piątek, 14 marca 2014

Mroźny powiew pt 3

Od autorki: Nie poddaję się , mimo braku weny, który spadł na mnie. Co za beznadzieja. ;C To chyba przez to, że rozprasza mnie ta aura na dworze, kiedy tylko wychodzi słońce nie chcę mi się kompletnie nic, prócz robienia jakichś głupot z przyjaciółmi. Tak ma praktycznie każdy, tak myślę... W każdym razie staram się coś tam naskrobać, ale słabo mi idzie. Kiedy skończy się to opowiadanie, nie zamierzam więc zaczynać przez jakiś czas nic nowego, bo to będzie bez sensu. Niczego nie zawieszam, ale po prostu notki nie będą już tak regularne. Kocham was i proszę o komentarze. <3



Nigdy jeszcze nie przeżyłem niczego piękniejszego niż dzisiejszy poranek, kiedy obudziłem się i spojrzałem wprost w zatroskane oczy Krisa, który leżał obok mnie całkiem nagi, obejmując mnie ramieniem. Uśmiechnął się i odgarnął z mojego czoła kosmyki opadających na oczy włosów.
Na początku myślałem, że to sen, ale przypomniałem sobie wydarzenia z wczorajszej nocy. Wszystko było prawdą, a Kris naprawdę leżał obok mnie i z czułością ucałował mój policzek. Byłem taki szczęśliwy.
Później pomógł mi się ubrać, bo było mi naprawdę ciężko pozbierać się do kupy, po tym wszystkim, co ze mną wczoraj robił i zeszliśmy na dół. Zrobił coś do jedzenia i usiedliśmy przed telewizorem. Na początku kręciłem się, by znaleźć jakąś wygodną pozycję, ale w końcu stwierdziłem, że ona nie istnieje, a tyłek nie przestanie boleć jeszcze przez dłuższy czas.
 - Lay, przepraszam – powtórzył Kris po raz nie wiadomo który, przyglądając mi się ze współczuciem.
 - Naprawdę już z tym skończ – uśmiechnąłem się słodko.
 - Nie powinienem wczoraj robić tego, musisz czuć się okropnie – powiedział zasmucony.
 - Rozchmurz się, Kris – przybliżyłem się do niego i oparłem brodę o jego ramię, nawet kiedy siedział był ode mnie wyższy – Nie zrobiłeś mi krzywdy – zapewniłem go – Było mi wspaniale i wcale tak bardzo nie boli.
Spojrzał na mnie niepewnie i pogładził mnie po włosach, w które po chwili mnie ucałował. Zaśmiałem się radośnie i musnąłem jego policzek ustami.
 - Jesteś zbyt uroczy – powiedział z wyrzutem – Kocham cię, Lay – wyszeptał do mojego ucha, obejmując mnie mocno.
 - Ja ciebie też- odparłem szczęśliwy.
Wcisnąłem swoje ciało bardziej w jego silne ramiona i wtuliłem głowę w zagłębienie jego szyi. Kris odsunął się nieco po chwili i spojrzał mi w oczy. Wyglądał tak pięknie przez słońce, wpadające przez okno w kuchni i malujące na jego twarzy różnorodne cienie i rozświetlające gładką skórę. Jego żółte oczy połyskiwały i niemal się jarzyły. Wydawał się być taki silny, jakby mógł ochronić mnie przed wszystkim, co na tym świecie złe. Byłem chyba największym szczęściarzem na ziemi.
Kris pochylił się i musnął moje wargi swoimi. Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się tym uczuciem ciepła ogarniającego mnie ze wszystkich stron.
 -Kris… - oderwałem się od niego, a on spojrzał na mnie pytająco – Kiedy ty… no wiesz – dokończyłem niemrawo.
 - Od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, wtedy w szpitalu. Cieszyłem się strasznie, kiedy uwierzyłeś mi, że jestem wilkołakiem i pozwoliłeś mi zostać u siebie, a kiedy zgodziłeś się, żebym z tobą spał to… Jesteś niesamowity, Lay. Wiem, że wszystko potoczyło się zbyt szybko i nie myśl, że traktuję cię źle, ja po prostu naprawdę nie chciałem tego zrobić w taki sposób. Chciałem żebyśmy mogli się lepiej poznać, ale jesteś taki piękny, że nie potrafiłem się oprzeć i… Jestem okropny – wyszeptał i schował twarz w dłoniach.
