Kiedy obudziłem się rano, nie poczułem braku orientacji, jak
zawsze. Byłem wszystkiego świadom, nie miałem żadnych białych plam w pamięci.
Poczułem się z tym dziwnie, bo zazwyczaj czuję pustkę, a później wszystko powraca do mnie.
Sadzę, że stało się tak, ponieważ wydarzyło się coś godnego
zapamiętania. Pierwszy raz w całym moim życiu stało się coś ważnego. Czułem
oczyszczenie, które dało spokój mojemu umysłowi. Pragnąłem wstać i krzyczeć na
całe gardło ze szczęścia. Euforia, która mnie przepełniała, pełna świadomość,
którą posiadałem, czystość myślenia, którą zyskałem. Wszystko to dawało mi nieograniczone
możliwości.
Przeciągnąłem się i usiadłem na skraju łóżka. Spojrzałem na
puste łóżko Jeonga i uśmiechnąłem się do siebie. Wstałem i podszedłem do okna,
szeroko je otwierając. Świeże, poranne powietrze owionęło moje półnagie ciało,
ożywiając je jeszcze bardziej. Mocno się nim zaciągnąłem, tak by dodarło daleko
do płuc, czułem się jak na haju. Pełen dziwnego oczekiwania i przepełniony
pozytywnymi uczuciami. Zaśmiałem się cicho, wychodząc z pokoju.
Sprawię, że Jeong będzie mnie pragnął bardziej niż śmierci.
Stanąłem gwałtownie w progu salonu. Cała radość uszła ze
mnie w kilka sekund. To uczucia, którego nie każdy doświadczy w swoim życiu,
niektórzy tego nie poczują ani razu, ja właśnie poznałem towarzyszący temu
okropny, rozrywający na kawałki ból.
Na podłodze leżał nieprzytomny Jeong, w ręce trzymał swoje
leki.
Upadłem na kolana i zaszlochałem głucho. To nie może się
znów stać, nie gdy byłem tak blisko celu.
* * *
Uchyliłem drzwi jego sali i wśliznąłem się do środka.
Spojrzał na mnie, a ja starałem skupiać się na jego oczach, a nie na kroplówce
połączonej z wenflonem na wierzchu jego dłoni, czy białych ścianach szpitalnego
pokoju. Miałem cholerne deja vu. Nie mówiąc już o rozczarowaniu i poczuciu
winy, że nie zdołałem go powstrzymać. Moje serce krwawiło.
Jego wzrok wbity dotychczas w przygnębiająco biały sufit,
przeniósł się na mnie. Nie był tak bardzo wyłączony i pełen smutku, jak po
wcześniejszym ataku, ale to nic dla mnie nie zmieniało. Nadal byłem zły,
rozczarowany i miałem ochotę coś rozwalić, najlepiej na sobie, bym mógł poczuć
ból.
Podszedłem do Jeonga i usiadłem na jego łóżku. Chłopak
obserwował mnie bacznie, nie mówiąc na razie ani słowa, chyba czekał na to, co
ja mam do powiedzenia. Tymczasem ja jedynie milczałem, nie miałem pojęcia, co
właściwie mógłbym powiedzieć w tej sytuacji. Czy to wymagało z mojej strony
komentarza? Trwała, więc między nami cisza, którą przerwał po paru minutach
Jeong.
- Czym jest dla
ciebie miłość? – spytał, a ja zamarłem,
nie wiedząc, o co mu chodzi.
Na tego typu pytania nie znałem odpowiedzi, bo nigdy nie
rozmyślałem nad takimi sprawami. Zanim wprowadziłem się do Taehyunga i poznałem
jego brata, nie dostrzegałem u siebie żadnych wyższych uczuć, przynajmniej nie
w nadmiarze. Teraz wszystko się zmieniło i pojawiły się w mojej głowie pytania
egzystencjonalne. Jednak miłości opisać nie potrafiłem, ona po prostu była.
- Ja… - zacząłem
niepewnie – Myślę, że… - jąkałem się, nie wiedząc, jaka jest odpowiedź – Nie
wiem – wydukałem, zdziwiony pytaniem.
- Sądzę, że miłość
jest więzią między dwojgiem ludzi, którzy nie potrafią żyć bez siebie –
oznajmił – Czasem, jednak rozdziela ich coś i jest to najczęściej śmierć –
dodał po chwili, zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad jego słowami.
