niedziela, 13 października 2013

Telefon samobójcy

Rodzaj : AU, angst, yaoi, oneshot
Pairing: MinKook (Jongkook x Minho)
Fandom: Shinee x BTS
Ostrzeżenia: brak

Od autorki: Coś niezapowiedzianego, mam nadzieję, że się spodoba. C; Kocham was i proszę o komentarze. <3



Zawsze wydawało mi się, że jestem silnym człowiekiem. Potrafiłem o siebie walczyć, osiągałem szczyty i nigdy nie ponosiłem porażek. W swoim życiu spełniłem moje marzenia, nie bałem się wyzwań. Myślałem, że jestem zbyt dobry, by upaść.
Miałem ledwie dwadzieścia trzy lata, a już miałem dobrą pracę, dom i brak poczucia, że mogę to stracić. Parłem do celu i sądziłem, że przeżyłem już wszystko. Czasem człowiek mocno się myli. Błądzi jak we mgle. Jego myśli są rozproszone, a cele jakie sobie obiera, mało ambitne.
Wszystko może zmienić jedna chwila, jedna sytuacja, niekoniecznie skomplikowana. Może to być coś irracjonalnego. Cos czego nie zauważamy, choć jest blisko. Jak fala tsunami zmywa wszystko z powierzchni naszego przeznaczenia, mimo że jeszcze chwilę temu nawet nie wiedzieliśmy o zagrożeniu.
Bywa i tak, że niespodziewana sytuacja, pociąga za sobą konsekwencje, które nie są dla nas dobre, ani miłe. Powoli niszczą nasze życie, które upada po kolei jak kostki domino. Wszystkie niebezpieczeństwa są blisko nas.
Nie wiem, która z tych dwóch opcji bardziej oddaje moją sytuację. Nie myśli się o takich rzeczach, kiedy naprawdę przydarza nam się coś złego.
* * *
Teraz wydaje mi się to absurdalne. Otwarte wołanie o pomoc, które zignorowałem.
Mieszkałem na przedmieściach w małym domku, zawsze marzyłem, by mieszkać w takim miejscu. Kiedy byłem dzieckiem nie mogłem nawet marzyć o takim miejscu. Mieszkałem razem z licznym rodzeństwem i rodzicami w małym mieszkaniu na dziesiątym piętrze starego wieżowca. Nigdy nie czułem się dobrze w otoczeniu tych szarych ścian. Marzyłem o wyrwaniu się stamtąd. Wybrałem ścieżkę mądrości i wspiąłem się na szczyt. Zostawiłem tamten świat za sobą, nie chciałem pamiętać jaki byłem i z kim tam byłem. Nie żałowałem ani przez chwilę. Nigdy się nie zawahałem. Byłem stanowczy.
Miałem wymarzone życie i nawet sąsiedzi byli wymarzeni. Może z jednym wyjątkiem. Syn moich sąsiadów, zagorzałych katolików, był chyba jedynym wyjątkiem. Nie był miły, nie był pomocny, ani szlachetny, wtapiał się w tło, lecz było w nim wiele mroku i smutku. Nie brałem tego nigdy do siebie, nie chciałem się wtrącać, po prostu nie miałem w naturze odruchu pomocy bliźnim.
Okno mojej sypialni wychodziło na ich ogród, widziałem jak dwójka młodszego rodzeństwa zawsze bawi się z psem, widziałem ich rodzinne grille i widziałem jak najstarszy syn sąsiadów wymyka się co noc przez okno, by potem wracać na wpół przyomnie nad ranem. Na początku budziło to mój sprzeciw, pamiętam siebie w jego wieku, moje zachowanie nie różniło się kompletnie niczym. Dopóki się nie obudziłem i nie wziąłem do pracy. Właściwie to byłem w tedy trochę młodszy. Odganiałem jednak te myśli, nie chciałem pamiętać. To były naprawdę straszne chwile.
Nie rozumiałem tylko jednego. Czemu on to robi? Ja zachowywałem się tak, bo miałem ciężkie życie. Nigdy się nie lubiłem z moim rodzeństwem, a rodzice wręcz mnie odpychali od siebie, nie zaznałem ciepła rodzinnego domu. Jednak ten chłopak miał wszystko, znałem pobieżnie jego rodzinę. Rodzice wydawali się przyjemnymi ludźmi, a ich pozostałe dzieci zawsze zgodne i uprzejmie się witające. Miał pieniądze, ładny dom, duży ogród, cotygodniowe grille, gromadkę przyjaciół, którzy niemal codziennie u niego gościli. Czego mogło mu brakować?