- Wcale nie – zaprzeczyłem oplotłem go ramionami, przyciskając się do niego mocno – Jesteś dla mnie najwspanialszy. To niesamowite, że czujesz do mnie to co ja do ciebie. To naprawdę… - czułem, że nie wydobędę z siebie już ani jednego słowa.
W tej chwili szczerości i wyznań zacząłem się wzruszać. Wczorajszy seks może i był wspaniały, ale to ten moment był tym, który robi z nas parę. Odsunąłem się od Krisa i schowałem twarz pomiędzy kolanami. Z moich oczu spłynęły pierwsze łzy.
 - Lay? –zaniepokoił się Kris, głaszcząc mnie po plecach – Co ci jest? – spytał.
Podniósł moją twarz i spojrzał mi w oczy pytająco. Łza spłynęła mi po policzku.
 -Co się dzieje? – przestraszył się, wycierając ją pospiesznie.
 - No bo… - pociągnąłem nosem i spojrzałem w dół – To jest takie… nierealne. Boję się, że to nieprawda, ze to sen albo że się tylko ze mnie naśmiewasz – powiedziałem.
 - Och, Lay, wiesz mi, że czuję tak samo, ale to nie jest sen, a ja mówię całkiem poważnie i mam nadzieję, że ty też – oznajmił i przycisnął mnie do siebie.
 - Jesteś moim chłopakiem? – spytałem cicho.
 - Tak – odparł z uśmiechem – A ty jesteś moim.
 - Tylko nie mówmy moim przyjaciołom, dobrze? Zaczną się mnie czepiać albo jeszcze będą chcieli mi zrobić na złość i mi ciebie zabiorą. Nie przeżyłbym tego.
 - Zgoda. Nic nikomu nie powiemy. Liczymy się tylko ty i ja – pocałował mnie delikatnie w usta, a kiedy chciał odsunąć się ode, zarzuciłem mu ręce na szyję i pogłębiłem pocałunek.
Poczułem jak unosi kąciki swoich ust w górę i zrobiłem to samo, badając niezdarnie wnętrze jego ust.
* * *
Stałem właśnie przy kuchence i gotowałem obiad, kiedy Kris objął mnie od tyłu ramionami i pocałował w szyję. Uśmiechnąłem się, odwracając się i całując go w usta. Przez chwilę podgryzaliśmy swoje wargi, aż w końcu język Krisa wśliznął się do wnętrza moich ust, zaczął trącać moje policzki, podniebienie, język. Jego dłonie wędrowały po moich plecach w dół, aż w końcu zacisnęły się na pośladkach i uniosły mnie w górę, sadzając na blacie. Oplotłem go nogami w biodrach i przycisnąłem całym ciałem do niego. Zaczął całować moją szyję, jęknąłem, kiedy przygryzł skórę za uchem. Moje ręce ściskały kraciastą koszulę na jego ramionach.
Tą chwilę przyjemności przerwał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Szybko odsunęliśmy się od siebie. Zeskoczyłem z blatu w momencie, kiedy do kuchni wszedł Chanyeol i Chen. Miałem tylko nadzieję, że Kris nie zrobił mi malinek. Przygładziłem włosy, ale na szczęście chłopacy byli czymś tak mocno zaabsorbowani, że nie zauważyli niczego podejrzanego w tym, że ja i Kris jesteśmy trochę rozczochrani i nieogarnięci.
 - Hej – powiedziałem ochrypłym głosem.
 - Nie uwierzysz, co się stało – wykrzyknął Chen.
Pokiwałem głową i spojrzałem na nich ponaglająco.
 - No więc byliśmy sobie razem z Chanyeolem w pizzerii, którą otworzyli przy tej księgarni, gdzie zawsze chodzisz z Luhanem i kiedy wracaliśmy, pomyśleliśmy, że lepiej pójść skrótem. Traf chciał, że przechodziliśmy obok tej starej fontanny, gdzie zawsze chodzą Sehun i Kai przed szkołą, jak chcą zapalić… - przerwałem mu zdenerwowany.
