rozmyślałem, morze łez, które wylałem podczas myślenia i miliony rozmów z
Taeminem, który mnie pocieszał każdego ranka.
To
tkwiło tak głęboko.
- Nie tak to miało zabrzmieć – zapewnił –
Chciałem, żebyś był szczęśliwy, a jedynym sposobem było moje zniknięcie,
wyrzuciłeś mnie, a ja chciałem z początku wrócić, ale… zdałem sobie sprawę, że
nie pomogę ci rozwiązać problemów, bo to ja nimi jestem – oznajmił, a ja
prychnąłem.
- Nie przeceniaj się – rzuciłem z jadem w
głosie, Yixing skrzywił się trochę, ale nic na to nie odpowiedział, był pełen
skruchy – Miałem cholernie dużo problemów, wcale nie byłeś największym.
- A jednak poradziłeś sobie dopiero po tym,
jak cię opuściłem – mruknął cicho pod nosem.
Westchnąłem.
- Poruszyłeś kostki domina – uśmiechnąłem się,
ocierając łzy.
- Nie ma za co – rzekł zaczepnie, a ja
zaśmiałem się lekko.
Właśnie
w tamtym momencie zdałem sobie z czegoś sprawę. Kiedy patrzyliśmy sobie w oczy
uśmiechnięci, wszystko widziałem przejrzyście. Nadal kochałem Yixinga i chyba
już nigdy nie przestanę.
- Przepraszam – wypalił, a ja kiwnąłem głową,
spuszczając wzrok.
Czy
powinienem przyjąć jego przeprosiny? Zastanawiałem się.
Uniosłem
w końcu wzrok, spojrzałem mu głęboko w oczy, tak by widzieć, czy mówił
szczerze.
- Powtórz to – mruknąłem.
Yixing
milczał przez dłuższą chwilę.
- Przepraszam – powiedział w końcu, a ja
wiedziałem, że mówił całkowicie poważnie.
- Wybaczam – zapewniłem go.
Uśmiechnął
się tak szczęśliwie. Widziałem w jego oczach łzy wzruszenia, których jednak w
końcu nie uronił. Chciał pokazać mi, że jest silny i sobie poradzi.
- Co się teraz stanie? – spytałem z lekkim
przestrachem, kiedy sobie przypomniałem, gdzie się znajdowaliśmy.
- A co ma się stać? –wzruszył ramionami.
- Wsypałeś Jonghyuna, on się zemści, musisz tu
zostać na pięć lat. Co zrobisz?
- Nie martw się, poradzę sobie – zapewnił –
Pięć lat to nie tak dużo.
- A Jonghyun?
Nie
byłem taki pewien, że Yixing sobie poradzi. Tak łatwo ulegał wpływom, był
zniszczony.
- Po wyjściu z więzienia, wyjadę z powrotem do
Chin – oznajmił, a ja uniosłem brwi.
- Że co? – spytałem zszokowany.
- Już wszystko przemyślałem. Na razie
odsiedziałem dopiero trzy miesiące, ale może wyjdę szybciej za dobre
sprawowanie, dobrowolne przyznanie się do winy świadczy na moją korzyść. Nie
chcę zostawać w Korei, nic dobrego już mnie tu nie czeka, poza tym nie chcę
niszczyć już niczego więcej w twoim życiu. Przyjąłeś przeprosiny, więc mogę
odejść z czystym sumieniem. Wrócę do Chin, spotkam się z rodziną, przeproszę
również ich i zacznę od nowa. Gdzieś daleko stąd, daleko od wszystkich miejsc,
które znam i znałem. Może Hong Kong – wyjaśnił.
Na
początku chciałem go przekonywać, namawiać, jeśli byłoby trzeba rozkazać, by
został i był ze mną. Jednak szybko przekonałem się, że on nie żartował.
Poukładał swoje życie. Zakończył wszystkie sprawy i mógł spokojnie odejść.
Nie
zamierzałem psuć mu tego. Zresztą ja też już wszystko poukładałem i zdałem
sobie sprawę, że w moim nowym życiu nie było miejsca dla niego.
Nie
powinniśmy psuć tego, co dopiero zostało naprawione. Zbyt wiele by nas to
kosztowało. Więc poddałem się, może nie bez żalu, ale na pewno nie byłem przez
to w rozpaczy.
- Słyszałem, że jutro wracasz na scenę – powiedział Yixing z radością i
dumą w głosie.
Skinąłem
głową.
- Zmieniłeś wytwórnię? – spytał.
- Tak. Jestem teraz niezależny, sam robię
swoją muzykę, piszę teksty, układam choreografię.
- Jesteś taki szczęśliwy. Gratuluję – Yixing
naprawdę był przez cały czas ze mną.
Musieliśmy
się wkrótce się pożegnać, ponieważ widzenie mogło trwać tylko piętnaście minut.
Jednak nie żałowaliśmy tego za bardzo, powiedzieliśmy sobie wszystko, co było
istotne. Ostatnie minuty wypełniliśmy pustą rozmową, a na koniec uściskaliśmy
się krótko.
Nim
wyszedłem Yixing zadał ostatnie pytanie.
- Jaki tytuł ma twoja płyta?
Uśmiechnąłem
się.
- Anielskie pęknięcia – odparłem.
Yixing
wyszczerzył się.
- Arogancki – wymamrotał z rozbawieniem.
„Szybuj!
To sposób w jaki okazuję swoja miłość.
Stworzyłem to w swoim umyśle.”
~Awolnation - Sail