- Sądzę, że jeśli
miłość jest prawdziwa, to nawet śmierć jej nie pokona – powiedziałem, a w
oczach Jeonga błysnęło coś niebezpiecznego.
- Myślisz, że gdybym umarł, to osoba, która by mnie kochała,
nie zapomniałaby o mnie? – spytał.
- Tak – odparłem
pewnie, a on spojrzał na mnie hardo.
- Nawet, gdyby
rozłąka trwałaby okropnie długo?
- Prawdziwe uczucie
nie zna przeszkód – zapewniłem żarliwie – Myślę też, że miłość potrafi uchronić
od śmierci – dodałem.
Nasza przepychanka słowna zaczęła się rozkręcać. Nie
wiedziałem, jaki był jej cel, ale na pewno zaczęliśmy być stronniczy. Miałem
wrażenie, że mówimy o sobie.
- Nie zgodzę się.
Miłość jest potężna, ale są potężniejsze od niej rzeczy, jak śmierć.
Jego słowa były
twarde, nie pasowały do jego wątłego ciała, przyszpilonego do szpitalnego łóżka.
Były też niezwykle mądre, jak na upośledzonego, zapomnijmy nawet, że to chory
chłopak, ale takie słowa nie pasują do szesnastolatka. Jeong był niesamowicie
dojrzały.
- Czy miłość i śmierć
nie są ze sobą na równi ,cały czas walcząc? – spytałem.
- Nie sądzę, by tak
było – odparł.
- Żyłem, więc w
kłamstwie?
- Nie do końca –
wyznał cicho – Czasem miłość okazuje się być silniejszą – przyznał z ukrywaną
nieudolnie nadzieją.
- Wierzysz, więc
przypadki? - spytałem, a on ścisnął moją dłoń.
- Wierzę, że ja
jestem przypadkiem – odpowiedział z uśmiechem – Zostaniesz na noc? – spytał.
Nie mogłem powstrzymać się przed uśmiechem.
- Tak –
odpowiedziałem i go uścisnąłem.
* * *
Miałem sen. Realistyczny do bólu.
Biegłem za Jeongiem po
lesie, podczas gdy on uciekał. Próbowałem go złapać, jednak cały czas wymykał
mi się z rąk. Nagle ciemny las się skończył i wybiegłem na skalisty klif, który
oświetlony księżycem srebrzyście migotał.
Jeongguk stał na jego skraju, czekając na mnie. Kiedy zrobiłem w jego stronę krok,
on również postąpił krok, tyle, że do tyłu. Niemal spadł przez ten ruch,
zatrzymałem się w miejscu.
- Czym jest dla ciebie miłość? – spytał, a ja
nie mogłem wydać żadnego dźwięku, mimo usilnych prób.
Chciałem go ostrzec
przed przepaścią, jednak nie potrafiłem otworzyć ust, jakby coś je blokowało.
- Jimin… powiedział, a ja jęknąłem głucho –
Chciałbym być normalny… - zrobił przerwę – Dla ciebie – jego słodki szept
rozlał się po moim ciele – Pragnę cię – oznajmił, a mnie znów przeszedł dreszcz
– Jednak równie mocno pragnę śmierci – dodał i spadł w otchłań.
Obudziłem się przez własny krzyk. Jeong siedział obok mnie
na kanapie, na której najwidoczniej zasnąłem i patrzył na mnie dziwnie. Bałem
się, że go stracę. Na razie go miałem, tak jak tego pragnąłem, jednak
wiedziałem, że to tylko okrutna śmierć lituje się nade mną przez chwilę, nim
zabierze mi go bez pytania.
Przytuliłem zdziwionego chłopaka mocno.
- Co się stało? –
spytał.
- Kocham cię –
szepnąłem mu do ucha.
Zaśmiał się cicho w moje ramię i wtulił się we mnie mocno.
- Ja ciebie też –
wyszeptał, a ja otarłem łzę, która ściekła mi po policzku.
Może rzeczywiście stracę go wkrótce, ale liczy się czas, w
którym przy mnie będzie i to że mnie kocha, a ja kocham jego. Nawet jeśli nasze
szczęście będzie trwać ledwie parę miesięcy, ze mną Jeong będzie na wieczność.
Miłość nie istnieje – trzeba ją wymyślić na nowo.
~Arthur Rimbaud ‘List Jasnowidza’ (do Paula Demeny)