 - Nadal palą?- spytałem – Przecież mówili mi, że rzucą. Wiedzą doskonale, że to niebezpieczne dla ich zdrowia – oznajmiłem poirytowany.
Naprawdę nie jestem zwolennikiem żadnych używek.
 - Nie o to, w każdym razie, chodzi. Nie zauważyli nas, ale za to my zauważyliśmy ich. Zrobiliśmy im nawet zdjęcie – Chen wyciągnął komórkę i pokazał mi ową fotografię.
Rzeczywiście przedstawiała to miejsce, o którym mówili. Zamrugałem oczami, przyglądając się temu bardziej, bo nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Kai i Sehun byli połączeni w namiętnym pocałunku. O Boże, to… W końcu. Nareszcie ci ślepi idioci zauważyli swoje uczucia. Zapanuję spokój, który cały czas psuli swoimi kłótniami.
 - To z dzisiaj? – zapytałem.
 - No przecież chyba o tym ci mówiłem, no nie? – spytał Chen i spojrzał na garnki.
 - Robisz obiad?- ucieszył się Chanyeol.
Skinąłem głową.
 - No to my zostajemy, co nie Chanyeol?-wyszczerzył się Chen, a ten skinął głową uśmiechając się równie przerażająco.
Westchnąłem i wróciłem do gotowania. Nie mam co liczyć na spokojne popołudnie. Przynajmniej Kris się zmył na górę, kiedy moi przyjaciele byli zajęci tłumaczeniem mi, czego byli świadkiem.
* * *
Cała nasza jedenastka siedziała w domu Kaia. Zdziwiłem się, że wszyscy przyszli, zazwyczaj trudno jest nas zebrać, bo każdy ma jakieś zajęcia. Dziś jednak były urodziny Jongina i nie wypadało nie przyjść, skoro nas zaprosił.
W tej chwili już po oficjalnej części z tortem i życzeniami, przeszliśmy do luźnych rozmów. Kai przyniósł jakiś alkohol i puścił muzykę, powiedział, że później wpadną jakieś dziewczyny. Oczywiście ja wypiłem tylko jeden kieliszek tego mocnego alkoholu jedynie z grzeczności dla gospodarza, bo przez moją słabą głowę i ogólną niechęć do tego typu używek, nie piłem prawie w ogóle, naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio się upiłem. To chyba było na moje dwudzieste pierwsze urodziny, które wyznaczają pełnoletność. Jednak większość moich przyjaciół nie posiadała takich zasad jak ja i już teraz wydawała  się być z lekka pijana.
Chanyeol i Baekhyun tańczyli jakiś szalony taniec, Chen właśnie dolewał soju do herbaty Suho, który odwrócony niczego nie widział, a przecież najstarszy wspominał coś o tym, że nie chce dziś pić i nawet przepraszał Kaia. Sam gospodarz wyglądał na najbardziej pijanego i właśnie rozmawiał z równie pijanym Sehunem i Kyunsoo, który wyglądał jakby dzisiaj nie tknął jeszcze alkoholu, choć on akurat zawsze tak wygląda, bo mimo że jest niepozorny, to potrafi w siebie wlać ogromne jego ilości i nadal stać twardo na nogach. Sądzę, że to przez przyjaźń z Kaiem, który lubi chodzić na dyskoteki albo może po prostu ma taką umiejętność od urodzenia. Tao dyskutował żywo z Xiuminem, a Luhan siedział obok mnie z ponurą miną, spoglądając spod byka na swojego chłopaka.
Tęskniłem za Krisem, chciałbym być z nim w domu. Nie lubię alkoholowych imprez, bo nie mam z kim porozmawiać, kiedy wszyscy są pijani. Wolałbym być teraz w domu i leżeć na kanapie, oglądając powtórki dram razem z Krisem. Jestem od niego uzależniony.
Luhan wstał i wyszedł wściekły, chyba poszedł do łazienki. Chyba naprawdę jest źle między nim a Xiuminem. To smutne.
Przysiadł się do mnie Chen, Suho, Chanyeol i Baekhyun, spojrzałem po nich. Byli raczej trzeźwi.
 - Co tam, chłopaki? – spytałem z uśmiechem.
 - Ach, po staremu, słodziaku – Suho poczochrał mnie po włosach, a ja naburmuszyłem się.