Nie pomyślałem o tym, że niektórzy rodzą się ze smutkiem wewnątrz siebie, są zaprogramowani na autodestrukcję.
* * *
Stałem przy półce z kukurydzą w puszkach. Musiałem się w końcu wybrać na zakupy, bo w lodówce nie miałem kompletnie nic. Ciężko mi się było zdecydować, więc stałem tak myśląc, który rodzaj kukurydzy wybrać. Byłem pogrążony w swoich myślach i skupiony na tym co robiłem. Jednak z tego stanu wyrwał mnie głośny huk, obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że po podłodze toczą się puszki groszku, które stały naprzeciw tych z kukurydzą.
To był on, leżał na podłodze i próbował się podnieść. Najwidoczniej to on zwalił puszki. Wyglądał na pijanego. Nie szło mu zbyt dobrze wstawanie. Zignorowałem to i wróciłem to swojego poprzedniego zajęcia. Nie miałem naturalnego odruchu pomocy, więc założyłem, że ktoś inny mu pomoże. Zaraz zjawił się ochroniarz, który chwycił brutalnie chłopaka i próbował go wyprowadzić na zewnątrz.
 - Spieprzaj – wykrzyknął chłopak i zaczął się szarpać.
Włosy mu się potargały i chyba nic nie widział przez opadającą na oczy grzywkę. Był pijany albo naćpany, a może i jedno, i drugie.
Przestałem myśleć nad kukurydzą i stanąłem, przypatrując się ukradkiem rozgrywającej się przede mną scenie. Było to dość niecodzienne.
 - Jesteś pełnoletni? – zapytał pracownik sklepu i wzmocnił uścisk na ramieniu chłopaka.
 - Nie wiem – powiedział brunet, kręcąc głową i wzruszając ramionami.
 - Idziemy, młody, muszę cię odprowadzić na komisariat – westchnął mężczyzna w czerni i ruszył, ciągnąc za sobą chłopaka.
Kiedy zostałem sam, rzuciłem wzrokiem na puszki na podłodze i obojętnie wrzuciłem do koszyka kukurydzę. 
Wystarczyło podać pomocną dłoń.
* * *
Wychodziłem właśnie z samochodu, kiedy zauważyłem, że siedzi wsparty o drzewo, blisko mojej bramy. Był już wieczór i robiło się chłodno, a on po prostu siedział przemarznięty na ziemi. Wyglądał na trzeźwego, ale mocno przybitego.
Bywa, że nasze myśli i czyny mijają się obojętnie. Nie wiem czemu za każdym razem ignorowałem go, mimo że moje myśli kazały mi pomóc. Wiele dałbym, by móc zrozumieć, jak mogłem popełniać notoryczne błędy. Wydaje mi się, że ten chłopak był tylko narzędziem w rękach losu. Miał mi powiedzieć co dzieje się z takimi jak ja i był tu tylko po to, by dać mi kolejną szansę.
W tamtym czasie nie byłem zbytnio rozdarty, pojawiło się w mojej głowie króciutkie ostrzeżenie, a potem znikło i dało mi spokój. Zignorowałem go bez mrugnięcia okiem. Po prostu go zostawiłem, tam gdzie był i wszedłem do domu.
Kilka godzin później, kiedy myłem naczynia, byłem świadkiem jak został potrącony przez samochód. Widziałem całą scenę przez okno w kuchni, które wychodziło na ulicę. Nie zrobiłem nic. Założyłem, że skoro ja to widziałem, to inni też i mu pomogą. Poza tym mężczyzna, który to zrobił od razu wysiadł i zaczął pomagać. Usiadłem przed telewizorem i z obojętnością zacząłem oglądać jakiś program.
Tok mojego myślenia był spaczony, trudno było naprawić skazy na mojej duszy, ale to co miało się wydarzyć, zmieniłoby ten dziwny tor myśli i brak empatii.