 - Nie traktuj mnie jak dziecka, hyung – powiedziałem poirytowany.
 - Jak ci leci czas?  - spytał zaciekawiony Baekhyun.
 - Powolutku – odparłem.
 - A co u kuzyna?- Chanyeol zrobił chytrą minę – Kiedy ostatnio u ciebie byliśmy, szybko się zmył.
  - Możemy o tym nie gadać? – spytałem, ale nikt mnie nie słuchał.
 - To ten cały Kris nadal jest u ciebie w domu? – spytał zdziwiony Baekhyun.
 - Coś przedłuża się jego wizyta – stwierdził Chen, uśmiechając się głupkowato.
 - Nadal będziesz nam wciskać, że to tylko twój kuzyn, przecież… - przerwałem Baekhyunowi, nie chcąc słuchać jego chorych wymysłów, które właściwie są prawdą.
 - Naprawdę już sobie odpuście – powiedziałem zły.
 - Jesteś słodki, kiedy się wkurzasz – Chanyeol potargał mnie za policzki i zaśmiał się.
- A wiecie co? – Chenowi coś właśnie przypomniało – Przecież my mamy takiego newsa, co nie Chanyeol? – brunet szturchnął łokciem szczerzącego się chłopaka.
 - Mamy? - spytał skonsternowany Chan, a Chen spojrzał na niego znacząco, wtedy dopiero chłopak zrozumiał – Och, no tak – powiedział, przytakując.
 - No więc, widzieliśmy Kaia i Sehuna… - przerwał i spojrzał na Suho i Baekhyuna z perwersyjnym uśmieszkiem.
Chłopacy patrzyli na niego z niecierpliwością, czekając co powie Chen.
 - Całowali się – dokończył konspiracyjnie.
Pozostałej dwójce oczy wyszły na wierzch.
 - Całowali się… ale tak… - zdziwił się Suho.
 - Dokładnie tak – przyznał Chanyeol, a hyung pokiwał głową.
- To znaczy, że są razem? - spytał Baekhyun, a Chen zrobił zamyśloną minę.
 - To nie musi tego wcale oznaczać – powiedział po chwili zastanowienia – Ale w większości przypadków, jeśli ktoś się całuje, choć w ich przypadku to było raczej zasysanie sobie twarzy, to po prostu jest się w jako takim związku.
 - Więc mamy już czterech zajętych – wykalkulował Suho.
 - I Laya pod znakiem zapytania – dodał Baekhyun, a ja nie mając już siły zaprzeczać, przewróciłem jedynie oczami, za co znów zostałem okrzyknięty przez przyjaciół słodkim.
* * *
Luhan wpadł do mojego pokoju jak burza, nawet nie zdążyliśmy się od siebie z Krisem odsunąć. Blondyn stanął w drzwiach jak wryty i wpatrywał się w obejmujące mnie ramiona wilkołaka. Zamrugał i wycofał się na korytarz.
Przez chwilę patrzyłem na niego tępo, ale zaraz zreflektowałem się i wyśliznąłem się z ramion mojego chłopaka. Kris puścił mnie i usiadł w głębi łóżka. Podszedłem do Luhana, zamykając za sobą drzwi mojego pokoju. Widziałem w jego oczach łzy oraz malującą się na twarzy rozpacz. Przytuliłem go delikatnie, a on zarzucił mi ręce na szyję i zapłakał gorzko w moje ramię.
Sprowadziłem go na dół i posadziłem przy stole w kuchni, zrobiłem mu gorącą herbatę i poczekałem, aż się uspokoi i przestanie płakać.
 - Przepraszam, że wam przerwałem – powiedział w końcu, a ja tylko machnąłem ręką, bagatelizując jego wtargnięcie.
 - Nie ma sprawy, nie wiedziałeś. Co się stało, Luhan?- spytałem zaniepokojony.
 - To przez Xiumina – oznajmił smutny.
Westchnąłem. Już od dłuższego czasu zauważałem ich dziwne zachowania. Wyglądali na skłóconych, więc niepokoiłem się, że coś złego się stało.
 - Coś się wydarzyło między wami? – starałem się być delikatny i nie naciskać na niego, w końcu sam wszystko mi powie.
 - Ostatnio tak strasznie się od siebie oddaliliśmy, przestaliśmy się spotykać i praktycznie nie rozmawialiśmy – wytłumaczył.
 - Zauważyłem to – przyznałem.
 - Xiumin był jakiś dziwny, unikał kontaktu ze mną, w końcu zacząłem się bać, że już mnie nie chce. Byłem na niego wściekły, bo oddałem mu kilka lat swojego życia, nie chciałem, by tak po prostu mnie rzucił – przerwał i westchnął ciężko, ściskając w dłoniach biały kubek – Dzisiaj poszedłem do niego, bo miałem już dosyć. Zażądałem, by mi wytłumaczył w czym rzecz. Wyrzuciłem z siebie wszystko, powiedziałem, że jeśli chce ze mną zerwać, ma kogoś innego, niech mi to powie, a ja się jakoś  tym pogodzę. Jednak on… powiedział, że jest chory.
 Zapadła cisza przerywana jedynie tykaniem zegara i naszymi równomiernymi oddechami. Patrzyłem na Luhana pełen przerażenia, a on wbijał wzrok w swoją herbatę.
 - Xiumin ma guza – oznajmił blondyn, podnosząc na mnie swój wzrok.
* * *
Spotkanie naszej paczki odbyło się niestety w dziesiątkę, bo Xiumin leżał w szpitalu. Byłem okropnie przejęty tą sytuacją, ale Luhan zakazał mówić o tym reszcie, póki baozi nie pozwoli na to. Dziwnie było spędzać beztroski czas, kiedy wiedziałem o wszystkim. Jak miałem udawać? Naprawdę nie jestem w tym dobry.
 - Zjesz to do końca? – Kai spoglądał na kawałek czekoladowego ciasta Sehuna.
 - Tak – odparł młodszy i nawet nie spojrzał na przyjaciela.
 - Och, no, na pewno tego nie zrobisz – Kai niemal się ślinił, patrząc na to ciasto.
 - Owszem zjem, jestem głodny i mam ochotę na czekoladę – odparł, wpatrując się morderczo w ciemnowłosego.
 - Jesteś okropny – burknął Jongin i opadł ciężko na swoje miejsce.
Pozostali obserwowali z zaciekawieniem tę wymianę zdań w ciszy. Wcześniej wcale nie było inaczej, sprzeczali się o błahostki w ten sam sposób, po prostu wtedy Kai i Sehun nie zostali jeszcze przyłapani na całowaniu się oraz nie byli hipotetycznie w związku.
 - Problemy w raju – powiedział Baekhyun i chrząknął znacząco, na co kilka chłopaków się zaśmiało, a Baek przybił piątkę z Chanyeolem.
Sehun i Kai spojrzeli na nich ze zdziwieniem, nie wiedząc, o co chodzi. Zmierzyli się na spojrzenia z Baekiem, ale nie udało im się niczego wyjaśnić, więc zrezygnowali i zajęli się swoimi sprawami.
 - Co się dzieje, Lay? – spytał nagle Suho cicho, tak bym tylko ja usłyszał.
- Co? – spytałem zdziwiony.
 - Jesteś jakiś zamyślony. Coś się stało? – był widocznie zaniepokojony.
 - Po prostu… Nie zawsze jest tak, jak byśmy chcieli i czasem jest tak niesprawiedliwie – powiedziałem, nie zdradzając jednak dokładnie, o co chodzi.
Suho położył dłoń na moim kolanie i poklepał je lekko, by mnie pocieszyć. Zawsze mogłem na niego liczyć, w takich chwilach jak ta, pomagał, chociażby milcząc i nie zadając głupich pytań.

1 komentarz:

  1. Nie, nie, nie, NIE, NIE NIE! Nie rób takich rzeczy mojemu Xiuminowi! ;____; Nie, nie zgadzam się. ;; To mój ultimate bias, więc nie pozwalam. ;;
    A tak poza tym, to cześć. ;^; Jestem bakasia i niedawno znalazłam Twojego bloga. Jest supcio (zawsze jak pisze te słowo, to mam takie 'omg, ale z Ciebie pokemon', ale supcio jest supcio). To chyba tyle. Nie rób nic mojemu Minniemu i niech będzie szczęśliwy z jelonkiem. ;; Weny, czy czegośtam~

    OdpowiedzUsuń