* * *

Miesiąc po tym wydarzeniu, minąłem go przed kawiarnią, do której zawsze chodziłem. Lubiłem to miejsce, bo miało przyjemny klimat. Kawiarenka była mała i stylowa. Urządzona ze smakiem, a podawana tam kawa była przepyszna.
Kiedy miałem gorsze dni, poprawiałem sobie w ten sposób humor. Tak się składa, że dziś mój projekt okazał się kompletną klapą, a awans przeszedł mi koło nosa, więc byłem okropnie zdenerwowany. Musiałem ulżyć swoim skołatanym nerwom.
Przed wejściem do środka, zauważyłem go, jak siedzi na ławce. Drżał lekko, lecz nie z zimna, a dlatego, że płakał, patrząc na swoje stopy. Stanąłem w miejscu z ręką na klamce. To było takie dziwne uczucie, coś w środku kazało mi mu pomóc, lecz ja nie widziałem w tym sensu. Nie wiedziałem, czemu w mojej głowie tworzą się tak dziwne scenariusze.
W pewnym momencie on podniósł swój wzrok na mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Czułem się dziwnie, obserwując go. Chłopak przestał pociągać nosem i wpatrywał się we mnie zdzwiony. Lekko uchylił usta i trwał w tej pozycji. Na jego twarzy malowało się cierpienie i strach, po części jednak również obojętność. Razem dawało to naprawdę niebezpieczny efekt. Już widziałem kiedyś to spojrzenie. Wiele lat temu sam tak wyglądałem, wtedy gdy przechodziłem ciężki czas i pragnąłem śmierci. Poczułem, że chce podejść to niego i pomóc mu.
Już prawie to zrobiłem, lecz wtedy usłyszałem za sobą kobiecy głos.
 - Przepraszam, chciałabym wejść – oznajmiła dziewczyna stojąca koło mnie – Blokuje, pan, wejście  -  niemalże warknęła zniecierpliwiona.
 - Och, przepraszam – ocknąłem się z tego dziwnego stanu i odsunąłem się, by przepuścić ją.
Kiedy to zrobiłem, spojrzałem za siebie. Chłopak zniknął, a wraz z nim to dziwne uczucie. Wszedłem do środka, zostawiając wszystkie powracające wspomnienia na zewnątrz.
Straciłem ostatnią szansę.
* * *
Nigdy nie wierzyłem w Boga. Moi rodzice również nie wierzyli. Jednak zawsze fascynowało mnie to jak ludzie, którzy wierzą, postrzegają innych. Potrafią pomóc, mimo że nic nie dostaną nic w zamian. Przynajmniej w założeniu, bo przecież nie każdy wierzy z taką samą mocą.
Bezinteresowność jest cechą, której pojąć nie potrafiłem. Miłość wiąże się z bezinteresownością, jest jej częstym skutkiem. Nie rozumiałem czym jest miłość, dopóki jej nie utraciłem.
* * *
Obudził mnie natarczywy dzwonek telefonu. Podniosłem się do siadu i zapaliłem lampkę. Rzuciłem okiem na zegarek, dochodziła trzecia w nocy. Chwyciłem za telefon i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Ko może dzwonić o tej porze?
 - Halo? – spytałem.
 - D-dzień dobry – usłyszałem nieco drżący głos po drugiej stronie.
 - Z kim rozmawiam? – zadałem kolejne pytanie.
 - Mam na imię Jeong i mieszkam w domu obok. Pewnie mnie, pan, nie kojarzy, bo nigdy nie rozmawialiśmy, ale moja matka kiedyś u pana była i przyniosła panu szarlotkę. Mówiła, ze jest pan bardzo miły i inteligentny – tłumaczył chłopak.
Zmarszczyłem brwi zdzwiony, nie wiedząc o co może mu chodzić. Wiedziałem kim jest, bo to właśnie on był tym dziwnym dzieckiem z sąsiedztwa.
 - Ale o co chodzi? – spytałem.
 - Ja… - zawahał się – Nie mam się z kim pożegnać, a sadzę, że z kimś muszę.
 - Jak to pożegnać?
To naprawdę przestawało być zabawne. Trochę zacząłem się obawiać.
 - Chcę popełnić samobójstwo – oznajmił pewnie, jego głos nawet nie zadrżał.
 - Że co?! – wykrzyknąłem – Niby dlaczego, dzieciaku?!
 - Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale mam wrażenie, że musze to zrobić.
 - Poczekaj, że niby co? – zerwałem się z łóżka – Niby czego ci braje?
 - Niczego, ale coś we mnie mówi, ze to jest bez sensu.
 - Gdzie jesteś? – podbiegłem do szafy i chwyciłem płaszcz – Jadę po ciebie.
 - Jestem na moście przy kościele – odpowiedział spokojnie.
 - Zaraz tam będę – wybiegłem z domu i ruszyłem do domu obok, wbiegłem na podwórko i wpadłem na ganek, uderzając pięściami w drzwi.
 - Jest jeszcze coś, myślę, że gdybym miał ochotę żyć, to bym pana pokochał – powiedział chłopak, a ja zachłysnąłem się powietrzem i zapukałem raz jeszcze – Żegnaj – wtedy rozłączył się, a ja spanikowany, zacząłem krzyczeć o pomoc.
Otworzyła mi jego matka, stanęła przede mną, wpatrując się we mnie rozespanym, nieco zirytowanym wzrokiem.
 - O co chodzi? – spytała.
 - O Jeonga…
* * *
Odszedł nim przyjechaliśmy na miejsce. Czy gdybym wtedy przed kawiarnią do niego podszedł… To chybaby nic nie zmieniło. Nosił w sobie smutek. Lekarz nazwał to depresją, jednak ja wiem, ze to nie było takie oczywiste. Był to smutek głęboko w nim, z którym urodził się.
* * *
Po tym co stało się z Jeongiem oraz tym jak odnalazłem miłość, która zginęła nim się zaczęła, wyprowadziłem się i zamieszkałem w centrum. Rzuciłem pracę, która zabierała mi moje życie. Moje oszczędności na założenie firmy przeznaczyłem na podróże. Poznałem dziewczynę, z którą dzielę obecnie życie i mieszkanie. Stałem się kimś innym, jednak nie zapomniałem o przeszłości. Noszę ją w sobie.
obojętny
1. «nieokazujący zainteresowania kimś lub czymś, niedbający o kogoś lub o coś; też: świadczący o takiej postawie»
2. «niebudzący żywszych uczuć, niemający dla kogoś znaczenia»
3. «pozbawiony cech charakterystycznych, wyróżniających»
4. «niewywierający na coś szkodliwego wpływu»

Według słownika to właśnie znaczy obojętny. Czy taki byłem? Czy tak widziałem Jeonga? Czy tak postrzegałem świat? Czy tacy właśnie są ludzi? Co trzeba przeżyć, by stać się mniej obojętnym?

3 komentarze:

  1. Boże...Kobieto...To...To...To było niesamowite. Boskie. Nieziemskie. Nie wiem jakim cudem to zrobiłaś ale w całym tym opowiadaniu ,opisałaś mnie. Ten fragment: "niektórzy rodzą się ze smutkiem wewnątrz siebie, są zaprogramowani na autodestrukcję." i "Nosił w sobie smutek. Lekarz nazwał to depresją, jednak ja wiem, ze to nie było takie oczywiste. Był to smutek głęboko w nim, z którym urodził się." To tak doskonale mnie oddaje... To opowiadanie a właściwie postać Jeonga jest moim odzwierciedleniem. Czułam się jakbym czytała fragment swojego życiorysu. Jakbym patrzyła na swoje życie w roli widza a nie głównego bohatera. Niesamowite... Po prostu...Brak mi słów. Łzy samoistnie wypłynęły mi z oczu i potoczyły się po policzkach. Z niedowierzaniem ,zasłaniając sobie usta ręką, czytałam każde kolejne słowo. Nie znasz mnie a jak idealnie odzwierciedliłaś mój stan. Jesteś telepatką? Albo jasnowidzem? Widzisz przyszłość? Nie. To niemożliwe. Po prostu...Dziękuje. Bardzo Ci za to opowiadanie dziękuje. Powiesz mi co Cię skłoniło do napisania tego opowiadania? Jestem ciekaw. Pisz dalej tak niesamowite rzeczy a na pewno promyk nadziei rozświetli mój mrok. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, naprawdę? Niemożliwe. To chyba najwspanialsze uczucie świata, kiedy twój czytelnik dzięki tobie przezywa katharsis. Ty płakałaś czytając moje opowiadanie... Ja płaczę, czytając twój komentarz. Dziękuję.
    Co do pomysłu, to naprawdę nic nadzwyczajnego. Myłam właśnie głowę i nagle naszedł mnie pewien pomysł. Zadałam sobie pytanie, a gdyby zadzwonił do mnie ktoś kogo nie znam i powiedziałby, że chce się pożegnać ze mną, bo nie ma nikogo innego. Potem ustaliłam postacie i na chwilę moja wena miała zastój, a kiedy powróciła, obmyśliłam wszystko mniej więcej. Jadnak cały czas mi czegoś tam brakowało i rzuciłam na chwilę tego oneshota, skupiając się na innych opo. Dręczyło mnie to jednak okropnie i wtedy nagle wpadłam na doskonały pomysł. Jongkook będzie nosił w sobie smutek. Czytałam o czymś takim w Sadze o Ludziach Lodu, jeden z bohaterów, Tristan nosił w sobie smutek od urodzenia. Nie planowałam tego jeszcze dokańczać, ale na Yaoi Kpop Worlds ogłosili konkurs, więc pomyslałam, że świetnie się składa, a że jest niedziela to napisałam to opo, bo nudy. Wstawiłam tez na bloga, bo dawno żadnego shota nie wstawiałam. Rozpisałam się trochę za bardzo, ale skoro pytasz, no to odpowiadam.
    To jest najlepszy komentarz jaki czytałam, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Woah, sam tytuł już mnie bardzo zaciekawił. Też chcę mieć taką wenę i tak ciekawie pisać D: Wielbię ficki z morałem, pouczające, czy z jakąś myślą przewodnią.
    Aż mnie naszło na pisanie, ale niestety nie mam pomysłów... Może później xD

    Wybacz mi, ale nie umiem pisać długich komentarzy, większość swoich emocji zatrzymuję w sobie i nie potrafię ich okazać.

    OdpowiedzUsuń